19
Już miałam oddać się w błogą ciemność, zwaną inaczej śmiercią, ale ktoś pokrzyżował moje plany.
Najpierw usłyszałam jakiś krzyk, ale nie zrozumiałam go, a później jak ktoś złapał mnie i postawił z powrotem na głaz.
Powoli odzyskiwałam ostrość widzenia, więc odwróciłam się do swojej "wybawczyni" i spiorunowałam ją wzrokiem.
Dziewczyna ta miała rude włosy sterczące na wszystkie strony. Im dłużej patrzyłam w jej twarz, tym bardziej wiedziałam z kim mam do czynienia.
- Czemu tu zrobiłaś? - warknęłam.
- Rachel? Co ty chciałaś zrobić?! - krzyknęła, na co przewróciłam oczami.
- Daj spokój Rose - powiedziałam, po czym zeskoczyłam z kamienia. Wyszukałam swoje ślady i zaczęłam wracać. Dzisiaj jeszcze nie zginę, pomyślałam smutno.
Nie zważając na to, że niebieskooka mnie woła, ruszyłam przed siebie podążającswoimi śladami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro