Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8

Pół przytomna szłam szkolnym korytarzem. Szczerze to miałam wszystko głęboko w poważaniu przez wczorajszy dzień.

-Melody! - krzyknęła Spencer.
Podeszłam do niej i w milczeniu się na nią patrzyłam.

-Jak się czujesz? - spytała.

-W porządku...-szepnęłam kłamiąc.

-Widzę po twoich oczach, że coś jest nie tak. Ja to czuję. Powiedz mi, proszę!

Akurat zadzwonił dzwonek na pierwszą lekcję więc nie musiałam jej odpowiadać.

-Wejdźcie do klasy. -usłyszałam lodowaty głos...Harry'ego Styles'a.

-Ale my mamy teraz w-f!- krzyknął ktoś z naszej klasy.

-Ale nie będzie. Mam z wami zastępstwo. No,już wchodźcie do tej klasy wreszcie!

Niechętnie minęłam go z pochyloną głową i poszłam usiąść do mojej ławki.

-Dziś pogadamy sobie o...hm,niech to będzie przemoc. W rodzinie. -powiedział psycholog.
Popatrzyłam na Spencer ze smutkiem w oczach.

-Po pierwsze pamiętajcie, że co należy zrobić gdy ktoś stosuje wobec nas przemoc?

-Zgłosić to komuś- rozległy się pomruki uczniów.

-No właśnie,Melody. -rozległ się śmiech Toma. Mojego byłego,który obecnie żywi do mnie złe uczucia i mi dokucza.
Posłałam mu mordercze spojrzenie.

-Co mamy przez to zrozumieć,panie Fidler? - spytał go psycholog, patrząc to na mnie to na Toma.

-Nic, nic, panie profesorze. Nie zawracajmy sobie głowy takimi durnymi, pustymi lalami. - zarechotał Tom.
Te słowa zabolały.Co z tego,że nienawidzę Toma i już mnie on nie obchodzi? I tak te słowa zabolały.
Spencer poderwała się z krzesła i krzyknęła :
-Zamknij mordę,Fidler!

-Spokój! Obydwoje macie się uspokoić! - warknął Harry Styles.

-Ja tylko mówię jak jest...-mruknął Fidler kiwając się na krześle.

-Dosyć! -krzyknął psycholog.
Schowałam głowę w ramiona. Chciałam wyjść z tej klasy.
Do końca lekcji siedziałam skulona.
Następna lekcja była niezbyt ciekawa,bo było to zastępstwo z panią od religii. Oglądaliśmy film.
Po całym dniu w szkole ,o godzinie 16 wróciłam do domu.
Ojca nie było.
Więc wyszłam do sklepu, po kilka rzeczy do przekąszenia.
Biorąc rzeczy z najwyższej półki,straciłam równowagę i produkty wypadły mi z rąk prosto na podłogę.

-Pomogę ci -usłyszałam. Spojrzałam na osobę, która te słowa wypowiedziała. To jakiś żart ? Harry Styles ?

-Nie, dziękuję. Sama sobie poradzę. Przecież nie chce pan pomagać takim beznadziejnym zdołowanym nastolatkom jak ja...- szepnęłam z bólem przypominając sobie jego słowa z ostatniej rozmowy.

-Słuchaj,ja...

-Słowami można bardziej zranić niż pięścią- przerwałam mu pospiesznie i szybko poszłam do kasy.

-Melody!- krzyknął za mną psycholog. Zignorowałam to. Po zapłaceniu w kasie poszłam do domu.

* następnego dnia *

-Morgan ! - usłyszałam na szkolnym korytarzu krzyk

Przewróciłam oczami.

-Czego chcesz Fidler ?- spytałam.

-Gówna kuźwa. Odzywaj się z szacunkiem.- warknął Tom.

-Tom, co ja ci zrobiłam...

-Nic kurwa. Tylko ja cię nienawidzę ,rozumiesz ?!

-To daj mi spokój, Tom. Proszę...

-Oj , a czemu ? Zraniłem Melody? Oj uważaj żebym się kurwa nie zesrał ze smutku!

-Jak ty ją traktujesz , chłopie ?- wtrącił się do rozmowy Justin Baker. Strasznie mi się podobał.

-Zamknij się , Justin. Ona jest idiotką i tyle - wytłumaczył mu Tom.

-Nie mów tak. Melody , chodź dziś wieczorem ze mną na spacer. Pogadamy sobie. Hm?- spytał mnie Justin.
Byłam w szoku. Ktoś taki jak on chciał się ze mną umówić.

-Ja...tak. Z chęcią!

-Aleś kurwa se problemów narobił. Morgan to suka a ty się z nią umawiasz..ja pierdole ! - krzyknął Fidler do Baker'a.
Słysząc to , poszłam jak najdalej od nich.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro