8
Pół przytomna szłam szkolnym korytarzem. Szczerze to miałam wszystko głęboko w poważaniu przez wczorajszy dzień.
-Melody! - krzyknęła Spencer.
Podeszłam do niej i w milczeniu się na nią patrzyłam.
-Jak się czujesz? - spytała.
-W porządku...-szepnęłam kłamiąc.
-Widzę po twoich oczach, że coś jest nie tak. Ja to czuję. Powiedz mi, proszę!
Akurat zadzwonił dzwonek na pierwszą lekcję więc nie musiałam jej odpowiadać.
-Wejdźcie do klasy. -usłyszałam lodowaty głos...Harry'ego Styles'a.
-Ale my mamy teraz w-f!- krzyknął ktoś z naszej klasy.
-Ale nie będzie. Mam z wami zastępstwo. No,już wchodźcie do tej klasy wreszcie!
Niechętnie minęłam go z pochyloną głową i poszłam usiąść do mojej ławki.
-Dziś pogadamy sobie o...hm,niech to będzie przemoc. W rodzinie. -powiedział psycholog.
Popatrzyłam na Spencer ze smutkiem w oczach.
-Po pierwsze pamiętajcie, że co należy zrobić gdy ktoś stosuje wobec nas przemoc?
-Zgłosić to komuś- rozległy się pomruki uczniów.
-No właśnie,Melody. -rozległ się śmiech Toma. Mojego byłego,który obecnie żywi do mnie złe uczucia i mi dokucza.
Posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Co mamy przez to zrozumieć,panie Fidler? - spytał go psycholog, patrząc to na mnie to na Toma.
-Nic, nic, panie profesorze. Nie zawracajmy sobie głowy takimi durnymi, pustymi lalami. - zarechotał Tom.
Te słowa zabolały.Co z tego,że nienawidzę Toma i już mnie on nie obchodzi? I tak te słowa zabolały.
Spencer poderwała się z krzesła i krzyknęła :
-Zamknij mordę,Fidler!
-Spokój! Obydwoje macie się uspokoić! - warknął Harry Styles.
-Ja tylko mówię jak jest...-mruknął Fidler kiwając się na krześle.
-Dosyć! -krzyknął psycholog.
Schowałam głowę w ramiona. Chciałam wyjść z tej klasy.
Do końca lekcji siedziałam skulona.
Następna lekcja była niezbyt ciekawa,bo było to zastępstwo z panią od religii. Oglądaliśmy film.
Po całym dniu w szkole ,o godzinie 16 wróciłam do domu.
Ojca nie było.
Więc wyszłam do sklepu, po kilka rzeczy do przekąszenia.
Biorąc rzeczy z najwyższej półki,straciłam równowagę i produkty wypadły mi z rąk prosto na podłogę.
-Pomogę ci -usłyszałam. Spojrzałam na osobę, która te słowa wypowiedziała. To jakiś żart ? Harry Styles ?
-Nie, dziękuję. Sama sobie poradzę. Przecież nie chce pan pomagać takim beznadziejnym zdołowanym nastolatkom jak ja...- szepnęłam z bólem przypominając sobie jego słowa z ostatniej rozmowy.
-Słuchaj,ja...
-Słowami można bardziej zranić niż pięścią- przerwałam mu pospiesznie i szybko poszłam do kasy.
-Melody!- krzyknął za mną psycholog. Zignorowałam to. Po zapłaceniu w kasie poszłam do domu.
* następnego dnia *
-Morgan ! - usłyszałam na szkolnym korytarzu krzyk
Przewróciłam oczami.
-Czego chcesz Fidler ?- spytałam.
-Gówna kuźwa. Odzywaj się z szacunkiem.- warknął Tom.
-Tom, co ja ci zrobiłam...
-Nic kurwa. Tylko ja cię nienawidzę ,rozumiesz ?!
-To daj mi spokój, Tom. Proszę...
-Oj , a czemu ? Zraniłem Melody? Oj uważaj żebym się kurwa nie zesrał ze smutku!
-Jak ty ją traktujesz , chłopie ?- wtrącił się do rozmowy Justin Baker. Strasznie mi się podobał.
-Zamknij się , Justin. Ona jest idiotką i tyle - wytłumaczył mu Tom.
-Nie mów tak. Melody , chodź dziś wieczorem ze mną na spacer. Pogadamy sobie. Hm?- spytał mnie Justin.
Byłam w szoku. Ktoś taki jak on chciał się ze mną umówić.
-Ja...tak. Z chęcią!
-Aleś kurwa se problemów narobił. Morgan to suka a ty się z nią umawiasz..ja pierdole ! - krzyknął Fidler do Baker'a.
Słysząc to , poszłam jak najdalej od nich.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro