1
Way szedł nocą przez miasto, od kiedy upozorował własną śmierć minęło kilka miesięcy, chciał zacząć wszystko od nowa, odciąć się od dawnego życia...
Zapewne gdyby nie fakt, że ludzie uważają go za martwego siedział by teraz z Kentą i innymi w więzieniu.
Podszedł do skrzynki na listy zaraz przy wejściu do jego domu w którym akurat się ukrywa... List od Kenty, alfa napisał w nim, że udało mu się wnieść o zwolnienie warunkowe, że działał w obronię innych i swojej, Dean'owi zaś udało się udowodnić, że nie miał pojęcia o handlu dziećmi przez Tonego i został omamiony po utracie pracy.
Obaj w niedługim czasie opuszczą więzienie, Way odetchnął z ulgą. Miał już dość ukrywania się w samotności...
Podjechał pod więzienie, stał oparty o samochód w okularach przeciwsłonecznych, Dean uderzył delikatnie Kente w ramię
- patrz mamy darmowego szofera- powiedział patrząc na Way opartego o samochód, gdyby nie fakt, że żaden z nich nie ma gdzie się podziać zapewne nawet by nie pojechali z Way.
- Eh i tak cud , że łaskawie po nas przyjechał, jeszcze jeden dzień w tym kurestwie, a wepchnął bym Winnerowi jego osobistą nogę w dupsko- Kenta jak nigdy nic wsiadł do samochodu Way nawet nie odzywając się do mężczyzny, Dean Spojrzał na byłego współpracownika i delikatnie się uśmiechnął
- oh wyglądacie jak siedem nieszczęść - Way poklepał delikatnie policzek Dean'a- kupiłem wam trochę ubrań i maszynek musicie się jakoś do ładu doprowadzić. Jeśli mamy odezwać się za jakiś czas do Charliego - powiedział i wszedł do samochodu, Dean usiadł koło kierownicy i ruszyli do domu, Dean spojrzał na Way
- dlaczego tak właściwie nie możemy uciec już teraz ? Tak po prostu zostawić wszystko gdzieś za nami- zapytał, a Way westchnął
- widać, że jesteś jeszcze młody i myślisz, że wszystko idzie pięknie... Potrzebuje leku, a tylko ojciec Babe jest w posiadaniu tego dziadostwa... Jednak nie zamierzam wchodzić w interakcje z nim. Nie chcę wiedzieć nic na jego temat.- powiedział, a Kenta westchnął
- i do tego jesteśmy potrzebni mu my, ja zajmę się zdobyciem Leku, a ty po prostu musisz pomóc mu jakoś wydostać się z kraju tak by nikt nie zauważył, że Jednak żyje - starszy z Alf powiedział patrząc przez okno
- czekaj jaki lek?- Dean wydawał się być naprawdę zdziwiony
- chcę pozbyć się zdolności - Way powiedział nadal nie odrywając wzroku od drogi, Kenta westchnął - ty tak nie wzdychaj trochę popatrzyłem jak byłeś za kratami, Pete bardzo się po nas pociesza. Jeśli nic nie złapał przez te miesiące to cud- powiedział, a Kenta zacisnął ręce na swoich kolanach
- nie obchodzi mnie to, niech się pierdoli z kim chcę - warknął, a Way wrednie się uśmiechając zaparkował pod domem.
Weszli do środka, Dean od razu wskoczył pod prysznic, w końcu mógł poczuć ciepłą wodę na swoim ciele, prawdę mówiąc był najbardziej poszkodowanym z nich, nadal ma zaledwie dwadzieścia trzy lata, chciał po prostu spełniać marzenia o byciu kierowcą, a teraz nawet nie jest pewny czy dalej byłby w stanie prowadzić.
Wyszedł z łazienki owinięty w ręczniku, dostał od razu ubrania, ubrał na siebie za duży dres, zadowolony położył się na miękkim łóżku, Kenta poszedł do łazienki, a Way wszedł do sypialni, stanął przed łóżkiem na którym Dean zadowolony usiadł i patrzył na Enigmę z dołu, delikatnie się uśmiechnął, był naprawdę szczęśliwy, że w końcu jest na wolności.
Kenta wyszedł z łazienki po ubrania jakie przygotował mu Way, oparł się framugę drzwi patrząc na tą dwójkę
- może nie powinienem was zostawiać samych, ktoś tu ma ciągotki do zmuszania alf do seksu- powiedział, a Way od razu zły spojrzał na niego
- oh lepszy się odezwał, a tak bardzo chętnie skakałeś po Pete trzymając mu nóż przy gardle - warknął, a Kenta wkurzony puścił w jego kierunku nóż, wbił się w oparcie łóżka z taką siłą, że Way nie był w stanie go wyjąć z drewna...
Kenta zamknął się w łazience, a Dean położył się na plecach, położył rękę na klatce piersiowej, nóż przeleciał koło jego głowy- nie bój się, on tylko taki zły się wydaję, Nigdy nie chybi więc nie próbował nas zabić - powiedział i ruszył do kuchni.
Dean chyba ze zmęczenia albo w chwili spokoju w końcu zasnął, obudził się dopiero następnego ranka, zaspany skierował się do kuchni, spojrzał na Dwa rogi kuchni, w jedynym z nich siedział Way , a w przeciwnym Kenta, obaj palili papierosa i popijali to czarną jak smoła kawą. Wkurzony alfa zabrał im papierosy i zgasił je.
- a wy nosy to zatkane macie?! Śmierdzi tu jak w popielnice - warknął obrażony.
Kenta spojrzał na Niego jakby miał go zaraz udusić, Way zirytowany westchnął.- jak mamy tu mieszkać Wszyscy to palcie na dworze- powiedział i jak nigdy nic zabrał sobie kubek od Way, dolał do kawy mleko i dosypał chyba z pięć łyżek cukru, usiadł na blat.
- my się w nianie na starej lata mały bawić?- Kenta zamarszył brwi
- aż taki Stary nie jesteś, ja też, mam tylko trzydzieści cztery lata. Ty trochę gorzej- powiedział, a Dean zakrztusił się prawie kawą
- TY MASZ TRZYDZIEŚCI CZTERY LATA?! Jesteś w wieku Wujka Alana... - zdziwiony spojrzał później na Kente - ty jeszcze więcej?! - był naprawdę zdziwiony, nie spodziewał się, że ta dwójka przekroczyła już trzydzieści lat...
- a ty co taki zdziwiony? Sam też jesteś alfą, zapewne wiesz, że starzejemy się wszyscy wolniej- westchnął Kenta, a Dean spojrzał w kubek z kawą- nie wiedziałeś?- teraz to starszy z Alf wydawał się być zdziwiony
- Jestem alfą dopiero od czterech lat, oczywiście, że nie widziałem...- Nawet Way nie miał pojęcia o co chłopakowi, ale nikt mu nie przerywał z nadzieją, że powie im teraz jak do tego doszło - urodziłem się Betą... Cztery lata temu moje ograny zaczęły wysiadać wszystkie po kolei z wyjątkiem serca, w dniu którym trafiłem do szpitala, młody Alfa odebrał sobie życie, ale jedyny zgadzał się Grupą krwi ze mną, lekarze postanowili zaryzykować, dla pewności, że mój organizm przyjmie Organy dokonali również transfuzji krwi . Byłem w śpiączce aż dziewięć miesięcy bo mój organizm cały zaczął się zmieniać przez krew i organy alfy.- powiedział, a Way otworzył szeroko oczy
- nie miałem pojęcia, że takie coś jest możliwe - patrzył na tego nietypowego alfę z cechami nabytymi... - dlaczego nie mówiłeś o tym wcześniej?- spytał
- wstydziłem się, słyszałem jak bardzo podziwiają alfy, ich zapachy ich świetne cechy, a ja nie posiadam ich wszystkich, mam mniej gruczołów zapachowych, nie pachne jak Alfy, na dodatek nadal mam dużo związanego z Betami, ale teraz jak zaczynamy wszystko od nowa nie będę się już siebie wstydził. Będę w końcu sobą - Oznajmił i Spojrzał na Way, Kenta jak nigdy nic odszedł od stołu - on zawsze taki jest?- zapytał patrząc przez okno, jak Kenta jak nigdy nic idzie w zupełnie mu nie znanym kierunku
- taaa... pamiętasz Pete? Kenta musi poraz ostatni się z nim spotkać bo w innym przypadku z nami nie poleci, są w popierdolonej relacji, najpierw się kochali, później Znienawidzili, jeszcze później między próbami zabójstwa siebie nawzajem pieprzyli się... niedawno Pete zakochał się we mnie...i dlatego Kenta teraz nie nienawidzi mnie i Tym bardziej Pete, więc zapewne albo go zabiję albo znów zaliczy- wydawał się być bardzo spokojny, Dean zdziwiony próbował to wszystko jakoś zrozumieć
- miłość musi zawsze być taka brutalna? - zapytał i westchnął- a myślałem, że Winner wybierający Kim'a zamiast mnie będzie najdziwniejszym co usłyszę, ale to wszystko jest jeszcze bardziej chore- powiedział i zszedł z blatu, skierował się do salonu - czas znaleźć sobie drugi wybór miłości - powiedział pod nosem i usiadł na fotel, rozmyślając sobie już jak to znajdzie sobie faceta w Ameryce jak tylko uda im się wylecieć...
Way wyszedł z kuchni i spojrzał na Fotel, na którym Alfa siedział rozmyślając jak wydostać ich z tego kraju...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro