fiveteen
- Tatusiu! – pisnęła Yoora, widząc mnie w drzwiach przedszkola.
- Cześć, skarbie. – uśmiechnąłem się i wziąłem ją na ręce.
Dziewczynka przylgnęła do mnie całym swoim małym ciałkiem, wesoło się śmiejąc. Automatycznie mnie też zachciało się śmiać, naprawdę doceniałem, że miałem swoją jedyną córeczkę, o którą mogę dbać i miałem możliwość myślenia o niej w wolnych chwilach. Chociaż ostatnio większą część myśli zajmował Jimin. Co zaczęło się robić dla mnie dość przerażające.
- Tatusiu, pojedziemy do Jimina? – zapytała, kiedy szliśmy do samochodu.
- Do Jimina? Już jest późno, teraz odpoczywa.
- Ahaa, rozumiem. – mruknęła. – Szkoda, stęskniłam się za nim.
- Spokojnie, na pewno niedługo się zobaczycie.
- Naprawdę?
- Pewnie, tatuś coś wymyśli.
- Super! – zaklaskała.
Pomogłem jej wsiąść do samochodu i zapiąłem ją w foteliku. Oczywiście od razu musiałem zmienić repertuar ze zwykłego radia na piosenki dla dzieci, ale słysząc wesoło śpiewającą Yoorę, myślę że mogę to przetrwać po całym dniu pracy i papierkowej roboty. Starałem się jak najszybciej dotrzeć do domu, żeby móc wyszykować małą do spania po kolacji i mieć trochę czasu dla siebie. Myślałem też cały czas o tym jak zaprosiłem Jimina na randkę i cały czas widziałem jego minę przed oczami. To wspomnienie wywoływało u mnie szeroki uśmiech na twarzy i nie mogłem przestać się szczerzyć. Co on ze mną robił?
Po tej stosunkowo krótkiej podróży Yoora była dość zmęczona, więc jak tylko wjechaliśmy na górę, poszła umyć ręce i usiadła do stołu, żeby szybko coś zjeść. Zrobiłem nam naszą ulubioną owsiankę z czekoladą i po jej zjedzeniu, poszliśmy do łazienki. Pomogłem Yoorze wykonać wieczorną toaletę i kiedy już układałem ją do snu, dziewczynka nagle się rozbudziła, kiedy wspomniałem o planach na weekend.
- Naprawdę pojadę na weekend do wujka?! – pisnęła.
- Wujek Seokjin spędzi tylko z tobą sobotę i przyjedzie tu w niedzielę popołudniu.
- Ale pojadę w sobotę do wujka?
- Tak.
- Zobaczę jego pieska! I te jego latające wiewiórki! – kopała nóżkami pod kołdrą.
- To są lotopałanki, nie latające wiewiórki, skarbie. – zaśmiałem się.
- A wiesz jak się nazywają jego zwierzaczki? Pamiętam wszystkie imiona!
- Naprawdę?
- Tak! Jest piesek Jjangu i te lotołapapanki Odeng i Odengi!
- Lotopałanki, słońce. – poprawiłem ją z uśmiechem
- No dobrze, to za trudne słowo, tato!
- Ale przecież jesteś duża, prawda?
- Tak! Jestem taka duża! – pisnęła ze śmiechem, pokazując jak duża jest.
- Oczywiście.
- A co będziesz robił w sobotę? – zapytała zainteresowana.
- Muszę coś pozałatwiać i nie będzie mnie w domu. – powiedziałem.
Mogłem powiedzieć jej prawdę i tak naprawdę źle czułem się z myślą, że ją okłamałem. Jednak jakbym jej powiedział, że widzę się z Jiminem, to pewnie chciałaby iść ze mną, a chcę z nim iść na randkę bez przyzwoitki. Nie jestem w gimnazjum. Chciałbym jej powiedzieć, że polubiłem Jimina, ale myślę, że jest jeszcze za mała, żeby to wszystko zrozumieć. Myślę, że ona sama w końcu zrozumie kiedyś. Chociaż, nie wiem czy będzie kiedykolwiek jakieś „kiedyś", bo jestem okropny i w końcu Jimin może sobie znaleźć kogoś bardziej rozrywkowego, przystojniejszego, z większą ilością czasu zamiast pieniędzy na koncie.
- Odechciało mi się spać. – zachichotała.
- Zawsze tak jest. – uśmiechnąłem się.
- Ty też tak masz, tatusiu? – zapytała, tuląc swojego ulubionego misia.
- Pewnie.
- I co wtedy robisz? Liczysz owce?
- Nie, to nudne. – zaśmiałem się.
- To co robisz
- Zamykam oczy i wtedy wyobrażam sobie miejsce w które chciałbym pojechać.
- Gdzie zawsze chciałeś pojechać? – szepnęła z przymkniętymi oczami.
- Do Nowej Zelandii. Jest tam wiele gór, łąk, dolin. – mówiłem. – Można głaskać w niektórych miejscach owce. Można robić obozy i spać pod gwiazdami.
- Podoba mi się. – ziewnęła. – Pojedziemy tam kiedyś, tatusiu? – spojrzała na mnie sennym spojrzeniem.
- Pewnie.
- A weźmiemy kogoś ze sobą?
- Kogo chciałabyś zabrać na tę wycieczkę?
- Babcię, wujka Seokjina i Jimina oppę. – wyszczerzyła się.
- To urocze, że chciałabyś zabrać tyle osób na wakacje, kochanie.
- Babcia nigdy nie była na wakacjach i mogłaby spędzić je ze mną. Wujek Seokjin potrzebuje odpoczynku tak jak ty, tatusiu. – tłumaczyła.
- A Jimin?
- Lubię go i chciałabym, żeby pojechał z nami.
- I myślisz, że by się zgodził?
- Na pewno. On też mnie lubi i ciebie też, tatusiu. – ziewnęła znowu i mocniej przytuliła misia.
- Jimin mnie lubi?
- Mhm, zawsze się uśmiecha do tatusia. – szepnęła.
Przez chwilę siedziałem obok jej łóżka, myśląc o tym co powiedziała. Wakacje z nią i z Jiminem w Nowej Zelandii brzmi jak marzenie. Wcześniej chciałem na takie wakacje jechać z nią i Mirą. Więc czy zabranie Jimina nie wyszłoby jako branie zastępstwa za moją zmarłą żonę? Tak mogłoby być to odebrane przez społeczność. A za wszelką cenę chciałem tego uniknąć.
Po upewnieniu się, że Yoora zasnęła, poprawiłem jej kołdrę i lepiej ją okryłem, po czym udałem się do siebie. Od razu udałem się do łazienki, żeby się ogarnąć, po czym wróciłem do pokoju i usiadłem na materacu łóżka, patrząc na tykający zegar na ścianie. Muszę go w końcu wywalić, to głośne tykanie doprowadza mnie do szału i niedługo mogę dostać nerwicy przez niego.
Kiedy już się położyłem, sięgnąłem po telefon i zastanawiałem się co miałem napisać. „Cześć"? „Hej"? A może nie powinienem się w ogóle witać? To mogłoby być niemiłe. Jestem dorosłym facetem, pracuję jako dyrektor działu finansowego i marketingowego w jednej z lepszych firm w Korei Południowej, potrafię podjąć wiele decyzji w życiu, ale nie umiem napisać jednej wiadomości do Jimina. Może jednak potrzebuję tej przyzwoitki na randce?
Nagle dostałem wiadomość od Seokjina, w której pisał, żebym w końcu się odezwał do Jimina, bo zaraz się popłacze mu przez wiadomości. Zaśmiałem się mimowolnie i zdecydowałem, że jednak zadzwonię do niego. Odchrząknąłem jeszcze, żeby nie brzmieć jak stary dziadek i czekałem , aż chłopak odbierze ode mnie telefon.
- Halo?
- Cześć, Jiminie. Nie obudziłem cię, prawda?
- Nie, nie. Oczywiście, że nie.
- Cieszę się.
- O czymś chciałeś porozmawiać, hyung? Coś się stało?
- Miałem dać znać co do naszej randki, prawda? – uśmiechnąłem się głupkowato sam do siebie.
- Racja. – zaśmiał się cicho.
- Chciałbyś gdzieś iść, Jimin? Szczerze ci się przyznam, że nie umiem planować randek, wyszedłem z wprawy. – powiedziałem.
- Nie musisz się tłumaczyć, hyung. Rozumiem to.
- Czyli rozumiem, że powiesz mi teraz jakąś podpowiedź?
Chłopak zaśmiał się uroczo do słuchawki, a na moich ustach wykwitł delikatny uśmiech.
- Na pewno chcę spędzić czas na zewnątrz. Możemy iść nawet na spacer do centrum i może tam coś znajdziemy na miejscu.
- Możemy tak zrobić, jeśli chcesz.
- A ty chcesz?
- Jiminie, z tego co wiem to na randki chodzi się dla osób, a nie dla miejsc. Chyba, że przez ostatnie lata coś się zmieniło w świecie randkowania i o czymś nie wiem? – zaśmiałem się.
- Nic się nie zmieniło, hyung. – zachichotał.
- Ważne, żebyś miał dobre wspomnienia z tej randki, Jiminie. I żebyś się uśmiechał.
- To kochane, hyung.
- Czy ja wiem. Raczej brzmię jak stary podrywacz. – parsknąłem.
- W takim razie brzmisz jak bardzo przekonujący stary podrywacz, bo mnie tym kupiłeś.
- W takim razie się cieszę.
- A godzina?
- O której jesteś wolny? Przyjadę po ciebie.
- Myślę, że mniej więcej o 16 będę gotowy.
- W takim razie o 16 będę po ciebie. I zabieram cię na randkę.
- W porządku, już nie mogę się doczekać.
Mogłem sobie wyobrazić jego uśmiech.
- Ja też.
- Muszę kończyć, hyung. Taehyung mnie woła.
- Pewnie, nie zajmuję ci już więcej czasu. Zobaczymy się jutro.
- Do jutra, hyung.
- Do jutra, Minnie.
Rozłączyłem się i odłożyłem telefon na stolik nocny. Ponieważ ta cała rozmowa mnie trochę rozbudziła, wstałem i zacząłem przestawiać wszystkie rzeczy w pokoju. Postanowiłem, że teraz to odpowiedni moment, by zrobić porządki w rzeczach i w końcu nie katować się na każdym kroku po starcie. Nie chcę i nie mam zamiaru zapominać o matce Yoory, chcę po prostu żyć tak jak przed tą tragedią. Chcę znowu być szczęśliwy. Chcę znowu żyć.
♡♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro