fifty two
Obudziły mnie rozmowy dochodzące z dołu domu. Przetarłem oczy palcami i westchnąłem, uchylając po chwili powieki. Zegar wiszący na ścianie naprzeciwko łóżka wskazywał godzinę 10 rano. Podniosłem się do siadu i upewniłem się, że Yoora jeszcze śpi, po czym okryłem ją szczelniej kołdrą i ostrożnie zsunąłem się z łóżka. Przeczesałem włosy palcami i cicho wyszedłem z pokoju gościnnego, obierając drogę do łazienki. W międzyczasie zdążyłem się przysłuchać prowadzonej na dole rozmowie między Jiminem i jego rodzicami. Niepewnie zszedłem schodami na dół, starając się nie zwrócić na siebie zbyt dużej uwagi.
- Nie mam zamiaru tutaj zostawać dłużej. Musimy wracać do domu. – powiedział Jimin, siląc się na spokojny ton.
- Tutaj jest twój dom, synu! – podniósł głos mężczyzna.
- Nie jest, skoro nie potraficie zaakceptować mnie takim jakim jestem i nie cieszycie się moim szczęściem! – wybuchnął blondyn.
Nadal stałem na schodach. Nie wiedziałem co będzie teraz najlepszym rozwiązaniem – zejście tam i dołączenie się do kłótni z ojcem Parka, czy jednak powinienem przeczekać. Jedna część mnie wręcz wrzeszczała, żebym prędko szedł bronić swojego chłopaka, jednak druga – mówiła, abym poczekał i wszedł jedynie w krytycznym momencie. Byłem rozerwany.
- Yoongi hyung i Yoora mnie kochają, robią wszystko, żebym czuł się z nimi dobrze. Wspieramy się wszyscy razem w ciężkich chwilach i jesteśmy rodziną. – kontynuował Jimin.
- A nie czujesz się wykorzystany? Co robisz w pracy? Pracujesz dla niego, robisz za niego papierkową robotę. W domu co robisz? Zajmujesz się jego dzieckiem, prawda? – prychnął pan Park.
- Jak możesz coś takiego mówić, tato? Próbujesz zrobić z Yoongiego tego złego, bo nie możesz się pogodzić z tym, że jestem gejem? Starasz się mnie przekonać do swoich racji, bo nie odpowiada ci moja orientacja.
- Bo to jest chore! Jesteście oboje mężczyznami. Co zaczną mówić sąsiedzi?! Nasz najstarszy syn zostawił rodziców samych w wielkim domu, żeby układać sobie życie w stolicy z jakimś starszym, nadętym nicponiem, co wykorzystuje go do opieki nad własnym dzieckiem.
Na chwilę zapadła cisza. Już miałem wchodzić do pomieszczenia, żeby uspokoić Jimina, zanim zrobi coś co będzie później żałował, jednak ponownie się odezwał.
- Kiedy Yoora się obudzi, wyjedziemy. – powiedział spokojnie. – I będę się dalej dawał wykorzystywać, skoro tak bardzo cię boli fakt posiadania homoseksualnego syna. Możecie znowu udawać, że nie istnieję. Na szczęście macie jeszcze drugiego syna, chociaż on wam wyszedł, prawda? Macie czym się chwalić na tych spotkaniach sąsiedzkich. O mnie nie musicie mówić. Możecie też skłamać, że zaginąłem albo po prostu umarłem, skoro tak bardzo mnie nienawidzisz.
Wszedłem do salonu, nie mogłem już dłużej słuchać tego co mówił Jimin. Szybko znalazłem się przy nim i obejmując go ramionami, pociągnąłem go w stronę schodów, żebyśmy poszli do góry porozmawiać na osobności. Chłopak cały się trząsł i czułem, że był na granicy płaczu. Prowadząc Jimina na górę, złapałem zranione spojrzenie jego matki, jednak nie powiedziałem nic. Weszliśmy do pokoju gościnnego na górze i zamykając drzwi, od razu przytuliłem do siebie chłopaka, który cicho zaczął szlochać w moje ramię. Ściskał w pięściach materiał mojej wczorajszej koszuli i moczył jej rękaw, jednak nie mówiłem na to ani słowa.
Jimin potrzebował złapać oddech. Wylał z siebie cały żal do ojca, który nie wspierał go przez całe życie, a teraz jeszcze obrażał wszystkich dookoła, na dodatek nie biorąc go na poważnie. Obejmowałem go mocno, lekko gładząc jego plecy. Chciałem, żeby się teraz uspokoił, złapał oddech i porozmawiał ze mną, póki Yoora jeszcze spała. W pewnym momencie poczułem jak Jimin robi się dwa razy cięższy, a jego kolana się uginają pod ciężarem jego ciała. Ostrożnie usiadłem z nim na podłodze, upewniając się czy nic mu nie jest. Po chwili stwierdziłem, że chłopak po prostu stracił wszelką siłę do stania, ale nie zdążył mi o tym zakomunikować, bo dalej był przytomny i pociągał nosem.
- Minnie, już okej. – szepnąłem, starając się go tym pocieszyć. – Jestem z tobą. Kocham cię i Yoora też cię kocha. – szeptałem mu do ucha. – Jeśli chcesz możemy już teraz zabrać swoje rzeczy i pojedziemy. Przeniosę Yoorę i będzie dalej spała w aucie.
- Nie. – mruknął chłopak, biorąc niespokojny oddech.
- Skarbie, oddychaj. Oddychaj razem ze mną. – powiedziałem. – Wdech – razem wzięliśmy głęboki wdech przez nos. – I wydech.
Tę czynność powtórzyliśmy kilka razy, aby mieć pewność, że już na pewno oddycha prawidłowo. Głaskałem go po włosach i ponownie przyciągnąłem go do siebie, żeby mocno go uścisnąć.
- Już okej, kochanie. – szepnąłem.
- Nie chciałem, żeby was obrażał. – mruknął chłopak, ściskając mnie.
- W porządku. To nic. Niedługo się zbierzemy i pojedziemy do domu, okej? Odpoczniemy, pójdziemy do kina, albo zostaniemy cały dzień w domu, co ty na to?
- Wszystko, byleby z wami.
Uśmiechnąłem się lekko i ucałowałem delikatnie jego szyję. Odetchnąłem spokojnie i ułożyłem głowę na jego ramieniu. Uspokoił się i ja też oddychałem już spokojniej. Miałem wielką ochotę iść teraz na dół i porozmawiać z ojcem Jimina, starając się zachować chociaż cień spokoju i opanowania, aby tylko nie zrobić temu człowiekowi krzywdy. Nie chciałem być z nimi w złych stosunkach, to mimo wszystko rodzice mojego chłopaka, ale skoro oni nie traktują nas poważnie to jak my mamy traktować ich?
- Czy możemy wracać do domu?
- Teraz? – szepnąłem.
- Tak, proszę.
Pokiwałem głową i ostrożnie wstałem z podłogi, aby wszystko spakować co do nas należało. Kiedy miałem budzić Yoorę, dobiegło nas pukanie do drzwi. Razem z Jiminem spojrzeliśmy w stronę drzwi, a po chwili w skrzydle pojawiła się mama chłopaka. Jimin od razu spuścił wzrok na podłogę, więc od razu podszedłem do niego.
- Jiminie, przepraszam cię za tatę. – zaczęła. – I ciebie Yoongi. Wierzę wam, ufam mojemu synowi i wiem, że jest tam bezpieczny i razem dobrze się wam żyje. Jednak mój mąż nie umie się pogodzić z tym, że jego syn zszedł się z innym mężczyzną.
- Myślę, że dobrym rozwiązaniem będzie jak znowu nie będziemy się do siebie odzywać. – podjął Jimin.
- Synku... Ja nie wiem, czy dam rade znowu tyle wytrzymać.
- Nie wiem co innego moglibyśmy zrobić, mamo.
- Przyjedźcie za miesiąc, obiecuję, że wtedy już będzie spokojnie.
- Zobaczymy. Teraz będziemy się już zbierać, żeby wrócić spokojnie do Seulu.
- Zostańcie chociaż na obiad. – uśmiechnęła się delikatnie kobieta.
- Nie dzisiaj, mamo. I tak tata nie chce mnie tutaj widzieć.
Wziąłem na ręce Yoorę, a Jimin wziął naszą torbę z rzeczami. Zanim jednak opuściliśmy pokój, Jimin przytulił się do swojej mamy i ucałował jej policzek.
- Odezwę się niedługo.
- Może pani do nas kiedyś przyjechać, jest pani mile widziana. – dodałem od siebie.
- Dziękuję. Zajmuj się dobrze moim synem.
- Oczywiście. – pokiwałem głową.
W końcu opuściliśmy dom rodzinny Parka, zapakowaliśmy się do naszego samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną do stolicy. W międzyczasie Jimin rozmawiał z Seokjinem o tym jak sytuacja się rozwiązała i co się działo rano w ich domu. Jin obiecał, że postara się porozmawiać z jego mamą i trochę rozjaśnić sytuację, ponieważ o wszystkim dowiedzieli się w trochę złym czasie. Poinformował nas też, że musimy przyjechać od razu po Holly, bo ma już dość tego, ile ten szczeniak ma energii, na co zareagowaliśmy głośnym śmiechem.
Kiedy Yoora się obudziła już dojeżdżaliśmy do miasta i pierwsze co powiedziała to to, że potrzebuje siku i jest głodna. Zatrzymaliśmy się w pierwszym miejscu, które było nam po drodze. Jimin poszedł z małą do toalety, a ja poszedłem nam kupić jedzenie i zająć stolik. Usiadłem na krześle i westchnąłem głośno. Na szczęście wszystko już miało być dobrze, bez żadnych niespodzianek. Chociaż przez kilka najbliższych miesięcy, proszę o tylko tyle.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro