Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 25 - Dzierżawca


„Zdajesz sobie sprawę z tego jakim jesteś kretynem?”

„Przesadzasz z tym „kretynem”. Ja po prostu chce poznać swoje ograniczenia.”

„Jeżeli cię zabije, to to tylko i wyłącznie twoja wina.”

Spojrzałem na znajdujące się za grubą szybą pomieszczenia, a dokładniej na białą porcelanową maskę zamkniętą w gablocie pośrodku.

- Doktorze Might, wszystko gotowe?

- Tak, Panie Bright. Ale nie jestem pewien czy to dobry pomysł poddawać doktora Verse’a działaniu Ketera.

„Widzisz, on jest po mojej stronie!”

„Spokojnie Dzierżawco. Nic mi nie będzie.”

- Doktorze Might, już o tym rozmawialiśmy. Victorowi nic nie będzie. Zaczynajmy już.

Naukowiec skrzywił się, mimo to podszedł do drzwi i je otworzył. Wziąłem głęboki wdech i wszedłem do środka. Podłoga jak i również ściany pokryte były czarną mazią. Jedynie od wejścia do gabloty zrobiono ścieżkę, pozwalającą przejść przez pomieszczenie. Powoli podszedłem do gabloty i wziąłem w ręce maskę

„Jeżeli więcej się nie zobaczymy, chciałbym żebyś wiedział... Że więcej się po tobie spodziewałem."

Przełknąłem ślinę i nałożyłem maskę na twarz. Doczekałem chwilę, jednak nie czułem różnicy.

- Wszystko w porządku doktorze Verse?

- Tak, nic się nie stało, ale chcę jeszcze coś sprawdzić.

„Co zamierzasz?”

„Zobaczysz.”

Zamknąłem oczy wyobrażając sobie mur wokół mojego umysłu. Następnie opuściłem te mury tak jak wcześniej z Łazarzem. Przed oczami zaczęły mi przepływać obrazy, jakby zapomniane wspomnienia, miejsca, ludzie. Przepływały coraz szybciej i szybciej. Zaczęło mi się kręcić w głowie, więc oparłem się o gablotę. Natychmiast się od niej oderwałem z bólem łapiąc się za rękę. Ktoś podszedł do mnie i zdjął mi z twarzy Dzierżawcę, ale nie byłem w stanie rozpoznać kto to był. Wszystkie zobaczone przeze mnie obrazy nakładały się na siebie, jakby wypalone w moich oczach. Barwne krajobrazy ustąpiły miejsca nieprzeniknionej ciemności...

∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞

Światło... okropnie jasne, drażniące... Spróbowałem odwrócić głowę, jednak coś mnie trzymało. Z oddali dochodziły do mnie dziwne szumy, powoli układające się w słowa.

- Wygląda na to, że wszystko z nim w porządku. Fizycznie nie ma radnych obrażeń. Źrenice reagują z lekkim opóźnieniem, być może z powodu szoku. Poparzenie na dłoni jest powierzchowne, nie zostanie po nim nawet blizna. Wydaje się również powoli odzyskiwać przytomność. Jeśli pan chce doktorze Bright, może pan zostać. Ja pójdę do biura.

Ktoś wyszedł z pomieszczenia, a inna osoba podeszła do łóżka.

- Cholera, Vic. Mogłeś ostrzec! Co tak leżysz, wiem że słyszysz.

Otworzyłem oczy i spojrzałem na stojącego nade mną bruneta. Choć głos miał poważny na jego twarzy gościł jego charakterystyczny szeroki uśmiech. Spróbowałem się podnieść. To był błąd. Zakręciło mi się w głowie.

- Spokojnie. Może najpierw wytłumaczysz mi co tam się stało?

- Ehhh, sam do końca nie wiem. Zrobiłem tak samo jak z Łazarzem, i wtedy zobaczyłem coś jakby wspomnienia, nie wiem kogo. Może Poprzednich nosicieli Dzierżawcy, to było jak... Łączona świadomość! I wtedy, chyba zemdlałem.

- W sumie to jest bliskie prawdy, tyle że w międzyczasie obrzygałeś połowę drogi z przechowalni tutaj, ale mogło być gorzej. Sam przechodziłem przez coś podobnego kilkadziesiąt razy. Po każdej śmierci od nowa.

Jego uśmiech się poszerzył jak gdyby na wspomnienie czegoś odległego, dawnych czasów, które już dawno minęły...

- Znowu to robisz Vic.

- Co robię?

- Myślisz o czymś, czego jednocześnie nie pojmujesz. Zawsze kiedy tak rozmyślasz mrużysz oczy i przygryzasz dolną wargę od środka, z lewej strony.

- Hahaha, serio tak robię?

- Za każdym razem. Ale to dobrze. Nie jesteś kolejną osobą która zazdrości mi nieśmiertelności.

- Jeżeli naprawdę się tak czujesz za każdym razem, to nie ma czego zazdrościć.

Przez chwilę sale szpitalną wypełnił nasz śmiech.

- Na pewno wszystko w porządku?

- Tak, tylko oczy mnie lekko bolą.

- Masz, może ci to pomoże.

Jack wyjął z kieszeni kitla stare, prostokątne okulary.

- Moje poprzednie ciało miało wadę wzroku, więc nosiłem okulary. Jakoś nie mogłem pozbyć się tego nawyku.

Przymierzyłem je, i ze zdziwieniem stwierdziłem, że faktycznie, te niepozorne szkła pomogły mi na ból.

- Teraz cię zostawię i Zajmę się raportem. Na razie chyba skończymy z eksperymentami.

- Poczekaj, a co się stało z Dzierżawcą? Nie wcinał nam się wcale do rozmowy.

- Pewnie mu głupio, albo się obraził. Albo może zobaczyłeś coś czego nie powinieneś.

Znacząco poruszył brwiami i czym prędzej wyszedł z Sali.

„Nie wiem czy to słyszysz, ale nie martw się, nie mam zamiaru tego powtarzać, hahaha.”

∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞

TerraEpsilon Oto i obiecany rozdział. Nie jest to może arcydzieło, ale mogło być gorzej.

Szczerze nie wiem co tu napisać. Rozpisałem sobie plan wydarzeń na całą książkę aż do końca. Ale jak pisałem w poprzednim rozdziale nie wiem kiedy kolejny.

Te okulary to ważny punkt strategiczny, stanowiący również kulminacyjny punkt całego planu. Czemu? Bo mam lekkie problemy ze wzrokiem, a robię cosplay Victora na pyrkon. Ktoś jedzie? Jeżeli tak, to może się spotkamy ^_^

Dr Verse kończy raport

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro