Rozdział 2 albo "Improwizacja z trupem w roli głównej"
Przez chwilę żadna z panienek nie była w stanie nic powiedzieć. Stały obok siebie w milczeniu i wpatrywały się w trupa.
– Jesteś pewna? – spytała po dłuższej chwili Kazia, a raczej szepnęła, bo najwyraźniej nie była w stanie zmusić do posłuszeństwa swoich strun głosowych.
– Jeśli mi nie wierzysz, możesz sama sprawdzić – skomentowała Stasia, wstając, aby zrobić miejsce dla blondynki. Ta jednak pokręciła z przerażeniem głową i odskoczyła od ciała jak oparzona.
Kazia jeszcze raz niepewnie spojrzała na ciało i mimowolnie się wzdrygnęła. Dopiero teraz dostrzegła, że trup był kobietą, ale tak okaleczoną, że ciężko to było poznać. Całe ubranie zostało ubrudzone krwią i podarte, tak, że z kiedyś chyba niebieskiego, zrobiło się brunatne. Na gołych rękach truposzki widniało mnóstwo siniaków i cienkich, podłużnych nacięć, jednak tym, co najbardziej przeraziło Kazię, był brak włosów. Głowa trupa została zgolona tuż przy skórze, na dodatek, sądząc po licznych zacięciach, niezbyt delikatnie.
– To Niemcy? – zwróciła się do dziewczyna do Stasi.
– Nie... – zaczęła Stanisława niepewnie. Odsunęła delikatnie ręce truposzki z jej klatki piersiowej, aby była lepiej widoczna. – Nie, to nie Niemcy, tym razem to... nasi – głos Stasi był opanowany, chociaż zadrżał lekko przy ostatnim słowie. Na odsłoniętym przed chwilą fragmencie sukienki napisano czymś czarnym Niemcolubka.
– Dlaczego? – spytała natychmiast Kazia. Stasia nie czuła się na siłach, aby jej to wyjaśniać, więc nie odpowiedziała, licząc na inteligencję koleżanki. Zaczęła się krzątać po pokoju, otworzyła kilka szafek, aż znalazła tę wypełnioną ubraniami. Po kolei wyciągała wszystkie sukienki i oglądała je dokładnie, po czym odrzucała na bok.
– Co ty wyrabiasz? – spytała w końcu Kazia, gdy dotarło do niej, że Stasia właśnie wypełniła pół pokoju odzieżą martwej kobiety.
– Przecież nie możemy jej tak zostawić – odparła Stasia, wskazując głową okaleczone truchło. – Idź, proszę, do kuchni i zmocz jakąś ścierkę – dodała, po czym wróciła do przetrząsania szafy. W końcu natrafiła najwyraźniej na to, czego szukała, ponieważ zostawiła resztę tkanin w spokoju i wróciła do truposzki z czarną sukienką w dłoni.
Z kuchni wróciła Kazia. Stasia przejęła od niej jedną ze ścierek i zaczęła zmywać z ciała Niemcolubki zaschniętą krew. Kiedy skończyła, wzięła wybraną wcześniej z szafy czarną sukienkę i zabrała się za naciąganie jej na ciało martwej kobiety. Kiedy skończyła, wygładziła materiał i krytycznie przyjrzała się swemu dziełu. Wróciła do szafy i znowu zaczęła wyrzucać ubrania. Po chwili wróciła do truposzki z zieloną chustką w ręku i zawiązała jej na głowie, skutecznie ukrywając ogolone włosy. Na koniec Stasia ułożyła całe ciało w dziwnej pozycji, z lekko powykręcanymi rękami i nogami. Obok ustawiła krzesło.
Kazia patrzyła na to wszystko z szeroko otwartymi ustami, nie śmiała jednak nic powiedzieć. Stasia wyglądała, jakby znajdowała się w stanie jakiegoś twórczego amoku, a blondynka bynajmniej nie zamierzała go burzyć. Fakt, że właśnie obserwowała przebieranie trupa, również nie wpływał korzystnie na jej elokwencję. Choć nie rozumiała do końca, co się właściwie działo, musiała ostatecznie przyznać, że martwa kobieta po działaniach jej koleżanki prezentowała się o niebo lepiej.
– Widzisz? – spytała Stasia, kiedy uznała, że nie ma już nic do poprawy. – Teraz wygląda, jakby spadła z krzesła i skręciła kark.
Kazia podeszła do ciała ostrożnie. Przez chwilę przyglądała mu się niepewna. Przez jej twarz przebiegł jakiś cień.
– Ale... przecież to była niemiecka ladacznica, tak? Zasłużyła na to! Nie wiemy, ilu ludzi przez nią zginęło! – powiedziała nagle, zarumieniona. Domyśliła się już, co oznaczało słowo Niemcolubka, wypisane na piersiach kobiety.
– Nikt nie zasłużył na tyle bólu. A już na pewno żadna z nas nie powinna tego oceniać – odparła spokojnie Stasia, patrząc Kazi prosto w oczy. Kusiło ją, żeby powiedzieć coś więcej, ale postanowiła, że nie będzie robić koleżance przesadnych wyrzutów. Czuła, że Kazimiera tak naprawdę wcale nie uważała, aby kogokolwiek trzeba było karać w taki sposób, ujawniło się za to znowu infantylne usposobienie blondynki. W świecie dzieci wszystko jest czarno–białe, za rzeczy dobre dostajemy nagrody, a za złe kary. W prawdziwym życiu jest nieco inaczej, ale Stasia nie chciała przyśpieszać dorastania Kazi. Wiedziała, że pewnego dnia każdy sam odkrywa tę niewygodną prawdę.
– Nie ma co gderać – zaczęła po chwili dziewczyna dziarskim, choć nieco wymuszonym tonem. – Musimy tu posprzątać. Weź drugą ścierkę i pomóż mi usunąć krew z podłogi.
Kazia nie zapytała, dlaczego właściwie miałyby sprzątać po cudzym morderstwie, a Stasia najwyraźniej nie zamierzała tego wyjaśniać. Obie panienki zabrały się do roboty. Zmyły czerwone plamy, przynajmniej na tyle, na ile potrafiły to zrobić, wypłukały ścierki i zaczęły odwieszać ubrania do szafy. Podczas tej czynności Stasia kilka razy otwierała i zamykała usta, jakby nie była pewna, czy powiedzieć to, co chodziło jej po głowie. W końcu zdecydowała się i zaczęła:
– Wiesz, myślę, że mogłybyśmy wziąć trochę tych ubrań. Nie jakichś bardzo strojnych – dodała, gdy zobaczyła minę Kazi – Ale takich najpotrzebniejszych...
– Nie ma mowy! – obruszyła się Kazimiera – przecież to by była kradzież!
– Naprawdę? Uważasz, że zabijanie ludzi, bo na to zasłużyli jest dobre, ale już kraść nie można? – wyrwało się Stasi, odrobinę bardziej cynicznym tonem niźli by sobie życzyła. Kazia jednak nadal patrzyła na nią z założonymi rękami i pełną sprzeciwu miną, więc Stanisława postanowiła spróbować inaczej. – Posłuchaj, nie wiemy, kim była ta kobieta, ale widać, że mieszkała tu sama, prawda? I widać po ubraniach, że miała pieniądze. Oznacza to, że za życia pewnie nawet by nie zauważyła, gdybyśmy coś sobie zabrały, a po śmierci nie ma nikogo, kto mógłby przejąć jej rzeczy.
Kazia nieco złagodniała, ale nadal trzymała ręce skrzyżowane na piersiach w obronnym geście.
– Tak myślisz? – spytała z wahaniem.
– Oczywiście. A nawet, jeśli ma jakichś krewnych, którzy po niej odziedziczą ubrania, to też są raczej majętni. Nie sądzę, aby zauważyli brak kilku szmatek.
– No nie wiem... – szepnęła Kazia niepewnie, podnosząc z ziemi gruby, wełniany sweter.
Stasia nie chciała już dłużej czekać i zaczęła przeglądać ubrania Niemcolubki w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Większość była bardzo strojna, skąpa lub zwyczajnie dziwaczna, ale udało jej się znaleźć dwie ciężkie, ciemne sukienki i trzy swetry. Złożyła to wszystko starannie i upchała do torby na chlebak. Kątem oka zauważyła, że Kazia też postanowiła przygarnąć kilka rzeczy. Najdyskretniej, jak tylko potrafiła, Stanisława odsunęła się od szafy i podeszła do kredensu. Zaczęła ostrożnie grzebać w szufladach. Niestety, Kazia prawie natychmiast zauważyła te dość toporne działania.
– Nie, absolutnie się nie zgadzam! Mogę zrozumieć ubrania, ale nie wolno ci kraść jej pieniędzy!
– Spokojnie, wcale nie kradnę pieniędzy – powiedziała Stasia, wpychając sobie przy okazji za plecami do kieszeni dowód osobisty i Kennkartę zamordowanej. Kazimiera udała, że tego nie widzi. Stasia zapięła szybkim ruchem torbę, wepchała pozostałe na podłodze ubrania do szafy i, nie patrząc na koleżankę, udała się w stronę wyjścia.
Kazia nie wyglądała na zachwyconą, ale posłusznie poszła za Stasią. Panienki wyszły z mieszkania i zamknęły za sobą drzwi, ale te natychmiast odskoczyły od framugi. Stasia spróbowała jeszcze raz, ale drzwi znowu nie pozostały zamknięte na długo. Dziewczyna nacisnęła skobel palcem, ale ten był wyłamany i pod jej dotykiem całkiem wypadł ze swego miejsca.
– Zaczekaj tu – zwróciła się do Kazi, po czym wróciła do mieszkania. Po chwili weszła na korytarz z jakąś kartką, którą złożyła na cztery części i wepchnęła pomiędzy drzwi a framugę. Już się nie otworzyły.
– Świetnie – powiedziała bardziej do siebie, niż do Kazi. – Wracajmy. – Stasia wzięła paczkę, która do tej pory wisiała na klamce, chwyciła pod pachę wózek i zaczęła schodzić po schodach.
– Zaraz! – krzyknęła Kazia – Dlaczego zabierasz przesyłkę? Przecież miałyśmy ją tu przynieść!
– Weźmiemy to z powrotem do zakładu i powiemy, że nie zastałyśmy nikogo, więc bałyśmy się zostawić paczkę, żeby nikt jej nie ukradł. Ktoś będzie musiał jutro ten pakunek dostarczyć ponownie, może znajdzie trupa, a jeśli nie, w końcu zrobi to ktoś inny. Ważne, że nikt nie będzie podejrzewał nas, jeśli tylko wyjdziemy stąd zanim sąsiedzi zaczną wracać do domu z pracy. I nikt tej dziewczyny nie potępi, bo wygląda, jakby skręciła kark, a nie została oskalpowana... I nikt nie zastrzeli w odwecie za nią stu niewinnych osób – dodała Stasia w myślach, po czym spojrzała pytająco na Kazię, jakby zachęcała ją do wyrażenia swojej opinii.
Kazimiera przez chwilę patrzyła na Stasię z szeroko rozwartymi oczami. W końcu pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Gdzie ty się tego nauczyłaś? Jesteś panną zbrodni doskonałej!
Stasia nie była pewna, czy powinna uznać te słowa za komplement, ale poczuła się mile połechtana. Cicho zeszła po schodach i wymknęła się z budynku. Kazia, trochę przerażona łatwością, z jaką Stasia zajęła się ukryciem zbrodni, też ruszyła w stronę drzwi.
*
Panienki dotarły do zakładu nieco zdyszane, ale zdążyły zameldować się u Zofii Potokiewicz przed końcem zmiany. Szefowa obrzuciła ich blade twarze bacznym spojrzeniem.
– A co wy takie niewyraźne? Ducha żeście widziały, czy jak? – spytała swym niskim głosem, z dłońmi opartymi na szerokich biodrach.
Koleżanki spojrzały po sobie. Kazia była pewna, że właśnie zostały nakryte na zbrodni i zbladła jeszcze bardziej, ale Stasia nadepnęła jej na stopę, aby siedziała cicho i odpowiedziała:
– Kazimiera zasłabła na rogu Płockiej i Obozowej i trochę mi zajęło, zanim ją ocuciłam. Muszę pani przyznać, bałam się śmiertelnie, ale wszystko się na szczęście dobrze skończyło – powiedziała w na tyle energiczny sposób, aby nie zabrzmieć sztucznie.
– Aha. A już myślałam, żeście trafiły na łapankę, czy co – powiedziała Potokiewicz, co wywołało ledwo zauważalny uśmiech na twarzy Stasi. Szefowa gładko łyknęła kłamstwo. Dziewczyna uznała, że to odpowiedni moment, aby przekazać Zofii niedostarczoną paczkę, więc wyjęła zawiniętą w papier tkaninę i podała ją szefowej. – Miałyśmy to dostarczyć na Grabowską, ale adres był na mieszkanie, a nie jeden z zakładów, jak zwykle. W środku nikogo nie było, chociaż pukałyśmy dobre pół godziny! Może jutro ktoś będzie miał więcej szczęścia.
Zofia niechętnie przyjęła od Stasi pakunek.
– A nie mogłyście zostawić pod drzwiami? Albo na klamce powiesić? – spytała. Kazia spojrzała na Stanisławę z mieszaniną satysfakcji i przerażenia, ale ta nie straciła głowy.
– Bałyśmy się, że ktoś może ukraść. I pewnie jeszcze nas by oskarżono, bo nie dopilnowałyśmy!
Kierowniczka nadal nie była bynajmniej zadowolona, ale wypowiedź Stanisławy wydała jej się na tyle logiczna, aby dalej nie narzekać. Wzięła więc pakunek pod pachę i spojrzała na wysłużony zegarek.
– Za pół godziny kończy się wam zmiana, nie ma sensu, żebyście siadały do maszyn. Możecie iść do domu. No, wsio! – powiedziała w nagłym przypływie miłosierdzia. Obie panienki szybko podziękowały przełożonej i niemal biegiem opuściły zakład, aby Zofia nie zdążyła zmienić zdania.
Na rondzie Lubomirskiego nastąpiło pożegnanie. Stasia, choć rano kojarzyła ledwie imię Kazi, poczuła się z nią tego dnia bardzo związana. Są takie wydarzenia, które jednoczą ludzi, a przebieranie trupa najwyraźniej było jednym z nich.
Stanisława obawiała się, że blondynka może nie wytrzymać presji i zrobić coś głupiego, lub przez swoją miłość do mówienia wyznać nieco za wiele komuś nieodpowiedniemu. Kazia wyglądała jednak na zaskakująco opanowaną i bardzo jak na nią spokojną. Pożegnała się ze Stasią szybkim uściskiem, po czym odeszła w swoją stronę. Jej krok był ostrożny i powolny, zupełnie niepodobny do porannego, tanecznego chodu. Stasia nagle poczuła gorące wyrzuty sumienia. Chciała jakoś pocieszyć Kazię, ale nie miała pojęcia, jak.
Przysiadła na murku. To był bardzo długi dzień, ale nie chciała wracać jeszcze do domu, więc z pełną świadomością tego, jak głupio właśnie się zachowuje, wyjęła z kieszeni Kennkartę Niemcolubki. Na środku znajdowało się zdjęcie ładnej, jasnowłosej kobiety. Stasia nie mogła tego ocenić na czarno–białej fotografii, ale wydało jej się, że włosy dziewczyny były lekko rudawe. Twarz pokrywały drobne piegi. Miała poważną, charakterystyczną dla zdjęć dowodowych minę, ale w jej posturze było coś wyniosłego, prawie szlachetnego. Tak bardzo różniła się od okaleczonej postaci z pamięci Stasi.
Dziewczyna westchnęła ciężko i zaczęła czytać drobne rubryczki pod zdjęciem. Name: Pacyńska. Vorname: Agnieszka Anna. No proszę – pomyślała Stasia – Pasowało jej. Gerborgen am 1.04.1920. Miała tylko dwadzieścia trzy lata. A przecież wcale nie była najmłodszą z tych, które spotkał podobny los.
Stasia wepchnęła sobie dokumenty z powrotem do kieszeni. Uznała, że oglądanie ich na ulicy było i tak zbyt wielkim kuszeniem losu i nie powinna dłużej sterczeć z cudzą Kennkartą na podwórku. Podniosła się więc z murka i skierowała w stronę kamienicy na ulicy Karolkowej. Przez całą drogę myślała o Agnieszce. Widziała, że to głupie, ale przez dzisiejsze wydarzenia poczuła się związana z tą martwą dziewczyną, tak jakby była jej jedyną przyjaciółką i obserwowała śmierć Pacyńskiej. Miała świadomość, że taki los nie spotkał Niemcolubki bez powodu i prawdopodobnie zrobiła w życiu wiele złego, ale jakoś nie potrafiła przyswoić tej myśli. Wizerunek puszczającej się z Niemcami ladacznicy nie pasował Stasi do tej dostojnej twarzy z fotografii. Czuła się przez to dodatkowo winna, bo miała wrażenie, że próbami obrony Agnieszki w swojej głowie zdradza poniekąd ojczyznę. Postanowiła więc nie myśleć o martwej kobiecie, przynajmniej dopóki nie uda jej się na spokojnie przemyśleć całej sprawy.
– Oj Aguś, Aguś, co takiego zrobiłaś, że musiano cię aż tak ukarać? – wyszeptała, głaszcząc kciukiem kieszeń. – Postaraj się nie sprowadzić na mnie kłopotów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro