Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

+ na 600 gwiazdek

Wiem, wiem, wiem!
J
uż wybiło to dawno temu, ale... Powiedzmy, że p e w n e sprawy trzymały mnie z daleka od Wattpada i mam nadzieję, że to rozumiecie...
Dlatego chciałabym, w ramach przeprosin, dodać rozdział, który powinien się wam spodobać! W całości pisany z perspektywy ukochanego (a może przez kogoś znienawidzonego?) Percy'ego, który musi pożegnać się ze swoją El...
Mam nadzieję, że całkiem nieźle oddałam emocje towarzyszące bohaterowi, więc - chociaż i tak już na to za późno - bez zbędnego gadania: miłego czytania, moi kochani! ^^

Percy POV

Kilka lat wcześniej

- Siema, stary - powiedział Dylan, podchodząc do mnie i przybijając ze mną piątkę. 

Po krótkim przywitaniu usiadł obok mnie, wyciągnął papierosa, podpalił go i głęboko się nim zaciągnął. Nie musiał martwić się naganą nauczycieli bo był już pełnoletni i znajdowaliśmy się poza terenem szkoły. Tu był bezpieczny, ale nawet gdyby było inaczej: nie ruszyłoby go to.

Z uwagą obserwowałem wylewającą się falę uczniów z frontowych drzwi szkoły. Wszyscy krzyczeli, rzucali się na siebie, albo po prostu próbowali nie oberwać niczyją ręką. Moje spojrzenie przemykało po twarzach szukając jedynej osoby, która mogła sprawić, że dzień byłby radośniejszy. Dopiero po kilku minutach zobaczyłem znajomą sylwetkę: Rachel.

Uśmiechnąłem się do niej, gdy jej spojrzenie na chwilę na mnie spoczęło. Coś w mimice jej twarzy kazało mi sądzić, że chciała się uśmiechnąć, ale gdy zobaczyła Dylana: zrezygnowała z tego pomysłu, spuszczając głowę i ruszając przed siebie. Cały czas obserwowałem jej ruchy mając nadzieję, że jednak się obejrzy; nie zrobiła tego.

- Daj spokój, Percy - powiedział, gasząc papierosa na oparciu ławki. - To sztywniara. Albo nie, czekaj, gorzej. To świruska - zmarszczyłem brwi na jego słowa.

- Co przez to rozumiesz? - Zapytałem zaciekawiony, doskonale znając El, bo w końcu to była moja przyjaciółka.

- Cały czas jest nieobecna, z nikim nie gada, nawet z tobą, a podobno się przyjaźnicie - przy tych słowach posłał mi powątpiewające spojrzenie - Ale nie wnikam, twoje słowa. Często wydaje się, że zaraz, na środku korytarza, bez większego powodu, zacznie beczeć. Serio, stary, nie wiem co ty w niej widzisz, ale jak już mówiłem, nie moja sprawa. Poza tym: to szara myszka. Dziwię się, że jeszcze wytrzymuje te wszystkie ataki od elity. Mam być szczery? Gdybym się z tobą nie kumplował, byłbym jednym  tych, którzy nią poniewierają. Przepraszam, ale taka prawda - spiorunowałem go wzrokiem. Moja biedna El...

Miałem ochotę krzyczeć. Nie miał prawa tak o niej mówić, nie wiedział tego, co ja. Co prawda nie potwierdziła tego, ale byłem prawie pewien, że ma schizofrenię, a paplanina Dylana działała mi na nerwy. Odkąd pamiętam odczuwałem nieodpartą potrzebę chronienia Rachel przed takim gadaniem i przed każdym innym okrucieństwem świata, ale nie miałem do tego najmniejszego prawa i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Obiecałem sobie, że kiedy tylko wrócę do ojczyzny, porozmawiam z nią na spokojnie, wyznam jej co do niej czuję i zrobię wszystko, żeby towarzyszyć jej do końca i móc ją chronić. Ale istniała szansa, że mnie odrzuci. Wtedy nie pozostanie mi nic innego, jak powrót do Londynu i zapomnienie o niej, chociaż wiedziałem, że to będzie niemożliwe.

- Nie znasz jej - powiedziałem tylko próbując odszukać Rachel, ale zniknęła już z mojego pola widzenia.

- Racja, ale też nie mam ochoty tego zmieniać, przykro mi - po tych słowach zeskoczył z ławki - Ja lecę. chłopaki czekają, nie chcesz się przyłączyć? - Pokręciłem przecząco głową i  już, już Dylan miał odchodzić, ale coś mu się przypomniało - Urządzasz imprezkę na 18-tkę? - Zapytał szczerze zaciekawiony, ale ponownie zaprzeczyłem, przez co zmarszczył brwi.

- Wylatuję zaraz po zakończeniu roku szkolnego - odpowiedziałem beznamiętnie zdając sobie sprawę co to oznacza: rozmowa z Rachel. Nie miałem pojęcia jak na to wszystko zareaguje. 

- Dobra, jak zmienisz zdanie: wpadnij do Zack'a. Wiesz, jego starych nie ma - powiedział parskając śmiechem, po czym zaczął się oddalać.

Wyjąłem telefon i przez chwilę podrzucałem go w dłoni, zastanawiając się nad tym, co ja właściwie wyrabiam. Przecież koniec szkoły już za tydzień, a ja dopiero teraz zbieram się na odwagę, żeby porozmawiać z El... W końcu napisałem do niej krótką wiadomość:

Spotkajmy się na dachu za dwadzieścia minut. Doskonale wiesz którym (;

Schowałem urządzenie do kieszeni, po czym powolnym krokiem ruszyłem w wybrane miejsce. Doskonale wiedziałem, że to nie będzie takie proste, jak mogłoby się wydawać.

*

Chodziłem wzdłuż krawędzi dachu, próbując wyobrazić sobie przebieg dzisiejszej rozmowy. Nie miałem pojęcia nawet od czego mógłbym zacząć. Po kilkunastu minutach usłyszałem szczęk opadającej klapy i już po chwili zobaczyłem zbliżającą się do mnie Rachel.

Była ubrana w najnormalniejszą w świecie czarną sukienkę na ramiączkach i do tego założyła typowe dla siebie tego samego koloru trampki. Jej czarne włosy podskakiwały za nią, za każdym razem kiedy stawiała krok. Ciemne oczy patrzyły na mnie radośnie, a usta rozciągały się w szerokim uśmiechu.

Nie mogłem tego nie odwzajemnić, kiedy widziałem ją tak szczęśliwą i beztroską, co ostatnio zdarzało się bardzo rzadko. 

- Hej, Percy! - Przywitała się, po czym usiedliśmy ramie w ramię na krawędzi - Dawno tu nie przychodziliśmy - zauważyła i uśmiechnęła się lekko - Raczej chodziliśmy na opuszczone tory, ale nie będę narzekać. W końcu przychodzimy tu tylko wtedy, kiedy chcemy o czymś pogadać, lub pobyć sami, a to drugie odpada, więc... O co chodzi? - Zapytała przekrzywiając głowę na bok, przez co przypominała mi małą dziewczynkę.

- Nie wiem jak po tylu latach ze mną wytrzymujesz - powiedziałem tylko tyle, bo przerwał mi jej szczery śmiech. Spojrzałem na nią zdziwiony, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Bardzo rzadko słyszałem jej szczery śmiech, więc to było silniejsze ode mnie.

- Nie gadaj głupot, Percy! Jesteś moim przyjacielem i może, rzeczywiście czasami działasz mi na nerwy i mam ochotę cię ukatrupić, ale... Nie poradziłabym sobie bez ciebie - odpowiedziała splatając dłonie i obserwując ruch uliczny pod nami. Jej słowa sprawiły, że czułem się jak najokrutniejszy człowiek na ziemi. - No, ale nie ważne. Mów już, o co chodzi.

- Ja... Nie wiem jak to powiedzieć - westchnąłem ciężko, łapiąc się za kark - Rany, nie przewidziałem, że to będzie takie trudne... - mruknąłem, a Rachel spojrzała na mnie z troską wypisaną na twarzy.

- Percy, o co chodzi? Naprawdę zaczynam się niepokoić. 

- Moi rodzice znaleźli lepszą pracę - twarz ciemnookiej rozjaśnił szeroki uśmiech, a w oczach dostrzegłem ulgę.

- To świetnie! - Pisnęła i przytuliła mnie krótko - Nie wiem, czemu mnie tak straszyłeś - zbeształa mnie, ale ja dalej byłem poważny, przez co zamilkła czekając, aż dokończę, a cień strachu znowu wkradł się na jej twarz.

- Znaleźli ją w Londynie - dodałem szeptem, a jej oczy stały się dwa razy większe.

- Powiedz, że żartujesz, Percy - poprosiła, a jej głos się załamał.

- Przepraszam, El. Chciałbym - w ciemnych oczach dostrzegłem, jak zbierają się łzy. - Chodź tu - powiedziałem wyciągając ramię, a Rachel natychmiast mnie przytuliła, cicho pochlipując.

- Nie wierzę, Percy. Przecież.... Tyle się przyjaźnimy - szepnęła, a ja miarowo głaskałem ją po włosach, sam doskonale odczuwając jej ból - To już koniec? - Pod koniec tego pytania głos się jej załamał, a Rachel mocniej mnie objęła.

- To na pewno nie jest koniec. Obiecuję ci to, El - powiedziałem poważnie, przez co podniosła się i starła łzy z policzków.

- Jak to może nie być koniec, Percy? To jest tak daleko! Po miesiącu stracimy kontakt - przy ostatnim zdaniu wzdrygnęła się. Mnie samego przerażała ta myśl - Kiedy mógłbyś wrócić? - Zapytała, ale raczej nie oczekiwała odpowiedzi. Oswajała się z rychłą rozłąką, a myśl o ponownym spotkaniu była zbyt raniąca. Byłem pewien, że to pytanie  zadała automatycznie.

- Nie wiem, może za dwa lata? Muszę sobie zorganizować mieszkanie, wrócić z jakimś tam wykształceniem... Nie wiem - w roztargnieniu przeczesałem palcami włosy.

- Ale jeżeli wrócisz za tyle czasu, Percy... Może nie być już czego ratować - szepnęła, a ja poczułem jakby moje serce miało się rozpaść.

- Będzie, Rachel, akurat tego jedynego jestem w 100% pewien - powiedziałem, a ona spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami.

- Skąd wiesz, że nadal będziesz mnie potrzebował po takim szmacie czasu? - Zapytała słabym głosem, a ja poczułem gulę w gardle. 

Dawaj, Percy, musisz to jej powiedzieć, myślałem.

- Właściwie to znamy się już od jedenastu lat, prawda? - Rachel skinęła głową, uważnie mnie obserwując. Przez chwilę zbierałem myśli, ale czarnowłosa źle zinterpretowała moje milczenie, więc chwyciła mnie za rękę w geście otuchy, przez co posłałem jej blady uśmiech i zacząłem bawić się jej palcami. - Już jakieś pięć lat temu zacząłem rozumieć, że to co do ciebie czuję, to nie jest zwykła przyjaźń, ale coś więcej - zauważyłem, że chce mi przerwać, więc natychmiast kontynuowałem. - Przez te wszystkie lata byłem zawsze, kiedy mnie potrzebowałaś. Wystarczyło jedno spojrzenie, słowo czy nawet głupi SMS, a ja już byłem przy tobie gotowy zrobić wszystko, o co mnie poprosisz - zaśmiałem się cicho i krótko. - Byłem na każde zawołanie, zakochany po uszy i wiesz co jest najgorsze? - Dopiero teraz spojrzałem w jej oczy i dostrzegłem tam niedowierzanie ale i iskierkę czegoś, czego nie potrafiłem nazwać. - To ani trochę mnie nie opuściło; powiem nawet więcej: Zakochanie minęło dokładnie w tej chwili, w której ojciec cię uderzył, a ty przybiegłaś prosto do mojego domu. Kiedy zaczęłaś płakać w moich ramionach, ja... - wziąłem głęboki oddech, nie wierząc, że mówię to na głos. - Obiecałem sobie, że będę starał chronić cię przed tym bólem, żebyś nie musiała tego znosić już nigdy więcej. Nawet, gdybym miał to robić jako przyjaciel, nic nie zmieniło tego, że ja... Po prostu cię kocham, Rachel.

Przez kilka dłużących się w nieskończoność sekund ciemnooka patrzyła na mnie w całkowitej ciszy, a ja niemal słyszałem, jak moje serce zlatuje w dół tylko po to, aby roztrzaskać się z głuchym łoskotem i rozsypać na miliony drobnych kawałeczków, których nie da się poskładać w całość.

Jednak kiedy już niemal straciłem nadzieję na jakąkolwiek reakcję, Rachel przysunęła się bliżej mnie i niepewnie musnęła ustami moje. 

Poczułem wtedy jak wszystkie emocje wewnątrz mnie eksplodują. Odczułem niewyobrażalną radość i delikatnie tlącą się iskierkę nadziei. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu i przygarnąłem do siebie Rachel, mocno ją przytulając. Dziewczyna schowała twarz w zagłębieniu mojej szyi, a ja swoją w jej włosach, cały czas się uśmiechając.

- Chciałabym powiedzieć, że cię kocham, ale za bardzo się boję, Percy... - Powiedziała cicho, lekko się ode mnie odsuwając. Spojrzałem na nią skonsternowany, nie do końca wiedząc jak miałbym to zinterpretować. - Z całej siły od zawsze broniłam się przed tym uczuciem, ale nigdy nie mogłam się go wyzbyć na amen, przez co i tak się w tobie zakochałam - dodała znacznie ciszej, spuszczając głowę. - Powiedziałeś mi tyle pięknych rzeczy, a ja jedynie mogę powiedzieć ci tylko tyle, że jestem w tobie zakochana. Przepraszam.

Sam fakt, że przyznała się, że jest we mnie zakochana znaczył dla mnie bardzo wiele, bo Rachel nigdy nie mówiła o swoich uczuciach. Kilka lat zajęło mi zasłużenie na miano przyjaciela, dlatego teraz słysząc to wyznanie, mogłem być pewien, że ona czuje to samo co ja.

Przyciągnąłem ją do siebie, przytulając ją.

- To i tak o wiele za dużo, El. Nie zasłużyłem na ciebie - powiedziałem, a ona pokręciła głową, nie wyswobadzając się z moich objęć.

- To nie prawda, Percy. Jest dokładnie odwrotnie - odparła cichutko, a ja odsunąłem się od niej i pogładziłem ją po policzku, posyłając delikatny uśmiech.

Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, uśmiechnięci i beztroscy, po czym nachyliłem się i pocałowałem ją. Ten pocałunek był pełen smutku - bo wiedzieliśmy, że za niecały tydzień wylatuję do Londynu i będzie nas czekała bardzo długa rozłąka - jak i nadziei, że jeszcze się spotkamy. 

Po tej rozmowie wiedziałem, że nie odpuszczę i wrócę do mojej El.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro