Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Moc Alfy


Napiszcie w komentarzach czy rozdział się podobał !!!! ( I jak mi wyszedł Scerek i Sciam ;) )



Aiden

Znowu krzyczał albo też warczał z bólu. Nie byłem w stanie odróżnić... Od kilku tygodni to samo.

Rany, które zadał mu Theo, nie chciały się goić. Nie mogliśmy zrozumieć dlaczego. To był zwykły nóż, a Derek został odciągnięty, zanim Raeken zdążył dopełnić ciosy. Czyżby jednak ostrze nie było takie zwyczajne? Czy mogło być pokryte czymś toksycznym? Jakąś trucizną na wilki, którą tylko kitsune znają?

A może chodziło o Isaaca? Zaraz po odzyskaniu przytomności, Derek spytał o niego. Zobaczyłem wstrząs na jego twarzy, gdy Ethan wyjawił, że Lahey nie żyje. Derek jeszcze   n i g d y   nie był tak zdruzgotany. Nawet, po śmierci Cory. Nie byłem pewien, czy darzył Isaaca tak głębokimi uczuciami czy raczej chodziło odczucie winy - mimo wszystko chłopak był jego pierwszym Betą. Przedłużeniem mocy Dereka jako Alfy. I cokolwiek między nimi zaszło, Derek nie chciał jego śmierci...

Od tego czasu nie odezwał się ani słowem, jego gorączka utrzymywała stałe 40 stopni, a rany od noża bezustannie krwawiły. Zupełnie jakby  n i e  c h c i a ł  się wyleczyć. Nie pozwalał też sobie - świadomie lub nie - pomóc i rzucał się na każdego, kto się do niego zbliżał. Wilk przejmował nad nim kontrolę - może i umierający, ale wciąż równie zabójczy dla intruzów jak zawsze.

Tylko Kate miała jeszcze na tyle determinacji, by zmieniać mu opatrunki i usiłować zbić gorączkę różnymi sposobami - zaczęła od zwykłych pastylek, a kończyła na wrzucaniu go do balii wypełnionej lodem. Za każdym razem wychodziła z piwnicy bardziej  p o h a r a t a n a  - na jej skórze przybywało ran od pazurów Dereka i siniaków na szyi. Choć zrobiła tak wiele, by go uratować, on nienawidził ją z równą siłą co wcześniej. Zresztą, na jego miejscu też bym jej nie wybaczył...

Spytałem ją, czemu go ocaliła. Odparła: " Bo kocham go. Zawsze kochałam i będę kochać. " Popatrzyliśmy wówczas z Ethanem i Lydią na nią jak na wariatkę. Kocha go? I dlatego spaliła mu rodzinę?

Wzruszyła ramionami. " Talia i inni Hale'owie nie akceptowali mnie. Nigdy nie zgodziliby się, żebyśmy byli razem. Dlatego to zrobiłam. Pozbyłam się przeszkód, które stały na drodze naszej wspólnej przeszłości. Moich bliskich też bym usunęła, gdyby mnie poprosił. Byłam gotowa podpisać cyrograf dla Dereka ". Właściwie to podpisała. Urządziła piekło wszystkim, których jej chłopak kochał. I sama miała znaleźć się w podobnym po własnej śmierci... Była chorą, psychopatyczną sadystką. Nie czułem się przy niej ani trochę bezpiecznie. Ale póki co, tolerowaliśmy ją z Ethanem, bo nie byliśmy masochistami. Derek stał się chwilową automatem do zabijania, a my pamiętaliśmy co się stało z rzuconym o ścianę Isaakiem, gdy Alfa nie znajdował się w malignie. Jeśli Kate była gotowa umrzeć, byleby pomóc Derekowi wyzdrowieć... cóż, nie zmierzaliśmy się wtrącać.

Rozległ się stukot obcasów i Lydia stanęła przede mną z zacięciem na twarzy.

- Aiden, ja tak dłużej nie mogę! - oznajmiła bez zbędnych wstępów. - Moja matka wraca pojutrze z tej konferencji pedagogicznej, na której była w Europie. Stan Dereka wciąż nie rokuje poprawy... Nie  m o g ę   go dłużej trzymać u siebie w piwnicy. I nie mogę ciągle okłamywać Allison.  Robię to od tygodni, a ona jest moją najlepszą przyjaciółką. Przyjaciółką, która straciła prawie całą rodzinę, przez gościa, którego teraz ukrywam. Gościa, przez którego dziecko, które nawet nie zdążyło jeszcze się narodzić, zostało sierotą!

Przewróciłem oczami. Tak, dziecko Allison... Ironia. Derek był wilkołakiem, który zabił innego. Allison była łowczynią, która miała urodzić następnego.

- Wciąż ma matkę. Sieroty nie mają. Poza tym, nie wiem, czy po tej całej przemocy, którą doświadczył w dzieciństwie, Isaac byłby dobrym ojcem - stwierdziłem, ale zaraz tego pożałowałem, gdy dziewczyna spurpurowiała na twarzy.

- Tego nie wiemy - syknęła. - Nigdy się nie dowiemy, bo twój Alfa pozbawił go tej szansy!

- Lydia, on żałuje. Nie chciał zabić Isaaca. Bardzo cierpi...

- W i e m. To jedyny powód, dla którego jeszcze go nie wydałam. Ale nie zamierzam desperacko utrzymywać go przy życiu, gdy on najwyraźniej chciałby się już przenieść na inny świat. Więc jutro was stąd wyrzucam... to znaczy, t y  możesz zostać, ale Derek ma zniknąć... w każdym razie radziłabym znaleźć jakiś lek dla niego w ciągu tego czasu.

Położyłem jej dłoń na ramieniu, hamując słowotok. Wciąż wyglądała na wzburzoną, ale fizyczny  kontakt nieco ją wyciszył. Wpatrywaliśmy się sobie w oczy.

- Mam plan, Lydio - powiedziałem tak spokojnie jak potrafiłem ( czyli dość opryskliwie ).

Rzuciła mi niechętne spojrzenie.

- Jasne... Kto   t y m   razem zginie?

- Nikt. To znaczy... nikt z twoich. Jeśli coś pójdzie źle, to oni zabiją nas. Dlatego mam nadzieję, że dobrze to rozegrasz.

- Ja?

- Tak. Chcę, byś porozmawiała z Liamem. Ale tylko z nim. Theo nie może wiedzieć.

- Czemu uważasz, że możesz ufać młodemu?

- Bo to Theo pragnie śmierci Dereka. Nie Liam.




Scott

Stanęliśmy we dwóch przed domem Lydii. Przełknąłem ślinę i w napięciu spojrzałem na Liama.

- Jesteś pewien?

Chłopak popatrzył na mnie z rozpaczą.

- Nie jestem! Dlatego poprosiłem, byś przyszedł ze mną.

Zawahał się.

- Nie mówiłeś Stilesowi ani Allison, prawda?

- Oczywiście, że nie. Umiem dochować tajemnicy - odparłem. - Ale szczerze mówiąc, to nie wiem, czy był to taki dobry pomysł. Powiedz... jeśli coś złego się wydarzy, kto będzie wiedział, gdzie nas szukać?

- Ważne, by Theo nie wiedział. Zabiłby Dereka. I resztę...

- Byłbyś Alfą - zauważyłem.

Skulił się jakby.

- Nie wiem, czy tego chcę... Chciałem kiedyś, bo byłem sam. Ale teraz już nie jestem. Mam ludzi, którzy wiedzą czym jestem, a mimo to pomagają mi w przeżyciu. Niektórzy są jak ja. Theo, Allison, Kira. T y. Nie potrzebuję już większej mocy. Pragnąłem jej tylko po to, by przetrwać. - Opuścił głowę. - Mój brat pragnie jej tylko dla niej samej. Chce uczynić mnie najsilniejszym wyłącznie dla władzy.

- Twojej czy jeg ?

- Żebym ja wiedział...

Uniosłem rękę, by zapukać w drzwi, ale Lydia otworzyła pierwsza.

- Co  o n  tu  robi?! - syknęła z wściekłością do Liama, wskazując na mnie.

- Przyszedłem z nim, by czuł się bezpiecznie - odpowiedziałem sam. - Z jakiej racji ma ufać bliźniakom i Derekowi? Logiczne, że chciał kogoś ze sobą wziąć. Dla zwykłej ochrony. Wolałabyś, by zabrał Theo?

Wytrąciłem jej z rąk wszystkie argumenty. Zacisnęła mocno szczęki.

- Dobra. Wchodzicie. Ale - przykazała groźnie - ani słowa nikomu! A szczególnie Allison! Nigdy by mi nie wybaczyła, że postawiłam Aidena ponad nią.

Odsunęła się, robiąc przejście. Liam ruszył do przodu, ale go powstrzymałem i pierwszy wsunąłem się do środka. Byłem starszy i czułem instynktowną potrzebę, by go chronić. Szczególnie, kiedy myślałem, że usiłował wyłamać się ze świata nadprzyrodzonych istot i po prostu być zwykłym nastolatkiem. Przypominał mi mnie samego. I zamierzałem zrobić wszystko, by mu pomóc. Bo jeśli uda się poukładać jego życie, będzie to znaczyć, iż jest nadzieja także dla  m n i e. Że bycie wilkołakiem nie  musi oznaczać życia w ciągłej brutalnej walce i że nie wciągnąłem Stilesa w grę z góry skazaną na przedwczesną śmierć przed dwudziestką.

Lydia poprowadziła nas schodami w dół do swojej piwnicy, gdzie naszym oczom ukazał się leżący na materacu Derek. Miał półprzytomny rozbiegany wzrok, skórę twarzy tak bladą, że w zestawieniu z czarnym zarostem zdawała się biała, a oddychał z głośnym świstem. Było źle. Bardzo źle.

Kate stał w rogu sali, jej policzki i szyja oraz nadgarstki były naznaczone krwawymi smugami pazurów wilkołaka. Zmierzyliśmy się nawzajem spojrzeniem. Porzuciła Allison, by pielęgnować wilkołaka, którego rodzinę sama zabiła. I który teraz pragnął zabić ją...

Odwróciłem wzrok. Nie chciałem na nią patrzeć. Nie chciałem mieszać się w jej chory świat, a potem opowiadać mojej przyjaciółce, jak szalona i nieprzewidywalna jest jej ciotka.

- Jednego nie rozumiem - powiedziałem na głos do opartych o ścianę bliźniaków. - Czemu nie zabieracie jego bólu?

Ethan się strapił.

- Próbowaliśmy. Setki razy. Ale jego źródło nie ustaje. Możemy go utrzymać przy życiu, ale nie dajemy rady zlikwidować przyczyny całego stanu.

Liam prychnął.

- I myślicie, że ja coś zdziałam, bo jesteśmy kuzynami, tak?

- Moc więzów krwi jest silniejsza niż jakichkolwiek innych! - odwarknął Aiden. - Jeśli ona nic nie zdziała, to już nie wiem, co by to mogło być!

Liam westchnął ciężko, ale zbliżył się do chorego wilkołaka i przyklęknął obok. Przesunąłem się za nim, by być bliżej w razie potrzeby.

Chłopak ostrożnie podwinął Derekowi rękaw i objął dłońmi nadgarstek. Ciemne żyły wystąpiły na skórze obu. Dunbar skrzywił się.

- Derek... Derek, musisz zacząć się  l e c z y ć  - syknął.

Alfa poruszył głową, jakby w przebłysku świadomości, ale z jego gardła wydobył się głuchy jęk, jakby odbieranie bólu, tylko go spotęgowało.

Liam wyprostował się z rezygnacją.

- Przykro mi. Nie mogę mu bardziej pomóc.

Ethan uciekł spojrzeniem w bok, a Aiden uderzył pięścią w ścianę, a potem wyrzucił z siebie wiązankę przekleństw.

Popatrzyłem na umierającego Hale'a. Nie przypominał już tego charyzmatycznego przywódcy, którego widywałem. Dokonał swojej zemsty, ale teraz umierał. Jakby wszechświat uznał wymianę życie za życia za jedyną sprawiedliwą.

Może i tak było. Ale Derek wiele w przeszłości wycierpiał. Urodził się z darem, który bywał przekleństwem. Zakochał się w dziewczynie, która była mu zabroniona, a potem uczyniła go sierotą. Teraz stracił siostrę z rąk rodziny tej kobiety, a potem przypadkowo zabił swojego najlepszego przyjaciela, gdy ten stanął przeciwko niemu. Życie Dereka było jednym wielkim pasmem tragedii. A teraz miał umrzeć nie odnajdując swego celu, zapamiętany jako potwór i morderca, gdy naprawdę jedynie starał się przetrwać. Coś, co robiliśmy my wszyscy - ja, Stiles, Liam, Theo i nawet Allison - uwikłani w nadprzyrodzony świat. Padł ofiarą cienia przeznaczenia wiszącego od zawsze nad jego gatunkiem

Zacisnąłem dłonie w pięści. Nie, nie pozwolę na to!, pomyślałem nagle.

- Ja mu pomogę - oznajmiłem - schylając się.

Aiden obrócił się ku mnie z wściekłością.

- Ty?! A co ty możesz?! Jesteś zwykłym Omegą! Nie masz nawet stada, a co dopiero mocy...!

- Zostaw go - przerwał mu ze zmęczeniem brat. - Jak chce, niech próbuje. Nie mamy i tak nic do stracenia...

Aiden zacisnął szczęki, ale dał spokój. Nie niepokojony usiadłem przy Dereku.

- Hej - powiedziałem. - Hej, słyszysz mnie?

Nie otworzył oczu, ale jego pace drgnęły. Ująłem mu dłoń i zmartwiałem, czując jak gorąca jest.

- Derek, musisz walczyć. Twoja śmierć nic nie zmieni. Isaac zginął i Argentowie zginęli. Cora też nie żyje. Wiem, że ty również nie chcesz żyć. Ale jeśli umrzesz... nie cofniesz czasu. A przecież mógłbyś zrobić jeszcze wiele dobrego dla Beacon Hills! Zadbać, by już żadne wilkołaki i żadni ludzie nie zginęli tak jak oni. Potrzebujemy twojego doświadczenia. Musisz się obudzić... Tylko wtedy będziesz mógł pomóc innym.

Ból Hale'a napływały do mnie pulsującymi falami. Ale on nadal leżał nieruchomo. Poczułem, że rozsadza mnie wściekłość. Wilcze instynkty dosłownie  z a w y ł y  we mnie z furii.

- Derek, d o   c h o l e r y, obudź się!!! - krzyknąłem, wkładając w te słowa całe swoje jestestwo.

Moja moc wilkołaka przeniknęła mnie, napełniając adrenaliną. Nie wierzyłem w swoją porażkę. K a z a ł e m  mu się obudzić. Więc tak będzie...

I nagle mężczyzna wciągnął gwałtowny haust powietrza i otworzyły szeroko oczy. Zapłonęły. Ale nie na czerwono. Na niebiesko.

Spojrzał na mnie i zachłysnął się tlenem jeszcze bardziej.

- Scott... Scott... twoje oczy... twoje oczy... - nie byłem pewien, czy jego głos wypełnia bardziej szok czy przerażenie.

Ściągnąłem czoło i odwróciłem się do siedzącego obok Liama. Chłopak również wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi ustami.

- Były czerwone, Scott - wyszeptał niemal z nabożną czcią. - Twoje oczy. Były czerwone.

- Co?

- Wezwij swoją moc, Scott. Już!

Tak zrobiłem. Liam się cofnął. Kate spięła się, stojąc w swoim kącie. Bliźniacy i Lydia podeszli, i również gapili się na mnie; co chwila jedno otwierało usta, by się odezwać, ale ostatecznie nic z tego nie wszyło.

- Mam czerwone oczy? - powtórzyłem.

Liam pokiwał głową.

- Scott, czy czujesz się... silniejszy? To znaczy, jako wilkołak?

Zastanowiłem się.

- Ja... nie wiem. Może... może trochę. Co się ze mną stało?

To Ethan pierwszy oprzytomniał.

- Moje gratulacje, Scott . Właśnie zostałeś Alfą - oznajmił.


                                                  *

Kwadrans później siedzieliśmy z Liamem na schodach werandy, zastanawiając się, ile powinniśmy zdradzić reszcie. Tajemnicy nie mogliśmy dochować zupełnie, bo kolor moich tęczówek powie wkrótce wszystkim prawdę, że  c o ś  się zdarzyło. Ale całej prawdy też zdradzać nie musieliśmy... Nie powinniśmy w każdym razie, jeśli chcieliśmy, by Allison dalej odzywała się do Lydii.

- Powiemy, że Ethan i Aiden zaciągnęli nas gdzieś siłą i tam wyleczyliśmy Dereka. Znaczy...  ja   wyleczyłem.

Liam westchnął.

- Theo będzie na mnie zły. I na ciebie też.

Ściągnąłem czoło.

- Na mnie?

- Jesteś teraz Alfą. Co więcej, Derek nim już nie jest. Stracił swoją moc, a to znaczy... że ja nie mam teraz możliwości zająć jego miejsca. A Theo bardzo chce mnie widzieć z czerwonymi oczami.

Potrzebowałem chwili, by zrozumieć.

- Nie - powiedziałem. - Chyba nie myślisz, że... Liam, nie znałem dotąd Theo za dobrze, ale  n i g d y   nie życzyłby mi śmierci.

Liam odwrócił wzrok.

- Zapewne dawny Theo nie... Ale, Scott, odkąd odkrył prawdę o sobie i on nas... to go zniszczyło. Gniew i ambicja go zaślepiają. On...

- Nie ufasz mu?

- Akurat  j a  mogę mu ufać. Uważa, że wszystko co robi, robi dla mnie... więc ja nie mam się czego bać. Ale nie jestem pewien, czy inni powinni czuć się przy nim swobodnie. Ostatnio zacząłem myśleć, że zabiłby nawet Allison, gdyby zaczęła jakoś przeszkadzać jego planom...

- A jakie właściwie ma obecnie plany?

- Teraz, gdy śmierć Dereka nie zrobi ze mnie Alfy? Nie mam pojęcia. Może będzie chciał zapolować na ciebie. A może pójdzie po rozum do głowy i zrobi sobie małe wakacje. Theo jest zagadką nawet dla mnie... Nie mogę powiedzieć więcej ponad to, byś był ostrożny.

Skinąłem głową i przyjrzałem się badawczo chłopakowi. Wyglądał na zmęczonego.

- Liam... Mam nadzieje, że wiesz, iż nie chciałem  ... u z u r p o w a ć  sobie twojej mocy.

- Oczywiście, że wiem! Po prostu... tak chciał ktoś na górze. Przemówiłeś głosem wilkołaka, wyzwoliłeś jakieś swojej wewnętrzne siły i... bach! Nie miałeś nad tym kontroli.

- Mimo wszystko... źle się czuję z myślą, że nadal jesteś Omegą. - Nachyliłem się ku niemu. - Jeśli będziesz miał jakiś kłopot.... możesz się zawsze do mnie zwrócić. Wilki to zwierzęta stadne... i powinny sobie pomagać.

Chłopak podniósł na mnie zdziwiony wzrok.

- Proponujesz, bym był twoim... Betą?

Uśmiechnąłem się z zakłopotaniem.

- Nie mam nikogo na tej posadzie... a ty chyba potrzebujesz kogoś, kto by cię ochronił przed łowcami, nie?

Prychnął.

- Chciałbyś! - mruknął, ale minę miał bardzo zadowoloną. - Przemyślę sprawę.

Rozpromieniłem się.

- Witaj w watasze!

Uścisnęliśmy sobie ręce.

Drzwi za nami skrzypnęły cicho.

Odwróciliśmy się i wstaliśmy, widząc Dereka.

Wyglądał na zupełnie zdrowego, ale jego twarz miała zagubiony, bezbronny wyraz. Zdałem sobie sprawę, że Hale może i wygląda poważnie, ale jest najwyżej 7 lat starszy ode mnie. I teraz było widać tę jego młodzieńczą kruchość jak na dłoni.

Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Wreszcie Derek wciągnął głęboko powietrze.

- Dziękuję. Uratowałeś mi życie.

Skinąłem krótko głową. Derek spojrzał na Liama.

- Tobie też dziękuję. Mogłeś mnie zabić... ale byłeś gotów mi pomóc. Nie zapomnę tego, kuzynie.

Wzrok Liama wyrażał chłód, ale chłopak przytaknął.

- Do następnego.

Na język cisnęły mi się pytania.

- Jak to się stało, że ja... że ty...? - trudno było mi powiedzieć na głos, to co miało miejsce.

Derek potrząsnął głową.

- Nie, Scott, nie wziąłeś mojej mocy. Sama mnie opuściła. Mówią, że gdy Beta zabije Alfę i odrzuci jego moc, może stać się na powrót człowiekiem. Może... działa to też w odwrotną stronę? Zabiłem swojego Betę - Betę, który nosił w sobie cząstkę mojej mocy. Zgasiłem w nim tę moc, wraz z życiem. I straciłem część siebie...

Na jego twarz padł cień. Poruszyłem się niespokojnie.

- To był wypadek.

- Może... ale gdyby nie moje pragnienie zemsty, nigdy by się nie wydarzył. Zło tamtej nocy jest wyłącznie moją winą.

- Jeśli Scott nie przejął twojej mocy, skąd wziął swoją? - zapytał Liam, zmieniając temat.

- Z siebie, oczywiście. Z własnego wnętrza. Z odwagi, pewności siebie i przede wszystkim z altruizmu. Ocalił mnie, swojego potencjalnego wroga. Dobry uczynek wraca. Zwłaszcza, że gdy ja spadłem w dół, sfora Hale'ów potrzebowała nowego Alfy. We wszechświecie wszystko musi się równoważyć... I tak ewoluował. Jest Alfą i to nie byle jakim. P r a w d z i w y m   Alfą. Z własnej natury, a nie cudzej.

Zamilkł. Dłuższy moment rozważałem jego słowa w milczeniu.

- Co teraz zrobisz? - spytałem w końcu.

Wzruszył ramionami.

- Aiden zostaje z Lydią. Ja wyjeżdżam z miasta i coś mi się zdaje, że Ethan  również się zabierze. Boi się mnie zostawiać samego po tym wszystkim...

-  A Kate?

Zacisnął szczęki.

- Nie zabiję jej, jeśli o to ci chodzi. Przypuszczam, że nie da mi przez najbliższy czas spokoju, ale... jakoś w końcu się jej pozbędę.

- Tylko nie namawiaj jej do powrotu do domu! - wpadł mu w słowo Liam. - Nie potrzebujemy jej matactw. Ja i Theo jej nie ufamy... a Allison jest w ciąży. Ktoś taki jak Kate nie powinien się w ogóle zbliżać do noworodka.

- Nie martw się o to. Jeśli pojedzie za mną, postaram się, by długo nie była w stanie wrócić do Beacon Hills - przyrzekł złowieszczym głosem.

Zadrżałem. Nie byłem pewien jakie uczucia właściwie wzbudza we mnie Hale. Współczułem mu, ale jednocześnie się go bałem.

- Zatem to pożegnanie? - powiedziałem.

Skinął głową.

- Miło było cię poznać, Scott. Jeszcze się spotkamy!

Oby nie po przeciwnych stronach, pomyślałem, gdy schodziliśmy z Liamem z werandy. Derek nie był bezpośrednio moim wrogiem, a omal nie straciłem przez niego życia. Co by było, gdybyśmy naprawdę ze sobą walczyli ?

- Powiemy wszystkim razem o twoim nowym statusie czy chcesz najpierw rozmówić się ze Stilesem? - zapytał Liam, wyrywając mnie z rozmyślań.

Zastanowiłem się.

- Razem - stwierdziłem. - Po tym wszystkim, co przeszliśmy tworzymy wszyscy jakby jedno stado. Może tylko my jesteśmy wilkołakami... ale Stiles i Allison należą do niego w równym stopniu. I wszystkie rzeczy powinniśmy omawiać  wspólnie. Może i ja jestem przywódcą... ale bez watahy w komplecie nic nie znaczę.

Liam gwizdnął.

- Będziesz świetnym Alfą - stwierdził zdawkowo.

- Dzięki. Obyś miał rację.






Zbliżamy się do końca! Prawdopodobnie będzie jeszcze jeden rozdział + epilog, gdzie zamknę historię jakąś zgrabną klamrą.

Proszę, napiszcie, czy chcecie, by dziecko Isaaca i Allison urodziło się do końca tej opowieści.

Na razie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro