11
- Cóż, nie mam 100% pewności, ale jeżeli z tobą jest tak jak z moim wujkiem, to zawsze kiedy on coś do niego mówił, oczy wujka stawały się ciemniejsze. Nawet twoje brązowe, prawie czarne tęczówki, przybierają głębszy odcień czerni.
- Na prawdę? - byłam zmieszana tym faktem.
- Słuchaj... To przez to tak zareagowałaś? - niepewnie skinęłam głową - Co się stało?
- Kira "zmieniła" rzeczywistość - zmarszczył brwi.
- Kira? - poczułam zażenowanie. Serio? Musiałam używać jej imienia?
Dawaj Rachel, kontynuuj. Może wreszcie zrozumie, że jesteś świruską i da ci spokój.
Ona ma rację, pomyślałam.
- No, bo ten... Jak sam mówiłeś... Ten irytujący głosik w mojej głowie, no nie? - zaczęłam się plątać w swoich słowach. Bardziej się nie skompromituję. Chyba... - To nie wiedziałam jak się do niej zwracać i no ten... Nazwałam ją Kira - teraz zrozumiałam, że brzmię jak jakaś psychiczna dziewczyna. Jęknęłam i ukryłam twarz w dłoniach.
- Co jest El? - zapytał, a ja nadal na niego nie patrzyłam.
- Pewnie muszę brzmieć jakbym była jakaś pokręcona - odparłam.
- Dlaczego? - popatrzyłam na niego.
- No wiesz, mówię ci o tym, że jakaś laska w mojej głowie zamienia rzeczywistość i o tym, że ją nazwałam. To bardzo normalne - między nami zapadła cisza, a Percy uważnie mi się przyglądał.
- Robiłaś coś z tym? - domyśliłam się i pokręciłam głową.
Rachel, weź się ogarnij. Wiesz, że on ci miesza w głowie. Chyba mu nie wierzysz? Chcesz cierpieć?
- A mówiłaś komuś o tym? - spytał niepewnie. Wiedział, że nie chcę o tym gadać.
- Nikt o tym nie wie. Nie chcę, żeby ktoś wiedział o tym, że jestem jakaś porąbana.
- Nie jesteś porąbana. Przecież to nie twoja wina - próbował mnie przekonać.
Mogę się założyć, że robi to tylko po to, żeby cię pogrążyć. Kto wie? Może rozpowie wszystkim, że słyszysz głosy w głowie i zrobią z ciebie pośmiewisko. W końcu nikt w liceum nie wiedział, że jesteś od nich starsza, a tym bardziej, że masz mnie.
Spuściłam głowę. Chciałam wierzyć Percy'emu, ale prawda jest taka, że dzięki Kirze, moja zdolność ufania ograniczyła się do mnie samej. Spuściłam głowę.
- Rachel, proszę. Próbuję ci pomóc, ale ja niewiele mogę. Pójdziesz z tym do specjalisty? - pokręciłam głową.
- Czemu chcesz mi pomóc? - zapytałam po chwili ciszy. Przekrzywił głowę i poparzył na mnie jakby odpowiedź była aż nadto oczywista, ale jak widać nie rozumiem jego toku myślenia.
- El, zależy mi na tobie, czemu tego nie rozumiesz? - pokręciłam głową. Utkwiłam spojrzenie w swoich dłoniach i zobaczyłam jak pierwsze krople deszczu zaczęły na nią spadać. Zaraz będzie kolejne oberwanie chmury.
- To bez sensu - syknęłam, a właściwie Kira. Natychmiast ją zgromiłam i przejęłam kontrolę - Nie może ci na mnie zależeć - teraz już mówiłam ja - Przecież jestem nienormalna - zamknęłam oczy i zdobyłam się na odwagę, żeby powiedzieć to, co ciążyło mi na sercu odkąd się tu pojawił - Wiesz... Chyba nie powinieneś był tutaj przylatywać - popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
- El, ty nie mówisz poważnie.
- Taka prawda Percy - szepnęłam i z całej siły odganiałam natrętne łzy, które gromadziły się w moich oczach.
- Wytłumacz mi, dlaczego uważasz, że powinienem wrócić?
- Powinieneś mieć normalnych przyjaciół - patrzył na mnie w milczeniu, po czym przeczesał sfrustrowany swoje włosy.
- Muszę się z tobą zgodzić. Nie mógłbym być twoim przyjacielem - zamknęłam oczy. Czułam pod powiekami szczypiące łzy.
Widzisz? Ostrzegałam.
Okej. Ta bezpośredniość bolała. Chyba powinnam zakończyć tę rozmowę jak najszybciej.
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, a deszcz z każdą sekundą nasilał się coraz bardziej.
Zaczęłam się trząść z zimna. Brunet zauważywszy to zarzucił mi na ramiona swoją kurtkę.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale Percy objął dłońmi moją szyję, przez co jego twarz znalazła się zdecydowanie za blisko mojej.
- Nie mógłbym być twoim przyjacielem, bo nadal cię kocham El - powiedział, a ja nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa.
Percy nie czekając na moją reakcję, złączył nasze usta w pocałunku. Czułam w nim smutek, żal, ale i prośbę o to, żebym zmieniła zdanie. W końcu oprzytomniałam i oderwałam się od niego.
- Przepraszam - powiedziałam i spuściłam głowę - Ale na prawdę, nie powinieneś był tu wracać - nie powiedziałam tego! To znaczy... chciałam to powiedzieć, bo tak uważałam, ale nie odważyłabym się.
Kira?!
Oj, no co? Tylko ci pomogłam.
- El, proszę cię. Nie myślisz tak na prawdę.
- Ale ja tak uważam - skłamałam. Czy na prawdę w tej chwili, z własnej woli tracę jedyną, ważną dla mnie osobę? I jestem tego w pełni świadoma?!
Wstaliśmy z krawędzi, a w jego oczach zobaczyłam ból.
- Jeżeli na prawdę tego chcesz, to wracam do Londynu. Jesteś pewna?
- Żegnaj Percy - o nie. Tego nie powiedziałam. To była w 100% Kira.
Popatrzył na mnie, a jego fioletowych oczu wyzierał się ból. W końcu brunet odwrócił się i poszedł w kierunku zejścia.
Ruszyłam w stronę klapy, ale zatrzymałam się po dwóch krokach. Stałam chwilę nieruchomo, nie mogąc nic zrobić.
On nigdy nie wróci.
Amen.
Upadłam na ziemię i zaczęłam płakać, nie zważając na ulewę, która mnie otaczała. Nie czułam zimna. Teraz liczył się tylko ból.
Nie wierzę, że pozbyłam się swojego najlepszego przyjaciela. Z własnej woli. Pozbyłam się jedynej, najważniejszej osoby w moim życiu.
Percy POV
Kiedy już miałem zamknąć klapę, usłyszałem jak ktoś upada. Zobaczyłem, jak El leży na dachu, a jej ciałem wstrząsa szloch.
Chciałem do niej wybiec, nie ważne, że tam szaleje deszcz, a ja mam na sobie tylko koszulkę. Chciałem ją pocieszyć i zaradzić coś, żeby już nie płakała.
Zamiast tego, odwróciłem wzrok i zszedłem z drabiny.
Oparłem się plecami o ścianę i spuściłem głowę. Wziąłem kilka głębokich oddechów i ruszyłem do wyjścia.
Ja tylko spełniam jej prośbę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro