Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~?~


„I wish you a kinder sea"
Emily Dickinson

Zanim przyszedłeś sen był słodki. Niczym pływanie w nagrzanej wodzie, w której odbijają się promienie zachodzącego słońca. Gdy opuściłeś moją sypialnie, widziałem w nim tylko sztorm. Nawet kiedy otworzyłem powieki, zdawało mi się, że wszystko się porusza. Gdybym był kimś, kto dostaje choroby morskiej przy wzburzonych falach, napewno klęczałbym wtedy na zimnych kafelkach mojej łazienki. Ale nie jestem i nigdy nie byłem. Dlatego teraz siedzę oparty o boazerię na parapecie na korytarzu. Z enigmatycznego powodu obawiam się przebywać w swoim pokoju. Tak jakbym tam, gdzie nikt mnie nie widzi, nie mógł już sobie ufać. Jakbym z dala od nadzorujących oczu, nie miał żadnych obaw i skrupułów. Jakbym został wyrwany z tej rzeczywistości i utonął w innej. Element wody pochłonął wszystkie pozostałe; powietrze, ziemię i ogień.
Ale teraz patrzę na światło włączające się nad polami, niemal słyszę w swojej głowie wiatr, który roznosi śnieg po okolicy.
Wschód słońca przy zachodzie mojej miłości?
Może jestem nadwrażliwy.
Słyszę czyjeś kroki, ale nie odwracam się. Gdybyś to był Ty, to co właściwie bym powiedział?
Zgubiłem słowa, które mogłyby mnie opisać.
Choć może nigdy ich nie znałem.
Zawsze pisałem o nas.
O Tobie.
Czy ja w ogóle istnieję?
- Albus.
Słyszę swoje imię wypowiedziane przez znajomy głos, choć zdaje mi się, że dobiega z oddali. Zostałem zakotwiczony do brzegu.
A może wolę odpłynąć?
Chyba znudziła mi się mętność wody przy tym brzegu; jej śmiecie, jej wodorosty, jej ryby.
Czy ktoś stara się zrozumieć kapitana statku, którego wzywa morze?
Mój brat siada na przeciwko mnie, a nasze nogi się stykają tak jak dawniej, gdy kąpaliśmy się z kaczkami w wannie.
Ciekawe, czy w ogóle jeszcze o tym pamięta.
- Widzę jak cię to zjada. Scorpius naprawdę może z nami zostać, Al...
Nie odpowiadam tylko wpatruję się w blask słońca na sinym niebie.
Chciałbym poczuć jego ciepło na swojej skórze.
Słońca.
Nie Twoje.
Ty nie jesteś ciepły.
Nie sprawiasz już, że czuję, że żyję.
Drobny śnieg przestał padać i zamienił się w mżawkę.
Angielska zima w prezencie.
A chciałem lata z Tobą.
James kładzie dłoń na moim kolanie w pocieszającym geście.
Ten dotyk pali.
- Rozumiem, że jest dla ciebie jak brat. Ja i Lily też go przyjmiemy jak członka rodziny...
Przynajmniej dopóki ta cała szopka się nie skończy.
Czuję jak złość grzeje mnie od środka. Zdejmuję sweter, gdy on patrzy na mnie, jakbym postradał zmysły. Biorę powolne oddechy...
Raz i dwa, raz i dwa.
Ja bez Ciebie to tylko
Raz.
- Czemu on jest jedyną osobą, o którą się martwię? Dlaczego taki jestem, James? Nigdy nikogo nie potrzebowałem. Nie chciałem ich w swoim życiu, nie rozumieli mnie. Nie próbowali nawet naprawdę mnie poznać. Scorpius, zawsze słuchał. Choć przeważnie wolałem, gdy on mówił. Teraz ledwo się odzywa. Czy to moja wina, że nie umiem mu pomóc?
Zanim sie zorientuję, mój prawdziwy brat obejmuje mnie, a ja jak zesztywniały, nie ruszam się.
On nigdy tego nie robi.
Utrzymuje swój dystans jak przy dzikiej zwierzynie.
Może naprawdę powinien się mnie bać, bo sam zaczynam.
- Albus...Czy wy...Nie, zapomnij.
Żałuję, że nie kontynuuje. Zachowuje się, jakby znosił go prąd rzeki. Jakby próbował do mnie dotrzeć, ale nie mógł. Może to ja zawsze się oddalałem, ale to on za szybko się wycofywał.
Od wszystkich oprócz Ciebie, Scorpiusie. Ty nie robiłeś kroku w tył, nawet gdy ja się wycofywałem.
James jest Gryfonem powinien mieć odwagę.
Ja jej nie mam.
Jestem przebiegły i zdeterminowany.
Zdecydowałem się Ciebie chronić.
Nie chcę, by gazety o Tobie mówiły, by moja rodzina patrzyła na Ciebie oceniającym wzrokiem. Już uginasz się pod ciężarem, tego kim jesteś. Ciężarem, którego nigdy nie zrzucisz. Bo urodziłeś się synem arystokraty i Śmierciożercy, a ten zwariował. Stałeś się Ślizgonem, półsierotą.
- Al...Przeczytałem ten list. Zresztą...to wszystko pewnie jest już wydrukowane w Proroku. Niedługo przyjdzie poczta.
- Trzeba było mi go oddać. Może wcale nie masz przywileju znać jego losów przed innymi, James. Nigdy nie rozumiałeś konceptu prywatności, co?!
- Wolałbyś dowiedzieć się z gazety? Że jego ojciec nadużył alkoholu w zakladzie i zaczął wszystko rozwalać?! Krzyczał, że chce widzieć Scorpiusa. Ale nieważne ile błagał. Jego życzenie nie mogło być spełnione, wiesz o tym. On próbował ze sobą skończyć, Al, dociera to do ciebie?
- Czy to naprawdę powód, by zabierać Scorpiusowi ojca?
- W zasadzie, to wszystko mi śmierdzi, Al. Czy ta sprawa nie powinna najpierw przejść przez Ministerstwo Magii?
- Draco ma chyba wyrok w zawiasach. Jest już karany, więc raczej mu to nie pomaga w zachowaniu syna.
- Dowiem się, czego mogę. Wiesz, po świętach. Ktoś musi sprawować nad nim opiekę.
Tylko kiwam głową, ale gdy dochodzę do pokoju, trzaskam drzwiami. Teraz to ja mam ochotę rzucać rzeczami, bo nie wiem jak znaleść ujście tej rzeki, która zalewa mnie od środka.
Powódź.
Powódź w moim sercu, a pośrodku niej młody Malfoy.
Ty.
Rzucam swoim zeszytem, z którego wysypuje się kilka wyrwanych kartek. Wisiorkiem z muszelką. Moją nieużywaną miotłą.
Może wszyscy jesteśmy szaleni, Scorpiusie.
Ale mnie nie mogą Ci zabrać.
Nie pozwolę na to.
Zwijam się w kłębek na podłodze.
To wtedy otwierają się drzwi i stoisz przede mną w smudze światła wpadającej do ciemnego pokoju. Wyglądasz jak anioł ze swoimi długimi włosami i niebieskimi oczyma. Przyglądam się Tobie tak, że zaczynają mi łzawić oczy.
Jak przed niebiańskim światłem.
Naprawdę oczekiwałem, że zza Twoich pleców wychylą się białe skrzydła.
Choć kto wie, jaki miałyby kolor.
Czy powstrzymałem Cię przed upadkiem?
A może właśnie szybujesz ku ziemi?
Może skoro chodzisz po ziemi, dawno pożegnałeś się z niebem.
Nie zaszczycasz mnie ani jednym słowem, tylko podajesz mi rękę, bym mógł wstać.
Poprawka: to ja uderzyłem zbyt mocno o twardą powierzchnię.
- Może polatamy? Tak jak dawniej.
Pustka w moje głowie, ale moje ciało ma historię używania jak wyszukiwarka.
Kiwam głową bez zastanowienia. Gdy ciągniesz mnie na dwór, zdaje mi się, że unoszę się nad ziemią, zanim faktycznie to zrobimy. Euforia. Ekstaza. Szczęście.
Zgubiłem zakładki w słowniku chroniące te słowa przed zapomnieniem. Pieczołowicie szukałem ich w indeksie. Może wreszcie jestem na dobrym tropie.
Dopiero, gdy jestem ubrany pośrodku białej pustyni, zdaję sobie sprawę, że Twoja ręka musi dalej boleć. Nie możesz prowadzić.
- Co ty na to...byś to ty siedział z tyłu?
Uśmiechasz się, choć wydaje mi się, że ukrywasz urazę. Za bardzo się o Ciebie troszczę, wyręczam Cię. Ale jak mam pokazać Ci, że Cię kocham, skoro zawsze uparcie zatykasz uszy i zasłaniasz oczy? Sadowisz się za mną, kładąc dłonie najpierw na moich plecach (dwie plamy ciepła), a potem zsuwasz je na moją talie. Przepełniony wątpliwościami odpycham się ze zmrożonej ziemi. Nie lubię latać, ale dla dotyku Twojej brody w zagłębieniu mojego ramienia zrobiłbym wiele rzeczy, których nienawidzę. Drobny śnieg utrudnia mi widoczność, a chłodne powietrze mrozi moje nagie dłonie. Zaczynam żałować, że nie wziąłem rękąwiczek. Zawsze byłem taki. Drobne, przyziemne czynności wiecznie wymykały mi się z pamięci jak włosy z kucyka mojej siostry.
- Tęskniłem za tobą..Albus...Nie gniewaj się już.
Wsłuchuję się w Twój ciepły głos jak w ulubioną piosenkę. Kołysankę. Znajomą tonację. Jak w utwór, którego od lat nie słyszałem, a wciąż pamiętam refren.
Czy jestem w stanie przypomnieć sobie zwrotki? Czy nie one naprawdę tłumaczą, co autor miał na myśli? Nie powinienem znać tylko głównej idei. Nie, nie taki admirator jak ja.
Rozumiem swój błąd dopiero, gdy otwieram oczy. Twoje też cały czas były zamknięte, choć Merlin tylko może wiedzieć, o czym myślałeś. Może wstydziłeś się, że przyszedłeś do mojego łóżka w środku nocy. Nagi. Tak jak Bóg Cię stworzył. Może oglądałeś moją reprymendę bez końca za swoimi powiekami. Czemu wybierać taką męczarnie, gdy świat wokół nas jest cały biały?
Kolor czystości.
Nie mija sekunda, a otacza nasze ciała. Wszystko wina drzewa przez które musiałem ostro wyhamować.
Znajduję się nad Tobą tak jak poprzedniej nocy. Z tym, że tu jest jasno. Jest czym oddychać. I wyraźnie widzę Twoją piękną twarz o arystokratycznych rysach. Chłodne powietrze w moich płucach daje mi iluzję dobrobytu. Jak w górach. Jak w lesie.
Jak w dzieciństwie.
Śmiejesz się, a ja uderzam Cię w ramię.
- Czemu śmiejesz się z moich zdolności sportowych? Bez tego widzę, że jestem do niczego.
Chyba przez chwilę naprawdę jestem zły. Trochę w taki sposób jak małe dziecko, gdy coś nie pójdzie po jego myśli.
Ale gdy przyciągasz mnie za kołnierz do pocałunku, topnieję jak śnieg.
Jest niewinny, czysty, dziecięcy.
Taki o jakim marzyłem, gdy moje wargi dotykały Twoich ust, kiedy spałeś. Wtedy gdy jeszcze nie wiedziałeś, co do Ciebie czuję.
- Chyba mi wybaczyłeś - śmieję się, ale Ty znów wyglądasz poważnie.
- A ty?
Ciągnę za Twoją chłodną dłoń i za chwilę stoisz przede mną; prawie o głowę wyższy.
- Wyglądam, jakbym się gniewał?
Otrzepuję z Ciebie śnieg; z płaszcza przemoczonego do ostatniej nitki, z długich włosów, z ciemnych spodni.
Ściskam Twoje szczupłe ciało, tak jakbym to ja tym razem popadł w paranoję.
Wciąż tu jesteś, Scorpiusie.
Dobrze wiedzieć.
Może zniknąłeś i przed chwilą się zmaterializowałeś przed moimi zaszklonymi oczami.
To i tak nieważne.
Bo w tej sekundzie, minucie, godzinie...jesteś obok mnie.
Tylko twój mokry płaszcz przypomina mi powódź, ocean, przelewającą się wannę. Taką, z jakiej chciałeś mnie ratować. Jesteś przemoczony do ostatniej nitki i nie mówisz nic o wodzie.
Czemu tak nagle opuściła twój umysł?
Popadam w obsesję.
Jak skoczek.
Wskakuję do głębokiej wody, a głośny plusk spowodowany zetknięciem się mojego ciała z powierzchnią basenu wypełnia moje uszy.
Długi dystans na drugą stronę.
Chyba nie jestem w stanie tego zrobić na jednym wdechu.
Przegrywam.
W moich snach zawsze przegrywam.
Chyba mamy coś wspólnego.
Żadnemu z nas nie udaje się w sennej rzeczywistości wygrać z przeznaczeniem.
Czy umiemy to zrobić na jawie?
Sięgam po Twoją dłoń, która pasuje do mojej idealnie.
Prowadzę Cię do środka z precyzją marynarza.
Doprawdzę Twój statek do domu.
*
Leżymy w forcie zbudowanym z poduszek.
Wszędzie ciepłe, jesienne kolory; tak jakby udało nam się zatrzymać złoto sezonu, w którym życie zaczyna się na nowo, nawet mroźną, białą zimą.
Zapuszkowaliśmy ciepło, tak by starczyło do pierwszego pierwiosnka.
Leżymy w Twojej sypialni.
Chyba mogę ją tak nazwać.
Powinieneś zacząć się przyzwyczajać do tego miejsca.
Zrobię wszystko, byś mógł tu zamieszkać.
James obiecał mi pomóc.
Nie wiem, czemu tym razem mu ufam. Być może jesteś klejem, który połączy moją rodzinę.
Mury Malfoy Manor muszą byc chłodne, wypełnione samotnością i pustką.
Jak można przetrzymywać gdzieś nicość?
Wypełnione pustką?
Co za absurd.
W moich objęciach jest ciepło i bezpiecznie.
Dopóki spod łóżka nie wychodzą potwory.
Ale je też znam po imieniu.
W końcu odejdą.
- Scorpiusie - wołam cię, choć jesteś obok, łapię cię za dłoń i kciukiem gładzę jej środek.
Szorstkie.
Wciąż pocięte szlakiem blizn.
Twoja własna mapa bólu.
- Jak to jest pragnąć..no wiesz..kobietę?
Odsuwasz się zdziwiony, a potem chwytasz moją twarz w swoje dłonie.
- Chcesz, żebym powiedział ci o każdej, która mnie kiedyś podniecała? Jesteś zazdrosny, czy boisz się, że odejdę?
- Pudło.
- A więc o co chodzi, co?
Czuję jak złość podchodzi mi do gardła. Jakby przypomniała sobie, że mnie zamieszkuje. Wierny lokator; zawsze się o ciebie zatroszczy w potrzebie, zapłaci czynsz na czas, a nawet ugotuje i posprząta.
- Zapomnij.
Odwracam się do Ciebie plecami, ale nie potrafisz zostawić mnie w spokoju. Sam się nie dziwię. Nie lubię, gdy ktoś robi krok tylko po to, by zaraz wrócić skąd przyszedł. Racja. To może jedno z najbadziej irytujących uczuć pod słońcem. (Choć my żyjemy raczej pod ciemną gwiazdą).Dlatego, że druga osoba zostawia Cię ze świadomością, że nie wiesz o niej czegoś bardzo ważnego, że nie ufa Ci na tyle by powierzyć Ci sekret, chociaż potrzebuje wyrzucić z siebie to, co już nie mieści się w środku.
Ze świadomością, że mogłaby Ci dać możliwość pomocy, ale pozostawiła Cię bezsilnym.
- Nie musisz się martwić tym, że nie czujesz wszystkiego, co czują inni. Nie musisz się obawiać, że czujesz nie tak jak trzeba. Na to nie ma przepisu.
- Scorpiusie...ja nigdy nic nie czułem. Poza tym rzadko działam według wytycznych...Po prostu miłośc, pożądanie...istniały dla mnie tylko w książkach. Jesteś jedyną osobą w której się zakochałem. Jesteś jedyną osobą, której kiedykolwiek pragnąłem. I chyba...nie chciałbym tego wszystkiego - robię chaotyczny ruch ręką wokół naszych splecionych ciał - gdybym nie miał do ciebie uczuć. Nie zrozum mnie źle, jesteś bardzo przystojny, ale inni też są, a nigdy nie miałem ochoty ich całować.
- Jak tak to przedstawiasz..ma to wiele sensu. Ale większość ludzi potrafi to robić bez uczucia.
- Ty to robiłeś?
- Dwa razy. Nie kompletnie bez uczucia, tylko...w sumie dwa razy. Przed tobą.
Czuję jak Twoje ciało się spina, a głos staje się płytki. Śmieszne, że zwykle pytanie o przeszłość jest w stanie tak zagrać na strunach nerwów. Ściskam mocniej twoją dłoń, choć nigdy nie lubiłem, gdy stawała się zbyt ciepła od dotyku.
- Nie obchodzi mnie to, nie przejmuj się. Jasne, że czuję się trochę dziwny. Ale spodziewałem się takiej odpowiedzi. - zapewniam, ale potem coś zmusza mnie, by się zapytać - A więc żadnych mężczyzn przede mną?
- Zero. Może czasem na kogoś spojrzałem i pomyślałem, że wygląda atrakcyjnie. Zawsze odganiałem od siebie takie myśli; zdawały mi się nieistotne. „Przecież nie wdam się w romans z chłopakiem" mówiłem sobie. Kiedy dowiedziałem się, co czujesz, zrozumiałem jakim byłem głupcem. Próbując być praktyczny, wygodnicki. Przyjmując tylko komfortową część mojej tożsamości. Albusie, jesteś kompletnie normalny. Tak jak ja. A nawet jakbyś nie był, to nie powód bym cię nie kochał.
Odwracam się i z bliska, w wysokiej rozdzielczości widzę każdą część Twojej twarzy; wystające kości policzkowe, pełne usta, duże, chłodne oczy, co chwilę chowające się pod ciężkimi powiekami. Dziś bardzo chcę ucałować każdy jej skrawek. Dawniej była tylko twarzą jedynej osoby, która chciała spędzać ze mną czas. Przyjaciela. Dziś ma trzecie znaczenie, które dominuje nad wszystkimi innymi, jednak nigdy ich nie wyprze. Nie staną się archaiczne. Nie pozwolę na to. Jestem uparty.
- Kocham cię - mówisz, gdy gładzę twoj policzek i łzy napływają do moich oczu. Słone jak ocean. Moja miłość zalewa mnie od środka. W końcu nadszedł mój upragniony moment. Poznałem Twoje serce. Uwierzyłem w Twoje słowa.
- Też cię kocham, Scorpiusie.
Wszystko zaczęło się od podróży w czasie.
Dawno, dawno temu...
W zagiętej czasoprzestrzeni.
W paralelnej rzeczywistości.
W świecie innych wyborów.
Musieliśmy wrócić do przeszłości, by poukładać przyszłość.
Wspólną przyszłość we właściwym wymiarze.
*
Śnieg wniesiony do domu.
Powód wiecznego gniewu mojej matki.
Dziś uśmiecham się na ten widok, chociaż w moim sercu tkwi trucizna, która zjada mnie od środka.
Moj ojciec wraca do domu jak w każdy pierwszy dzień po świętach.
Ale tym razem oczekuję nowiny.
Dawniej nawet nie chciałem słyszeć, co wydarzyło się u niego w pracy, choć wystarczyło zapytać. Dziś muszę wiedzieć, na czym stoję. Desperacko zapragnąłem gruntu, a najlepiej stałego lądu.
Mój ojciec widzi moje zakłopotane spojrzenie i ściąga bez zwłoki płaszcz.
Kładzie dłoń na moim ramieniu, jakby powstrzymywał mnie od upadku.
Zdaje mi się, że faktycznie mógłbym zemdleć, jeśli wszystko poszłoby nie po mojej myśli.
- Złożyłem podanie o rodzicielstwo. Jego najbliższa rodzina to Teddy Lupin. Myślę, że uznają go za zbyt młodego. Mamy realne szanse, Al.
Ściskam jego przedramię, jakbym miał pięć lat. Podróż w czasie, kolejny raz.
- Tato...nie pozwól im..zabrać mu wszystkiego. Błagam, o nic innego już nigdy nie poproszę, ale wstaw się za Draco.
Ojciec kuca przede mną i chwyta mnie za dłonie. Tak samo jak po raz pierwszy na peronie 9 3/4.
Przypominam sobie jego czułe zapewnienia, że nic złego się nie stanie, jeśli trafię do Slytherinu.
Czemu potem było mi w to tak ciężko uwierzyć?
Czemu nie potrafiłem mu trochę bardziej zaufać?
- Gdybym mógł, synu, zrobiłbym to. Draco ma wyrok w zawiasach, więc nie mogłem zeznawać na procesie, którego nie było. Wiesz, o tym, że po wojnie go broniłem. Zrobiłbym to jeszcze raz...Może był dupkiem, ale nie miał wyboru. Chronił swoją rodzinę. A teraz, gdy nie może tego robić...ja powinienem się nią zająć. Rozmawiałem z Ministrem, prawdę mówiąc. To prawie pewne, że Scorpius zostanie twoim bratem. Miałem ci nie mówić. Nie powinienem był dyskutować o tym prywatnie. To nieuczciwe. Ale dla ciebie, Al...
- Tato, jesteś Wybrańcem. Czemu nie możesz sprawić, by Draco odzyskał nad nim opiekę? Wiesz, że on uważa siebie za sierotę? Najpierw przeszedł przez utratę matki, a teraz to...To niesprawiedlwe!
Znów popadam w beznadzieję. Czuję jak szamoczę się po salonie, po swojej duszy. Nie umiem zaznać spokoju. Może to znak, że żyję i walczę o tych których kocham. Ale czemu to musi tak boleć? Jakbym nie mógł już nigdy odpocząć.
- Nie mogę tak jawnie wyjść przeciw prawu. Zresztą wiesz, że Draco może być teraz niebezpieczny...
- Nie skrzywdziłby własnego syna.
- Nie wiesz tego. Widziałeś jak Scorpius zranił siebie, czytając ten list? Jego świadomość na kilka chwil zamknęła się w ciemnym pokoju. Nie wiedział, co robi. Nie próbuję ci powiedzieć, że Scorpius jest taki sam jak on i masz na niego uważać. Po prostu pamiętaj, że nigdy nie znasz w pełni drugiego człowieka. Widzisz jego odbicie na kliszy i wyciągasz własne wnioski. Prawdziwy obraz jest inny. I nawet on go dobrze nie widzi. Gdy spogląda w lustro, prawa strona zamienia się z lewą, rozumiesz?
- Co jeśli patrzę na niego nie przez szkło aparatu, ale własnymi oczyma?
- Czemu jesteś pewien, że to co widzisz jest prawdą?
- Świetnie, bardzo mi pomogłeś, ojcze. Właściwe o co ci chodzi?
- To była tylko metafora...Gdybyś musiał pogadać..,albo Scorpius...jestem tu.
- Może ty mu to powiedz, jest na górze.
Serce bije mi zbyt szybko, bo rozumiem, że naprawdę wział sobie moje słowa do serca.
Naprawdę nie znamy innych ludzi.
Zajmie mi całą wieczność poukładanie obrazu Wybrańca.
Czy będę bardziej szczegółowy od całego świata?
*
- Jak pogawędka z moim starym?
- pytam, wręczając Ci kubek gorącej czekolady.
- Nie narzekam. Choć było mi ciężko opowiadać o tobie, nie zdradzając jak bardzo cię kocham.
Podciągam kolana pod brodę i spoglądam przez okno w kuchni. Śnieżna nawałnica.
Przypomina mi moje uczucia do Ciebie. Emocjonalny rollercoaster. Jeszcze poprzedniego dnia samo spoglądanie na Ciebie sprawiało, że mój żołądek zawijał się w supeł. Bałem się wysokości, prędkości, braku stabilności. Dziś siedzę z Tobą przy okrągłym drewnianym stole; ja sączę herbatę z imbirem, Ty popijasz kakao.
Zawsze miałeś słabość do słodyczy. Nie mam prawa narzekać; Twoja pięta Achillesowa sprawiła, że wpadłeś w moje ramiona. Tak jakbyś nie mógł ustać na swojej delikatnej podeszwie.
Przykrywam Twoją dłoń swoją; cudowna mieszanka zimna i ciepła. Jakimś cudem, zanim moje dłonie zdążą się ogrzać, obie te sprzeczności istnieją obok siebie w idealnej symbiozie.
- Moi rodzice wychodzą do Weasley'ów. Biorą Lily. James ma chyba jakąś randkę, choć nie chciał się przyznać. Co oznacza...że masz mnie tylko dla siebie, Scor.
- szepczę, nie chcąc zostać podsłuchanym. Po chwili dodaję, choć nie chcę poruszać tego tematu; nienawidzę planów na siłę.
- Myślałeś już o sylwestrze? Nie mam pojęcia, jak powinniśmy go spędzić.
Przysuwasz się do mnie niebezpiecznie, a potem rozszerzasz moje nogi i wsuwasz swoje w pustą przestrzeń. Ściskam je mocno, tak że kącik twoich ust drga, gdy opadają Twoje siły. Pozwalam Ci się uwolnić, a Ty sięgasz jedną ręką do drzwi na korytarz, by zatrzasnąć je z głośnym hukiem. Zbyt wiele decybeli wypełnia moje uszy i wiem, że to nierozsądne, ale nie mogę przestać się śmiać. Nie musisz mnie uciszać, sam przytykam palec do swoich ust, jakbym dawał sobie reprymendę. Na szczęście przychodzisz z odsieczą, by uciszyć moje niespokojne wody.
Chwytasz mnie za szczękę i łączysz nasze usta.
Nasz własny taniec.
Wspinam się na Twoje kolana, a Ty przyciskasz mnie mocniej do siebie. Łapiesz mnie w pasie i sadzasz na stole.
Tonę w naszym pocałunku, a co najważniejsze tonę w swojej młodzieńczej fantazji, swoim nastoletnim śnie. Patrzę jak moje marzenie się spełnia, jakby całe to szczęście było mi przeznaczone.
Zapisane w gwiazdach.
Moje własne konstelacje o Twoim imieniu.
Odbijają się w Twoich oczach, gdy kładziesz dłonie na moich załzawionych policzkach.
Śnieg zdaje się wirować wokół nas jak w śnieżnej kuli, ale ciepło kuchni wciąż otacza nas swoimi objęciami.
Obracasz mnie w powietrzu i czuję się jak mały chłopiec na karuzeli.
Spotykam swoją młodszą wersję, ocieram jej łzy i zapewniam, że wszystko w porządku.
Duży Albus wszystko poukładał.
Odnalazł wszystkie brakujące elementy.
I rozwiązał największa zagadkę.
- To zawsze będziesz ty, Scorpius. - szepczę, policzek przy policzku.
- Wiem, Albusie, wiem.
Topnieje jak śnieg, gdy zamykasz mnie w swoich rozgrzanych objęciach.
Ciepłe serce króla mrozu bije w rytm mojej ulubionej piosenki.
Utworu zatytułowanego Ty.
A ja znów się rumienię.
- Kocham twoje różane policzki.
Omijasz wszystkie kolce i gładzisz moje płatki.
Upijasz się moim zapachem.
Jestem jedyną różą w Twoim ogrodzie, mój Mały Książę.
- Też oglądałem zachody słońca, myśląc o tobie, Potter. Myślałem, że..po prostu tęsknie za swoim najlepszym kumplem.
- Pomyśleć, że uchodzisz za mądrego.
- Są ważniejsze rzeczy od mądrości i książek.
- Jak na przykład?
- Przyjaźń.
- I?
- Czekoladowe żaby.
Udaję oburzenie.
Obserwujesz mnie, jakbyś się nad czymś zastanawiał, ale zdaje mi się, że to tylko kolejny moment, w którym szukasz w swojej głowie, czegoś czego nigdy tam nie było.
Uderzam Cię w ramię i krzyczysz z bólu.
Jednak zostało mi jeszcze kilka kolców.
- A tak, jeszcze ten świetny sernik twojej mamy. Wyśmienity.
- Mówię całkowicie serio, Scorpius.
Kładziesz obie dłonie na mojej tali, a potem powoli zsuwasz je na moje biodra.
- My - szepczesz do mojego ucha niczym zaklęcie.

Hej, hej. Mam nadzieję, że rozdział się podobał, a jeśli tak poproszę o zostawienie gwiazdki i komentarza <3 Wszystkie opinie bardzo doceniam i zawsze na nie odpowiadam. Jeśli ktoś się zastanawia, to ten rozdział był aluzją do tego jakiej orientacji są nasi bohaterowie (Albus demiseksualny, Scorpius biseksualny). Also...nie wiem, czy umiem pisać fluff, więc dajcie znać jak wyszły urocze fragmenty!! Mam nadzieję wrócić do pisania jak najszybciej, ale może skupię się na drugim scorbusowym ff tzn. The foolish, the fiery.
Ściskam bardzo mocno, a szczególnie jeśli czyta to jakaś nocna sowa.
Paperbackpoema

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro