Kiedy jest chory
Kuroko Tetsuya:
Kuroko był typem osoby, która praktycznie nigdy nie chorowała. Zdziwiło cię nieco kiedy nie spotkałaś chłopaka w szkole. Pierwszą osobą, którą spytałaś o Tetsu był Kagami. Oznajmił, że Kuroko jest chory. Miałaś nadzieję, że potrafi jakoś zająć się sobą. Po skończonych lekcjach z prędkością światła spakowałaś książki do torby po czym dosłownie wybiegłaś ze szkoły. Miałaś zamiar wstąpić do ukochanego i zobaczyć jak się czuje. Na twoje szczęście nie mieszkał daleko. Przygotowałaś się nawet na najgorszy scenariusz jaki mógłby być.
Twoje zdziwienie było ogromne kiedy drzwi otworzył ci sam Kuroko. Nie wyglądał tak jak przypuszczałaś. Wyglądał.. normalnie. Normalnie był ubrany i nie wyglądał jak zombie.
- O ( imię), miło cię widzieć - mówiąc to wpuścił cię do środka i zamknął za tobą drzwi
- Ciebie też Tetsu, dobrze się czujesz?
Chwilę mu się przyglądałaś po czym położyłaś dłoń na jego czole. Nie miał gorączki.
- Już dużo lepiej, myślę że już jutro wrócę do szkoły i na ...
- Nawet o tym nie myśl Tetsu! Nie wrócisz tak od razu do treningu
Chwyciłaś niebiesko włosego za rękę i usadziłaś przy stole, dając mu do zrozumienia, że jak się ruszy to nie ręczysz za siebie. Poszłaś do kuchni by wam coś przygotować. Postanowiłaś zrobić najzwyklejszy rosół. Przecież był dobry na przeziębienia. Po niecałej godzinie obiad był gotowy. Nalałaś wam do misek i postawiłaś na stole.
- Smacznego! - uśmiechnęłaś się
Kagami Taiga:
Będąc dziewczyną Taigi myślałaś, że bardzo dobrze go znasz. Byłaś do niego przyzwyczajona, nie to co inni. Reszta się go bała, tego ogromnego, przerażającego i temperamentnego chłopaka. Myślałaś, że znasz wszystkie jego oblicza te dobre i te złe, aż nie nastąpił ten dzień..
Delikatnie zapukałaś do drzwi mieszkania twojego ukochanego. Odczekałaś kilkanaście sekund ale nikt nie odpowiedział, więc skorzystałaś z dzwonka. To także nic nie dało. Na początku pomyślałaś, że może nie ma go w mieszkaniu, ale zaraz sobie przypomniałaś, że przecież byliście umówieni. Nacisnęłaś klamkę, jakie było twoje wielkie zdziwienie kiedy drzwi ustąpiły. Bez wahania weszłaś. Dom był pusty i ciemny, prócz pokoju chłopaka. Zastałaś go siedzącego na łóżku, był opatulony w koc a na dodatek w ręce trzymał kubek parującego napoju. Na pierwszy rzut oka było to normalne, lecz jego wygląd już nie należał do normalnych. Potargane włosy to jeszcze nic ale oczy.. mógłby zabić samym spojrzeniem.
-Kagami dobrze się czujesz?
- A jak myślisz? - odburknął i jeszcze bardziej schował się pod kocem
- Dobra nie było pytania
- Umieram... - wybełkotał niewyraźnie
Pozostawiłaś to bez komentarza. Dosłownie w ostatniej chwili odebrałaś od niego naczynie, po czym licealista położył się wyczerpany do łóżka.
- Masz tu ze mną zostać - rozkazał po czym poszedł spać
Akashi Seijuro:
- Nie mam zamiaru tu siedzieć! - powtórzył chłopak.
Od dłuższego czasu próbował wstać, jednak ty mu na to nie pozwalałaś. Seijuro był chory dlatego też nie chodził do szkoły. Dwie godziny temu udało ci się wpakować go do łóżka, od tej pory nie masz spokoju. Najlepiej wstałby i poszedł pracować nad dokumentami. Co jakiś czas chłopak próbował wstać i wrócić do obowiązków, a ty oczywiście musiałaś go pilnować by nie wyszedł z ciepłego posłania.
- Nigdzie nie idziesz! - lekko podniosłaś głos ponownie popychając go na łóżko.
- Nie podnoś na mnie głosu, gdybym nie był chory pokazałbym ci kto tu rządzi - warknął na ciebie ale ty nic sobie z tego nie robiłaś.
Przynajmniej teraz mogłaś robić co chcesz.
- Nie rozumiesz, że mam całą szkołę na głowie? W końcu jestem przewodniczącym! - coraz bardziej się denerwował.
Przekręciłaś zirytowana oczami po czym odrzekłaś:
- Idę zrobić ci coś do jedzenia a ty siedź w miejscu - mówiąc to pogroziłaś mu palcem.
Szybkim krokiem pokierowałaś się do kuchni. Na twoje szczęście służba w tym domu miała już co nie co przygotowane. Wzięłaś tackę z jedzeniem w rękę i zaczęłaś wracać.
- Sei już jeste...- przerwałaś widząc puste łóżko.
Miałaś wrażenie, że zaraz żyłka ci pęknie. Nie ukrywałaś tego jak chłopak działał ci na nerwy, w końcu taki był kiedy chorował. Wiedziałaś gdzie był. Od razu poszłaś do jego gabinetu.
- Akashi do cholery jasnej! - warknęłaś zła.
Czerwono włosy podskoczył na dźwięk otwieranych drzwi. Widocznie stracił także czujność.
- Marsz do łóżka! Ostatni raz mówię
- A jak nie?
Chwilę się zastanawiałaś po czym odparłaś:
- Powiem twojej drużynie jaki jesteś dziecinny.
Podziałało to na niego jak kubeł zimnej wody.
- Niech ci będzie
Wzięłaś go pod rękę po czym wróciliście do pokoju.
Kise Ryota:
Stałam z założonymi rękoma w drzwiach prowadzących do pokoju blondyna. Chłopak nieśpiesznie otworzył oczy i spojrzał leniwie na ciebie.
- Widzisz ? Miałam rację, się przeziębisz- posłałaś mu triumfalny uśmieszek.
Kto normalny gra w koszykówkę w największą ulewę? No oczywiście, że twój chlopak.
- Ty zawsze masz rację - odpowiedział mocno przytulając się do ciebie.
Nawet nie zauważyłaś kiedy do ciebie podszedł. Westchnęłaś i zaciągnęłaś się jego zapachem, który tak bardzo cię uspokajał.
- Chodź, pójdziemy coś zjeść - zarządziłaś
- Jestem za
Odpowiedział tak by cię uszczęśliwić. Wcale nie miał apetytu. Usiadł przy stole, a ty przyniosłaś mu ciepłą zupę. Widziałaś, że mu nie wchodzi.
- Zjedz chociaż trochę - posłałaś mu zachęcający uśmiech
- Nakarm mnie
Tego sie nie spodziewałaś. Przysunęłam bliżej niego krzesło i nie pewnie chwyciłaś łyżkę. Nabrałaś na nią trochę płynu po czym przystawiłaś do ust chłopaka.
- No powiedz aaa..
Starszy posłusznie otworzył usta a ty szybko wlałaś płyn. Tak szybko by nie zdążył zaprotestować. Wytarł ubrudzoną twarz i uśmiechnął się do ciebie.
- Sama robiłaś? - spytał
- Tak
- Bardzo dobra - pochwalił cię
Midorima Shintaro:
- Nie potrzebuje twojej opieki! - powiedział chłopak
- Mojej?
- Żadnej! Jestem zdrowy!
Spojrzałaś się na niego jak na debila. Jakim cudem zdrowy. Dosłownie nie mógł się ruszać, wszystko go bolało i miał bardzo wysoką gorączkę. I że niby on jest taki odpowiedzialny?
- Zaraz wracam - powiedziałaś i wyszłaś z pokoju.
Musiałaś jak najszybciej zbić mu gorączkę. Sięgnęłaś po ręcznik i namoczyłaś go zimną wodą. Chciałaś zrobić mu okład. Wracając usłyszałaś:
- Żadnych okładów!
- Shintaro, musimy zbić tą wysoką gorączkę!
Chciałaś nałożyć mu ręcznik na czoło ale on zaczął wymachiwać ręką, przez co zrzucił swoje okulary z szafki nocnej.
- Jak z dzieckiem, dobra pójdę po leki do sklepu
- Nie, nie musisz. Leżą w szafce w kuchni
Kurcze czyżby zaczął z tobą współpracować? Szybko po nie poszłaś. Faktycznie w szafce leżały. Jednak nie było ich za wiele. Były tylko leki na gardło. Można było jeszcze podać leki za pomocą strzykawki. Do skelpu nie mogłaś pójść, było już za późno więc wszystko było już pozamykane. Jaki pech - pomyślałaś. Wróciłaś do chłopaka z tym co miałaś.
- Wiem, że ci się to nie spodoba, ale nie było nic innego
Zza pleców wyjęłas strzykawkę z płynem. Dobrze wiedziałaś, że Midorima piekielnie boi się igieł.
- Żartujesz... - powiedział drżącym głosem. Podeszłaś do niego i nie słuchając go po prostu zrobiłaś to.
- Było tak źle? - spytałaś
Shintaro wtulający się w poduszkę nic nie odpowiedział.
Aomine Daiki:
Momoi napisała do ciebie o chorobie granatowo włosego imbecyla. Obiecałaś, że jak tylko skończysz lekcje wpadniesz do niego.
Gdy dotarłaś pod jego dom zdyszana od razu zapukałaś do drzwi. Otworzyła ci Momoi.
- O wreszcie jesteś, zaopiekujesz się nim? Muszę lecieć, dzięki!
I już jej nie było. Od razu pokierowałaś się so salonu, gdzie leżał chory.
- Aho, jak się masz ?
- ( imię ), co tu robisz? - był zdziwiony.
Przysiadłaś się do niego i chwile pogrzebałaś w torbie by zaraz wyjąć z niej małe pudełeczko.
- Mam dla ciebie leki
- Brałem już - odpowiedział na co ty sie zaśmiałaś.
- Nie wierzę, ty nigdy leków nie bierzesz - odpowiedziałaś mu zgodnie z prawdą
Przygotowałaś mu pigułki i szklankę z wodą do popicia. Połknął to co musiał i mocno się skrzywił. Bardzo nie lubił leków. Oddał ci szklankę po czym znowu wygodnie się ułożył. Sprzątnęła walające się zużyte chusteczki i inne rzeczy. A lekarstwa zostawiłaś u niego w kuchni. Daiki w obawie, że już idziesz odezwał się :
- ( imię ), nie zostawiaj mnie - nawet wyciągnął w twoją stronę rękę
- Nigdzie się nie wybieram
Przykryłaś go szczelniej kołdrą i usiadłaś obok.
- śpij dobrze - powiedziałaś
Atsuschi Murasakibara:
Od początku dnia nie mogłaś znaleźć chłopaka. Pewnie sobie myślicie jakim cudem, przecież jest taki wysoki. Na którejś przerwie udało ci się go złapać. Był strasznie marudny, bardziej niż zwykle i nie chodziło tu o słodycze. Byłaś zdezorientowana kiedy dodatkowo zaczął cię unikać. Dosłownie kiedy zauważyłaś jego fioletową czuprynę od razu skręcał w poboczne korytarze i znikał w tłumie. Co najlepsze jego koledzy z drużyny ci utrudniali, ewidentnie musieli coś wiedzieć o zachowaniu twojego chłopaka. Bardzo cię to zdenerwowało ale nie chciałaś dawać za wygraną.
Siedziałaś na ławce wciśnięta w kąt. Powiedziałaś nauczycielowi, że źle się czujesz, więc wypuścił cię wcześniej. Nie miałaś zamiaru jeszcze wracać do domu, zamierzałaś poczekać na Murasakibare. W raz z dzwonkiem olbrzym pojawił się na korytarzu. Stanęłaś przed nim z założonymi ramionami. Najwyraźniej nie zauważył cię i wlazł w ciebie na co ty odbiłaś się od jego klatki piersiowej. Szybko złapał cię w pasie i nachylił się nad tobą.
- ( imię), wszystko dobrze ? - spytał jak gdyby nigdy nic
- Ty mi to powiedz. Co się z tobą dzieje Atsuschi?
Łakomczuch widząc, że nic przed tobą nie ukryje zaciągnął cię w pusty korytarz. Westchnął nie widząc żadnej drogi ucieczki z tej sytuacji.
- Atsu po prostu się martwię, powiedz mi..
Dopiero teraz to zaobserwowałaś. Miał mocno podkrążone oczy, w dodatku był rozpalony. Dla pewności przyłożyłaś rękę do jego czoła. Miałaś rację.
- Mogłeś mi powiedzieć, że się źle czujesz
- Nie chciałem cię zarazić
Spojrzałaś na niego i wspięłaś się na palce by poczochrać go po głowie.
- Ale z ciebie głuptas
Kiyoshi Teppei:
Pewnego dnia na zakupach spotkałaś babcie swojego chłopaka. Była przemiłą kobietą i jak na swój wiek trzymała się bardzo dobrze. Powiedziała ci, że Kiyoshi zachorował i, że masz bojowe zadanie. Musiałaś mu przynieść lekcje z ostatnich dni, dla ciebie to nie był problem.
Po skończonych zajęciach w szkole wpadłaś do Teppeia, o dziwo drzwi otworzyła ci starsza pani.
- O już jesteś ( imię), zapraszam - posłała ci ciepły uśmiech.
Zdjęłaś buty i rozejrzałaś się. -
A tak Kiyoshi aktualnie śpi, pomogła byś mi przy obiedzie? - zaproponowała staruszka
- Z miłą chęcią - odpowiedziałaś i obie zabrałyście się do roboty.
Po pracy kobieta wyciągnęła stary album ze zdjęciami i obie zasiadłyście na kanapie w salonie. Pokazywała ci zdjęcia twojego chłopaka kiedy był mały. Wyglądał tak niewinnie i uroczo. Przy każdej fotografii rozczulałaś się. Później nadszedł czas na śmieszne zdjęcia. Teppei wyszedł ze swojego pokoju słysząc wasze śmiech i głośne rozmowy. Wszystkie te opowieści były podparte zdjęciami z albumu.
- Nie możliwe - zaśmiałaś się głośno.
W tym samym momencie do salonu wkroczył ospały chłopak. Miał zmęczony wzrok i wory pod oczami. Krótko mówiąc nie za dobrze wyglądał.
- Co robicie? - spytał po czym ziewnął
- Pokazuje ( imię) twoje stare zdjęcia. Koszykarz od razu się ożywił i do was dosiadł.
- To ja lepiej z wami tu zostanę - podsunął
Mitobe Rinnosuke:
Chłopak potrafił o siebie zadbać, dobrze o tym wiedziałaś. Jednak chciałaś się nim zaopiekować. Ze względu na to ile miał rodzeństwa jego rodzice poprosili by został u ciebie. Od razu się zgodziłaś.
Aktualnie siedziałaś przy nim i czytałaś mu książkę. Była to bajka o czerwonym kapturku i złym wilku. Rinnosuke delikatnie dotknął cię w ramię na co podskoczyłaś, tak bardzo wkręciłaś się w lekturę.
- Wszystko dobrze, Mitobe? Chcesz herbaty?
Chłopak przytaknął. Miał takie samo nastawienie co ty. Według was herbata była lekarstwem na wszystko. Po kilku minutach byłaś z powrotem. Mitobe chwycił w obie ręce kubek i upił łyk parującego napoju. Herbata była malinowa, jego ulubiona.
- Czytać dalej?
Chłopak wygodnie się ułożył i przytulił do poduszki, która swoją drogą pachniała tobą. Przytaknął byś kontynuowała i przymknął zmęczona oczy.
Hanamiya Makoto:
Leżałaś sobie na kanapie w salonie. Byłaś lekko zmęczona ciągłym zajmowaniem się swojego chłopaka. Teraz spał więc miałaś chwilę odpoczynku. Przedtem dałaś mu leki przeciwbólowe ze względu na to, że bardzo bolała go głowa. Po lekarstwach od razu odpłynął. Sama zastanawiasz się czy nie dałaś mu przez przypadek jakichś leków usypiających. Podobnie było teraz z tobą. Wyczerpana zamknęłaś oczy i odleciałaś do krainy snów.
Gdy się obudziłaś na początku miałaś rozmazany cały obraz. Potem jednak ujrzałaś oczy, oczy przepełnione złością.
- Makoto, dlaczego wstałeś? - spytałaś
- A dlaczego ty sobie poszłaś? - odpowiedział pytaniem na pytanie
- Byłam zmęczona, więc się położyłam na chwilę
Zapadła chwilowa cisza, która według ciebie trwała w nieskończoność. Chłopak najwyraźniej analizował twoje słowa.
- Ale.. - nie dałaś mu dokończyć
- Siedziałam z tobą do puki nie usnąłeś - zapewniałaś go
Kiedy był chory był jeszcze bardziej marudny i gburowaty ale ty potrafiłaś dla niego to wytrzymać. Gniew na jego twarzy zastąpił spokój i zmęczenie. Ogólnie nie wyglądał najlepiej. Wcisnął się koło ciebie na kanapę i przymknął oczy.
- Dobranoc - szepnął ci do ucha
- Dobranoc - odpowiedziałaś z uśmiechem
Kolejny rozdział za nami. Piszcie w komentarzach nowe pomysły, chętnie skorzystam. Dziś wyszło mi 2145 słów. Teraz bardziej skupiam się na scenariuszach ze stranger things, więc myślę że tam częściej będą pojawiać się rozdziały. Gwiazdki mile widziane! Proszę przesłuchajcie sobie piosenkę, która jest w mediach. Uwielbiam ją. Miłego czytania!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro