Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Od nędzarza do pisarza


Scorpius wyszedł ze swojego małego, nieposprzątanego od wielu dni pokoju w Dziurawym Kotle, który śmierdział dymem. Naciągnął zimowy płaszcz i zszedł na dół. Zostawiwszy przy barze zapłatę na przyszły miesiąc, którą jakimś cudem zdobył łapiąc się dorywczych prac, wyszedł na zatłoczoną, mugolską ulicę. Odpalił papierosa, a wydmuchnięty przez niego dym zamienił się w biały obłok na zimowym mrozie. Przeciągnął palcami po włosach. Tego grudniowego poranka mróz był największy od lat, ale on zdawał się tym nie przejmować, przecież nieraz musiał się snuć po lodowatych lochach Hogwartu gdzie Ślizgoni mieli swoją część mieszkalną.

Teraz już nie był uczniem Hogwartu. Skończył szkołę przed rokiem, otrzymując prawie najlepsze wyniki na roku, a został żyjącym w biedzie, niezauważanym przez innych czarodziejem. Ojca nie chciał znać, a ten z kolei uważał go za bezużyteczne dzieciaka, którego nie chce utrzymywać. Scorpius zapewnił go, że gardzi jego pieniędzmi i odszedł.

Na myśl o przeszłości i rodzinie poczuł złość i odpalił kolejnego papierosa, zaskakujące jak mu to pomagało oderwać myśli od złych wspomnień.

Rozcierając zmarznięte dłonie wszedł do małej mugolskiej kawiarni gdzie umówił się ze swoim najlepszym i zarazem jedynym przyjacielem. Albus Potter, którego zawiły los przydzielił razem z nim do Slytherinu, siedział w kącie, z dala od innych. Ten ciemnowłosy chłopak, który wyłamał się z tradycji rodzinnej i nie poszedł w ślady ojca i brata, przyuczał się do zawodu Uzdrowiciela, co zajmowało mu prawie całe dnie, ale nie zapominał przez to o przyjacielu.

- Co tam lisie?- zagadnął młody Malfoy, siadając naprzeciwko przyjaciela. Albus rozpromienił się. Często stosowali, w odniesieniu do siebie pseudonimy, wynikające z kształtów ich patronusów, a przynajmniej było tak, gdy chodzili do szkoły.

- Cholernie zimno. Czuć, że rozgrzewasz się tą trucizną- przyznał, wyczuwając zapach papierosów

- Jakbyś mnie nie znał- kelnerka postawiła przed nimi dwie, zamówione przez Pottera kawy. Albus przyjrzał się przyjacielowi, który był chudszy niż dawniej, jego oczy były lekko podkrążone, a włosy wyglądały jakby kompletnie przestał o nie dbać.

- Wyglądasz beznadziejnie- przyznał wprost, na co Scorpius wzruszył obojętnie ramionami. Od jakiegoś czasu nie przejmował się swoim wyglądem.

- Dlaczego chciałeś się spotkać?- zapytał, chcąc zmienić temat.

- Żeby pogadać, zobaczyć jak sobie radzisz na wygnaniu- Scorpius drgnął nieznacznie.

- Jest dobrze, co rusz znajduje, jaką pracę, z której można wyżyć. Myślałem, że będzie gorzej, ale nie narzekam.

- Dlaczego nie znajdziesz jakiejś pracy na stałe? Z twoimi wynikami mógłbyś zostać kim zechcesz. Tylko nasza Rosie, pani błękitek, była od ciebie lepsza. Dlaczego nie spróbujesz, przecież twoja sytuacja z rodziną...

- Moja rodzina zaważyła jakbyś zapomniał! Nikt nie chce Malfoya u siebie. Kto chciałby chodzić do doktora Malfoya, który Auror by mi uwierzył, kto przydzieliłby mi stanowisko w ministerstwie? To jest jedyna opcja dla mnie, żyć z dnia na dzień.

-Mój ojciec zatrudniłby cię bez wahania, bo wie, jaki jesteś, znacie się od ośmiu lat. Wyślij podanie, zmień coś w swoim życiu...

- Dobrze mi z tym jak jest!- zapewnił go.- Nie chcę niczyjej litości, radzę sobie doskonale.

- Dlatego zawsze spóźniasz się z czynszem i wyglądasz na wykończonego? Nie mówię, że masz wracać do ojca i żyć z rodzinnego majątku, ale zrób coś ze sobą, pokaż ludziom, jaki jesteś. Pokaż, że bycie Malfoyem to nie tylko spoczywanie na laurach albo bycie Śmierciożercom.

- Łatwo ci mówić Potter, z taką rodzinką musisz być najbardziej rozchwytywany. Dzięki za radę, ale na mnie już czas, moje nędzne życie czeka.

- Scorpius!

Ale chłopak już wyszedł. Ponownie otoczyło go lodowate powietrze, ale tym razem tego aż tak nie odczuł, bo wewnątrz płonęła nienawiść. Co ten Potter mógł wiedzieć o jego życiu? Nic. Piętno jego rodziny prześladowało go od dnia narodzin. Niektórzy nie życzyli sobie był ich nowonarodzone dzieci leżał w szpitalu koło niego, w szkole ciągle go dręczono przeszłością i haniebnymi czynami jego dziadka i ojca. Wojna może się już skończyła, ale dla niektórych podział na tych złych i dobrych dalej istniał, a on znalazł się po tej ciemnej stronie, chociaż jego serce nie zostało skażone przez mrok.

Sam sobie wybrał takie życie, porzucił rodzinę, zabierając tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy i żył w tej nędzy, ale nigdy nie prosił o pomoc. Wolał nie jeść przez cały dzień niż prosić kogoś o pożyczkę, duma mu na to nie pozwalała. To było jego życie, niezależnie od tego jak beznadziejne.

Po kolejnym dniu pracy na mrozie przy rozładunku ryb w mugolskim porcie, wrócił do swojego małego pokoiku i usiadł na starym fotelu. Dłonie miał odmrożone i czuł się wykończony. Nie chcąc się rzucać w oczy, szukał zarobku głównie wśród mugoli, a później wymieniał pieniądze. Dzięki temu nikt na niego źle nie patrzył, wręcz przeciwnie, gdziekolwiek się pojawił robił dobre wrażenie. Pracował ciężko i często zostawał po godzinach, a że były to prace dorywcze to nikt nie pytał o dokumenty.

- Nieźle dzisiaj poszło- powiedział do swojej sowy, która była jego jedyną towarzyszką.

Zdjął swój najcieplejszy sweter i bluzę, którą pod nim miał, a później nalał sobie gorącej wody do wanny. Tego mu było trzeba. Ból w zmarzniętych kończynach szybko ustąpił i poczuł się znacznie lepiej. W takich chwilach tęsknił za łazienką prefektów w Hogwarcie, do której jako jedne z nielicznych miał dostęp. Tak to właśnie on, a nie Albus został prefektem, dyrektorka chyba chciała w ten sposób pokazać, że ma do niego zaufanie, ale niewiele to pomogło, jedyną korzyścią był właśnie przywilej korzystania z największej łaźni w całym Hogwarcie.

Ze świata cudownych wspomnień wyrwało go pukanie do drzwi. Uznał, że jak nie odpowie to nieproszony gość sobie pójdzie, ale wtedy ktoś uderzył nieco mocniej, a później jeszcze raz. Rozgniewany wyszedł z wanny i przewiązawszy ręcznik na biodrach poszedł pogonić natręta. Otworzył drzwi zamaszystym ruchem, chcąc nakrzyczeć na osobę, która zniszczyła jego spokój, ale wówczas zamarł.

- Rose?- dziewczyna szybko przebiegła wzrokiem po jego odkrytym ciele, połyskującym za sprawą wody z kąpieli. Z jego włosów ciekły wąskie stróżki, które przyciągały wzrok dziewczyny, chociaż jego smukłe, umięśnione ciało nie potrzebowało dodatków.

- Cześć Scorpius- przywitała się i pewnie weszła do środka, chociaż jego aktualny strój odrobinę ją krępował.- Kiedy tu ostatnio sprzątałeś?- chłopak zamknął za nią drzwi.

- Co tu robisz tak późno?- dziewczyna spojrzała na stary zegar, który wskazywał kwadrans po dziewiątej.

- Szukałam cię, ale wcześniej cię nie było, uznałam, że wrócisz tu, chociaż na noc- usiadła na jego ulubionym fotelu.

- Albus cię przysłał?- dziewczyna westchnęła.

- Nie, chociaż powinien był to zrobić- Scorpius się jej przyjrzał. Mimo początkowej niechęci, Rose stała się w Hogwarcie jego przyjaciółką, może nawet kimś więcej. Jako jedna z niewielu osób miała na niego wpływ, pewnie za sprawą jego uczuć, o których jej nie powiedział, wiedząc, że dziewczyna ich nie odwzajemnia. Jako, że nie mieli okazji się spotkać chociaż raz po zakończeniu szkoły, miał wrażenie, że to co do niej poczuł umarło śmiercią naturalną, jednak nie do końca tak się stało.- Tak wygląda życie buntownika? Myślałam, że będzie gorzej- wyjęła różdżkę i machnęła, a w pokoju szybko zrobił się porządek. Scorpius się uśmiechnął, wiedział, że Rose niecierpki bałaganu.

- Dlaczego mnie szukałaś?- założył ręce na piersi.

- Słyszałam o wakacie w Proroku Codziennym w dziale magicznych zwierząt, a ty zawsze dobrze pisałeś i lubiłeś wszystkie te stwory z Zakazanego Lasu. Pomyślałam, że może cię to zainteresować.

- Przyszłaś żeby mi zaproponować pracę?- dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Od tego są przyjaciele- położyła na stoliku formularz zgłoszeniowy i wstała. Złapała jego dłoń, którą bez oporu wyciągnął ku niej.- Powinieneś to opatrzyć, musiałeś strasznie zmarznąć.

- Taka praca- dotyk jej delikatnych dłoni zdawał się odganiać wszelki ból.

- To może czas ją zmienić? W ministerstwie też szukają ludzi, ale ty nigdy nie lubiłeś siedzieć z nosem w papirologii- uśmiechnęła się do niego.- Decyzja należy do ciebie, ja powinnam już wracać. 

- Do Henry'ego?- dziewczyna się lekko zarumieniła.

- Do rodziców- to go zaskoczyło.- Dawno się nie odzywałeś to nie wiesz, ale go pogoniłam, po szkole zrobił się inny, nie potrafiłam już z nim rozmawiać jak dawniej. To, co nas łączyło umarło.

- Może i dobrze to zawsze był kretyn.

- Merlinie mówisz jak mój ojciec- zaśmiała się.- Nie ma, co się nad tym rozwodzić, czas na mnie, bo pewien Auror tu wpadnie i powie ci, co myśli o otwieraniu drzwi w samym ręczniku- Scorpius jakby dopiero sobie przypomniał, w jakim stroju jej otworzył i jego twarz nagle poczerwieniała.- Odezwij się czasami i sprzątaj tu, chociaż raz w tygodniu- wyminęła go i wyszła.

Scorpius stał jeszcze przez chwilę osłupiały tym spotkaniem. Dopiero hałas, który zrobiła jego sowa go obudził. Wypuściła ją na polowanie i poszedł się ubrać. Spojrzał na formularz, ale go nie wypełnił i poszedł zapalić. Praca w Proroku? Nigdy tego nie rozważał, chociaż rzeczywiście lubił pisać i wychodziło mu to naprawdę dobrze.

Kolejny mroźny dzień dał mu się we znaki. Jego dłonie miały dosyć zimna, ich skóra była zaczerwieniona i popękana. Widząc to ponownie spojrzał na formularz. Mając dość zimna, wypełnił dokument i niewiele myśląc, wysłał go do redaktora naczelnego Proroka Codziennego. Gdy sowa odleciała, poczuł jakiś dziwny ucisk w żołądku. Nowa nadzieja? Kolejny cios? Scorpius przywykł już do niechęci innych, ale gdzieś w głębi czuł pragnienie by tym razem stało się inaczej. Nie chciał już dłużej żyć z resztek, ledwo wiążąc koniec z końcem. Trwał tak od przeszło siedemnastu miesięcy i chciał coś zmienić.

Następny dzień znów spędził w porcie. Korzystając z tego, że wyszedł wcześniej poszedł wymienić pieniądze w banku, a później zjadł porządny posiłek. Gdy wszedł do pokoju znalazł list, który ktoś musiał wrzucić przez szczelinę pod drzwiami. Niepewnie otworzył kopertę i wyjął kartkę. Była to wiadomość od Proroka Codziennego. Został zatrudniony i miał się u nich stawić następnego dnia o siódmej trzydzieści.

Nie wierzył w to, ale taka była prawda. Ktoś go zatrudnił, jakiś czarodziej. Entuzjazm i lęk, sprawiły, że nie mógł zasnąć, a rano poszedł do biura zdecydowanie wcześniej, w najlepszym stroju, jaki miał.

- Pan Malfoy?- Scorpius spojrzał na szczupłą kobietę, najwyżej dziesięć lat starszą od niego.- Widzę, że jesteś punktualny. Jestem Barbara Gweny, redaktor działu o magicznych stworzeniach, będziemy współpracować. Z tego, co wiem, nie pracowałeś wcześniej w żadnej gazecie.

- Nigdy się tym nie zajmowałem, ale zdaniem innych dobrze piszę- kobieta się uśmiechnęła.

- O tym się przekonamy, ale spokojnie, nie jestem tyranem- zapewniła go.- Napiszesz dla mnie krótki tekst o przeniesieniu smoka z Egiptu do Irlandii, tu masz wszystkie informacje i kontakty, dobrze jakbyś był przy tym- powiedziała wręczając mu grubą teczkę.- Nie więcej niż jedna kolumna, ale i nie mniej niż pół.

- Rozumiem- zapewnił ją.

- Piszesz, przynosisz do mnie, ja sprawdzam i decyduję- potaknął.- Chcę to mieć u siebie, jutro rano Malfoy.

- Wszystko będzie gotowe, proszę się nie martwić- obiecał i nie zwlekając ani chwili teleportował się we wskazane miejsce.

Jego przemarznięte dłonie mocno trzymały pióro, którym notował wszystko, co usłyszał o smoku, powodzie przeniesienia i jego nowym domu. Dwoje młodych smokologów udzieliło mu szczegółowego wywiadu na temat stworzenia, którym się opiekowali, a które wzbudziło podziw w Scorpiusie, który nigdy wcześniej nie widział tego stworzenia na żywo. Był to młody Walijski Zielony, który chorował, dlatego przeniesiono go na odludne tereny Egiptu, teraz jednak mógł wrócić w swoje rodzime  strony.

Scorpius nie wiedział jak ma to ująć w takim skrócie jakiego żądała jego przełożona, dlatego najpierw napisał obszerny artykuł, a później streścił go wyszczególniając najważniejsze elementy. Ze strachem na ramieniu oddał swoją końcową pracę Barbarze Gweny, a ta uważnie ją przeczytała.

- Dobry tekst- powiedziała po chwili, sprawiając, że Scorpius poczuł ulgę.- A co tam masz?- wskazała na teczkę, z której przed chwilą wyjął artykuł.

- Miałem problem skrócić tą historię, więc najpierw napisałem większy artykuł, a później go pomniejszyłem- przyznał.- Dawniej to skutkowało i teraz chyba też.

- Mogę zobaczyć pierwowzór?- młody Malfoy pobladł lekko, ale podał jej tekst, który zajął mu dwie strony.

Kobieta usiadła i zaczęła czytać, przekonując się z każdym kolejnym zdaniem, że trafił się jej prawdziwy talent pisarski. W końcu spojrzała na Scorpiusa, zdejmując swoje okulary do czytania. Mężczyzna z trudem przełknął ślinę.

- Fascynujesz się smokami?- zaprzeczył.- To dziwne, bo tekst zdradza podziw dla tych stworzeń, mam nadzieję, że jesteś w stanie napisać tak samo dobrze o Testralach i Nieśmiałkach- uśmiechnęła się.- Wydrukujemy pełen artykuł- oznajmiła składając jego pracę w samolot i wysyłając do druku.- Ukaże się jutro w prasie, podpisany oczywiście twoim nazwiskiem, moja praca o Hipogryfach pójdzie pojutrze.

- Doprawdy?- Scorpius był w szoku.

- Trzeba kuć temat póki gorący, inni pewnie już przeprowadzili wywiad, ale ty byłeś pierwszy. Świetna robota Malfoy. Trzymaj tak dalej, a może przestaniesz być moim pomocnikiem.

Wyszła zostawiając go samego. Scorpius miał ochotę skakać pod samo niebo. Udało mu się. Pierwszy raz ktoś nie zamknął przed nim drzwi, dał mu szansę, którą wykorzystał i wygrał. Szczęście uśmiechnęło się do niego, a on nie zamierzał z niego rezygnować. Wiedział, co teraz powinien zrobić.

Rose Weasley zeszła rano na śniadanie jak zawsze gotowa do wyjścia, miała być w pracy za półtorej godziny, ale chciała pójść wcześniej razem z matką. Zdziwiła się widząc na kuchennym stole olbrzymi bukiet białych goździków, między które wciśnięto jedną czerwoną różę.

- Od kogo to?- zapytała patrząc na ojca, który wyglądał jakby napił się zepsutego mleka i matkę, która czytała gazetę.

- To dla ciebie- oznajmiła kobieta podając jej egzemplarz Proroka Codziennego, który się nieco zmienił po wojnie i teraz naprawdę był źródłem rzetelnych informacji.- Jest też liścik.

Rose wzięła karteczkę, która była przymocowana do bukiety i szybko ją przeczytała: „Dziękuję, że dałaś mi szansę." Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, gdy zrozumiała, kto jest nadawcą. Czując przyjemne ciepło, budzące się gdzieś koło jej serca, wyciągnęła róża i ją powąchała. Nie lubiła tych kwiatów, zapewne, dlatego, że wszyscy myśleli, że je uwielbia z powodu swojego imienia. Tym razem był to jednak cudowny prezent, który mówił „dla Rose." Nalała sobie kawy i korzystając z wolnej chwili przeczytała artykuł. Cieszyła się, że Scorpius posłuchał jej rady i wykorzystał okazję.

Równie mocno ucieszyło to jego przyjaciela. Albus pojawił się wieczorem w Dziurawym Kotle chcąc pogratulować Malfoyowi. Scorpius siedział sam przy stoliku i rozkoszował się ciepłem bijącym od kominka.

- A oto człowiek sukcesu, mistrz pióra! Panie i panowie Scorpius Malfoy!- kilku gości zerknęło w ich stronę, ale przyjaciele zdawali się tym nie przejmować.- Dwie szklaneczki ognistej- poprosił i usiadł przy stole.- Od nędzarza do pisarza?

- Napisałem jeden artykuł- przypomniał mu, ale było widać, że jest z siebie dumny.

- Widzę, że poszedłeś po rozum do głowy i zacząłeś szukać porządnej pracy- Scorpius ujął szklankę i się napił.

- To sprawka Rose- przyznał.- Pojawiła się tu kilka dni temu i powiedziała mi o tej pracy- Albus przyjrzał się badawczo przyjacielowi.- Co ci znowu nie pasuje?

- Nie, po prostu nie wiedziałem, że utrzymujecie jakiś kontakt po szkole.

- Ja też o tym nie wiedziałem, ale jak widać Rose dalej nad nami czuwa tylko teraz nie chodzi już o punktualność i zadania domowe- na myśl o tej rudowłosej dziewczynie, Scorpius poczuł dziwną radość.- Już jej podziękowałem.

- A mnie to nie chciałeś posłuchać!- Scorpius parsknął śmiechem.- Dalej na ciebie działa.

- Co niby?- zdziwił się.

- Nasza Rosie, zawsze się jej słuchałeś, niczym wierny pies- Malfoy z trudem przełknął kolejny łyk, czyżby jego przyjaciel wiedział o tym, co kiedyś czuł do jego kuzynki.- O czym teraz masz napisać?

- Czekam na sowę z wytycznymi- oznajmił.

- No to może się w końcu wyrwiesz z tej nory. Ty dziennikarzem, kto by pomyślał.

- Na pewno nie ja.

Jeszcze bardziej nie wierzył w to Draco Malfoy, który szybko dowiedział się o pracy syna. Jego żona uznała to za coś cudownego, ale on nie był tego taki pewny. Członkowie jego rodziny zawsze zajmowali wysokie stanowiska, byli kimś ważnym, a tym czasem jego syn został zwykłym dziennikarzem. Cieszyło go to tylko, dlatego, że od dawna nie miał żadnej wieści o synu, a teraz, chociaż wiedział, że ten jakoś sobie radzi.

A trzeba przyznać, że ta praca pochłonęła Scorpiusa, który pokochał to, co robił. Podejmował się wszelkich tematów, a jego przełożeni szybko przekonali się, że jest wartościowym pracownikiem. Po pierwszym tygodniu wypłacono mu jedną czwartą pensji, aby mógł wyjść na prostą, w końcu zbliżały się święta, a on nie miał żadnych oszczędności, ale też nic nie planował.

Wracając jednego z wieczorów do Dziurawego Kotła, w którym dalej pomieszkiwał, wpadł na Rose, której by nie poznał gdyby jej tak dług nie znał. Ubrana w ciepły płaszcz, szal, który zasłaniał jej pół twarzy i czapkę z puchatym pomponem, za pewno dzieło jej babci, przemykała w małej śnieżycy przez zatłoczoną ulicę.

- Szukasz prezentów?- przestraszona spojrzała na niego przez szczelinę, która umożliwiał jej obserwowanie świat.

- Dla brata, ale już znalazłam- wskazała na pakunek, który trzymała.- A co ciebie tu sprowadza?

- Wracam z pracy. Masz może chwilę, weszlibyśmy napić się czegoś ciepłego i porozmawiać, bo ostatnio okoliczności były nienajlepsze.

- Miałeś nie wyjściową kreacje- zaśmiała się.- Na kawę za późno, ale chętnie napiłabym się gorącej czekolady.

- No to chodźmy.

Weszli do przytulnej kawiarni i usiedli możliwie najbliżej kominka żeby dziewczyna mogła się ogrzać. Rose szybko się rozebrała z płaszcza i dodatków. Widząc rozbawione spojrzenia Scorpiusa szybko związała włosy, wiedząc, że muszą wyglądać okropnie po zdjęciu czapki.

- I jak tam praca w gazecie, czytałam twoje oba artykuły, były świetne.

- Dziękuje, wszystko dzięki tobie, sam byłem za głupi żeby się rozejrzeć za jakąś porządną pracą- Rose się lekko zarumieniła.- Skąd wiedziałaś, że potrzebuje wsparcia, że tak to ujmę?

- Mały ptaszek mi wyćwierkał- wzięła łyk gorącej czekolady.- Wiesz to była jakaś rozrywka po siedzeniu cały dzień w ministerstwie.

- Dlaczego tam pracujesz? Zawsze marzyłaś o czymś więcej, życiu pełnym przygód, chciałaś zwiedzić świat.

- Tak jakoś wyszło, jeszcze zdążę zobaczyć świat- Rose nie wyglądała na przekonaną, okłamywała samą siebie, a on nie rozumiał, dlaczego.- Zdobędę pewną posadę, a później wykorzystam każdy dzień wakacji.

- Niezły plan. Zmieniłaś się od zakończenia Hogwartu- Rose zmarszczyła czoło.- Dawniej byłaś energiczna, wszechobecna, nieważne, co robiliśmy wiedziałaś o tym, wrzeszczałaś na nas albo się śmiałaś z naszej głupoty. Teraz wydajesz się jakaś przyciszona.

- Dorosłość- podsumowała.

- Mam nadzieję, że jeszcze wróci ta twoja energia, lubiłem tamtą Rose.

- A teraz coś, ze mną nie tak?- oburzyła się.

- Nie skąd!- zaprzeczył szybko, szukając jakiegoś wyjaśnienia.- I tak mi się podobasz... znaczy się- potarł kark zakłopotany.- Nie to chciałem powiedzieć, przepraszam.

- Podobam ci się?- nadzieja, która gościła w jej głosie, sprawiła, że podniósł wzrok i spojrzał jej w oczy.- Dlaczego nigdy nic nie powiedziałeś, znamy się tyle lat?

- Nie chciałem się narzucać, byliśmy przyjaciółmi, nie chciałem tego zepsuć, a ty nigdy nie zdradzałaś, że chociaż w najmniejszym stopniu to odwzajemniasz.

- Chyba ja najlepiej wiem, co czuję i myślę Malfoy- Scorpius wiedział, że ma kłopoty. Mówiła do niego po nazwisku tylko, gdy była zła.- Kretyn z ciebie!

- Ze mnie? A co miałem myśleć skoro od początku ostatniej klasy uganiałaś się za Henrym?

- A nie przyszło ci do głowy, że robię to by wzbudzić zazdrość? Dopiero później wyszło z tego coś poważnego.

- Czyli, że ja ci się podobam?- Rose spłonęła rumieńcem.- To... znakomita wiadomość- wyciągnął dłoń i ujął jej drobną rączkę.- Rose, może zjedlibyśmy jutro razem kolację?

- Taka randka?- skinął głową.- To by było dziwne- nie takiego stwierdzenia się spodziewał.- Ty i ja razem, już widzę minę mojego ojca- Scorpius się zaśmiał.

- To dobrze, że potrafię się bronić. Przyjdę po ciebie jutro- Rose się uśmiechnęła.- No Weasley, to będzie przygoda.

Scorpius się nawet nie spodziewał, jaka cudowna. Śmiech, radość i nowy powód do życia. Scorpiusowi ostatecznie powrócił wszystkie siły. Pracował, pisał, spotykał się z Rose, dzięki czemu jadł, a czasem nawet pamiętał o śnie.

- Coś ty taki wesoły Malfoy?- chciała wiedzieć jego przełożona.

- Święta się zbliżają Gweny- odparł podając jej artykuł.

- Czyli masz jakieś plany, będziesz pisał?- wskazała na gruby notes, który wszędzie ze sobą nosił od kilku dni.- Teraz napiszesz powieść o zwierzętach?

- Coś w tym stylu, o odkupieniu- wyjaśnił.- Muszę już iść, wesołych świąt.

- I nawzajem.

Scorpius wyszedł z budynku i przywitał się z Albusem, miał spędzić z nim i jego bratem wieczór w pubie.

- Nasz redaktorek!

- Nasz doktorek! A gdzie Auror?

- Zajął nam stolik- wyjaśnił i razem ruszyli opustoszałą uliczką.- Jakieś plany na święta? Kolacja u Potterów?

- Raczej u Weasleyów, Rose mnie zaprosiła.

- Doszły mnie słuchy, że w końcu się dogadaliście. Dziwnie było obserwować jak się przed sobą ukrywacie- Scorpius się zatrzymał.

- Wiedziałeś?

- Trudno było nie zauważyć- Albus spojrzał na przyjaciela.- Nic nie mówiłem, bo to nie moja sprawa, ale cieszę się. Jak już ktoś ma się zaopiekować moją kuzynką to mój najlepszy przyjaciel, komu miałbym bardziej zaufać? Ale ja to ja, Ron to inna sprawa, ale dasz sobie radę, zaserwuj mu tylko kilka głębszych.

Scorpius  uśmiechnął się blado. Skoro już tyle się zmieniło to, czemu reszta nie miałaby przybrać innych barw? Może Ron zniesie to lepiej niż się wszystkim wydaje.

Jak się okazało przyjął wizytę młodego Malfoya na kolacji zaskakująco dobrze, a gdy później chłopak stał się ich częstym gościem nawet go polubił. Scorpius zyskał nowe życie podejmując pracę w gazecie.

- Dokąd mnie prowadzisz?- chciał wiedzieć, gdy rok później Rose prowadziła go zawiłymi uliczkami.

- Wiesz, pomyśl...

- Jesteś okropna kobieto, jak ja mogłem się z tobą zaręczyć?- Rose jedynie się uśmiechnęła i wyciągnęła go przed sporej wielkości dom.- Czy to jest...

- Dom twoich rodziców? Tak- Scorpius zacisnął mocniej szczękę.- Nie gniewaj się, proszę Scorpiusie. Wiem, że masz prawo być zły na ojca, ale on za tobą tęskni i niczego innego nie pragnie niż się z tobą spotkać- objęła go pasie, nie odrywając oczu od jego twarzy.- Proszę cię, wejdźmy, chociaż na chwilkę.

- Spóźnimy się do twoich rodziców- Rose westchnęła.

- Zrób to dla mnie, proszę- Scorpius spojrzał jej w oczy.- Proszę.

- Oj Rosie, Rosie. Dla ciebie wszystko- dziewczyna się uśmiechnęła i pocałowała chłopaka.

- Ja naprawdę musze cię kochać- Rose się rozpromieniła i znów go pocałowała, co z chęcią odwzajemnił.- No to chodź, poznasz przyszłych teściów.

Rose złapała go za rękę i razem weszli do domu Malfoyów. Draco stał nieco z boku, ale jego żona chętnie się z nimi przywitała. Uściskała syna za wszystkie te dni, które go nie widziała. Przeszło dwa lata nie mieli kontaktu.

Gdy powitanie dobiegło końca, usiedli w salonie przy udekorowanej na biało choince. Scorpius pamiętał, że zawsze tak wyglądał, ojciec nie chciał wieszać ozdób w innych kolorach. Gdy był małym chłopcem wczołgał się pod drzewko i zawiesił w kącie, którego nikt nie widział czerwoną bombkę, którą zabrał od rodziców swojej matki, dzięki temu święta wydały mu się znacznie weselsze.

 Niestety, mimo tej jednej chwili, wszechobecny chłód i samotność były ciągłym elementem jego dzieciństwa. Było tam więcej radości niż w domu Lucjusz Malfoya, ale Scorpius i tak źle wspominał swoje dzieciństwo.

- Słyszeliśmy, że zostałeś redaktorem w Proroku Codziennym- zaczęła kobieta.

-Nie samodzielnym, współpracuję z Barbarą Gweny, wiele mnie nauczyła- przyznał wprost.- Lubię tam pracować.

- Cieszę się, że znalazłeś sobie jakąś prace. Panna Weasley wspominała, że dobrze sobie radzisz- oznajmił Draco.

- Już niedługo pani Malfoy, planujemy się pobrać za rok- oznajmił Scorpius. Jego ojciec zdawał się zrobić odrobinę bledszy na twarzy.

- To cudownie!- zawołała matka chłopaka- Oboje macie dobrą pracę, weźmiecie ślub, może niedługo będziemy mieć wnuki- Rose się zarumieniła.

- Scorpius nie zajmuje się tylko pracą- oznajmiła chcąc zmienić temat.- Mamy dla was prezent- młody Malfoy nie wiedział, o czym mowa, ale wolał o tym nie wspominać. Już się przyzwyczaił, że Rose lubi robić mu niespodzianki.- To książka napisana przez waszego syna, ma się niedługo ukazać w księgarniach, ale uznaliśmy, że chcielibyście ją przeczytać już teraz- podała mężczyźnie pakunek.- Scorpius pisze naprawdę cudownie.

- Z chęcią się przekonamy- oznajmił Draco odpakowując prezent.- „Niewinny" dobry tytuł- mężczyzna przebiegł wzrokiem po kilku pierwszych stronach i spojrzał na syna inaczej niż kiedykolwiek wcześniej. Scorpius nie wiedział, co to jest. Uścisnął mocniej dłoń narzeczonej, co ta odwzajemniła, dostrzegając jego niepokój- Jestem z ciebie dumny synu.

Te słowa nie padły nigdy wcześniej z ust Dracona Malfoya. Nie zrobił tego, gdy Scorpius został prefektem ani w dniu, gdy ten ukończył szkołę, jako jeden z najlepszych. Teraz jednak jego syn stał mocno na własnych nogach, wiódł własne życie bez jego pomocy i radził sobie doskonale. Udało się mu zapomnieć o przeszłości. Nie był już nędzarzem proszącym o przychylność innych, zapracował na nią, stał się tym, czego potrzebował ród, nową nadzieją, kolejnym rozdziałem w ich historii, wypracowanym ciężką pracę i niezłomnością charakteru. Malfoy nie był już dziedzicem fortuny lub Śmierciożercom, lecz uczciwie pracującym czarodziejem ,przed którym stała świetlista przyszłość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro