7
Czekałam na cios.
Ale zamiast tego, poczułam, że ktoś dotknął mojego ramienia. Podniosłam głowę i spotkałam zatroskane spojrzenie fioletowych oczu.
Okej, to jest dziwne.
Spojrzałam na niebo. Było błękitne i nie było ani śladu burzowych chmur. Otworzyłam szeroko oczy.
Nie, nie mogłaś mi tego zrobić, kiedy to pomyślałam, w myślach usłyszałam jej śmiech.
Nie wierzę, myślałam, że będzie mniej frajdy, a tu proszę.
- El, co jest? - zapytał z troską, a ja czułam się jak totalna idiotka. Spuściłam głowę. Tak, czyż nie jestem normalna?, pomyślałam z goryczą.
- Rachel - brunet mówił dalej - Powiedz, co ci się stało? - nadal nic nie mówiłam. Percy westchnął i usiadł obok mnie - Dlaczego zaczęłaś płakać? Wyglądałaś jakbyś się bała... mnie - dopiero teraz na niego spojrzałam. Widziałam na jego twarzy mieszankę kilku uczuć, między innymi troski i zdziwienia wywołanego moją reakcją. Westchnęłam.
- Nie mogę ci powiedzieć - szepnęłam i znowu spuściłam wzrok na swoje nogi, po czym wytarłam swoje policzki z już zaschniętych łez.
- Proszę, powiedz mi - nalegał i złapał mnie za rękę. Przed oczami stanęła mi wizja Kiry i momentalnie wyrwałam rękę. W oczach Percy'ego zobaczyłam coś na wzór bólu i smutku. Podniosłam się z ziemi i popatrzyłam na niego po raz ostatni.
- Przepraszam - szepnęłam - Ale nie mogę ci powiedzieć. Nie teraz - chciałam odejść, ale on złapał mnie za nadgarstek, więc odwróciłam się do niego. Nawet nie zauważyłam kiedy wstał.
- Czy to z tego samego powodu, co kiedyś? Przed moim wyjazdem? - z wahaniem skinęłam głową.
Ej, czy według was jestem PROBLEMEM?, usłyszałam zdenerwowany głos Kiry, ale go zignorowałam.
- Tak, z tego samego powodu - powiedziałam i pobiegłam w stronę domu.
Kiedy oddaliłam się trochę, obejrzałam się za siebie i zobaczyłam, jak Percy uderza w drzewo zdenerwowany.
Westchnęłam i ruszyłam w stronę domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro