Pierwszy pocałunek || Dean
-Nie, nie i jeszcze raz - nie!- zakrzyknął Dean, po raz piąty tego dnia.
-Bracie, posłuchaj.- zaczął Sam. -Dobrze wiemy, że boisz się latać. Ale nie mamy innego wyjścia.
-Dokładnie. Impala się zepsuła, a nas czas goni.- rzekłam, już trochę zirytowana całą sytuacją.
-Naprawię ją i możemy jechać.- odrzekł starszy Winchester, zakładając ręce na piersi.
-Naprawdę nie mamy czasu. Zanim to zrobisz miną conajmniej dwa dni, a musimy się dostać na drugi koniec Ameryki. Dean, ludzie umierają!- podniosłam trochę ton głosu. -A my musimy temu zapobiec.
-W życiu już nie polecę samolotem! Nienawidzę tego. Nie zmusicie mnie i koniec kropka!- Dean pewny siebie wstał od stołu.
-A jeśli Kate upiecze ci placek?- spytał Sam.
-Co? Ja?
Szatyn odwrócił się w naszym kierunku.
-Dwa placki.- odrzekł.
-Hej, hej, hej! Jestem tutaj wykorzystywana i nie czuję się z tym najlepiej.- powiedziałam oburzona.
-Chcesz aby poleciał?- spytał mnie Sam. -To przestań marudzić.
Dean uśmiechnął się chytrze.
-Nienawidzę cię.- wyszeptałam w kierunku starszego z braci.
W samolocie siedziałam przy oknie obok Deana. Sam spał w siedzeniu za nami. Mi taka przyjemność nie była dana. Dean na początku zgrywał twardziela, lecz potem zaczął się lekko trząść i milczał. Chciało mi się z niego śmiać ale powstrzymywałam się.
-Czy ty nucisz Metallicę?- spytałam szeptem.
-To mnie uspokaja.- Dean siedział w fotelu sztywno.
-Spróbuj się zrelaksować.
-Spróbuj się zamknąć.
Zaśmiałam się.
-Dean, to tylko lot samolotem. Nie martw się, katastrofy lotnicze nie są tak częste jak nasze spotkania z wampirami.
Nie odezwał się. Westchnęłam. "Przynajmniej nie panikuje" - pomyślałam.
-Ale jednak się zdarzają. I jeszcze te turbulecje. Lot samolotem jest zdecydowanie gorszy niż polowanie na... na... na cokolwiek.- Chyba wykrakałam.
-Dean, proszę cię...
-A co jeśli spadniemy? Jeśli to jest ten lot, jeden na sto?- przerwał mi. Przekręciłam oczami.
-Przestań tak mówić. Bądź mężczyzną. Niedługo będziemy na ziemi.
Chyba trafiłam w jego męskie ego. Miałam chwilę ciszy. Wyjrzałam przez okno. Zawsze lubiłam latać samolotami i podziwiać widoki. Świat, szczególnie tutaj - na górze - jest cudowny... Spojrzałam na mojego pasażera. Przyglądał mi się, jak bojący się burzy pies.
-Wszystko w porządku?- spytałam zmartwiona. Pokręcił głową. Parę razy. Zdecydowanie za dużo. Nachyliłam się do niego i delikatnie pocałowałam go w usta. Nie planowałam tego. To po prostu wyszło. Odsunęłam się i spojrzałam mu w oczy. Dean uśmiechnął się, co było dla mnie zaskoczeniem.
-Teraz tak.- odrzekł i się wyprostował. Na moich policzkach zagościł nieproszony rumieniec. Byłam zszokowana swoim zachowaniem. Do końca lotu, ani nie spojrzałam, ani nie odezwałam się do niego.
Stojąc na lotnisku, ja i Dean czekaliśmy na Sama, który poszedł do toalety. Zdenerwowana sytuacją nie potrafiłam się odezwać. Tupałam nogą i przygryzłam lekko wargę. Nagle poczułam wzrok szatyna na sobie. "Dobra. Nie bądź mięczakiem i powiedz coś wreszcie." - pomyślałam w duchu. Westchnęłam i spojrzałam na mojego towarzysza.
Ale naprawdę, nie miałam żadnego wytłumaczenia. Długo marzyłam o pocałunku z Deanem. A jak nadarzyła się okazja, wykorzystałam ją. I co mam powiedzieć? Że przepraszam, to nieporozumienie, jest mi żal? Nie jest.
-Dean, posłuchaj. Ja... to znaczy, to co się wydarzyło w samolocie... cholera...- spuściłam wzrok. Dean zaśmiał się i podszedł do mnie. Znów na niego spojrzałam. -Bo...
Uśmiechnął się szerzej i mnie pocałował. Delikatnie i czule. Zarzuciłam jedną dłoń na jego kark. Wydawało mi się, czy on zamruczał? Po chwili, odsunęliśmy się od siebie.
-Wiesz, że umiliłaś mi lot? Kiedy następny?- spytał zadowolony.
-Kiedy skończymy sprawę.- odrzekłam.
-Cholera, my na serio będziemy jeszcze lecieć.
Zaśmiałam się.
-Cicho bądź, nie psuj tego.- wyszeptałam mu w usta.
Za nami stał Sam, który uśmiechał się szeroko na ten widok.
****
I o to mamy! Chciałam napisać scenę pocałunku na polowaniu ale stwierdziłam, że tak będzie oryginalniej i ciekawiej. ❤
Piszcie mi, czy działają dedykacje😉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro