6
- Percy? - zapytałam ze zdziwieniem.
Podniosłam się z ziemi i nadal nie wiedziałam jakim cudem Percy jest tutaj. Usłyszałam grzmot. Schyliłam się odruchowo i zauważyłam, że niebo już nie jest takie błękitne, a spowite chmurami.
- Co ty tutaj robisz? - spytałam, a on spojrzał na mnie z kpiącym uśmieszkiem.
- Patrzysz na mnie tak, jakbyś wierzyła, w to co kiedyś powiedziałem.
Kira miała rację, pomyślałam, Zaraz... Kira?!, Nic, zero reakcji.
- Myślałaś, że przyjaźniłbym się z kimś takim? - poczułam, jak moje oczy zachodzą łzami. Nie chciałam, nie mogłam płakać, nie chciałam pokazać mu, jak jego słowa mnie dotknęły. Parsknął śmiechem - Zabawna jesteś - podszedł do mnie, a ja nie wytrzymałam i łzy spłynęły mi po policzkach. W jego oczach zobaczyłam coś, przez co myślałam, że chce mnie uderzyć, z resztą nie zdziwiłabym się gdyby tak się stało. Zaczęłam się cofać, ale potknęłam się o własne nogi i wylądowałam pod drzewem. Skuliłam się i pozwoliłam moim łzom swobodnie spływać po moich policzkach, spuszczając głowę. Czekałam na cios.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro