12
Kiedy wreszcie trochę się opanowałam, podniosłam się z ziemi. Całe ubranie się do mnie kleiło i byłam przemoczona do suchej nitki.
W końcu postanowiłam wrócić do domu. Jest późno. Jest noc, a w nocy ta okolica nie jest zbyt bezpieczna.
Szłam pustą uliczką , a uliczne latarnie delikatnie rozpraszały mrok. Nie sprawiały, że czujesz się bezpieczniej. Przeciwnie. Sprawiały, że bałeś się, co może kryć się w mroku, którego nie sięga ich liche światło.
Zaczęłam się zastanawiać o tym, dlaczego powiedziałam to Percy'emu. Trudnym zadaniem było nie myślenie o nim, między innymi dlatego, że ta kurtka pachniała jego perfumami.
Weszłam na ulicę nawet się nie oglądając. Wszystko działo się szybko. Nie trwało to więcej niż pięć sekund.
Światła reflektorów auta.
Pisk opon.
Mocny ból.
Ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro