Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Paint it black

Dean szedł ciemnym korytarzem. W dłoni trzymał siekierę. Na jego ustach gościł uśmiech, który nie był spowodowany niczym dobrym. Doszedł do garażu. Otwierając drzwi zauważył, że prawą rękę miał we krwi. Spojrzał na swoje ubranie, które całe było podarte i poplamione. Wszedł do pomieszczenia.

-Sammy!- zawołał. -Gdzie jesteś, bracie?- Oglądał się dookoła, szukając go wzrokiem.- Uważasz, że wiecznie możesz uciekać? Stań do walki jak prawdziwy mężczyzna!- zakrzyknął, podchodząc do Impali. Zajrzał do środka, lecz okazała się być pusta. Nagle jego brat wychylił się zza sterty pudeł, celując w Deana pistoletem. Samuel pamiętał, że mieli te pudła posprzątać. Dziękował sobie w duchu, że nie zrobili tego wcześniej. Miał teraz chwilową kryjówkę.

Sam wyglądał o wiele gorzej od starszego Winchestera. Podkrążone oczy i rany na twarzy postarzały go. W dłoniach ledwo trzymał broń, która swoją drogą nie mogła pomóc w tej sytuacji, o czym nie miał pojęcia.
Dean podszedł parę kroków do Samuela, który cały się trząsł.

-Kim jesteś? Co zrobiłeś z Deanem?!- spytał wyższy mężczyzna. Starszy Winchester spojrzał bratu w oczy i wyciągnął ku niemu dłoń. Sam wzdrygnął się i cofnął o krok. Dean z lekkim, niewinnym uśmiechem ponownie zbliżył się do niego i delikatnym ruchem opuścił jego dłonie z bronią. Sam odpuścił całkowicie celowanie w brata. -Zostaw go, kimkolwiek lub czymkolwiek jesteś.- wyszeptał młodszy Winchester.

-Jestem sobą. Nic się nie zmieniło.- rzekł Dean, po czym jego oczy stały się czarne, a on sam uderzył brata pięścią w twarz. Sam upadł na zimną posadzkę. Starszy z nich zaśmiał się histerycznie. Zaczął kopać mężczyznę w brzuch, po nogach, zdarzyło się raz w głowę. Tamten próbował się bronić, powstrzymać Deana od tego, lecz ten był bardzo silny. W końcu przestał kopać. Złapał Sama za poły koszuli i uniósł w górę tak, aby tamten mógł uklęknąć.
Młodszy Winchester spojrzał mętnym wzrokiem w czarne oczy brata.

-Podoba ci się nowy ''ja''? Bo mi bardzo. Szczupły, podły Dean.- wyszczerzył się. Wyciągnął Pierwsze Ostrze zza paska spodni. Sam spojrzał na nie przelotnie, po czym wrócił wzrokiem do brata.

-Teraz mnie zabijesz?- spytał.

-Jestem aż tak przewidywalny? Cóż, masz rację.- uśmiechnął się starszy Winchester.

-Nie chcesz, abym ci pomógł? Wyciągnę cię z tego bagna.- wyszeptał Sam, z nadzieją w głosie.

-Taaaa...- Dean podrapał się po skroni. -Nie zaprzeczam. Ale wątpię , abym ci na to pozwolił.

Starszy Winchester zamachnął się i....

Dean obudził się cały spocony. Pierwszą rzeczą jaką zrobił po zapaleniu światła, było spojrzenie na prawe przedramię. Po Znaku Kaina ani śladu. Zerwał się i podążył w stronę pokoju Sama. Uchylił delikatnie drzwi i spostrzegł, że Sammy śpi spokojnie na swoim miejscu. Odetchnął z ulgą. Zamknął drzwi i wrócił do swojego pokoju. Usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach.

Sen, że zabija swojego brata nawiedzał go co noc. Co noc sprawdzał, czy Znak aby na pewno się nie pojawił z powrotem. I co noc szedł do pomieszczenia, gdzie przebywał Sam, aby upewnić się, że tamten śpi spokojnie. Żywy.

Dean nie mógł znieść myśli, że prawie pozbawił swojego brata życia, gdy był demonem. Dziękował Bogu, gdziekolwiek On był, że Castiel przyszedł w odpowiedniej chwili i pomógł Samowi powstrzymać go, od jakichś złych czynów.

Codziennie zadawał sobie pytanie, co by zrobił, gdyby Cass się nie zjawił i razem z Samem by mu nie pomogli.

Codziennie nie potrafił sobie odpowiedzieć.

Chociaż odpowiedź była oczywista.


****

Brakowało czegoś z Deanmonem, prawda? Mam nadzieję, że rozdział się Wam podoba. Muszę przyznać, że napisałam go tak, jak chciałam aby wyszedł 😆

Skręciłam kostkę. 😕 Także będę miała chyba więcej czasu na pisanie nowych rozdziałów. Chociaż do szkoły i tak muszę chodzić. Chucku, jak wrócisz z wakacji to dostaniesz w łeb, aż Ci kapelusz spadnie, obiecuję Ci to XD
Prawda navix_echi ?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro