Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wspólne spędzenie czasu



Sawamura Daichi: 

Szkolna sala gimnastyczna była niemal zupełnie pusta, gdy weszłaś do środka. Słońce, chowające się za linią horyzontu, rzucało ciepłe smugi światła na połyskujący parkiet. Ciszę przerywały jedynie stłumione odgłosy rozmów dochodzące z szatni. Po treningu siatkówki wszyscy zdążyli już rozejść się do swoich spraw – wszyscy oprócz jednej osoby. Daichi klęczał obok ławki, starannie układając rozrzucone piłki. Był tak pochłonięty zadaniem, że nawet nie zauważył twojego wejścia.

– Daichi? Nadal tu jesteś? – zapytałaś, a twój głos odbił się echem od ścian.

Podniósł głowę, wyraźnie zaskoczony twoją obecnością. Przez moment patrzył na ciebie, jakby zastanawiając się, czy dobrze słyszał.

– (Imię), hej! – Jego twarz rozjaśnił ciepły uśmiech. – Tak, jeszcze tu siedzę. Dziś moja kolej na sprzątanie – dodał, wracając do swojego zajęcia. – A ty? Co tu robisz o tej porze?

Próbowałaś szybko wymyślić jakieś usprawiedliwienie. Szczerze mówiąc, sama nie byłaś pewna, dlaczego ci tak zależało, żeby go tu spotkać.

– Przechodziłam obok i zobaczyłam, że światła wciąż są zapalone – zaczęłaś, udając obojętność. – Myślałam, że ktoś zapomniał je wyłączyć.

Sawamura spojrzał na ciebie lekko podejrzliwie, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, ruszyłaś w stronę kantorka. Wyjęłaś mop, udając pełne skupienie.

– Ale przecież nie było żadnego... hej, co ty robisz? – zapytał, wyraźnie zdezorientowany.

– Pomagam. To chyba oczywiste, prawda? – odpowiedziałaś z uśmiechem i zaczęłaś przejeżdżać mopem po parkiecie.

Chłopak uniósł brew, po czym wzruszył ramionami, widząc, że nie masz zamiaru ustąpić. Sprzątaliście w ciszy, ale atmosfera była zaskakująco przyjemna. Czułaś jakby niewypowiedziane porozumienie towarzyszyło każdemu twojemu i jego ruchowi. Po chwili przerwał ciszę.

– Czuję się trochę głupio, że pozwalam ci robić to za mnie... – mruknął, patrząc na ciebie z zakłopotaniem.

– Daj spokój – odpowiedziałaś z lekkim uśmiechem, nie przerywając pracy. – Nie robię tego pierwszy raz, wiesz?

Znowu zapadła cisza, ale tym razem wypełniała ją dziwna lekkość. Od czasu do czasu wymienialiście krótkie zdania, jakby oboje staraliście się przedłużyć ten moment. W końcu sala była idealnie czysta. Daichi stanął, rozglądając się z zadowoleniem.

– Dziękuję, (Imię) – powiedział cicho, ale w jego głosie było słychać autentyczną wdzięczność. – Naprawdę dużo mi pomogłaś.

– Nie ma sprawy. Jeśli chcesz, mogę ci pomóc następnym razem – rzuciłaś, wzruszając ramionami.

Sawamura spojrzał na ciebie z lekkim zaskoczeniem, ale po chwili uśmiechnął się serdecznie. Gdy oboje spakowaliście swoje rzeczy, razem ruszyliście w stronę przystanku autobusowego. Rozmawialiście o drobiazgach – o szkole, treningach, nadchodzącym turnieju. Coraz bardziej go lubiłaś. 


Tsukishima Kei:

Była przerwa, a Ty spokojnie spacerowałaś po szkolnym korytarzu, szukając czegoś, co mogłoby zabić nudę. Tego dnia wyjątkowo dopisywał Ci humor – promienie słońca wpadające przez okna zdawały się współgrać z Twoim nastrojem. Przechodząc obok klasy matematycznej, kątem oka dostrzegłaś Tsukishimę wychodzącego z sali. Jego ręce były niedbale wsunięte do kieszeni, a na twarzy miał ten swój zwyczajowy, chłodny wyraz.

– O, Tsuki! – zawołałaś radośnie

Chłopak spojrzał na Ciebie, unosząc brew w dobrze znanym, sceptycznym geście. Jego spojrzenie jasno mówiło, że właśnie przekroczyłaś cienką granicę do, której, według niego, nikt nie powinien zbliżać się nawet na krok.

– Nie nazywaj mnie tak – powiedział spokojnym, acz chłodnym tonem, który miał być ostrzeżeniem.

– Będę – odparłaś z szerokim, rozbawionym uśmiechem, zadowolona, że udało Ci się wyprowadzić go z równowagi.

Przez chwilę wyglądało, jakby Kei już chciał coś ci odpowiedzieć, ale w tym momencie jego oczy błysnęły w niebezpieczny sposób. Zatrzymał się na chwilę, prostując się i przybierając bardziej napiętą postawę.

– Na Twoim miejscu bym się nie śmiał – rzucił niskim, ostrzegawczym tonem.

Twoje rozbawienie tylko się pogłębiło, a z Twoich ust wyrwał się głośniejszy śmiech. Jednak szybko zdałaś sobie sprawę, że okularnik wcale nie żartował. Zanim zdążyłaś zareagować, blondyn zrobił kilka szybkich kroków i w mgnieniu oka znalazł się tuż przed Tobą. Jego dłoń błyskawicznie chwyciła Twój nadgarstek, unieruchamiając Cię w miejscu. Na chwilę zamarłaś, a Twoje serce zaczęło bić szybciej.

– C-co ty robisz? – wykrztusiłaś, próbując wyrwać się z jego uchwytu, który okazał się zaskakująco mocny.

W jego oczach pojawił się cień zadowolenia, jakby doskonale przewidział, jak zareagujesz. Zamiast jednak zrobić cokolwiek więcej, chłopak nagle wybuchł śmiechem. Jego głośny, szczery śmiech tak bardzo kontrastował z napiętą chwilą, że poczułaś, jak całkowicie zbił Cię z tropu.

– Panikara – rzucił przez śmiech, wciąż trzymając Cię za nadgarstek.

– To nie jest śmieszne! Ty... ty mnie prawie przestraszyłeś na śmierć! – odpowiedziałaś z udawaną złością, teatralnie łapiąc się za pierś.

– Żebyś widziała swoją minę – odparł rozbawiony, puszczając Twój nadgarstek i wkładając ręce z powrotem do kieszeni.

Zanim zdążyłaś go udusić albo cokolwiek odpowiedzieć, w powietrzu rozległ się dzwonek, sygnalizując koniec przerwy. Kei posłał Ci ostatnie, aroganckie spojrzenie, po czym ruszył w stronę swojej klasy, zostawiając Cię lekko skołowaną i z drżącym od adrenaliny sercem. Wróciłaś na lekcje, zastanawiając się, jak to możliwe, że nawet w najzwyklejszych sytuacjach Tsukishima potrafi tak bardzo wyprowadzić Cię z równowagi. 


Keishin Ukai:

Byłaś wściekła. Ta emocja wydawała się Twoim stałym towarzyszem podczas każdego treningu z żeńską drużyną siatkówki. Złośliwe docinki, pełne kpiny spojrzenia dziewczyn – każda z tych rzeczy sprawiała, że czułaś się jak najgorsza porażka. Miałaś ochotę rzucić wszystko i po prostu zniknąć, wrócić do domu, gdzie nikt by Cię nie oceniał. Przyspieszyłaś kroku, skręcając w korytarz, ignorując wszystkich wokół. Z każdą chwilą rosło w Tobie poczucie bezsilności. Ledwo przekroczyłaś próg szkoły, gdy poczułaś na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciłaś się gwałtownie i zobaczyłaś Keishina. Jego zwykle żartobliwe i spokojne spojrzenie teraz było uważne, niemal przeszywające. W jego oczach dostrzegłaś coś jeszcze – troskę.

– Hej, wszystko w porządku? – zapytał cicho, choć w jego głosie kryła się nuta zaniepokojenia.

Chciałaś go zignorować, jakby udawanie, że nic się nie dzieje, mogło zatuszować Twoje emocje. Ale jedno proste pytanie przebiło wszystkie bariery, które próbowałaś zbudować. Rozczarowanie, frustracja i złość wylały się z ciebie w jednej chwili.

– Miałam trening... Po prostu się nie nadaję – wykrztusiłaś, zaciskając dłonie w pięści. – Powinnam przestać grać w siatkówkę.

Keishin zamarł na moment, a potem jego wyraz twarzy zmienił się gwałtownie. Znałaś go na tyle dobrze, by wiedzieć, że wewnątrz aż się gotował.

– Co ci powiedziały? – spytał, próbując zachować spokój, choć napięcie w jego głosie było wyczuwalne.

Nie odpowiedziałaś, ale to wystarczyło, by Ukai zrozumiał, że dziewczyny z drużyny znowu pozwoliły sobie na zbyt wiele. Zmarszczył brwi, minął Cię i ruszył w stronę korytarza, z którego przyszłaś.

– Keishin, nie! Nie idź tam! – zawołałaś, wbiegając przed niego, by zagrodzić mu drogę.

Patrzył na Ciebie z determinacją i gniewem. W jego oczach widziałaś wyraźnie, że już układał w głowie, co zamierza powiedzieć Twojej drużynie.

– One myślą, że mogą cię tak traktować? Nie pozwolę im na to.

– Proszę, nie! – Twoje oczy zaszkliły się od napływających łez. – To nic nie zmieni, tylko pogorszy sytuację. Proszę, uspokój się.

Keishin zatrzymał się, wciąż z zaciśniętymi pięściami, jakby toczył wewnętrzną walkę. W końcu jego wzrok złagodniał, a gniew w rysach twarzy ustąpił miejsca trosce. Widząc Twoją rozpacz, odpuścił. Zrobił krok w Twoją stronę i przytulił Cię mocno, bez słów. Ciepło jego ramion otuliło Cię, a napięcie, które narastało w Tobie przez cały dzień, zaczęło znikać. Właśnie tego potrzebowałaś – poczucia, że nie jesteś sama, że ktoś naprawdę się o Ciebie troszczy.

– Jesteś cenna, wiesz? Jedyna w swoim rodzaju – powiedział cicho, odrywając się od Ciebie i patrząc Ci prosto w oczy.

Chwycił Cię delikatnie za rękę i ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Zapewne miałaś mu pomóc w przygotowaniu treningu dla chłopaków. Chociaż w taki sposób mógł odciągnąć twoje myśli od toksycznej drużyny. 


Kuroo Tetsuro:

Nocowanie w szkole z drużyną Nekomy na początku wydawało Ci się pomysłem absurdalnym. Kenma również nie był zachwycony, ale jako członek zespołu nie miał wyboru. Ty natomiast zostałaś wręcz zaciągnięta siłą przez Kuroo, który nie przyjmował odmowy. – Musisz być obowiązkowo, bez Ciebie to nie to samo – powiedział z uśmiechem, który trudno było zignorować. Kiedy już znalazłaś się w sali gimnastycznej, usiadłaś z boku, starając się nie rzucać w oczy. W tym czasie drużyna w najlepsze rozkładała śpiwory, szykując się na wspólny wieczór. Twój spokój jednak nie trwał długo – z drugiego końca pomieszczenia dostrzegł Cię czarno włosy. Bez słowa podszedł i usiadł obok Ciebie na podłodze, nonszalancko wyciągając nogi, jakby to miejsce było przeznaczone właśnie dla niego.

– O, samotna duszyczka. Tylko mi nie mów, że próbujesz przede mną uciec – rzucił, obdarzając cię swoim charakterystycznym, leniwym uśmiechem.

– Może chciałam mieć chwilę spokoju? – odparłaś, nie odrywając wzroku od podłogi.

– Ze mną? Księżniczko, to niemożliwe.

Wyciągnął z kieszeni paczkę żelków, którą najwyraźniej zdążył gdzieś skitrać i zaczął je wyjadać. Po chwili szturchnął Cię lekko łokciem i podał opakowanie.

– No, widzisz? Jednak nie gryzę, co? – powiedział z uśmiechem, widząc, jak sięgasz po jeden żelek.

Uśmiechnęłaś się odrobinę, patrząc przez okno. Po chwili milczenia zapytałaś:

– Dlaczego nie dołączysz do reszty? Ze mną przecież jest nudno.

– Lubię wyzwania.

Nie zdążyłaś odpowiedzieć, bo nagle Tetsuro wyciągnął z paczki żelka w kształcie serca i podsunął Ci go pod nos. Na jego twarzy malował się diabelski uśmiech, który zapowiadał tylko jedno – kolejne zaczepki.

– O, spójrz. To musi być przeznaczenie – powiedział z udawaną powagą.

Przewróciłaś oczami, czując, jak Twoje policzki delikatnie się rumienią. Nie umknęło to uwadze kapitana drużyny, który zdawał się czerpać z tego jeszcze większą satysfakcję.

Niedaleko siedział Kenma, który kątem oka obserwował waszą wymianę zdań. W końcu odezwał się cicho:

– Kuroo, przestań się wygłupiać.

Kapitan drużyny wzruszył ramionami, jakby zupełnie nie przejął się uwagą przyjaciela.

– Co, nie mogę być miły dla Twojej siostry? – rzucił, zerkając na Ciebie z błyskiem w oku. – Poza tym, wydaje mi się, że lubi moje towarzystwo, prawda?

Zaczęłaś coś mówić, chcąc się obronić, ale Tetsuro przerwał Ci teatralnym westchnieniem.

– Wiem, że tak jest. Nie musisz się wstydzić, kochanie.

Twoja twarz zrobiła się czerwona jak burak, co wywołało u niego jeszcze szerszy uśmiech. Jego pewność siebie i żartobliwy ton nie opuszczały go ani na chwilę, sprawiając, że czułaś się jednocześnie zirytowana i... trochę rozbawiona. Wieczór minął w podobnym tonie – Kuroo nie dawał Ci spokoju, co chwilę rzucając kolejne żarty, które miały wyprowadzić Cię z równowagi. Mimo to, czułaś się lepiej, niż się spodziewałaś. Jego zadziorne komentarze, choć czasem stresujące, sprawiły, że wieczór nabrał koloru.


Bokuto Kotaro:

Wieczór zapowiadał się intrygująco, choć w twoim sercu czaiło się delikatne ukłucie niepokoju. Bokuto, w swoim charakterystycznym, pełnym energii stylu, zaprosił Cię na wspólne pieczenie ciasteczek w swoim domu. Sama myśl o tym była nieco stresująca – choć Bokuto znałaś już dość dobrze, wiedziałaś, że będzie tam również Kuroo, którego widziałaś zaledwie raz. Zawsze tak reagowałaś na nieznajomych. Nie lubiłaś wychodzić poza swoją strefę komfortu. Gdy zapukałaś do drzwi, odpowiedź była niemal natychmiastowa. Drzwi otworzyły się szeroko, a sówka niemal dosłownie wyciągnęła Cię do środka, witając Cię swoim rozbrajającym entuzjazmem.

– (Twoje imię)! Nareszcie jesteś! No chodź, nie ma czasu do stracenia!

Ściągając buty, usłyszałaś dochodzące z kuchni rozmowy i śmiechy. Po chwili zza rogu wyłonił się wysoki, ciemnowłosy chłopak, którego już wcześniej miałaś okazję poznać. Uśmiechnął się do Ciebie z typowym dla siebie, leniwym uśmiechem, a jego spojrzenie od razu wywołało lekkie ukłucie nerwowości.

– (Twoje imię), co za niespodzianka – powiedział, wyciągając do Ciebie rękę w powitaniu. – Bokuto nie przestaje o Tobie gadać, więc muszę przyznać, że byłem ciekawy, czy naprawdę jesteś tak niesamowita, jak mówi.

Zarumieniłaś się lekko, próbując odpowiedzieć coś uprzejmego, ale zanim zdążyłaś otworzyć usta, Kotaro energicznie wdarł się między was.

– Dobra, dobra! Koniec gadania! Mamy ciasteczka do upieczenia! Kuroo, zajmij się ciastem, a (Twoje imię) pomoże mi wybrać foremki!

Zanim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć, Bokuto złapał Cię za rękę i niemal siłą pociągnął w stronę stołu, zostawiając za sobą Kuroo, który jedynie pokręcił głową z rozbawieniem.

Kotaro, jak to on, robił wszystko, żebyś czuła się zaangażowana. Pomagałaś mu wybierać foremki, mieszałaś ciasto, a potem dekorowałaś wypieki, a on komentował każdy Twój ruch z niegasnącym entuzjazmem. Co jakiś czas jednak w rozmowę wtrącał się Tetsuro, rzucając dwuznaczne uwagi, które wyraźnie irytowały twojego przyjaciela.

– (Twoje imię), nie wiedziałem, że jesteś taka wyrozumiała. Praca z tym młotkiem to prawdziwy test cierpliwości – rzucił Tetsuro z przekornym uśmiechem, pochylając się nad stołem.

– To nieprawda! (Twoje imię) świetnie się bawi, prawda?! – siwo włosy spojrzał na Ciebie z nadzieją.

– T-tak, jest naprawdę miło – odpowiedziałaś, starając się nie zwracać uwagi na bijące serce.

Atmosfera, choć pełna śmiechu, miała w sobie pewien niewidoczny element rywalizacji. Bokuto wyraźnie zależało na Twojej uwadze, podczas gdy Kuroo zdawał się wręcz prowokować sytuację, rzucając kolejne zaczepki. Kiedy ciasteczka w końcu trafiły do piekarnika, a potem na talerze, wszyscy usiedliście przy stole, żeby ich spróbować. Nie spodziewałaś się, że będą tak pyszne – kruche, maślane, z delikatną nutą wanilii.

– Muszę przyznać, Bokuto, że Twoja metoda dekorowania to prawdziwa sztuka chaosu – zażartował czarno włosy , spoglądając na jedno z jego ciasteczek, które wyglądało, jakby ktoś wylał na nie cały tubkę lukru.

– Chaos to moja specjalność! – jego bro odparł dumnie, podając Ci jedno z bardziej udanych ciasteczek. – No, (Twoje imię), przyznaj, kto z nas lepiej dekorował?

Spojrzałaś na ich dzieła – jedno przeładowane kolorami i cukrowymi posypkami, a drugie starannie ozdobione w minimalistycznym stylu.

– Chyba powiem, że obaj macie swój... unikalny styl – odpowiedziałaś dyplomatycznie, wywołując głośny śmiech Tetsuro i dąsanie się Kotaro.

Wieczór upłynął w atmosferze beztroskiej zabawy. Mimo początkowych obaw, czułaś, że spędzony czas był wyjątkowy – pełen śmiechu, drobnych spięć i ciepła, którego na co dzień nie doświadczało się aż tak intensywnie.


Akaashi Keiji: 

Popołudnie mijało spokojnie, gdy zapukałaś do drzwi mieszkania Akaashiego. Otworzył niemal natychmiast, ubrany w prosty, ale schludny sweter i jeansy. Jego wyważony, spokojny wyraz twarzy od razu przyniósł ci poczucie komfortu.

– Dziękuję, że przyszłaś. Naprawdę nie wiedziałem, do kogo mógłbym się zwrócić – powiedział, delikatnie się uśmiechając.

– Nie ma sprawy – odpowiedziałaś z równie ciepłym uśmiechem, wchodząc do środka.

Keiji skinął głową i zaprosił Cię do swojego pokoju. Na łóżku leżało kilka starannie wyprasowanych koszul, marynarek i krawatów. Na pierwszy rzut oka widać było, że zależało mu na elegancji, ale najwyraźniej miał trudności z doborem odpowiedniego zestawu.

– Nie wiem, czy coś z tego pasuje – przyznał, marszcząc lekko brwi. – Chciałbym wyglądać elegancko, ale nie za sztywno.

Przyjrzałaś się ubraniom z uwagą, zestawiając kolory i faktury. Twoje skupienie wyraźnie przyciągnęło jego wzrok – obserwował każdy Twój ruch, jakby próbując zrozumieć, co kieruje Twoimi decyzjami.

– Myślę, że ta granatowa marynarka będzie idealna. Jest klasyczna, ale nie przytłacza. Do tego biała koszula – prosta i elegancka – i może ten krawat? Co o tym sądzisz?

Keiji przyglądał się wybranemu zestawowi, a po chwili skinął głową. Nic nie mówiąc, skierował się do łazienki, żeby wszystko przymierzyć. Nie minęło pięć minut, a stał przed Tobą, ubrany w wybrane przez Ciebie rzeczy. Wyglądał doskonale – granat podkreślał jego chłodną elegancję, a biel koszuli nadawała mu jeszcze bardziej wyrafinowanego wyglądu. Twoje oczy lekko się zaświeciły z zachwytu, choć szybko dostrzegłaś jeden szczegół wymagający poprawy.

– Krawat... – powiedział cicho, jakby zawstydzony. – Mam problem z wiązaniem go. Zawsze wychodzi krzywo.

Uśmiechnęłaś się pokrzepiająco i sięgnęłaś po krawat, podchodząc bliżej. Akaashi zamarł w miejscu, pozwalając Ci działać. Był wyraźnie spięty, a jego usta delikatnie zacisnęły się, gdy zaczęłaś wiązać materiał wokół jego szyi. Twoje palce, delikatne i precyzyjne, musnęły jego skórę, co sprawiło, że jego oddech na moment się spłycił.

Patrzył na Ciebie z góry, starając się nie poruszać, ale czułaś, jak jego postawa jest pełna subtelnego napięcia. Uszy przyjaciela lekko zaróżowiły się, choć starał się udawać, że to nic takiego.

– Jesteś w tym naprawdę dobra – zauważył cicho, jego głos miał w sobie coś niemal nieśmiałego. – Skąd się tego nauczyłaś?

– Pomagam mojemu bratu, kiedy wybiera się na ważne okazje – odpowiedziałaś z uśmiechem. – A teraz... gotowe.

Poprawiłaś jeszcze kołnierzyk marynarki, wygładzając go dokładnie, by upewnić się, że wszystko leży idealnie. Chłopak stał bez ruchu, jakby każde Twoje dotknięcie sprawiało, że zapominał, jak oddychać. Gdy skończyłaś, odsunęłaś się o krok, by ocenić efekt swojej pracy.

– Wyglądasz świetnie – powiedziałaś z przekonaniem, uśmiechając się delikatnie.

Chłopak wyraźnie odetchnął z ulgą, choć w jego spojrzeniu dostrzegłaś coś więcej – cichą wdzięczność, połączoną z pewną nieuchwytną emocją, której nie potrafiłaś nazwać.

Jeszcze przez chwilę rozmawialiście o szczegółach uroczystości, a Keiji z każdą chwilą zdawał się coraz bardziej rozluźniony. Mimo wszystko od czasu do czasu łapałaś jego spojrzenie – spokojne, niemal kontemplacyjne, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół tego momentu. W tym właśnie tkwił jego urok – w niewypowiedzianych gestach i cichej, subtelnej obecności, która pozostawała z Tobą na dłużej, nawet po zakończonej rozmowie.


Satori Tendo:

Trening Shiratorizawy właśnie dobiegł końca, a sala gimnastyczna powoli pustoszała. Pozostałaś na swoim miejscu, jak zawsze skrupulatnie spisując notatki z zajęć. Twój długopis sunął płynnie po kartce, gdy z uwagą nanosiłaś kolejne szczegóły. Pochłonięta zadaniem, nie zauważyłaś, jak Satori przechadza się po sali, leniwie splatając ręce za głową. Nagle zatrzymał się za Twoimi plecami, zaintrygowany tym, co tak intensywnie zapisujesz. Jego głowa pojawiła się niespodziewanie tuż nad Twoim ramieniem.

– Ale jesteś skrupulatna! – odezwał się nagle, niemal z rozbawieniem.

Podskoczyłaś, omal nie wypuszczając długopisu z dłoni.

– Tendō! Nie strasz mnie tak! – rzuciłaś, z sercem bijącym szybciej.

– Cóż, nie mogłem się powstrzymać – odparł niewinnie, z tym swoim charakterystycznym, figlarnym uśmiechem. – Piszesz więcej niż nasz trener mówi. Co to jest? Tajne zapiski Shiratorizawy?

Zdecydowanym ruchem zamknęłaś zeszyt.

– Nie twoja sprawa – odpowiedziałaś chłodno, choć wewnętrznie próbowałaś uspokoić roztrzepane myśli.

Tendō zrobił teatralną minę, jakby Twoje słowa głęboko go dotknęły, po czym przyłożył rękę do serca.

– Jakie okrutne słowa! – westchnął z przesadną rozpaczą. – Ja tu tylko próbuję zrozumieć, co takiego skrywasz, że traktujesz te notatki jak tajemnicę państwową!

Przewróciłaś oczami i wróciłaś do swoich zapisków, starając się go zignorować. Jednak nim zdążyłaś cokolwiek zrobić, Tendō jednym zwinnych ruchem wyrwał Ci zeszyt z rąk.

– Satori, oddaj to! – wykrzyknęłaś, natychmiast podrywając się z miejsca.

– Może to miłosne liściki do mnie? – rzucił zaczepnie, wymachując zeszytem poza Twoim zasięgiem. Na jego twarzy malował się typowy dla niego, szeroki, psotny uśmiech.

– Przestań gadać bzdury i oddawaj! – zirytowana, próbowałaś go dosięgnąć, ale chłopak był za wysoki i z łatwością unikał Twoich prób.

– Oho, teraz jestem jeszcze bardziej ciekawy! – zaśmiał się, odskakując na kilka kroków. Nim zdążyłaś go powstrzymać, otworzył zeszyt i wyciągnął z Twojej ręki długopis.

– Co ty robisz?! – zapytałaś, obserwując, jak z zapałem bazgrze coś po jednej z kartek.

– Tworzę arcydzieło – oznajmił z dumą, a jego ręka poruszała się z energią artysty natchnionego wizją.

W końcu udało Ci się wyrwać zeszyt z jego rąk. Spojrzałaś na jedną ze stron i zastygłaś. Na Twoich precyzyjnych notatkach widniała karykatura trenera Washijō – niska postać z przesadnie dużą głową, surowym wyrazem twarzy i gigantycznym gwizdkiem zajmującym niemal połowę rysunku.

– Co to ma być? – zapytałaś, starając się zachować powagę, choć kąciki Twoich ust wyraźnie drgały.

– Uchwyciłem jego prawdziwe ja – odpowiedział, dumnie unosząc brodę.

– Tendō, jeśli ktoś to zobaczy, oboje będziemy mieć poważne problemy – powiedziałaś z wyrzutem, szybko zamykając zeszyt.

– Ależ skąd – zaoponował, udając poważny ton. – Myślę, że trener byłby wzruszony! Może nawet zawiśnie w gablocie w sali gimnastycznej!

Próbowałaś zachować stanowczość, ale nie udało Ci się powstrzymać cichego śmiechu, który w końcu z Ciebie wybuchnął. Czerwono włosy tylko uśmiechnął się szerzej, wyraźnie zadowolony, że udało mu się wytrącić Cię z równowagi.


Atsumu Miya: 

Sobota miała być spokojnym dniem. Planowałaś odpocząć od szkolnego zgiełku i zanurzyć się w swojej ulubionej książce. Jednak Twoje plany legły w gruzach, gdy na ekranie telefonu pojawiła się wiadomość:
„Ubierz się wygodnie i spotkajmy się pod szkołą o 11."

Atsumu. Jeszcze chwilę zastanawiałaś się, dlaczego w ogóle dałaś mu swój numer, bo gdyby nie to, mogłabyś teraz cieszyć się spokojem. Wiedziałaś jednak, że jeśli się nie pojawisz, nie da Ci spokoju. O jedenastej czekał już na Ciebie, oparty nonszalancko o bramę szkoły. Ubrany w luźne dresy i czarną bluzę, z typowym dla siebie zadowolonym uśmiechem, wyglądał tak, jakby to wszystko było świetnym żartem.

– No nareszcie! Już myślałem, że będę musiał po ciebie pójść i przyprowadzić cię siłą – rzucił rozbawiony.

– Po co mnie tu ściągnąłeś? – zapytałaś chłodno, ignorując jego pogodny nastrój.

Zamiast odpowiedzieć, blondyn wskazał na pobliski budynek. Spojrzałaś w jego stronę i zamarłaś. Strzelnica.

– Strzelnica? – powtórzyłaś niedowierzająco, unosząc brwi.

– Oczywiście! – odparł z niezmiennym entuzjazmem. – Chyba się nie boisz?

– Nie, oczywiście, że nie – skłamałaś, starając się zachować spokój.

– To świetnie! – powiedział, chwytając Cię za nadgarstek i ciągnąc w stronę wejścia, zanim zdążyłaś wymyślić wymówkę.

W środku panowała cisza i atmosfera pełna profesjonalizmu, zupełnie inna, niż się spodziewałaś. Miya, pewny siebie jak zawsze, wziął na siebie załatwienie formalności, a po chwili wrócił z ochronnymi okularami i słuchawkami na uszy.

– Dobra, mała, teraz pokażę ci, jak strzelają profesjonaliści – powiedział z nieodpartym uśmiechem, który miał chyba dodać mu powagi.

– Nie mów do mnie „mała" – odpowiedziałaś, przewracając oczami, choć niechętnie przyjęłaś od niego okulary.

Stanęliście przy stanowisku, gdzie instruktor szybko objaśnił zasady. Chłopak natychmiast sięgnął po broń, gotów do działania.

– Patrz i ucz się – rzucił, po czym oddał kilka strzałów. Trafił w tarczę, choć jego skupienie wyglądało bardziej komicznie niż imponująco.

– No, jak ci się podoba? – zapytał z dumą, spoglądając na Ciebie, jakby oczekiwał pochwały.

– Trochę przesadzasz – mruknęłaś, spoglądając na tarczę, gdzie większość strzałów znalazła się bliżej brzegów niż środka.

W końcu nadeszła Twoja kolej. Chwyciłaś broń ostrożnie, czując, jak serce zaczyna bić szybciej. Atsumu stanął tuż obok, zdecydowanie zbyt blisko.

– Trzymaj to pewniej, inaczej ci odleci – powiedział, poprawiając Twój chwyt.

– Poradzę sobie – odparłaś z udawaną pewnością, choć dłoń delikatnie Ci zadrżała.

Oddałaś pierwszy strzał. Ku Twojemu zaskoczeniu trafiłaś w sam środek. Opuściłaś broń i spojrzałaś na tarczę, nie dowierzając własnym oczom.

Przyjaciel wyglądał na równie zaskoczonego.

– Ej, to chyba był fart – rzucił, podchodząc bliżej tarczy, jakby chciał się upewnić.

– Taa, oczywiście. Miya, ja po prostu mam talent – odpowiedziałaś z triumfalnym uśmiechem, starając się ukryć drżenie rąk.

Po treningu podziękowaliście instruktorowi i wyszliście na zewnątrz. Schodząc po schodach, zaczęłaś zakładać kurtkę, ale nagle poczułaś, jak Twoja noga ślizga się na mokrym stopniu. Próbowałaś złapać równowagę, ale zanim zdążyłaś cokolwiek zrobić, poczułaś mocne ręce przytrzymujące Cię w talii.

– Ej, co ty robisz? – rzuciłaś, zarumieniona, odskakując od niego.

Atsumu spojrzał na Ciebie z niewinnym uśmiechem.

– No co? Pilnuję, żebyś się nie przewróciła. To się nazywa troska, mała.

– Może trochę za dużo tej troski – burknęłaś, odwracając wzrok, żeby ukryć, jak gorąco zrobiło Ci się na twarzy.

Blondyn tylko zaśmiał się cicho, wsuwając ręce w kieszenie.


Suna Rintaro:

Była sobota, a Ty postanowiłaś spędzić ten dzień produktywnie. Spakowałaś swoje książki i zeszyty, kierując się do ulubionej kawiarni, miejsca, które zawsze miało na Ciebie kojący wpływ. Cicha muzyka w tle, zapach świeżo parzonej kawy i widok za oknem działały uspokajająco, tworząc idealne warunki do nauki. Usiadłaś przy swoim ulubionym stoliku, tuż przy oknie. Rozłożyłaś książki, wciągnęłaś się w zadania i próbowałaś skupić na materiale. Ale choć starałaś się z całych sił, Twój umysł co chwilę odpływał w nieznane rejony, błądząc między myślami o wszystkim i o niczym.

– Nic się nie zmieniło, dalej ukrywasz się przed światem?

Podniosłaś wzrok, słysząc znajomy, lekko drwiący głos. To był Suna. Stał tuż obok Twojego stolika z kubkiem kawy w dłoni. Jego spojrzenie, spokojne i przenikliwe, świdrowało Cię niczym promień słońca wpadający przez okno.

– Właśnie się uczę... – odparłaś, wciąż zaskoczona jego nagłym pojawieniem się.

Jego lisie oczy przeskanowały Cię w sposób, który sprawił, że przeszedł Cię lekki dreszcz. Uśmiechnął się delikatnie, a zanim zdążyłaś zaprotestować, usiadł naprzeciwko Ciebie, nawet nie pytając o pozwolenie. Próbowałaś wrócić do nauki, choć jego obecność wytrącała Cię z równowagi. Cisza, która między Wami zapadła, była pozorna – czułaś jego spojrzenie, a leniwy wyraz twarzy sugerował, że coś go bawi.

– Masz jakiś konkretny powód, żeby tu siedzieć? – zapytałaś w końcu, starając się, by twój głos zabrzmiał stanowczo, choć serce biło Ci jak oszalałe.

Chłopak wzruszył ramionami, rozkładając się wygodnie na krześle.

– Zobaczyłem znajomą twarz. Nie sądziłem, że to zbrodnia się dosiąść – odpowiedział leniwie, a w jego głosie pobrzmiewał subtelny cień ironii.

Jego ton był tak spokojny, jakby właśnie rozmawiał o pogodzie, ale w oczach błyszczała iskra rozbawienia. Zanim zdążyłaś odpowiedzieć, Twoją uwagę przyciągnęła kelnerka stojąca za ladą. Wyraźnie chciała podejść do Waszego stolika, ale wahała się, spoglądając na Sunę z wyraźnym niepokojem. Rintaro zauważył jej niepewność i, zamiast ignorować sytuację, uśmiechnął się drapieżnie.

– Spokojnie, nie gryzę – rzucił z charakterystycznym dla siebie luzem.

Kelnerka, choć wyraźnie zmieszana, szybko podeszła, a Ty złożyłaś zamówienie na herbatę. Brunet upił łyk swojej kawy, wciąż obserwując Cię z tym leniwym, ale jakże przenikliwym spojrzeniem.

– Wiesz, kiedy Kita pierwszy raz o tobie wspomniał, wyobrażałem sobie, że jesteś taka jak on – powiedział nagle, wyrywając Cię z zamyślenia.

Zmarszczyłaś brwi, spoglądając na niego zaskoczona.

– Jak to?

Rintaro oparł łokcie na stole, a kąciki jego ust uniosły się w rozbawionym uśmiechu.

– No wiesz, sztywna, perfekcjonistka, nadmiernie obowiązkowa... prawdziwa kopia Kity – rzucił z lekkim rozbawieniem w głosie.

Poczułaś, jak Twoje policzki zaczynają płonąć. Nie byłaś pewna, czy jego słowa były komplementem, czy raczej subtelną drwiną. Skrzywiłaś się lekko.

– To chyba nie brzmi zbyt miło... – odparłaś ostrożnie.

Suna tylko wzruszył ramionami, jakby zupełnie nie przejmował się Twoją reakcją.

– Ale teraz, jak cię obserwuję... – zaczął, a jego spojrzenie prześlizgnęło się po Twojej twarzy z subtelną nutą ciekawości – ...to widzę, że jesteś bardziej... subtelna. Poukładana w taki sposób, który przyciąga uwagę, a nie odpycha. To w sumie imponujące.

Jego słowa sprawiły, że na chwilę zabrakło Ci języka w ustach. Czy on właśnie Cię... pochwalił? Twoje serce przyspieszyło, a gorąco w policzkach stało się nie do zniesienia. Chwyciłaś długopis, bawiąc się nim nerwowo, próbując zachować pozory spokoju.

Starszy zauważył twoje zmieszanie i uśmiechnął się leniwie.

– Jesteś urocza, kiedy się rumienisz – powiedział cicho, z nutą łobuzerskiego rozbawienia w głosie.

Spuściłaś wzrok, próbując wrócić do książek, ale czułaś, że Twoja koncentracja była już nie do odzyskania. Miałaś wrażenie, że już słyszałaś od niego te słowa. 


Kageyama Tobio: 

Przerwa między lekcjami w szkolnej stołówce była jak zawsze pełna gwaru. Rozmowy, śmiechy i odgłosy przesuwanych krzeseł tworzyły chaotyczną, ale znajomą symfonię. W rogu sali, z dala od tłumu, siedział Kageyama. Skupiony na swoim bento, wyglądał, jakby każdy kęs był najważniejszym zadaniem, wymagającym całej jego uwagi. Zauważyłaś go z daleka i, zanim zdążyłaś zastanowić się nad tym, co robisz, ruszyłaś w jego stronę. Na twarzy miałaś uśmiech, a w dłoni torbę wypchaną kolorowankami i kredkami.

– Hej, Kageyama. Mogę się dosiąść? – zapytałaś z entuzjazmem.

Podniósł na Ciebie wzrok, zaskoczony, ale po chwili wzruszył ramionami w cichym geście przyzwolenia. Nie odezwał się więcej, wracając do swojego posiłku, jakby nic się nie stało. Usiadłaś naprzeciwko niego, wyciągając z torby kolorowanki i pudełko kredek.

– Co ty robisz? – zapytał, marszcząc brwi, kiedy zauważył, jak układasz przed sobą rzeczy.

– Koloruję – odpowiedziałaś beztrosko, otwierając książkę pełną wzorów mandali. – To mnie relaksuje. Chcesz spróbować?

Tobio spojrzał na ciebie, potem na kolorowanki, jakby właśnie dowiedział się, że istnieje takie zjawisko.

– Nie mam na to czasu – odparł sucho, wracając do swojego jedzenia.

Nie dałaś się jednak zniechęcić. Wyciągnęłaś drugą kolorowankę i przesunęłaś ją w jego stronę z uśmiechem, który nie przyjmował odmowy.

– No dalej. To zajmie tylko chwilę. Spróbuj, naprawdę pomaga.

Westchnął głęboko, jakby chciał pokazać, jak bardzo to nie ma sensu, ale widząc twój zapał, sięgnął po jedną z kredek. Trzymał ją z taką ostrożnością, jakby była czymś zupełnie nowym i dziwnym.

– Co mam z tym zrobić? – zapytał, wpatrując się w mandalę przed sobą.

– Po prostu koloruj. Wybierz kolory, wypełnij wzory, ale nie wychodź za linie! – dodałaś z figlarnym uśmiechem.

– Brzmi jak dziecinada – skomentował, choć w jego głosie nie było złośliwości.

– Oj, daj spokój – odparłaś z lekkim naburmuszeniem.

Ku Twojemu zaskoczeniu, ciemno włosy  rzeczywiście zaczął kolorować. Jego ruchy były precyzyjne, niemal jakby trzymał igłę, a nie kredkę, a każda linia wymagała maksymalnego skupienia. Wyglądał, jakby podszedł do tego z absurdalną powagą, ale z czasem jego rysy nieco się rozluźniły.

– Nieźle ci idzie – powiedziałaś, zerkając na jego postępy.

– Wiem – odpowiedział bez chwili zawahania, nadal wpatrzony w kolorowankę.

Cisza, która między wami zapadła, była zaskakująco przyjemna. Oboje skupiliście się na swoich kolorowankach, jakby świat wokół przestał istnieć. W końcu chłopak odłożył kredkę i przyjrzał się swojemu dziełu z wyraźnym zadowoleniem.

– Wygląda dobrze – podsumował krótko.

Nim zdążyłaś coś odpowiedzieć, w stołówce rozległ się dzwonek, oznajmiający koniec przerwy. Z pośpiechem zaczęłaś zbierać swoje rzeczy, pakując je do torby.

– Widzimy się na kolejnej przerwie? – zapytał niespodziewanie, z delikatną nutą nadziei w głosie.

– Pewnie – rzuciłaś z uśmiechem, zanim zniknęłaś w tłumie uczniów.


Kyotani Kentaro:

Dzień był wyjątkowo ciepły, a delikatny wietrzyk niósł ze sobą zapach wiosny, sprawiając, że czas spędzany na świeżym powietrzu wydawał się czystą przyjemnością. Siedziałaś z kilkoma koleżankami na trawie przed szkołą, rzucając między sobą piłkę i grając w kolory. Śmiech i wesołe docinki unosiły się w powietrzu, tworząc atmosferę beztroski i radości.

Podniosłaś wzrok, a Twoją uwagę przykuła znajoma sylwetka – Kyotani. Spacerował niedaleko z rękami w kieszeniach i surowym wyrazem twarzy. Jego krok był leniwy, a spojrzenie, jak zwykle, zamyślone. Wydawał się unikać innych, jakby chciał całkowicie odciąć się od otoczenia. Na jego widok wpadł Ci do głowy pewien pomysł.

– Hej, Kentaro! – zawołałaś, machając do niego ręką.

Chłopak zatrzymał się, obracając się w Twoją stronę. Spojrzał na Ciebie, unosząc brwi, jakby zastanawiał się, czy na pewno to do niego.

– Dołączysz do nas? Gramy w kolory! – zaproponowałaś z szerokim uśmiechem.

– Nie, dzięki – mruknął, odwracając się na pięcie, jakby już miał zamiar odejść.

Zmarszczyłaś brwi, ale szybko poderwałaś się z trawy, chwytając piłkę, która leżała obok. Ignorując zaskoczone spojrzenia koleżanek, ruszyłaś za nim, stając mu na drodze. Spojrzałaś na niego wyzywająco, a on odpowiedział Ci irytacją wymieszaną z lekkim zaskoczeniem.

– Po prostu nie mam ochoty – powiedział ostrym tonem, choć wyczułaś w nim cień wahania.

Widząc, że nie zamierzasz ustąpić, westchnął z rezygnacją.

– Dobra, ale tylko na chwilę – rzucił, patrząc na Ciebie tak, jakby to była kara, którą musi odbyć.

Triumfalnie uśmiechnęłaś się i poprowadziłaś go z powrotem na trawnik. Koleżanki spojrzały na Was z wyraźnym zaskoczeniem, ale szybko wzruszyły ramionami, akceptując nowego gracza.

– Zasady są proste – zaczęłaś wyjaśniać z entuzjazmem. – Rzucamy piłkę i mówimy kolor. Na „biały" i „czarny" nie można łapać. Jeśli złapiesz, odpadasz na jedną kolejkę.

Kentaro spojrzał na piłkę, potem na Ciebie, a na końcu wzruszył ramionami, jakby chciał to po prostu mieć za sobą.

Gra rozpoczęła się na nowo. Ku Twojemu zaskoczeniu, blondyn szybko załapał zasady i wciągnął się w zabawę. Choć na początku wyglądał, jakby robił to za karę, z każdą minutą stawał się coraz bardziej zaangażowany. Jego rzuty były precyzyjne, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Kiedy jedna z Twoich koleżanek popełniła błąd i odpadła, rzucił krótko:

– Amatorzy – z lekkim rozbawieniem, które zaskoczyło wszystkich.

Jego postawa wobec Ciebie była jednak wyraźnie inna. Kiedy niemal złapałaś piłkę na „czarny", rzucił cicho:

– Nie będę cię oszczędzał.

Mimo to jego spojrzenie zdradzało coś innego – delikatność, której nie okazywał nikomu innemu. Po kilkunastu minutach gra dobiegła końca, w dużej mierze dzięki temu, że Kyotani rzucał piłkę z taką siłą, iż nikt poza Tobą nie odważył się jej łapać. Gdy reszta dziewczyn się rozeszła, zostawiając Was samych, podszedł do Ciebie, wciskając ręce do kieszeni.

– Nie było tak źle – powiedział obojętnym tonem, ale coś w jego oczach zdradzało zadowolenie.

– To w takim razie zagramy jeszcze raz? – zapytałaś z uśmiechem.

– Może innym razem – odpowiedział, odwracając się, jakby chciał odejść.

Ale wtedy zobaczyłaś coś, czego się nie spodziewałaś – delikatny, autentyczny uśmiech, który był zarezerwowany tylko dla Ciebie.









Siemaaa kolejny rozdział tu zostawiam. Dziś 5091, coraz bardziej się rozpisuję. A co u was? Ja czekam już tylko na koniec sesji. Od połowy lutego będę już miała więcej czasu! Wreszcie zabiorę się za dalsze pisanie rozdziałów. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro