Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

fifty five

10 lat później

Każdy dzień spędzany w towarzystwie mojej rodziny był dla mnie największym szczęściem jakie mogłem dostać od losu. Miłość, którą siebie nawzajem darzyliśmy również nigdy nie wygasła, wręcz przeciwnie – rosła w siłę. Mam już prawie czterdzieści lat, mam dorastającą, siedemnastoletnią córkę oraz psa, który jest z nami od dziesięciu lat. Na dodatek miałem też męża, cudownego i opiekuńczego, który zajmował się nami najlepiej jak potrafił. Wiele ludzi, którzy nas spotykają, pierwsze co mówią, to że widać jak bardzo jesteśmy związani. Ja, Yoora oraz Jimin.

Wzięliśmy ślub dokładnie pięć lat temu, tym samym Jimin stał się prawnym opiekunem Yoory, która uznała to za najlepszy prezent od wszechświata i nie mogła przestać o tym mówić wszystkim swoim przyjaciołom, a nawet opublikowała w sieci filmik o tym jak się cieszy, że ma w końcu dwóch opiekunów, a nie tylko jednego. Cieszyła się, że w końcu we trójkę mamy to samo nazwisko i że Jimin może jej pisać zwolnienia z wychowania fizycznego.

Jimin i Yoora z każdym dniem stawali się sobie bliżsi, o wielu rzeczach potrafiła rozmawiać tylko z nim, jemu powiedziała o swojej pierwszej miesiączce, o swoim pierwszym zawodzie miłosnym i o tym, że ma złamane serce. Na początku byłem zazdrosny, ponieważ to w końcu ja jestem jej prawdziwym ojcem. Jednak później zrozumiałem, że Yoora widzi w nim oczy matki, która odeszła tak wcześnie i nie mogła jej się zwierzyć z tych wszystkich problemów. Cieszyłem się, że ona też zauważyła to podobieństwo, że nie byłem sam.

Obejrzałem się i spojrzałem na pogrążone we śnie dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Uśmiechnąłem się i znowu zwróciłem wzrok na drogę przed sobą. Oparłem prawy łokieć na kokpicie i ziewnąłem krótko. Skręciłem w lewo i jechałem dalej, słuchając nawigacji. Nuciłem pod nosem piosenki z playlistę, którą przygotowała Yoora. Były to w większości piosenki popowe, ale nie były takie złe, większość była nawet bardzo przyjemna. Aż nagle usłyszałem wyjątkową piosenkę.

Był to utwór, do którego tańczyłem z Jiminem za każdym razem w kuchni, gdy leciał w radiu. Zawsze do tańca ciągnąłem również Yoorę i razem tańczyliśmy całą piosenkę. Podgłośniłem troszkę radio i zacząłem wystukiwać rytm palcem na kierownicy. Zacząłem też cicho podśpiewywać słowa pod nosem i dalej jechałem przed siebie. Stając na czerwonym świetle, ponownie odwróciłem się, żeby zobaczyć, jak miewają się moje skarby – dalej spali.

Długo spaliśmy razem w łóżku, ale dużo poradników rodzicielskich mówiło, że to bardzo dobrze zarówno dla dziecka jak i rodzica – budowała się większa więź między dzieckiem a rodzicem. Nadal zdarzają się noce, kiedy zasypiamy we trójkę na kanapie, oglądając film w salonie. Zazwyczaj pierwszy budzę się ja, więc przenoszę najpierw Yoorę do łóżka do pokoju, a następnie Jimina, który niezmiennie był lekki jak piórko, może to dlatego że zmienił miejsce pracy.

Rok po naszych strasznych doświadczeniach, kupiłem mały budynek w dzielnicy Nowon*, odnowiłem go i prawie gotowy oddałem Jiminowi. Wtedy otworzył swoją szkołę tańca – Mins. Pamiętam jak tamtego dnia na zmianę wyzywał mnie, płakał ze szczęścia i dziękował za wszystko. Chłopak na początku utworzył jedną grupę, którą prowadził, a wraz z rosnącym zainteresowaniem kolejne trzy, zatrudniając jeszcze dwóch nauczycieli tańca. Yoora oczywiście też chodziła na zajęcia, a Jimin czuł się zobowiązany, że musi ją dalej uczyć, twierdząc, że balet to nie dziedzina, którą można tak rzucić z dnia na dzień.

Tak mijały nam powoli wszystkie ostatnie lata. Zaczęliśmy od niewinnego związku, który szybko przerodził się w poważny i odpowiedzialny. Niczego nie żałowałem. Nie żałowałem, że zaprosiłem Jimina na pierwszą randkę, nie żałowałem też pierwszego pocałunku na łyżwach, ani pierwszego razu po kilku lampkach wina. Nie żałowałem też ani jednej kłótni, które nas zbliżały do siebie, ani żadnego poświecenia, które udowadniały naszą miłość. Byliśmy niepokonani, jak mawiała moja mama.

Min Hyeri odeszła dwa lata temu, była na naszym weselu, cieszyła się ogromnie z każdego postępu w naszej rodzinie, jednak ciężko chorowała na nowotwór, który ostatecznie zabrał ją do innego świata, gdzie na pewno spotkała mojego ojca i mogli w końcu być razem. Przepisała mi dom rodzinny w Daegu, do którego zawsze jeździliśmy na weekendy, spędzaliśmy razem każdą możliwą chwilę, nadal czując obecność moich rodziców w murach tego domostwa. Miałem wielkiego pecha, ale szczęściem było to, że miałem też moją córkę i męża, którzy wspierali mnie na każdym kroku.

Cztery lata temu zostałem też dyrektorem firmy. Po wyjeździe Seokjina z żoną do Japonii to ja usiadłem za jego biurkiem i bardzo przyjemnie mi się pracowało z Soobinem. Miałem też więcej czasu wolnego dla moich najbliższych, to też było plusem zmiany posady. Seokjin przyjeżdżał z Yoko do Korei pięć razy w roku – na święta, moje i Yoory urodziny, urodziny Jimina, urodziny jego mamy, oraz rocznicę śmierci mojej mamy. Za każdym razem spędzaliśmy kilka dni w swoim towarzystwie, zazwyczaj też jeżdżąc na ryby.

Jedyne czego ogromnie żałuję to, że moja mama nie pojechała z nami do Nowej Zelandii. Po jej śmierci straciłem całkowicie ochotę na zwiedzenie tego kraju, jednak Yoora powiedziała w dniu jej pogrzebu, że w musimy pojechać tam dla niej i myśląc o niej zobaczymy cały świat. Taki od tamtej pory miała cel. Zwiedziła już Japonię rok temu, będąc na przerwie u Seokjina. Powiedziała, że jej następnym celem jest Nowa Zelandia, więc zapytała czy my też z nią jedziemy. Nie zastanawialiśmy się ani chwili. Takim oto sposobem siedzę za kierownicą kampera i jadę autostradą w Nowej Zelandii, a sama pomysłodawczyni razem z jej tatą śpią w najlepsze.

Początkowo czuliśmy się samotnie, mimo że mieliśmy siebie wzajemnie, brakowało nam czegoś, nawet po adopcji Holly'ego. Tak naprawdę mieliśmy tylko siebie po śmierci mojej mamy. Rodzice Jimina nas nie odwiedzali, chyba że tylko jego mama, ale bardzo rzadko. Do tej pory jego ojciec nie pogodził się z wyborami swojego starszego syna i zajął się tylko życiem brata Jimina, który miał żonę i dziecko. Natomiast Jimin był dla niego niewidzialną osobą. Jimin się tym nie przejmował, przywykł do obecnego stanu rzeczy i sam uznawał, że nie ma ojca. Twierdził, że będzie to najlepsze rozwiązanie dla niego i wszystkich wokół niego. Miał mnie i Yoorę i jemu to wystarczało.

Dojechałem w końcu na miejsce kempingowe i zatrzymałem kamper w odpowiednim miejscu. Odpiąłem pas, wstałem i przeciągnąłem się po długiej podróży. Cicho wysiadłem z pojazdu i wziąłem głęboki oddech, rozglądając się dookoła. Nowa Zelandia była naprawdę piękna. Zamknąłem drzwi kampera i wszedłem na pobliski pagórek, żeby zrobić kilka zdjęć. Po uchwyceniu kilku naprawdę pięknych widoków, wysłałem wszystkie na grupę stworzoną przez Yoorę, na której była ona, ja, Jimin, Seokjin, Yoko oraz mama Jimina, która odzywała się sporadycznie, jednak chciała wiedzieć co się u nas dzieje. Niemal od razu Seokjin napisał, że to naprawdę piękne miejsce i życzy nam dobrego wypoczynku.

Schowałem telefon do kieszeni i zacząłem ostrożnie schodzić z górki, patrząc pod nogi, żeby przypadkiem się nie potknąć. Kiedy chciałem otworzyć drzwi, ktoś od środka mnie uprzedził i zaraz przed sobą, zobaczyłem zaspanego Jimina, który od razu wyszedł z pojazdu i się do mnie przytulił. Uśmiechnąłem się delikatnie i objąłem go ramionami.

- Zmarzniesz, nie masz na sobie bluzy. – powiedziałem.

- Nie zmarznę, bo mnie przytulasz.

Parsknąłem śmiechem i dalej go przytulałem.

- Dobra, jednak mi zimno, idę do środka. – powiedział nagle i pobiegł do środka.

Wszedłem zaraz za nim i zamknąłem za sobą drzwi. Yoora dalej spała w najlepsze, siedząc przy oknie na małej kanapie. Usiadłem obok niej i oparłem głowę na jej ramieniu, żeby chwilę odpocząć. Moje powieki były tak ciężkie, że nawet nie wiedziałem, kiedy zapadłem w sen. Obudził mnie dopiero przyjemny zapach dochodzący z zewnątrz przez uchylone drzwi. Uniosłem głowę z oparcia kanapy i otworzyłem oczy, rozglądając się dookoła. Obok mnie nie było nikogo, więc powoli wstałem i udałem się na zewnątrz. Yoora i Jimin właśnie robili dla nas kolację, rozmawiając na temat wycieczki szkolnej na wyspę Jeju, która ma się odbyć na początku najbliższego semestru.

- Byliśmy już na wyspie – zauważył Jimin, mieszając zupę w garnku.

- Wiem, ale chcę pojechać z przyjaciółmi! – wykrzyknęła dziewczyna.

- Wiem, wiem, pojedziesz – śmiał się Jimin.

- Poza tym na wyspie Jeju jest pięknie, mówiłeś kiedyś, że bywałeś tam nawet dwa razy do roku.

- Prawda, jak jeszcze moja babcia żyła, to jeździłem ją odwiedzać, a później już przestałem, nie było po co – wzruszył ramionami Jimin.

- Rozumiem.

Yoora spojrzała w niebo pełne gwiazd.

- Tato?

- Hm? – mruknął Jimin.

- Babcia tam jest?

- Nikt tego nie wie, ale możesz być pewna, że zawsze będzie w twoim sercu, skarbie – odpowiedział spokojnie.

- Masz rację – pokiwała głową i wtedy zobaczyła mnie. Uśmiechnęła się szeroko i wstała z krzesełka. – Wyspałeś się, tatku? – zapytała, opatulając mnie w ciemny koc.

- Tak średnio, ale na razie wystarczy – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

- To dobrze! Kolacja już prawie gotowa, usiądź na krześle, zrobię ci herbaty – zaoferowała.

Usiadłem i po chwili wręczyła mi kubek z parującym napojem. Od razu zagrzałem na nim dłonie i uśmiechnąłem się lekko, patrząc w gwiazdy. Było widać wszystkie konstelacje. Zacząłem więc opowiadać o nocnym niebie. Yoora i Jimin przysłuchiwali się moim opowieściom, a po zjedzeniu kolacji każdy po kolei się umył i położyliśmy się do łóżek. Yoora spała na górze, a ja i Jimin zajęliśmy większe łóżko na dole, na którym do tej pory leżały nasze walizki. Ucałowałem mojego męża na dobranoc, na co uśmiechnął się i odwzajemnił równie delikatnie pieszczotę. Chłopak, którego spotkałem pewnego jesiennego, smutnego dnia został ze mną na kolejne dziesięć lat i nie miał zamiaru mnie zostawiać do końca naszych dni. Nasza córka, która jest silna i umacnia naszą rodzinę, będąc jej kręgosłupem. Przeżyliśmy wiele smutnych, ale też szczęśliwych chwil, najważniejsze, że wszystkie razem i nie mieliśmy zamiaru niczego zmieniać.

KONIEC.

witajcie, kochani.
stało się. historia wraz z powyższym rozdziałem dobiegła końca. nie zliczę ile razy podczas pisania tego rozdziału płakałam. zawsze trudno mi się pożegnać z opowiadaniami, które piszę, z tym jednak jest mi wyjątkowo ciężko i nie mam pojęcia co mam ze sobą zrobić. cała ta książka liczy sobie 55 rozdziałów i 77 165 tysięcy słów. najdłuższy rozdział miał 1833 słowa (33), a najkrótszy - 1122 (40). bawiłam się bardzo dobrze, pisząchistorię, wszystkie słowa które przelewam na papier (a raczej plik w Wordzie) płyną prosto z mojego serca. kocham pisać i nawet jeśli mam to robić czysto hobbystycznie nie mam zamiaru przestać.
mam nadzieję, że wy również dobrze spędziliście czas, czytając Second Chance, poznając historie każdej postaci, które pojawiły się w tym opowiadaniu i nie żałujecie poświęconego czasu.
teraz mam w planie tygodniowy urlop, podczas którego chcę przemyśleć co pisać dalej, więc wszystkie informacje pojawią się u mnie na tablicy, bądź na Twitterze (@/vopeserendipity), zapraszam i bądźcie czujni.
pozdrawiam i ściskam każdego z osobna. dziękuję za tę niezwykłą przygodę, osiągnięcia, głosy oraz wiele pięknych komentarzy.
do zobaczenia, kocham was xoxo
-yoni♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro