Rozdział 9
Wchodzę do domu i słyszę:
- No może jednak troszeczkę przytyłaś.
- Słucham?! Ty chamie jeden! A dla kogo ja prałam, gotowałam, sprzątałam. Młodość mi zabrałeś!!!
- Ja?!
Tak. Małżeństwo mojego brata przechodzi ostatnio swego rodzaju kryzys modowy. I dlatego jak słyszę jak jakaś kłótnia się rozpoczyna wychodzę z psem na spacer albo idę do koleżanki.
- Znowu się kłócą? - Spytałam Freda który przyglądał się znudzonym wzrokiem " kłótni małżeńskiej ".
- Tak. - Odpowiedział.
- Jakby co, to ja będę u Harley.
--------------------------------------------------------------
Skłamałam. Nie szłam do Harley tylko do Ricky'ego.
- Znowu kryzys modowy?
- Jak zawsze.
- Masz. Wstęp do mojej fabryki. Możesz wchodzić kiedy chcesz.
- Dziękuję.
- I dla twojego psa również. - Dodał.
Skoro już mowa o moim psie... Ricky nie skacze już, jak oszalały na wszystkie psy, jak to było na początku. Jest bardziej wyluzowany i zmądrzał.
- A nie będzie kłopotów z rasą? Nie będą się go bali?
- Ostrzegę ich.
--------------------------------------------------------------
- Szefie. Odkąd pozwoliłeś tej małej szarańczy wchodzić na naszą fabrykę ciągle wszystkim rozkazuje. Rządzi się,
musi wiedzieć wszystko, jest taką jakby księgową. Hej... Właśnie dokonałem przełomu naukowego, wymyśliłem nowy gatunek szarańczy. Szarańcza księgowa.
Odkąd dostałam wstęp do fabryki dostałam mnóstwo przezwisk. Między innymi: szarańcza, nowo wymyślona szarańcza księgowa i coś mi przebąknęło o " ulubienicy szefa". Jako cel moich docińków wybrałam nikogo innego jak Eda Maszynę. Najwierniejszego pracownika Ricky'ego. I wspomniany Ed poszedł naskarżyć na mnie.
- A ten jej pies... Mam wrażenie że ciągle się na mnie gapi.
- Po prostu jest czujny. - Wtrąciłam się do rozmowy.
- Zdaje się, że ta szarańcza szykuje się do odebrania ci roli szefa.
- Czyżby? Bo ja chcę powiedzieć że z Anny chcę zrobić moją zastępczynię. Długo się wahałem, ale już zdecydowałem.
- Słucham?! - Wykrzykneliśmy razem z Edem. Ja bardziej entuzjaztycznie a Ed z przerażeniem.
- Szefie... Chyba jej na to nie pozwolisz?
- Już moja decyzja padła.
- To niemożliwe. - Wyszeptał odchodząc, cichym głosem Ed.
Odwróciłam się do Ricky'ego.
- Dlaczego ja? Nie może pan powołać do tego zadania kogoś bardziej doświadczonego?
Ricky spojrzał na mnie.
- Bo tobie ufam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro