Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 29 - Pierwsza misja

Przeciągnąłem się, opierając plecami w moim ulubionym miejscu. Przy stole, w kącie stołówki, za schodami.

- Jak idzie 049? Są jakieś postępy?

Podniosłem wzrok znad raportu z porannego eksperymentu, kierując go na Agathę.

- Niestety nie. „Obiekt” zaczął się rzucać zaraz po tym, jak lekarstwo zaczęło działać. Prawie zerwał pasy, którymi go przywiązaliśmy. Potraktowałem go środkiem zwiotczającym mięśnie, a potem zajęła się min ochrona. Następny test planujemy za trzy dni, o ile Doktor skończy wprowadzać poprawki.

Spojrzałem na resztę. Jack kończył już pić dziesiąte espresso, a Riley i Varona od dawna już spały. Starsza, z głową na zrobionej ze stosu papierów poduszce, a młodsza opierając się o schody. Niewiele było w ośrodku miejsc, w których mogli się wszyscy zebrać. Stołówka była do tego celu idealna, nikt tam nie przychodził poza porą posiłków, a nawet jeśli, szybko opuszczał pomieszczenie. Od czasu spotkania z 055 w szpitalnej Sali nie słyszałem nic o "Panu V”, a czas upływał nam dość spokojnie. Czarnowłosa poruszyła się lekko, nieco mocniej przykrywając kitlem, który służył jej za prowizoryczny koc.

„Lubisz ją.”

„Oczywiście. Widzę w niej młodszego siebie.”

„Eh, nie martw się, nawet najwięksi geniusze mają problemy z pojęciem TEGO.”

Powiedział, z naciskiem na ostatnie słowo.

„Co to znaczy?”

Nie doczekałem się od niego odpowiedzi, zamiast tego w głośnikach rozbrzmiał komunikat.

- Doktor Victor Rev Verse, proszony jest o pilne stawienie się w gabinecie dyrektora! Powtarzam, doktor Victor Verse proszony jest o stawienie się w gabinecie dyrektora!

Dziewczyny podniosły się mniej więcej w połowie wiadomości i teraz wszyscy patrzyli się na mnie. Wszyscy, poza Jackiem, który wyglądał jakby był u kresu sił.

- Lepiej się pośpiesz Vic. To chyba było coś ważnego. Nie martw się swoją torbą, odniosę ją do twojego pokoju.

Skinąłem mu głową w wyrazie wdzięczności i odebrałem kitel od Varony, której policzki przybrały barwę dojrzałego buraka.

- Dziękuję...

- Nie ma za co. Zobaczymy się później!

Wybiegłem z Sali, narzucając na ramiona lekarski fartuch i kierując się do gabinetu Mayers'a.

***************************

Gdy usiadłem już w kremowym, skórzanym fotelu na przeciwko mężczyzny, ten przez chwilę przyglądał mi się opierając kościsty podbródek o splecione dłonie.

- Ehem. Zapewne nie słyszał pan o SCP-3795?

- Niestety, nie miałem okazji.

Mężczyzna nerwowym ruchem poprawił siwe włosy. Wyglądał na starszego niż przy naszym ostatnim spotkaniu.

- Trafił do nas niedawno. Przy czym trafił to dobre słowo. Szukał miejsca gdzie mógłby przynależeć. Mamy szczęście, że nie przejęło go CI. Jest on niezwykle utalentowany...- Mayers wyjął z kieszeni chustkę i starł nią z czoła kilka kropli potu.- Potrafi on przetwarzać fale dźwiękowe na energię kinetyczną, oraz ją magazynować. Nie zgadza się na zamknięcie. Kiedy MTF próbowało go spacyfikować... Poturbował kilka osób.

- Uciekł?

- Nie, pozostał w ośrodku. Poszedł do stołówki, zjadł obiad, a potem wrócił do celi. Z jakiegoś powodu nie chciał uciec. O5 wydało panu rozkaz. Ma pan poznać jego powód i jeżeli będzie miał pan do tego okazję oraz uzna, że jego zdolności mogą się przydać... Ma pan „zaprosić” go do oddziału Vektor. Na lotnisku czeka na Pana helikopter, który zabierze Pana na miejsce spotkania, oraz wyznaczony przez Radę ochroniarz.

„To się porobiło...”

- Czy mogę wiedzieć, kim jest ten ochroniarz?

- Chyba go pan zna, Porucznik Alexander Smith.

***************************

Rozpięty kitel przy każdym kroku rozwiewał się na zimnym, wieczornym wietrze, odsłaniając kabury z SCP-3007, oraz przypiętą do nich krótkofalówkę. Wspiąłem się na platformę startową. Alex już tam na mnie czekał.

- Cześć Victorze, lubisz muzykę klasyczną?

- Zależy, ale raczej tak. A co?

- Może nam się to przydać.

Wyciągnął w moją stronę rękę w której trzymał plik kartek. Wziąłem je od niego i przeczytałem nagłówek.

- Akta SCP-3795, Mozart...

***************************

Teoretycznie powinno się teraz robić ciekawie....

Ale nie wiem czy tego nie popsuje.

Zaraz za tym rozdziałem miał się pojawić kolejny, jednak z powodu problemów technicznych jego publikację muszę przesunąć na jutro, na popołudnie.

Zachęcam do aktywnego komentowania!

Doktor Verse kończy raport

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro