Mitch 1
- Nie wiem, najlepiej sam się zapytam - usłyszałem jeszcze przez sen.
Ziewnąłem i przetarłem oczy. Nadal byłem na kanapie, teraz jednak z kocem i poduszkami, za oknami było jasno, a przy stole kuchennym siedział Scott i ten Japończyk, chyba Tamashi i o czymś dyskutowali ,jedząc naleśniki. Zapach jedzenia obudził mnie do końca, więc przeciągnąłem się i usiadłem.
- O, obudziłeś się już - zauważył z uśmiechem Scott - Chodź, jemy śniadanie.
Wstałem i podszedłem do nich. Moje nogi nie bolały już tak bardzo, byłem w stanie chodzić. Usiadłem na krześle i wziąłem talerz, który właśnie podał mi Tamashi.
- Planowaliśmy właśnie dzisiejszy dzień - zaczął blondyn - Jeśli czujesz się na siłach, moglibyśmy pojechać do miasta.
- Po co? - odparłem z pełnymi ustami, ale te naleśniki były zbyt dobre, żeby szybko je przełknąć.
- Na zakupy - Scott spojrzał na moje włosy - I do fryzjera.
Przejechałem ręką po mojej fryzurze. Faktycznie, włosy były już nieco przydługie, mimo że starałem się je ścinać od czasu do czasu, gdy miałem okazję. Kiwnąłem więc głową w jego stronę.
- Pewnie trzeba będzie was podwieźć? - Tamashi spojrzał na nas pytająco.
- Tak, nie chce mi się użerać z tym cholernym szoferem - odpowiedział.
Skończyłem jeść i wstałem. Nie miałem się w co przebrać, bo jak na razie mam ten jeden komplet rzeczy. Scott był już gotowy, więc założyłem stare, czarne tenisówki i czekałem na nich pod drzwiami wejściowymi. Chłopak narzucił na siebie bluzę i jakieś markowe buty, a potem podszedł do mnie.
- Nie będzie ci zimno? - spytał, patrząc na mój za mały t shirt.
- Nie mam wyboru - odparłem z niewyraźnym uśmiechem. Na zewnątrz było dość chłodno, ale jestem przyzwyczajony.
- Czekaj, zaraz coś znajdę - powiedział Scott i pobiegł do swojego pokoju.
Wrócił kilka minut później ze swoją, zapewne drogą, bluzą i podał mi ją. Po założeniu okazało się oczywiście, że sięga mi prawie do kolan, a rękawy są o wiele za długie.
- Wyglądasz uroczo - stwierdził, a ja poczułem, że się czerwienię. Cholera, tylko nie to. On mi się nie podoba, ja mu też nie, po prostu powiedział mi komplement, to wszystko.
- Dzięki - wymamrotałem, kierując się do wyjścia.
***
Po dotarciu na miejsce pierwsze co zauważyłem to to, że Scott ma jeszcze więcej kasy niż myślałem. Każdy sklep w zasięgu mojego wzroku był z serii tych, w których ceny za cokolwiek zaczynają się od przynajmniej 100 $.
- To gdzie chcesz iść najpierw? - zapytał z uśmiechem.
Wzruszyłem ramionami. Nigdy w życiu tutaj nie byłem.
- No tak, nie orientujesz się tutaj - uświadomił sobie - Chodź, idziemy do ubrań.
Wiedziałem, że nie mam wyboru, więc po prostu chodziłem za nim.
Osiem wielkich toreb i pięć par butów później, Scott stwierdził, że mam już wszystko, pomimo moich zapewnień że nie potrzebuję przynajmniej połowy tych rzeczy.
- Przez te zakupy chce mi się pić - jęknął - Chodź, idziemy do Starbucksa. Byłeś tam kiedyś?
Pokręciłem głową w odpowiedzi. Szczerze mówiąc, nawet nie mam pojęcia co to.
- To idziemy - powiedział, ciągnąc mnie za rękę - Starbucks to życie.
Weszliśmy, po czym Scott zamówił dla nas po frappuccino karmelowym i razem z napojami usiedliśmy przy stoliku.
- Mogę się o coś spytać? - powiedziałem, zanim zdążyłem się powstrzymać. Cholera.
- Pewnie, o co chodzi?
- Czy... - teraz już nie mam wyjścia - Czy masz dziewczynę?
Scott spojrzał w stronę przeszklonej ściany kawiarni. Nie wiem do końca, czy się na mnie obraził, czy zamyślił. Jak zwykle musiałeś coś spieprzyć, Mitch.
- Przepraszam - powiedziałem cicho - Jeśli nie chcesz, nie odpowiadaj. Nie powinienem był pytać, jestem głupi, przepraszam.
- No co ty, nie przepraszaj! To po prostu... Nieco skomplikowane - uśmiechnął się niepewnie - Miałem dziewczynę, która właściwie nie była moją dziewczyną i chciałem z nią zerwać, ale nie zerwałem, przynajmniej nie oficjalnie i teraz nie mam pojęcia czy ona wie czy zerwaliśmy. I dzwoniła do mnie, ale nie odbierałem, ale z drugiej strony mój ojciec nie chce, żebyśmy zerwali i... Rozumiesz coś z tego?
- Szczerze mówiąc, zgubiłem się połowie - odpowiedziałem ze śmiechem - Koniec końców, jesteście razem?
- Mam nadzieję, że nie - odparł - A czemu pytasz?
choleracholeracholeracholeracholeracholeracholeracholeracholeracholeracholeracholera
- Z ciekawości.
Widzisz Mitch? Miał dziewczynę. To znaczy, że nigdy nie zakocha się w tobie. Nie jest na tyle żałosny.
Przecież on mi się nawet nie podoba.
prawda?
- Mitch? Wszystko w porządku? Zrobiłeś się blady - wyrwał mnie z zamyślenia jego głos.
- Tak, jest okay - wysiliłem się na uśmiech.
- Właśnie, podaj mi swój numer telefonu, zanim zapomnę - powiedział wyciągając urządzenie.
- Wiesz, ja... Tak jakby... - głupio było mi przyznać, że nie mam telefonu.
- A! No tak! - zorientował się - Przepraszam. W takim razie chodź.
Zanim zdążyłem spytać gdzie, już byliśmy w ispocie, a on wybierał dla mnie iphone.
- Scott! Zwariowałeś? Już za dużo kasy na mnie wydałeś - zaprotestowałem.
- Musisz mieć telefon, jak będzie się coś działo będę umierał ze strachu, że nie masz się jak skontaktować. Poza tym będziemy mogli wysyłać do siebie smsy, dzwonić i-
- Wiesz, że mieszkamy w jednym domu? - przerwałem mu, śmiejąc się.
- No tak, sorry - odparł rumieniąc się. Przysięgam, że się zarumienił. Albo to twoja wyobraźnia.
Scott zapłacił, po czym podał mi błyszczący nowością telefon. Wyjąłem go ostrożnie z pudełka i włączyłem. Chłopak natychmiast wyciągnął mi go z rąk i wpisał swój numer w kontaktach, a imię i nazwisko ustawił jako "Scotty 😻" .
- Teraz nie masz wyboru, będziemy pisać smsy - dodał z uśmiechem.
I mimo, że wcześniej tego nie zauważałem, jego uśmiech jest najpiękniejszym, jaki kiedykolwiek widziałem, a kiedy patrzy w moją stronę, jego jasnoniebieskie oczy błyszczą.
______
DZIĘKUJĘ ZA 5 TYS. WYŚWIETLEŃ!!!!
Z tej okazji nowa okładka! Muszę powiedzieć, że jestem z niej dumna.
A ponieważ obiecałam - podziękowania dla tylera ( SabinaMajewska ) i Weroniki (badhappyllama) za pomoc w jej wybraniu :P
Dajcie znać co myślicie zarówno o okładce, jak i rozdziale :)
do następnego,
~Y
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro