18
Szłam zaśnieżonymi alejkami parku, próbując się uspokoić. Nie wiem czemu w ogóle rozmawiałam z tym idiotą. Powinnam była iść dalej, pomyślałam.
Czułam czyjeś spojrzenie wywiercające dziurę w moich plecach. Zignorowałam je, ale ono nie znikało. Odwróciłam się, ale nikt za mną nie szedł. Spojrzałam na ziemię. Ani śladu innych butów niż moje.
Bardziej schowałam swój nos w komin, a ręce do kieszeni i dalej szłam opustoszałą alejką. Zobaczyłam jakiś cień, który przemknął po mojej prawej stronie.
Serce zabiło mi mocniej i zatrzymałam się gwałtownie. Ani śladu osoby, cienia, zwierzęcia, czy czegokolwiek innego. Zamiast tego zobaczyłam las. Bez większego namysłu skręciłam w jego kierunku i zanurzyłam się w białym lesie.
Po kilkunastu metrach zorientowałam się, że to nie był najlepszy pomysł. Mój umysł pracował na najwyższych obrotach, wyobrażając sobie, co takiego kryje się za pobliskimi, lub odległymi, drzewami.
Nagle coś mnie popchnęło i zeszłam ze ścieżki, wchodząc w drzewa. Jeżeli się zgubię, zawszę mogę wrócić po śladach, pomyślałam.
Mój wzrok błądził po gałęziach drzew, czegoś szukając. Nie wiedziałam czego, ale gdybym to znalazła, wiedziałabym, że to, to.
Nagle moje nogi zaprzestały marszu, a wzrok został utkwiony w czymś, co było zawieszone na jednej z gałęzi pobliskiego drzewa, a było trudne do dostrzeżenia przez warstwę śniegu pokrywającą wszystko.
Spuściłam wzrok z liny i zobaczyłam pod najwyższą gałęzią niewielki głaz, nie był za mały, bo na spokojnie mogły na nim stanąć dwie, lub trzy osoby.
Znowu spojrzałam na linę i zamknęłam oczy.
Kiedy je na nowo otworzyłam stałam na głazie, a przed sobą widziałam pętlę. Po raz kolejny na chwilę straciłam świadomość, ale nie przejęłam się tym. Pewnie gdyby się tak nie stało, stchórzyłabym.
Nałożyłam pętlę na szyję i czułam jak moje serce bije trzy razy szybciej niż zazwyczaj. Zacisnęłam oczy i zrobiłam krok do przodu. Jeden krok, który miał zaważyć o moim życiu.
Wszystko trwało zaledwie sekundy, ale dla mnie dłużyły się one w nieskończoność. Czułam ból, ale w wiedziałam, że przyniesie ukojenie. Przed moimi oczami powoli zaczynała panować czerń, a przytomność powoli mnie opuszczała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro