Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 32 - Maria

Za oknem szybko przemykały chmury. Oderwałem od nich wzrok i ponownie rozejrzałem się po wnętrzu samolotu. Na pierwszy rzut oka widać było, że ten pojazd nie służy transportowi zwykłych pracowników. Przypominał raczej wnętrza znanych z filmów prywatnych samolotów. Łącznie dwanaście wygodnych skórzanych foteli, ustawionych po dwa obok siebie, z niewielkimi, okrągłymi stolikami pomiędzy.

"Nie najgorsze warunki na podróż" - pomyślałem

Zatopiłem się w wygodne oparcie chcąc wykorzystać pozostały czas na odzyskanie odrobiny snu, bezdusznie zabranej mi przez Bright'a, kiedy to drzwi prowadzące do pilotki odchyliły się na moment. Przeszła przez nie kobieta która wcześniej czekała przy samolocie. Brunetka miała dłuższe włosy od przełożonej, a jej twarz nie miała tak strasznego wyrazu, więc uznałem że to chyba lepsza z opcji. W ręce trzymała czarne  słuchawki z mikrofonem.

- A więc to jest ten obleśny SCP którego przewozimy. Cassandra.- Kobieta wystawiła rękę nad stolikiem, w moją stronę. - Możesz mi mówić Cassie.

- Victor, miło mi. - Lekko uścisnąłem jej dłoń i wskazałem na stojący naprzeciwko fotel.- Usiądź proszę, w końcu... to tak jakby twój samolot.

- Chciałabym. Fotel pilota to przy tym łoże fakira, ale jak zaraz nie wrócę to Angel tutaj przyjdzie, a lepiej dla ciebie, żebyś ograniczył kontakty z nią do minimum. - Cassie oparła się łokciem o fotel i spojrzała przez okno. - Ona jest dość ostra, ale nie myśl o niej źle. - Mimowolnie uśmiechnąłem się.

- Nie mam w zwyczaju źle myśleć o ludziach - odpowiedziałem jej. - Zostałem nauczony, że za każdą zbrodnią, czy złym słowem stoi zazwyczaj jakaś tragedia.

Kobieta parsknęła śmiechem, bezskutecznie próbując ukryć rozbawienie.

- Radzę tego jej nie powtarzać. Ale masz trochę racji, za tym jej skrajnym feminizmem coś się kryje, wątpię tylko, że ktokolwiek wie co. - Brunetka spojrzała na zegarek. - Albo po prostu jest nienawidzącą facetów suką, kto wie. Okej, sprawdziłam, że nie robisz nic złego, więc będę juz wracać. Na razie doktorku.

Po chwili kobieta zniknęła za drzwiami znów zostawiając mnie samego. Po mojej głowie zaczęły krążyć różne myśli, powodowane zwykłą ludzką ciekawością. Jak na przykład: "Jaka jest historia kobiety o tak nieprzyjemnym podejściu do mężczyzn?". Czy też: "Z jakim obiektem mam się spotkać?". Jednak spróbowałem je zagłuszyć i zasnąć. Fakt bycia wychowanym przez pisarza miał jeden znaczący minus. Czasem w życiu otaczających mnie ludzi doszukiwałem się tragedii, które pchały ich do działania. Sen spłynął na mnie niespodziewanie, w trakcie opracowywania kolejnego z kolei, nierealnego scenariusza.

***

Otworzyłem oczy czując lekki wstrząs. Po chwili silnik maszyny ucichł, a przez prowadzące do pilotki drzwi przeszła Angel, na dzień dobry traktując mnie ostrym tonem.

- Mamy pięć minut spóźnienia, ruszaj się.

Nie chcąc ryzykować pogorszenia jej humoru, czym prędzej odpiąłem pas i stanąłem przy wyjściu. Drzwi powoli się otworzyły, zalewając pokład samolotu chłodnym, wilgotnym powietrzem. Wyszedłem na asfaltową płytę lotniska. Lekko zachmurzone niebo kontrastowało swym błękitem z bezkresem zielonych łąk, wśród których, niczym fale na szmaragdowym morzu, ponad równinę wybijały się wzgórza. Pośrodku tego spokojnego krajobrazu stał jeden z ośrodków Fundacji. Nie przypominał on jednak żadnej z wcześniej widzianych przeze mnie placówek. Nie był to ani szary blok przyklejony do górskiego zbocza, ani kompleks budynków na szczycie nadmorskiego klifu, oklejony gdzie się tylko da tabliczkami z napisem "TEREN WOJSKOWY". Budynek, który znajdował się przede mną, był pokaźnych rozmiarów willą, w wiktoriańskim stylu. Przed wejściem stało kilka kobiet w mundurach MTF, oraz jedna osoba, wyróżniająca się wśród nich sylwetką. Mężczyzna, blondyn ubrany w stary, poważnie zniszczony skórzany płaszcz, kręcił w dłoni rewolwerem. Gdy tylko Angel się ze mną zrównała i go zobaczyła, jej twarz stała się purpurowa ze złości. Kobieta w mgnieniu oka znalazła się przy mężczyźnie. Nie wiedząc co ze sobą począć poszedłem w jej ślady.

- Niklausie Follu! Że też masz czelność pokazywać tu swoją szpetną mordę! - wykrzyknęła.

Mężczyzna odwrócił się powoli i zmierzył kobietę wzrokiem. Jego tęczówki miały dość ciekawy odcień czerwieni, a twarz po lewej stronie przecinała przechodząca przez oko blizna.

- Witaj aniołku. Gdzie cię wywiało? - Angelica wyciągnęła swoją broń i wystawiła w stronę Niklasa. Ten jedynie uśmiechnął się szeroko i nachylił się lekko, czołem do lufy.- Proszę, ulżyj sobie.

Przez chwilę na jej twarzy widoczne było wahanie, ale ostatecznie opuściła broń.

- Co. Tu. Robisz? - wysyczała przez zęby.

- Szukam pięknej, mądrej pani Dyrektor. Ale chyba pomyliłem ośrodki. - odpowiedział cynicznie blondyn.

- Foll!

Kobieta starała się trzymać nerwy na wodzy, ale powoli traciła kontrolę. Postanowiłem nieco się odsunąć, żeby nie dostać kiedy zaczną do siebie nawzajem strzelać. Odszedłem ledwo pół kroku, kiedy zatrzymało mnie spojrzenie mężczyzny. Wcześniej tego nie zauważyłem, ale to nie był po prostu wzrok kogoś kto nie boi się drażnić lwa. To był wzrok kogoś komu sprawia to przyjemność.

- No no no, od kiedy sprowadzasz swoich chłopaków do pracy? - zapytał, a po chwili się poprawił. - Nie, wróć, od kiedy ty masz chłopaka? Zwykle chyba uciekają.

- Nie twój zawszony interes. I patrz na mnie kiedy do mnie mówisz! - warknęła Angel.

- Oj, a ostatnio jak się widzieliśmy mówiłaś, że mam ci nie pokazywać swojej twarzy, bo jest ci niedobrze. A odpowiadając na twoje poprzednie pytanie, wpadłem odwiedzić bratanice.

Angel przez chwilę wyglądała na zbitą z tropu.

- Ona nie jest twoją bratanicą, nie jesteś z nim w żaden sposób spokrewniony.

- Jest dla mnie najbliższą rodziną. Chyba że twoja siostra wreszcie się zdecydowała, czy pójść ze mną na kolację. - Mężczyzna cały czas wydawał się być rozbawiony prowadzoną konwersacją.

- Myślisz że ona wyszła by gdzieś z gościem który z nudów próbował oswoić 682? Znikające stąd, zanim sprawie że zapłacisz za swoją bezczelność!

- Skoro już o zapłacie i pieniądzach mowa, wisisz mi dwie dychy - odparł jakbynigdy nic.

Angel zacisnęła zęby i kilkukrotnie drgnęła jej powieka. Stała już na skraju wybuchu, a Niklaus bawił się zapalnikiem. Atmosfere postanowiła nieco rozładować Cassie, która właśnie przyszła z samolotu, ale w mig pojęła powagę sytuacji.

- Foll, szefowa ma w barku szkocką, idź się napij - powiedziała w jego stronę Cass.

Oczy mężczyzny zaświeciły się jak żarówki.

- Nie musisz powtarzać. - Schował broń pod płaszcz i udał się do wejścia do budynku. Angel chciała go zatrzymać, ale znowu zareagowała Cassandra.

- Facet głównie gada, nikomu nic nie zrobi. Większe zagrożenie stanowi chyba nieznane. - Skinęła głową w moją stronę. - Zaprowadź go do przechowalni i niech robi co musi. Im szybciej skończy, tym szybciej wróci do siebie, a ty będziesz mogła wypatroszyć zalanego w trupa Nika.

"Zostałem wykorzystany... Ej, Dzierżawco, jesteś tam? - odpowiedziała mi cisza. - Zdrajca."

Angel odwróciła się do mnie przodem. Mimo, że byłem od niej sporo wyższy, miałem wrażenie jakby mogła mnie w każdej chwili rozgnieść.

- Po pierwsze, masz z nikim nie rozmawiać. Po drugie łapy przy sobie. Po trzecie jak będziesz molestował wzrokiem personel, to cię zastrzelę. Jakieś pytania?

- Nie pani kapitan! - odpowiedziałem.

Najpierw spojrzała na mnie, jak na kretyna, co nie różniło się bardzo od jej normalnego wzroku, po czym spojrzała na swój mundur.

- Cholera zapomniałam, że o mnie nie słyszałeś. Mój strój wprowadził cię w błąd. Nie jestem tutaj kapitanem. Jestem dyrektorką tej placówki.

Nie racząc podać mi jakichkolwiek więcej wyjaśnień ruszyła w stronę wejścia, mocno zaciskając pięść na kolbie broni. Wnętrze budynku również nie przypominało innych ośrodków. Było bogato urządzone z typową hotelową recepcją naprzeciwko wejścia. Wszyscy pracownicy nosili dość proste uniformy. Gdyby nie ta ochrona można by uznać, że to zwykły hotel.

"Może po prostu jest ekskluzywny?" - Usłyszałem w głowie ten irytujący głos maski.

"Teraz się odzywasz?! - zapytałem zdenerwowany. - Gdzie byłeś?"

"Długa historia... - odparł lakonicznie. - Poznałeś już panią komendant?"

"Jeszcze nie. Wyjaśnisz mi co się tutaj stało?"

"Nadopiekuńcza siostra, która żeby ograniczyć kontakty swojej starszej bliźniaczki z mężczyznami podszywa się pod nią ilekroć ta ma opuścić ośrodek. Jak w telenoweli."

- Panie Verse, wiesz co masz robić? - Angela zatrzymała się przed dębowymi drzwiami zabezpieczonymi czytnikiem linii papilarnych. Znajdowaliśmy się w połowie korytarza na piętrze. Czerwona wykładzina pokrywała podłogę, kontrastując z białymi ścianami i złotymi zdobieniami.

- Nie.

- Wchodzisz, rozmawiasz z "obiektem" i wychodzisz. Jeżeli coś będzie nie tak uśpimy zagrożenie. - powiedziała, a ja chciałem podziękować za to zapewnienie, kiedy coś do mnie dotarło.

- Zagrożenie to ja, tak? - Kobieta uśmiechnęła się lekko.

- Szybko się uczysz. - Otworzyła drzwi i odsunęła się na bok. - Wejdź.

Szybko wykonałem polecenie. Znalazłem się w krótkim korytarzu, z dwiema parami drzwi. Przejście prowadziło do dużego pokoju. Ścianę na przeciwko od wejścia zajmowało duże okno, zasłonięte firaną. Na tle jasnego materiału odcinał się wyraźnie wysoki drewniany krzyż. Spojrzałem w lewo, na wiszący na ścianie telewizor, wyświetlający kanał z transmisjami mszy świętych i godzinę emisji następnej. Odwróciłem się w prawo, na duże łóżko z baldachimem, przykryte śnieżnobiałą pościelą na którym siedziała młoda dziewczyna. Otworzyłem usta, by się przedstawić, ale czym prędzej odwróciłem się z powrotem w stronę telewizora. Dziewczyna siedziała tam ubrana tylko w biały, cienki koc.

- Dzień dobry... Nazywam się Verse... znaczy Victor Verse, doktor - odkaszlnąłem.

"Uspokój się, to może być twój test... - mówiłem do siebie w myślach. - Dzierżawco, pomocy!"

- Dzień dobry. - Dziewczyna miała delikatny, spokojny głos z lekkim brytyjskim akcentem.- Nazywam się Maria, lub SCP-166, jak mnie nazywacie.

Na szybko przypomniałem sobie wielogodzinne przeglądanie raportów o obiektach SCP.

- 166, pół sukkub?

Spojrzałem na Marię kątem oka. Koc którym się owinęła szczelnie, ale nie ciasno okrywał całe jej ciało. Mimo wszystko gołym okiem widać było, że dziewczyna ma wspaniałą figurę i została hojnie obdarowana przez naturę.

- Tak. - Blondynka spojrzała się na mnie, próbując ukryć zdziwienie wymalowane na twarzy.- Mężczyźni zazwyczaj zachowują się przy mnie... inaczej. Angela zapewniała, że nie muszę się Pana bać, ale i tak zmobilizowała połowę ochrony na wyspie kiedy po Pana leciała.

- Bo widzisz, ja... - Przez chwilę ciężko było mi znaleźć odpowiednie słowa. - Może zacznijmy od tego, że przejdziemy na ty, dobrze Mario? - Dziewczyna, czy może raczej kobieta, kiwnęła krótko głową. - Widzisz, ja też jestem obiektem SCP. Jestem w jakiś sposób odporny na niektóre inne podmioty. Ten eksperyment został zorganizowany, żeby sprawdzić, czy, to tylko moje przypuszczenia, ale czy jestem w stanie obronić się przed działaniem obiektu, nie wiedząc co on robi.

Maria poprawiła koc, powoli zsuwający się z jej ramienia i ponownie pokiwała głową.

- Rozumiem, chcieli sprawdzić, czy byłbyś w stanie oprzeć się mojej... przypadłości. Zapewne uznali że gdybyś nie dał rady w moim przypadku szkody będą najmniejsze.

- Heh... tak, to brzmi jak O5 - odpowiedziałem.

Mój wzrok błądził po meblach w pokoju, lecz ilekroć zbliżał się do łóżka, czym prędzej skupiałem go na czymś innym.

- Nie mam tu zbyt wielu gości - zaczęła.

- Słucham? - Odruchowo spojrzałem na moją rozmówczynie i wszystkie moje starania poszły na marne. Nawet nie próbowałem się w myślach usprawiedliwiać, jakby nie patrzeć, mimo wszystko jestem facetem. Skupiłem wzrok na jej dużych, pięknych, błękitnych oczach.

- Rzadko mnie ktokolwiek odwiedza, poza Wujkiem Follem, więc... cóż, każde spotkanie z innym człowiekiem jest dla mnie prawdziwym błogosławieństwem. Cieszę się że mogę porozmawiać z kimś nowym. - Na twarz Marii wypłynął szczery, niewinny i rozczulający uśmiech.

- Twój wuj cię odwiedza? I nie działa na niego twoja... - zacząłem lecz dziewczyna mi przerwała.

- Przypadłość? Nie. Kiedyś go o to zapytałam, powiedział mi wtedy, że spędził dużo czasu w innym wymiarze, gdzie pełno było istot takich jak moja mama. Mówił, że po tym co widział potrzeba czegoś więcej, niż jakiegoś podlotka, żeby go uwieść. Wujek ma czasem trudny charakter, ale to dobry człowiek. Chociaż grzech pijaństwa nie jest mu obcy.

Pokój wypełnił dźwięczny śmiech Marii, po chwili przerwany przez dobiegające zza drzwi pukanie i przytłumiony głos.

- Panie doktorze, otrzymaliśmy właśnie wiadomość od rady. Eksperyment zakończony sukcesem, ale ma pan czym prędzej opuścić pokój. Podobno ma pan tendencje do robienia głupot.

"Ja? Niby kiedy?" - w moje przemyślenia wciął się znajomy głos.

"A kojarzysz ten dzień, kiedy nałożyłeś taką ładną, operową maskę?"

"Jak chcesz robić takie komentarze, to nie zostawiaj mnie samego z praktycznie nagą kobietą! Myślałem że utrzymywanie kontaktu na dużą odległość sprawia ci problem, więc po co się rozłączasz?"

"Ja cały czas tu byłem. Przeglądam sobie twoje wspomnienia."

Zagłuszyłem swoje zdenerwowanie na myśl, że ktoś grzebie mi w wspomnieniach i zwróciłem się w stronę Marii, wlepiając wzrok w podłogę.

- Cóż, to chyba czas się pożegnać. Miło mi się z tobą rozmawiało.

- Nawzajem Victorze. Mam nadzieję że kiedyś się jeszcze spotkamy.

- Ja również. - Posłałem jej krotki uśmiech. - Do zobaczenia.

Maria lekko się skrzywiła, ale szybko na jej twarz powrócił uśmiech.

- Nienawidzę pożegnań, ale tak, do zobaczenia.

Obróciłem się do drzwi, przeszedłem korytarzem, a kiedy już się za mną zamknęły, odetchnąłem z ulgą. Angela stała pod przeciwległą ścianą, trzymając w rękach teczkę i dyktafon.

- Całkiem nieźle, Panie Verse. Tutaj jest kopią zapisu rozmowy. - Podała mi dyktafon. - Oryginał był transmitowany bezpośrednio do pokoju spotkań Rady, w ośrodku pierwszym. Jakoś nie słyszałam, że O5-2 nadzoruje badania zwykłych naukowców. Musisz być grubą rybą. - W jej głosie dawało się wyczuć nutkę kpiny.

Zmierzyłem ją wzrokiem. W moim ateistycznym sercu nie było dość wiary, żeby wierzyć, że to ta sama kobieta. Z drugiej jednak strony, zarówno jej wygląd, jak i mundur były takie same.

"Nie mówcie mi że..."

- Jesteś siostrą Pani Angeliki?

- Beatrice Sanchez, ale mówią na mnie Widmo. Pomimo tego jak to wszystko wygląda dla kogoś z zewnątrz, starsza bliźniaczka Pani feministki. Znaczy dyrektor! Kurwa, za dużo czasu spędzam w administracji. Eh.... a zresztą. Posłuchaj, możesz to po prostu zanieść mojej siostrze?

- A to nie jest obowiązek kogoś od was? - zapytałem zdziwiony.

- Jest, ale ja nie mogę zbliżać się do Folla, a nikt inny przy zdrowych zmysłach się nie pójdzie do jej gabinetu. Oboje mają dość ostre charaktery.

"Ta, więc poproście Victora. Oni chyba myślą że jesteś samobójcą."

- Jak tam trafić? - spytałem ignorując głos w głowie.

"Ty sobie że mnie jaja robisz? Pakujesz się między magnum, a karabin! Życie ci nie miłe?!"

- Naprawdę tam pójdziesz? Wystarczy iść za znakami. - Wskazała na znajdującą się na ścianie tablice. - Z tym trafisz tam jak po sznurku.

- To mapa? A co gdyby trafił tu ktoś z zewnątrz?

- Pomyślałby, że jest to pilnie strzeżony hotel na prywatnej wyspie. Takie były rozporządzenia rady. Ja będę już uciekać, chyba że wolałby pan, żebym pana zaprowadziła?

- Nie trzeba, poradzę sobie - zapewniłem kobietę.

- No to żegnam doktorze - powiedziała Beatrice po czym odeszła korytarzem, a ja zgodnie z wskazówkami na mapie "hotelu" poszedłem w kierunku gabinetu.

"Dlaczego? Gdzie podział się ten strachliwy doktorek, który bał się że resztę życia spędzi zamknięty w przechowalni?"

"Nadal tu jestem, ale chyba zgubiłem gdzieś część tego strachu. Można powiedzieć że robię to trochę dla satysfakcji."

"Satysfakcji?" - zapytał Dzierżawca

"Pani dyrektor nie ma o mężczyznach zbyt dobrego zdania. Chcę zobaczyć jak zareaguje na to że nic złego nie zrobiłem."

"Znajdź sobie hobby kretynie. Coś bezpieczniejszego, może jakiś sport ekstremalny?" - zaproponował bez cienia kpiny w głosie.

Rozmowa trwała jeszcze kilka minut, i skończyła się dopiero, kiedy trafiłem do korytarza przy którym znajdował się gabinet Angeli. Podszedłem do drzwi i podniosłem rękę by zapukać.

- Nik, odklej się od tej flaszki, durna pijawo! - Zamarłem z wystawioną dłonią. - Zapytam jeszcze raz, co tu robisz, bo gdyby chodziło tylko o odwiedziny u Marii, to ani ja, ani strażnicy od monitoringu nawet by się nie zorientowali.

- A uwierzyłabyś, gdybym ci powiedział, że chciałem cię zobaczyć? - odpowiedział męski głos, należący do Folla.

- Nie, nie uwierzyłabym. Twoja żona by ze mnie zrobiła opał.

Nastała cisza. Przez chwilę zastanawiałem się, czy się nie wycofać i zaczekać na rozwój sytuacji.

- Wieczorem idę do izolatki.

Zza drzwi dobiegł huk.

- Foll, możesz sobie być pieprzony demonem, czy czym ty tam jesteś, ale jak rada się o tym dowie, nic z ciebie nie zostanie!

"Victorze... chyba powinniśmy iść." - zaproponowała maska.

- Hahaha, spokojnie aniołku. To rada mnie tam wysyła. Mam zabezpieczyć "broń ostateczną". A przy okazji sprawdzę coś dla starego. - Niklaus głośno coś przełknął. - Ah... dobra ta whisky. Od jakiegoś czasu nie było kontaktu z izolatką, więc zaczął się martwić.

- Nie myślisz chyba, że zdołali jakoś skontaktować się z Brightem?

"Victorze, naprawdę, chodźmy stąd!"

"Czekaj, chce wiedzieć o czym mówią."

- Gdyby Bright wiedział po co istnieje izolatka, to byśmy o tym wiedzieli - odparł Nik.

- Myślisz że... by zdradził?

- Nie, nie wiem jak by zareagował, ale jest zbyt oddany fundacji żeby coś takiego zrobić. Ale na pewno nie obeszło by się to bez echa. Rada nie chce do tego dopuścić, więc przenoszą go do innego ośrodka.

- Myślałam, że to z powodu tego doktorka.

- Nie, Stary mówił, że nie chce mu się wtrącać w życie. Teraz wybacz, ale muszę już iść. - Usłyszałem jak mężczyzna wstaje, a po chwili dodaje - A, i uważaj z kim o tym rozmawiasz, ściany mają uszy.

Najciszej jak tylko mogłem wycofałem się za zakręt korytarza. Gdy drzwi się otworzyły wziąłem głęboki oddech i wyszedłem na spotkanie mężczyzny. Stał przed ścianą, na przeciwko drzwi gabinetu, na której pojawiała się właśnie ziejąca mrokiem wyrwa. Mężczyzna zasalutował w moją stronę kiedy przez portal wyleciała cienka lina, owijając się wokół nadgarstka blondyna.

- Cześć kochanie. - Foll uśmiechnął się do kogoś, kogo ze swojego miejsca nie byłem w stanie zobaczyć. - Jak cię dzień minął?

- Ja ci dam "Cześć kochanie"! Miałeś wynieść śmieci, a nie znikać na cały dzień ty pierdolony, leniwy demonie!

Foll został wciągnięty na drugą stronę.

"Wiesz, co jest najgorsze? To mnie już nawet nie dziwi."

"A mnie tak. Co go podkusiło, żeby się żenić?"

Ponownie podszedłem do drzwi i lekko zapukałem.

- Wejść!

Popchnąłem drzwi i wszedłem do gabinetu. Był urządzony w podobnym stylu, co reszta budynku, od czego odcinała się duża gablota, pełna zdjęć i drobnych przedmiotów. Angela siedziała za ciężkim drewnianym biurkiem, trzymając w ręku biały kubek z napisem "Kawa". Widząc mnie w drzwiach skrzywiła się, jak gdyby wolała mnie zobaczyć w czarnym worku.

- Czego tu chcesz? - Przetarła oczy, zmęczona. Patrząc na nią teraz można było odnieść wrażenie, że cała ta energia, z którą groziła blondynowi bronią gdzieś uleciała.

- Poproszono mnie, żebym przyniósł raport. - Położyłem teczkę i dyktafon na biurku i odsunąłem się o krok. Angela spojrzała na dokumenty i westchneła. Odłożyła kubek, prawą ręką sięgając pod blat. Uważnie obserwowałem jej ruchy, gotowy do ucieczki. Po chwili obok kubka pojawiła się w ¾ pusta butelka whisky.

- Zaczekaj pod drzwiami, zaraz każe przygotować transport.

Zaskoczyło mnie to, ale opuściłem pomieszczenie i stanąłem obok drzwi.

"Hahaha, jak piesek czekający na panią!"

***************************

Te marne 3 tysiące słów, to za mało, żeby wynagrodzić was za ten niezwykle długi czas oczekiwania. Chciałbym was zapewnić, że to sie nie powtórzy, ale znając mnie, nie mogę. Rozdział ten został stworzony we współpracy z TheFollen, który zgodził się zostać moją korektą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro