Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zaprzyjaźniacie się



Sawamura Daichi:

Sawamura od dłuższego czasu namawiał cię, byś przyszła obejrzeć trening drużyny Karasuno. Po długich wahaniach w końcu zgodziłaś się. Gdy weszłaś na salę gimnastyczną, od razu poczułaś specyficzną energię – dźwięk piłek uderzających o podłogę, okrzyki zawodników i stukot butów odbijających się echem od ścian. Usiadłaś cicho z boku trybun, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Z ciekawością obserwowałaś, jak drużyna ćwiczy – ich synchronizację, skupienie, a czasem przyjacielskie przekomarzania. Wszystko wydawało się harmonijne, niemal hipnotyzujące.

Jednak twój spokój nie trwał długo.

Nagle Nishinoya zauważył cię kątem oka. Jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, który zapowiadał kłopoty. Szturchnął Tanakę, a ten, jakby na komendę, spojrzał w twoją stronę. W mgnieniu oka obaj rzucili się w twoim kierunku, promieniejąc entuzjazmem, który niemal cię przytłoczył.

– Hej! Skąd się tu wzięłaś? – wykrzyknął Yuu, podskakując niczym piłka.

Tanaka zaraz dodał z nieco zbyt głośnym śmiechem:

– Przyszłaś tu dla nas, prawda? Nie bój się przyznać!

Ich energia była wręcz zaraźliwa, ale jednocześnie sprawiała, że poczułaś się trochę nieswojo. Próbowałaś odpowiedzieć, zaprzeczyć, może nawet zmienić temat, ale ich lawina pytań i docinek nie pozwalała ci dojść do słowa.

– No, przyznaj się! – naciskał niższy, a Ryu tylko wtórował mu kolejnymi komentarzami, które wywoływały na twojej twarzy coraz większe zakłopotanie. 

Już zaczęłaś się zastanawiać, czy uda ci się wybrnąć z tej sytuacji, gdy nagle zza ich pleców dobiegł stanowczy, wyraźny głos.

– Nishinoya. Tanaka. – Głos Daichiego był spokojny, ale niósł ze sobą taką moc, że obaj chłopcy natychmiast zamarli w pół ruchu.

Kapitan drużyny zbliżył się, a jego wyraz twarzy jasno dawał do zrozumienia, że nie zamierza tolerować żadnych dalszych wybryków. Nishinoya pierwszy opuścił głowę, odwracając się i rzucając cicho:

– Dobra, dobra, już idziemy...

Ryuunosuke wywrócił oczami, ale widząc spojrzenie Sawamury, nie odważył się na więcej.

 – Jasne, kapitanie – westchnął z rezygnacją, zanim obaj wrócili do treningu.

Daichi spojrzał na ciebie przepraszająco, a jego wcześniejszy surowy wyraz twarzy złagodniał w ciepłym uśmiechu.

– Przepraszam za nich. Mam nadzieję, że cię nie wystraszyli – powiedział, a w jego głosie pobrzmiewała szczera troska.

Pokręciłaś głową, starając się rozluźnić.

– Nie, wszystko w porządku. Naprawdę.

Starszy skinął głową, a jego uśmiech stał się jeszcze cieplejszy.

– Jeśli jednak będą cię jeszcze kiedyś męczyć, powiedz mi od razu. Dopilnuję, żeby dali ci spokój - jego głos był łagodny, ale miał w sobie coś stanowczego, co sprawiało, że nie wątpiłaś, iż mówi serio.

W chwilach takich jak ta Sawamura potrafił być przerażająco skuteczny – i jednocześnie niesamowicie opiekuńczy.

– Dziękuję, Daichi – odpowiedziałaś, czując, jak napięcie ustępuje. 

Wrócił na boisko, rzucając ci jeszcze krótkie spojrzenie, które zdawało się mówić, że masz w nim sprzymierzeńca. Dobrego przyjaciela. Zostałaś na swoim miejscu, patrząc, jak drużyna Karasuno wraca do gry, a sala znowu wypełnia się dźwiękami piłek i okrzyków. Tym razem jednak czułaś się bardziej na miejscu. Może wcale nie była to taka zła decyzja, by tu przyjść. 


Tsukishima Kei:

Był jeszcze poranek, a przed szkołą panował ruch. Zbliżali się uczniowie, gotowi na rozpoczęcie dnia. Dzwonek jeszcze nie zadzwonił, więc z łatwością mogłaś zauważyć Tsukishimę, który zbliżał się w twoją stronę z tym swoim typowym, nieco złośliwym uśmiechem na twarzy.

– Co tam, mała? – powiedział, nie kryjąc swojego rozbawienia.

Jego ton był lekko drwiący, jakby szukał sposobu, by cię zirytować. Zaskoczona, spojrzałaś na niego z uniesioną brwią, czując, jak coś w środku zaczyna cię irytować.

– Czy możesz mnie tak nie nazywać? – odpowiedziałaś, starając się zapanować nad swoim tonem.

Tsukishima rozciągnął usta w złośliwym uśmiechu, jakby dokładnie czekał na tę reakcję.

– A dlaczego nie? W końcu jesteś niska – dodał z lekkim rozbawieniem.

Jego pewność siebie w tym momencie była niemal irytująca, ale postanowiłaś odpowiedzieć. Zanim jednak zdążyłaś otworzyć usta, Kei, widząc, jak reagujesz, stanął tuż obok ciebie. Pokazał ci wyraźnie różnicę w wysokości, unosząc brwi z triumfem.

- Widzisz? – dodał, jakby chciał udowodnić, że ma rację.

Będąc rozproszona rozmową z Tsukishimą, poczułaś jak ktoś nagle na ciebie wpada albo raczej cię potrąca. Straciłaś równowagę. Serce zabiło ci szybciej, ale zanim zdążyłaś przewrócić się na ziemię, silne ręce błyskawicznie chwyciły cię za ramiona, przytrzymując cię w miejscu. Blondyn zdecydowanym ruchem postawił cię na nogi, zachowując jednak bliskość, jakby nie zamierzał pozwolić ci na kolejny wypadek.

– Uważaj, jak chodzisz, Hinata! – usłyszałaś głos wyższego

Wszystko działo się zaskakująco szybko, ale to Shoyo, który biegnąc w pośpiechu, popchnął cię przypadkowo, teraz zatrzymał się tuż obok, wyraźnie zmartwiony tym, co się wydarzyło. Kei spojrzał na niego, a jego twarz zmieniła się w maskę surowości. Krewetka szybko cię przeprosiła i pobiegła dalej do szkoły.

- Wszystko w porządku? - okularnik zlustrował cię wzrokiem

Próbowałaś ukryć delikatny uśmiech, który niechcący pojawił się na twojej twarzy, kiedy widziałaś, jak olbrzym się przejął. Niestety on to zauważył.

– Co się tak cieszysz? – rzucił w twoją stronę

– Wyglądasz uroczo, kiedy się martwisz – odpowiedziałaś szczerze, próbując nie śmiać się z jego wyrazu twarzy

Chłopak westchnął głęboko, przewracając oczami. Jego surowa mina nie pasowała do tonu, który wybrał.

– Ciesz się, że mam do ciebie tyle cierpliwości – powiedział, zerkając na ciebie jak na coś, czego nie da się do końca pojąć, choć z jego ust brzmiało to raczej jak pół żartu, pół stwierdzenie.

Ty zaś tylko uśmiechnęłaś się szerzej, czując, jak z każdym dniem wasza relacja staje się trochę bardziej zrozumiała – chociaż nadal pełna tego typowego dla Tsukishimy sarkazmu.

Zanim zdążyłaś odpowiedzieć, dzwonek ogłosił początek dnia. Tsukishima szybko spojrzał na zegarek, a potem na ciebie, marszcząc brwi.

– No już, nie marnujmy czasu na te głupoty. Idź do klasy – rzucił, odwracając się w stronę wejścia do szkoły, a ty ruszyłaś za nim, czując, że dzisiejszy dzień zapowiada się dość... interesująco.


Keishin Ukai:

Zaproszenie na trening Karasuno od nowego trenera, zaskoczyło cię, ale równocześnie wzbudziło w tobie ekscytację. To nie była zwykła propozycja – czułaś, że widzi w tobie coś, czego inni jeszcze nie dostrzegli. Siedząc na trybunach, z uwagą śledziłaś przebieg treningu. Twoje spojrzenie często wędrowało jednak w stronę samego trenera. Był całkowicie pochłonięty prowadzeniem drużyny – energiczny, stanowczy, a jednocześnie dowcipny i pełen pasji. Każda jego decyzja wydawała się przemyślana, każde słowo miało znaczenie. Nie mogłaś powstrzymać uśmiechu, widząc, jak z zapałem motywuje zawodników, choć z pewnością nie zdawał sobie sprawy, jak wiele dla ciebie znaczy. W miarę kolejnych treningów zaczęłaś traktować Keishina nie tylko jak trenera, ale również jak przyjaciela. Z każdym spotkaniem czułaś się przy nim swobodniej. Choć różnica wieku między wami mogła być znacząca, Ukai zawsze znajdował sposób, byś czuła się na równi z nim – jako ktoś, komu ufa i na kim zależy.

Kiedy tego dnia ogłosił koniec treningu, sala gimnastyczna wypełniła się rozmowami i śmiechem zawodników. Siedziałaś na trybunach, czekając na moment, by podziękować mu za zaproszenie. Jednak twoją spokojną chwilę przerwało dwóch najbardziej energicznych członków drużyny.  

– Hej! Kim jesteś? – usłyszałaś podekscytowany głos Hinaty, który razem z Kageyamą podbiegł do ciebie z błyskiem w oczach.

– To ty oglądałaś cały nasz trening, prawda? – spytał ciemnowłosy , nachylając się lekko, jakby chciał jeszcze lepiej ci się przyjrzeć. 

– Przyznaj, przyszłaś tu po to, żeby zobaczyć, jak serwuję, prawda? 

Kageyama przewrócił oczami, wyraźnie zirytowany zachowaniem kolegi.

 – Nie gadaj głupot, Hinata. Może przyszła tu, żeby zobaczyć, jak ja gram. – Jego głos był bardziej poważny, ale widać było, że ciekawość też nim kieruje.

Zaskoczona ich nagłym pojawieniem się, zaczęłaś się cofać, próbując znaleźć słowa, które wytłumaczyłyby twoją obecność. Jednak ich nieustanne pytania sprawiły, że zaczęłaś czuć się coraz bardziej przytłoczona.

– A może... – Shoyo przerwał twoje myśli, zerkając na przyjaciela z porozumiewawczym spojrzeniem. – ...jesteś dziewczyną trenera?

– Co ty w ogóle gadasz?! – Tobio niemal od razu skarcił go z oburzeniem, ale jego spojrzenie także mimowolnie skierowało się na ciebie.

Czułaś, jak ciepło zalewa ci twarz, i zrobiłaś krok w tył, chcąc uniknąć ich dociekań. W tym momencie zderzyłaś się z czymś twardym i nieruchomym. Odwróciłaś się i zobaczyłaś Ukaia, który stał za tobą. Jego surowe spojrzenie spoczęło na chłopcach, skutecznie uciszając ich rozmowę.

– Wystarczy – powiedział stanowczo, a jego głos, choć spokojny, miał w sobie nutę ostrzeżenia. – Nie przyszedłem tu, żeby słuchać takich bzdur.

Hinata cofnął się o krok, patrząc na starszego z mieszaniną skruchy i zawstydzenia. Kageyama natomiast stał sztywno, wyraźnie niepewny, co powiedzieć.

– Jest tutaj, ponieważ ma ogromny potencjał – kontynuował blondyn, zwracając się do nich z naciskiem w głosie. – Szkoda byłoby go zmarnować. Więc jeśli usłyszę jeszcze raz podobne komentarze, obaj będziecie biegać dodatkowe kółka. Jasne?

– Tak jest, Ukai-sensei! – odpowiedzieli niemal równocześnie, po czym szybko oddalili się w stronę reszty drużyny, rzucając jeszcze przepraszające spojrzenia w twoją stronę.

Keishin westchnął, odwracając się do ciebie. Surowość zniknęła z jego twarzy, a zamiast tego pojawił się łagodny uśmiech.

– Przepraszam za nich. Czasami ich energia aż za bardzo ich ponosi – powiedział z nutą rozbawienia w głosie.

Pokręciłaś głową, próbując opanować zawstydzenie.

– Nie, wszystko w porządku. Dziękuję, że zareagowałeś.

Na te słowa Ukai uśmiechnął się szerzej, a w jego oczach pojawił się znajomy figlarny błysk.

– Czego się nie robi dla przyjaciół – rzucił lekkim tonem, po czym mrugnął do ciebie.

Twoje serce przyspieszyło, ale jednocześnie poczułaś, jak napięcie towarzyszące wcześniejszej sytuacji zaczyna znikać. Trener wrócił do zbierania sprzętu, a ty zostałaś na swoim miejscu, uśmiechając się delikatnie. Patrzyłaś na niego, uświadamiając sobie, jak bardzo cieszy cię ta nowa, rosnąca relacja – i jak ważnym przyjacielem powoli stawał się dla ciebie Keishin.


Kuroo Tetsuro: 

Siedziałaś na ławce na uboczu szkolnego boiska. Było tu cicho i spokojnie – dokładnie tak, jak lubiłaś. To miejsce, choć nieco zapomniane przez innych uczniów, stało się twoją małą oazą spokoju. Wyjęłaś z plecaka książkę, którą aktualnie pochłaniałaś, i zagłębiłaś się w jej treść, ciesząc się chwilą, która należała tylko do ciebie.

Nagle, gdzieś w oddali, usłyszałaś kroki. Uniosłaś wzrok, spodziewając się, że zobaczysz kogoś, kto przypadkowo zabłąkał się w twoje zaciszne miejsce. Jednak przed tobą nikogo nie było. Westchnęłaś, wracając do książki, zrzucając odgłosy na wiatr lub wyobraźnię.

– Tu cię mam! – rozległ się nagle głos tuż przy twoim uchu.

Podskoczyłaś, a lektura wypadła ci z rąk, lądując na ziemi. Serce niemal wyskoczyło ci z piersi, a na ustach pojawiło się mimowolne „co jest?!". Odwróciłaś się szybko, widząc przed sobą Tetsurō z szerokim, zadowolonym uśmiechem.

– Witam piękną panią – powiedział, śmiejąc się głośno. – Tylko nie mów, że cię przestraszyłem!

Złapałaś się za serce, próbując wyrównać oddech.

– Naprawdę musisz tak nagle? – rzuciłaś, starając się zabrzmieć na tyle poważnie, by zrozumiał, że to było naprawdę irytujące.

Kuroo tylko wzruszył ramionami, uśmiechając się jeszcze bardziej.

– No co? Chciałem cię znaleźć, a tu taka okazja. 

Rozejrzałaś się szybko, by sprawdzić, czy nikogo więcej z nim nie ma. Chłopak od razu to zauważył.

– Hej, jestem sam – rzucił, machając ręką, jakby czytał ci w myślach.

– Co ty tu robisz? – zapytałaś wprost, czując, że jego obecność nie wróży nic spokojnego.

– Myślę, że to co ty – odpowiedział bez chwili namysłu, siadając na ławce obok. – Chciałem posiedzieć, pomyśleć...

– No to po co... – zaczęłaś, ale Tetsurō, jak to on, nie dał ci dokończyć.

– Ale kiedy zobaczyłem w oddali moją drogą przyjaciółkę, pomyślałem, że nie mogę tego tak zostawić. I oto jestem! – dodał z rozbrajającym uśmiechem.

Jego słowa cię zaskoczyły. Przyjaciółka? Czy naprawdę tak o tobie myślał? Serce zrobiło ci się odrobinę cieplejsze, ale chciałaś upewnić się, czy dobrze zrozumiałaś.

– Jesteśmy przyjaciółmi? – zapytałaś, patrząc na niego z mieszanką zaskoczenia i niepewności.

Czarnowłosy spojrzał na ciebie jak na kogoś, kto właśnie zapytał, czy woda jest mokra.

– A nie? – rzucił, unosząc jedną brew i uśmiechając się głupkowato.

Już otwierałaś usta, by coś odpowiedzieć, ale zanim zdążyłaś to zrobić, Kuroo nachylił się, błyskawicznie zabierając twoją książkę.

– Hej! – krzyknęłaś, próbując ją odzyskać.

– Koniec czytania! – oznajmił, przeglądając książkę, zupełnie ignorując twoje protesty. – Teraz poświęcisz trochę czasu mnie.

Próbowałaś wyrwać mu swoją własność, ale on trzymał ją wysoko nad głową, zaśmiewając się przy tym jak dziecko, które wygrało bitwę o zabawkę.

– Kuroo, oddawaj! – rzuciłaś z lekką frustracją, ale w głębi serca czułaś, że ten absurdalny moment jest... miły.

W końcu, z uśmiechem pełnym triumfu, zwrócił ci książkę, ale nie odsunął się ani na centymetr.

– Teraz, skoro już spędzasz czas ze mną, opowiedz mi coś. Dlaczego właściwie siedzisz tu sama?

Spojrzałaś na niego, zastanawiając się, co odpowiedzieć. Jego uśmiech był szczery, a spojrzenie pełne zainteresowania, jakby naprawdę chciał usłyszeć twoją odpowiedź. I zanim się obejrzałaś, rozmowa z nim wciągnęła cię bardziej niż książka, którą przed chwilą czytałaś. Tetsurō, jak to Tetsurō – potrafił wywołać na twojej twarzy uśmiech, nawet jeśli chwilę wcześniej miałaś ochotę go udusić.


Bokuto Kotaro: 

Do Fukurodani zawitał Kuroo, z zamiarem spędzenia dnia z Bokuto – swoim niezastąpionym „broo". Ich spotkania zawsze pełne były śmiechu i beztroski, ale tym razem Bokuto miał inny plan. Zdecydował, że Kuroo koniecznie musi cię poznać.

– Serio, Tetsurō, musisz ją poznać! Jest świetna! – powiedziała sówka z błyskiem w oku, ciągnąc go w stronę biblioteki.

Czarnowłosy podążał za nim, zaintrygowany, choć nieco sceptyczny. Biblioteka wydawała mu się dziwnym miejscem na spotkanie, zwłaszcza że jego przyjaciel nie był znany z zamiłowania do książek.

– W bibliotece? To do niej pasuje, ale do ciebie? – rzucił z rozbawieniem, widząc, jak jego przyjaciel wchodzi do środka z pełnym entuzjazmu krokiem.

Było już późno, więc przestrzeń biblioteki była niemal pusta. Przy jednym ze stolików zauważyli ciebie, pochyloną nad książką od fizyki. Jednak zamiast czytać, smacznie spałaś, oparta o blat.

– No proszę, jaka urocza scena – mruknął Kuroo, unosząc brew i przyglądając ci się z lekkim uśmiechem.

– Cicho bądź! – syknął Bokuto, uciszając go natychmiast. – Nie budź jej!

Tetsuro uniósł ręce w obronnym geście, ale nie przestał się uśmiechać. Kotaro ostrożnie zbliżył się do ciebie, a jego twarz złagodniała, kiedy zauważył, że twoja głowa lekko drgała w śnie.

– Hej, zaraz zamykają bibliotekę – powiedział cicho, nachylając się do ciebie.

Poderwałaś się na dźwięk znajomego głosu. Zdezorientowana, rozejrzałaś się wokół, próbując zrozumieć, gdzie jesteś i co się dzieje.

– Kotarō? – zapytałaś zaspanym głosem, kiedy twoje oczy w końcu go dostrzegły.

– To ja! – odpowiedział z szerokim uśmiechem. – Ale zaraz cię stąd wyrzucą, bo biblioteka się zamyka.

– Och... Przepraszam, chyba przysnęłam... – mruknęłaś, zakłopotana.

Wstając, poczułaś chłód wieczoru, który szybko przedostał się do środka przez otwarte drzwi. Zadrżałaś lekko, co starszy natychmiast zauważył. Zanim zdążyłaś odpowiedzieć, zdjął swoją bluzę i zarzucił ją na twoje ramiona.

– Bokuto, nie musisz... – zaczęłaś, próbując mu ją oddać.

– Nie ma mowy! – przerwał ci z powagą, która zaskakująco kontrastowała z jego zwykłym entuzjazmem. – Zostaw ją na sobie. Nawet nie próbuj mi jej oddać.

– Ale przecież to twoja...

– Ważniejsze, żebyś nie zmarzła. Nie dyskutuj!

Kuroo, który obserwował całą sytuację z boku, nie mógł powstrzymać śmiechu.

– Kotaro, ty rycerzu w lśniącej zbroi. Brakuje ci tylko konia.

– Dzięki, Tetsurō. Twoja opinia zawsze jest bezcenna – odpowiedział Bokuto, ignorując jego ton.

– Naprawdę dziękuję... – powiedziałaś cicho, delikatnie chwytając za krawędź bluzy.

– Nie ma za co! – Bokuto uśmiechnął się szeroko, jakby to było dla niego najnaturalniejsze na świecie. – A teraz chodź, odprowadzimy cię na autobus.

Droga na przystanek była pełna rozmów. Chłopak opowiadał o swoich ostatnich treningach, a Kuroo co chwilę wtrącał swoje cięte, choć zabawne komentarze. Dzięki nim zapomniałaś o zmęczeniu i chłodzie. Kiedy dotarliście na miejsce, autobus już czekał. Zrobiłaś krok w stronę drzwi, ale zaraz się zatrzymałaś, zdejmując bluzę.

– Bokuto, naprawdę, mogę ci ją oddać.

– Ani mi się waż! – zaprotestował, unosząc ręce w dramatycznym geście. – To teraz twoja bluza. Przynajmniej do jutra.

– Ale...

– Żadnych „ale"! – powiedział stanowczo, uśmiechając się szeroko.

Nie miałaś wyboru, więc wsiadłaś do autobusu, zerkając na nich przez szybę. Bokuto energicznie machał, a Kuroo uśmiechał się z typowym dla siebie rozbawieniem. Nieśmiało odmachałaś. Autobus odjechał. 

– No, co ci mówiłem? Świetna, prawda? – rzucił Bokuto do przyjaciela

– Przyznaję, masz nosa do ludzi – odpowiedział Kuroo z szelmowskim uśmiechem.


Akaashi Keiji: 

Zbliżał się wieczór, a szkoła opustoszała po zakończeniu lekcji. Siedziałaś na jednej z ławek przy ścianie, z książką i notatkami rozłożonymi na kolanach. Właśnie próbowałaś zrozumieć zawiłości swojego znienawidzonego przedmiotu – matematyki. Po godzinie bezowocnego wpatrywania się w równania czułaś się coraz bardziej zrezygnowana. Zamyślona, nawet nie zauważyłaś cichego szmeru kroków, które zbliżały się w twoją stronę.

– Co tutaj robisz o tej porze? – usłyszałaś znajomy, spokojny głos.

Podniosłaś wzrok i zobaczyłaś przed sobą Akaashiego. Stał z książką w ręku, przyglądając ci się uważnie z charakterystycznym dla siebie opanowaniem.

– Uczę się. A ty? – zapytałaś, wracając spojrzeniem do notatek, żeby ukryć zmęczenie.

– Dopiero co skończyłem trening – odpowiedział po czym dosiadł się obok

Zerknęłaś na niego z zaskoczeniem.

– To czemu nie wracasz do domu?

– Bokuto powiedział, że widział cię tutaj samą. Pomyślałem, że zajrzę.

Twoje policzki lekko się zaróżowiły, ale szybko skupiłaś się z powrotem na notatkach nie chcąc tracić czasu. 

– Muszę to skończyć. Mam to na jutro – wymamrotałaś, nawet nie odrywając wzroku od kartek.

Starszy spojrzał na rozłożone przed tobą materiały, a kącik jego ust uniósł się w ledwo zauważalnym uśmiechu.

– Chcesz, żebym ci pomógł?

Zawahałaś się na chwilę, zastanawiając się, czy to dobra decyzja. W końcu był po treningu i całym dniu szkoły, musiał być zmęczony. Rozważałaś wszystkie za i przeciw. Ale patrząc na swoje notatki dałaś za wygraną. W końcu westchnęłaś i podałaś mu swoje zapiski. 

– Jeśli naprawdę chcesz... - powiedziałaś cicho

Keiji przyjrzał się twoim zapiskom. Musiał się z nimi zapoznać. Po chwili zaczął tłumaczyć. Jego głos był spokojny, a sposób, w jaki wyjaśniał, sprawiał, że wszystko stawało się jasne i zrozumiałe. Nie narzucał się, dawał ci czas na zrozumienie każdego kroku, a jednocześnie motywował do dalszego wysiłku. Z każdą chwilą czułaś, że temat przestaje być tak przerażający. W jego obecności miałaś wrażenie, że świat zwalnia – czułaś się swobodnie i spokojnie.

– Widzisz? To wcale nie jest takie trudne – powiedział z lekkim uśmiechem, zamykając książkę.

– Tylko dzięki tobie – przyznałaś z wdzięcznością, odwzajemniając uśmiech.

Kiedy oboje wstaliście, zauważyłaś, że korytarz zdążył opustoszeć jeszcze bardziej. Spojrzałaś przez okno – było już ciemno. Zanim wyszliście z budynku, chłopak spojrzał na ciebie, jego twarz przybrała lekki, ciepły uśmiech.

– Wiesz – zaczął spokojnie – od tego są przyjaciele, żeby sobie nawzajem pomagać. Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebować wsparcia, nie wahaj się. Zawsze możesz na mnie liczyć.

Spojrzałaś na niego, czując, jak serce ci szybciej bije. Jego słowa miały w sobie coś naprawdę szczerego, co sprawiało, że w twoim wnętrzu zapaliła się mała iskra ciepła. Potrzebowałaś takiego kogoś. 

– Dziękuję, naprawdę to doceniam – odpowiedziałaś szczerze, uśmiechając się w jego stronę. 

Pożegnaliście się. Każde z was poszło w swoją stronę. 


Satori Tendo: 

Zasiedziałaś się w klasie, czytając książkę, którą wypożyczyłaś z biblioteki. Byłaś całkowicie pochłonięta lekturą, a czas mijał niezauważalnie. Zdecydowanie wolałaś ten moment spokoju, niż myśleć o zadaniach, które czekały cię na kolejne dni. Jednak kiedy spojrzałaś na zegarek, serce podskoczyło ci do gardła – byłaś spóźniona na trening drużyny Shiratorizawy o 15 minut! Szybko zebrałaś swoje rzeczy, spakowałaś torbę i wybiegłaś z klasy, biegnąc w kierunku sali gimnastycznej. Wiedziałaś, że trener nie będzie zadowolony, ale to nic w porównaniu do tego, co czeka cię na sali. Wpadłaś do środka, ale kiedy spojrzałaś na trenera, poczułaś, jak ciemnieje ci przed oczami. Jego wzrok był lodowaty.

– (Imię), spóźnienie! – warknął, a jego ton był niczym wyrok.

Spojrzałaś na drużynę – wszyscy stali już w gotowości, patrząc na ciebie. Było to jedno z tych niezręcznych momentów, w których wiesz, że cała drużyna zwróci na ciebie uwagę. Twoje serce biło szybciej, gdy trener kontynuował:

– Może wyjaśnisz nam, co tak ważnego cię zatrzymało?

Zaczęłaś się denerwować. Co mogłaś powiedzieć? Że książka tak cię wciągnęła, że straciłaś poczucie czasu? Niezbyt profesjonalnie, prawda? Nie wiedziałaś, co odpowiedzieć, a wszystkie wymówki wydawały się zbyt banalne. Nagle z drużyny wyszedł Tendo. Jego zwykle żartobliwa twarz była teraz poważna, a jego postawa stanowcza.

– Trenerze, widziałem, że (imię) zatrzymał nauczyciel – powiedział spokojnie. – Wspomniała mi, że może się spóźnić.

Twoje serce na chwilę zamarło z wdzięczności. Tendo, który zazwyczaj był pełen żartów, teraz wystąpił w twojej obronie. Jego pomoc była czymś niespodziewanym, a jednak tak naturalnym. Trener tylko skinął głową i nie powiedział już nic więcej.

Trening przeszedł bez większych problemów, choć ty nadal czułaś się nieco skrępowana całą sytuacją. Czekając na chłopaka, który aktualnie się przebierał myślałaś jak mu podziękować. Po niedługim czasie wyszedł z kolegami z drużyny. Nieśmiało podeszłaś do niego.  Z lekkim rumieńcem pociągnęłaś go za tył koszulki. Odwrócił się, zaskoczony, patrząc na ciebie. Starszy dał znać reszcie żeby dali mu czas. 

– Hm? (imię), coś się stało? – zapytał, przechylając głowę z ciekawością.

– Ja... dziękuję, że mnie uratowałeś – powiedziałaś cicho, ale szczerze, patrząc mu w oczy.

Satori zaśmiał się lekko, a potem wyciągnął rękę, poczochrał cię po włosach, co wywołało na twojej twarzy niekontrolowany uśmiech.

– Nie ma sprawy – odpowiedział z uśmiechem. – Lepiej następnym razem się nie spóźniaj, nie zawsze będę mógł cię uratować.


Atsumu Miya:

Postanowiłaś wybrać się na mecz drużyny liceum Inarizaki, choć tak naprawdę, cała twoja motywacja krążyła wokół jednego – chęci zobaczenia Atsumu w akcji. Jednak nie przyznawałaś się do tego ani przed sobą, ani przed innymi. Po prostu chciałaś zobaczyć jak gra. Mecz był emocjonujący, a tłum na trybunach głośno wspierał swoje drużyny. Zauważyłaś, jak Miya, z charakterystycznym uśmiechem, rzucał spojrzenia w stronę niektórych dziewczyn na trybunach. Cieszyłaś się, że ciebie nie zauważył. Po zakończeniu meczu, próbowałaś jak najszybciej opuścić budynek. Nie miałaś jednak pojęcia, jak się wydostać. W końcu zgubiłaś się w labiryncie korytarzy, nie wiedząc, którędy iść, by dotrzeć do wyjścia. Właśnie wtedy, pojawił się Atsumu. Z uśmiechem na twarzy, zauważył twoją zagubioną postać i nie mógł przepuścić takiej okazji. 

– Kogo moje oczy widzą? Przyszłaś tu dla mnie, kochanie? – zawołał, mając w głosie typowy dla siebie nonszalancki ton.

– Nie i nie nazywaj mnie tak – odpowiedziałaś, starając się zachować powagę, ale nieco spięta.

– Jak zawsze szczera – zaśmiał się, a to tylko zwiększyło twoje zdenerwowanie.

Zanim zdążyłaś odpowiedzieć, blondyn już zbliżył się do ciebie, zaczynając prowadzić cię przez korytarz, tłumacząc, jak łatwo mogłabyś się zgubić, gdyby nie on.

– Widzisz, to moja misja – ratowanie takich przypadków jak ty – rzucił z przekąsem, choć miał w głosie coś, co sprawiało, że poczułaś się w jakiś sposób bezpiecznie. 

Mimo że traktował to jak żart, jego obecność była kojąca. Gdy dotarliście do wyjścia, Atsumu usiadł na pobliskiej ławce i gestem zaprosił cię, byś do niego dołączyła. Poczułaś się nieco niepewnie, ale po chwili podeszłaś i usiadłaś obok niego, czując wciąż lekkie napięcie, które zdążyło się między wami zbudować.

– Więc, co tu w ogóle robisz? – zapytał, rzucając ci szeroki uśmiech. – Czy tylko przypadkiem wpadłaś na największego gracza na tej hali?

– Nie jestem tu dla ciebie – odpowiedziałaś szybko, chociaż nie byłaś do końca pewna, dlaczego musiałaś to powiedzieć.

Starszy uniósł brwi udając, że jest zaskoczony twoją odpowiedzią.

– A powinnaś – rzucił, śmiejąc się szczerze.

Z każdym kolejnym zdaniem rozmowa stawała się coraz bardziej naturalna. Miya opowiadał o drużynie, o przygotowaniach do meczu, o tym, jak bardzo ważny był dla niego dzisiejszy pojedynek. Zaskoczyło cię to, jak poważnie mówił o siatkówce. Jego spojrzenie, kiedy mówił o swojej pasji, mówiło wiele o tym, jak bardzo się w to angażował.

– Może wpadniesz na kolejny mecz? – zapytał w końcu, a w jego głosie było coś, co brzmiało całkiem szczerze. – Dopilnuję, żebyś się nie zgubiła.

Choć nie wiedziałaś, czy mówi to poważnie, w jego oczach było coś, co mówiło ci, że ta propozycja była całkiem szczera. Zaskoczyło cię to, ale poczułaś, jak serce bije ci szybciej. Trudno było ci przyznać, ale zaczęłaś go lubić. Mimo jego pewności siebie i żartobliwego sposobu bycia, pod tym wszystkim krył się chłopak, który potrafił być prawdziwy.


Suna Rintaro: 

Był późny wieczór, a ty wciąż znajdowałaś się w szkolnej sali gimnastycznej. Pomagałaś przy dekoracjach na nadchodzący festiwal, choć zmęczenie już dawno dawało ci się we znaki. Cisza panująca w pomieszczeniu była niemal przytłaczająca, przerywana jedynie odgłosami kroków gdzieś w oddali. Stałaś na drabinie, próbując zawiesić duży banner, ale twoje dłonie lekko drżały. Nie wiesz, czy to zmęczenie, czy po prostu irytacja, bo taśma za nic nie chciała się trzymać.

Nagle drzwi do sali otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Serce zabiło ci mocniej, a twoja pierwsza myśl to: Dlaczego ktoś musiał przyjść akurat teraz? Ostrożnie zerknęłaś przez ramię i zamarłaś, widząc znajomą sylwetkę. Suna stał w progu, z rękami w kieszeniach, patrząc na ciebie z  uniesionymi brwi.

– Co ty tu jeszcze robisz? – zapytał, jakby samo twoje istnienie o tej porze było czymś dziwnym.

Zawahałaś się. Właściwie dlaczego czułaś się, jakbyś musiała tłumaczyć się właśnie jemu?

– Dekoracje na festiwal – odpowiedziałaś cicho, wracając wzrokiem do banneru. – Muszę to skończyć.

– Sama? O tej godzinie? – rzucił, wchodząc do sali i zamykając za sobą drzwi. Słychać było echo jego kroków na parkiecie.

– Tak jakoś wyszło... – mruknęłaś, czując, że jego spojrzenie spoczęło na tobie.

 Zawahałaś się na drabinie, próbując doczepić taśmę. Nie wychodziło ci. I wiedziałaś, że on to widzi.

– Daj to – powiedział, podchodząc bliżej. Zanim zdążyłaś zaprotestować, zdjął ci z rąk rolkę taśmy i sam zaczął rozwijać ją z wprawą. – Wygląda na to, że beze mnie zajęłoby ci to całą noc.

– Wcale nie – odpowiedziałaś, ale twój głos był ledwo słyszalny.

 Sama nie byłaś przekonana do tych słów. Rintaro tylko uniósł brew, lekko się uśmiechając, jakby właśnie wygrał jakiś niewypowiedzianą rozgrywkę między wami. Bez zbędnych słów zaczął pomagać, a ty czułaś się coraz bardziej niepewnie. To nie tak, że ci przeszkadzał – wręcz przeciwnie, z jego pomocą wszystko szło o wiele szybciej – ale sama jego obecność sprawiała, że miałaś ochotę zapaść się pod ziemię. Jego swobodny sposób bycia zawsze wprowadzał cię w zakłopotanie. Był taki... pewny siebie. A ty? Byłaś totalnym przeciwieństwem.

– Nie musiałeś tego robić – powiedziałaś w końcu, starając się aby twój głos zabrzmiał pewniej. – Sama bym sobie poradziła.

– Jasne – odparł, nie przerywając pracy. – Ale skoro już tu jestem, to równie dobrze mogę uratować księżniczkę z opałów.

Nie odpowiedziałaś, zbyt skupiona na tym, by nie pokazać, jak bardzo miałaś wtedy czerwone policzki Starszy za to zerknął na ciebie kątem oka, jakby zauważył twoje zmieszanie, ale nic nie powiedział. Kiedy skończyliście, odsunął się, przyglądając efektowi końcowemu.

– Wygląda nieźle – stwierdził, kiwając głową. 

– Dzięki – powiedziałaś cicho, patrząc na niego z wdzięcznością. – Naprawdę... dziękuję.

Suna założył torbę na ramię i ruszył w stronę drzwi. Tuż przed wyjściem zatrzymał się i odwrócił.

– Nie musisz zawsze tak się przejmować – rzucił spokojnym tonem. – Jak będziesz potrzebować pomocy, po prostu powiedz. Od tego są znajomi, czy nie?

Zaniemówiłaś. Słowa, które wypowiedział, brzmiały... dziwnie ciepło, jak na niego. Chciałaś coś odpowiedzieć, ale zanim zebrałaś myśli, już go nie było. 


Kentaro Kyotani:

Wielki zgiełk na boisku, pełnym śmiechów i rozmów, zawsze był dla ciebie tłem do codziennych spraw. Jednak dzisiaj coś w tym wszystkim wyraźnie się wyróżniało. Zauważyłaś Kentaro, idącego samotnie w stronę szkoły. Jego twarz była wykrzywiona w złości, a kroki ciężkie, jakby starał się zostawić za sobą całe zło dnia. Zaczęłaś się zastanawiać, co się stało, gdy w tym momencie zauważyłaś Iwaizumiego, stojącego niedaleko. Zbliżyłaś się do niego, wyraźnie zaniepokojona.

– Co się stało z Kyōtanim? – zapytałaś, patrząc w stronę, w którą odszedł blondyn.

Iwaizumi, który widocznie zauważył twoje zmartwienie, westchnął ciężko.

– Kłótnia z Oikawą, znowu – odpowiedział krótko. – Wiesz jak to jest. Iwaizumi przewrócił oczami. – Oikawa wytykał mu, że nie stara się wystarczająco w drużynie, że powinien się bardziej postarać. A Kyōtani to... No, nie znosi tego, kiedy ktoś podważa jego zaangażowanie. Więc wybuchł. I wiesz, jak to się kończy.

– To nie fair... – powiedziałaś, czując współczucie dla Kentaro.

Brunet wzruszył ramionami.

– Tak, ale to Kyōtani. Nie możesz go zmusić, by się zmienił.

Zdecydowana, że musisz porozmawiać z Kentaro, ruszyłaś w stronę budynku szkoły, próbując odnaleźć go wśród tłumu. Ostatecznie znalazłaś go na tyłach szkoły. Stał tam, sam, opierając się na murze. Jego ramiona były napięte, a twarz wykrzywiona złością. Podeszłaś ostrożnie, czując w sobie mieszankę troski i niepokoju.

– Kentaro... – powiedziałaś cicho, stając tuż przed nim.

Odwrócił się, jego twarz pełna gniewu, ale kiedy zobaczył, że to ty, nie odsunął się.

– Co tu robisz? – jego głos brzmiał twardo, ale nie był wrogi wobec ciebie.

– Chciałam cię zobaczyć – odpowiedziałaś łagodnie, patrząc na niego. – Słyszałam, że miałaś kłótnię z kapitanem.

Widziałeś, jak ciężko oddychał, jakby starał się stłumić gniew. Zanim zdążył coś powiedzieć, poczułaś, że nie chcesz już, by to trwało. Zbliżyłaś się do niego i nie zastanawiając się dłużej, objęłaś go. Poczułaś, jak na chwilę zastyga w miejscu. Nie był przyzwyczajony do takich gestów. Jego ciało było sztywne, ale po chwili poczułaś, jak nieco rozluźnia ramiona.

– Wiem, że to trudne, ale musisz przestać się tak spinać – powiedziałaś spokojnie. – Czasami ludzie po prostu nie rozumieją, co się dzieje w twojej głowie, a Oikawa to Oikawa. Jest...no trudno go zrozumieć czasem..

Chłopak nie odpowiedział od razu, ale jego ciało powoli stawało się mniej napięte. W końcu, po dłuższej chwili milczenia, westchnął głęboko.

– Nie lubię, kiedy ktoś mnie tak traktuje – powiedział cicho, patrząc na ciebie z nieco łagodniejszym spojrzeniem. – Mam wrażenie, że... nikt nie rozumie, co przeżywam.

Delikatnie odsunęłaś się od niego, ale nie na tyle, by utracić kontakt. Uśmiechnęłaś się do niego.

– Rozumiem cię. Naprawdę. – W twoich słowach nie było żadnej wątpliwości. – Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, Kentaro.

Na jego twarzy zagościło zaskoczenie, jakby to, co powiedziałaś, było dla niego nowością.

– Ja... – zaczął, ale przerwał, jakby nie wiedział, co dalej dodać.

Twoje słowa, choć proste, miały głęboki wpływ. W jego oczach coś się zmieniło, jakby w końcu poczuł się zaakceptowany, jakby nie musiał już stawiać twardych barier.

– Tak, ty. – Odpowiedziałaś z lekkim uśmiechem. – Jesteś dla mnie naprawdę ważny. Więc nie zamartwiaj się tym, co powiedzieli inni. Jesteś doskonały taki, jaki jesteś.

Przyjaciel spojrzał na ciebie, a potem po prostu kiwnął głową, jakby w końcu przyjmując te słowa do siebie. Choć wciąż był nieco zamknięty, coś w jego postawie się zmieniło. Przestał być taki spięty.

– Dzięki – odpowiedział cicho, ale w jego głosie brzmiała szczerość. – Dobrze jest wiedzieć, że ktoś w końcu mnie rozumie.


Kageyama Tobio: 

Spotkanie z Kageyamą odbyło się zgodnie z jego prośbą, choć sama nie do końca rozumiałaś, dlaczego tak nalegał. Umówiliście się późnym wieczorem w szkolnej bibliotece, zaraz po jego treningu. W środku panowała cisza, przerywana jedynie szelestem kartek i cichym brzękiem jarzeniówek nad głową. Czekałaś, a gdy w końcu się pojawił, wyglądał, jakby ledwo trzymał się na nogach. Torba sportowa ciążyła mu na ramieniu, a włosy były jeszcze mokre po prysznicu.

– Dzięki, że przyszłaś – powiedział krótko, siadając naprzeciwko ciebie. Wyciągnął z torby pomięte kartki i podręcznik do angielskiego, które położył na stole. – Mam problem z tym wypracowaniem.

Spojrzałaś na jego zmęczoną twarz, a w głębi duszy westchnęłaś. Już widziałaś, że to nie będzie łatwe zadanie.

– Dobrze, pokaż – powiedziałaś, otwierając podręcznik na odpowiedniej stronie. – O czym musisz napisać?

– O... – zawahał się, drapiąc się po karku. Wyglądał, jakby próbował sobie przypomnieć, ale po chwili tylko machnął ręką w kierunku podręcznika. – To tam jest napisane.

Przeczytałaś temat. Był prosty, ale wiedziałaś, że dla chłopaka, który nigdy nie przepadał za językami obcymi, to musiało być jak wspinaczka na Mount Everest. Zaczęłaś tłumaczyć mu krok po kroku, jak powinien to napisać. Najpierw zdania wprowadzające, potem rozwinięcie i zakończenie. Starałaś się mówić prosto i jasno, ale z każdą chwilą zauważałaś, że jego wzrok staje się coraz bardziej pusty.

– Kageyama? – zapytałaś, przerywając wyjaśnienia. – Słuchasz mnie?

Podniósł wzrok, ale wyglądał, jakby był na granicy zaśnięcia. Jego ciemne oczy wpatrywały się w ciebie z takim niezrozumieniem, że przez chwilę miałaś wrażenie, jakby patrzył na jakieś zjawisko nadprzyrodzone. Jakbyś mówiła w obcym języku, którego on w ogóle nie znał.

– Nie rozumiem – przyznał w końcu, opierając brodę na dłoni. Jego zmęczony ton był pełen rezygnacji.

Westchnęłaś cicho, ale widząc, jak bardzo jest wyczerpany, nie miałaś serca go dalej męczyć. W końcu przysunęłaś jego kartkę do siebie i wzięłaś do ręki długopis.

– Dobra, napiszę to za ciebie – powiedziałaś w końcu.

- Nie! Nie musisz... 

Westchnęłaś z rezygnacją, ale w głębi duszy nie potrafiłaś się na niego złościć. Rozumiałaś go. Nie raz też byłaś bardzo zmęczona. Tobio był tak zmęczony, że ledwo patrzył na oczy. Przesunęłaś kartkę bliżej siebie i zaczęłaś pisać. W międzyczasie zerkałaś na niego. Powoli, jego głowa opadła na blat, a cichy oddech zdradzał, że walka z sennością została przegrana. Pracowałaś w ciszy, skupiona na tworzeniu wypracowania, ale co jakiś czas myśli uciekały w stronę osoby, która siedziała obok. Zdałaś sobie sprawę, że choć bywał niezręczny i trudny w obyciu, zaczynałaś czuć się swobodniej w jego towarzystwie. Może nawet traktowałaś go już jak przyjaciela.

Kiedy skończyłaś pisać, odłożyłaś długopis i spojrzałaś na niego. Spał, wtulony w zgięcie ramienia, a jego twarz wyglądała na zaskakująco spokojną. Uśmiechnęłaś się lekko i delikatnie poklepałaś go po ramieniu.

– Kageyama – powiedziałaś cicho. – Musisz wstać.

Jego powieki drgnęły, a po chwili uniósł głowę, mrugając nieprzytomnie w twoją stronę.

– Już skończyłam – oznajmiłaś. – Możesz iść spać, ale najlepiej nie tutaj.

Przetarł twarz dłonią i spojrzał na ciebie, jakby dopiero teraz dotarło do niego, co zrobiłaś.

– Dzięki – mruknął, wciąż półprzytomny. 

Wstał powoli, zbierając swoje rzeczy. Przez zmęczenie robił to trochę niezdarnie.  Kiedy był już przy drzwiach, odwrócił się jeszcze, patrząc na ciebie przez chwilę.

– Naprawdę... dzięki – powtórzył, po czym wyszedł, zostawiając cię z lekkim uśmiechem na twarzy. 







Siema Siema, żeby nie było ja żyję. Jakoś xd. Sesja się zaczęła więc niezły zapiernicz jest. Obejrzałam wgl Arcane. Strasznie się wkręciłam. Vi życiem! Ten rozdział jest chyba moim rekordem pod względem długości. Ma on aż 5416 słów! A już jutro 21 stycznia kończę 20 lat. Moje nastoletnie życie się kończy. Jest mi przykro xd 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro