17
Następnego dnia obudziłam się z przeczuciem, że ten dzień będzie do dupy.
Ogarnęłam się i poszłam do kuchni, gdzie zastałam Ritę. Zrobiłam sobie kawę i usiadłam obok kuzynki. Zaczęłyśmy rozmawiać i chyba znalazłyśmy wspólny język. Rita była z tego powodu cała w skowronkach. Ja pewnie też bym była, ale nie dzisiaj.
Kiedy wypiłam napój, wyszłam z domu i poszłam się przejść. Kira znowu zaczęła mi dogryzać i mówić, że już czas, co w jej mniemaniu oznaczało, że to najwyższy czas, żeby to zakończyć. To, czyli życie.
- No, córcia, z taaatusiem się nie przywitaasz? - usłyszałam pijanego ojca. Zesztywniałam i odwróciłam się. Moim oczom ukazały się trzy pijane postacie. Westchnęłam.
- Czego chcesz?
- A czy musiałbym czeeegoś chcieeeć? - było słychać, że jest mocno wstawiony.
- Słuchaj, nie mam pieniędzy, a gdybym je miała to i tak byś ich nie dostał - mówiłam zirytowana jego zachowaniem - Jak chcesz, to sam sobie zarób parę groszy i je przechlaj, a nie przypominasz sobie o córce, tylko wtedy, kiedy zabraknie ci kasy na browary.
- Ty - mówił podchodząc do mnie - mała suko! - powiedział i uderzył mnie w twarz. Poczułam, jak z mojego nosa wypływa cienka strużka krwi.
- Zostaw mnie debilu! - krzyknęłam i sama go spoliczkowałam.
Szybko pobiegłam w kierunku parku, ignorując przekleństwa i przezwiska wypływające z jego ust adresowane do mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro