6
Nagle niebo zrobiło się granatowe i momentalnie zaczął lać deszcz.
-O nie...-mruknęłam
-Wracasz pieszo do domu?-spytał Styles
-No raczej nie!Eh,poczekam w jakimś budynku aż skończy lać.-powiedziałam wstając z ławki.
-Podwiozę cię do domu,jeśli chcesz.-zaproponował brunet.
-Nie,dzięki.A co z chemią do końca tygodnia?Dalej będzie z panem zastępstwo?-spytałam
-Nie,już nie.Będziecie mieli zastępstwo z kimś innym.A i przypominam że jutro jest zebranie o 18 w sali 202!-odparł
-Okej,to do widzenia!A i następnym razem niech mi pan da dokończyć papierosa!-krzyknęłam przygłuszona deszczem i grzmotami.
Schowałam się w najbliższym budynku.I zaczęłam czekać,aż się trochę rozpogodzi.
*Kilka dni później ,godzina 19*
-Czemu nie poszedłeś na zebranie?-spytałam nieśmiało ojca.
-Nie twoja sprawa.Idź się lepiej ucz!-warknął patrząc na mnie groźnie.
-Gdzie jest Louis? Miał wrócić od mamy na kilka tygodni i do nas przyjechać po konferencji...
-Szczerze mówiąc gówno mnie to obchodzi.-odpowiedział.
-Powinien już wrócić z konferencji-mruknęłam.
Ojciec pociągnął mnie i syknęłam z bólu.
-Nie zadawaj zbędnych pytań.Zrób coś wreszcie !-krzyknął trzymając moją rękę w żelaznym uścisku.
-Cały czas tak mówisz,a tak na prawdę sam niczego nie robisz!Tylko potrafisz żłopać alkohol,leżeć i krzyczeć.I wymagać ode mnie nie wiadomo czego!-krzyknęłam przez łzy.
-Co żeś powiedziała,gówniaro?!-wrzasnął mój ojciec uderzając mnie w twarz.Miejsce,w które otrzymałam cios zaczęło mnie piec.
-Nienawidzę cię!-wydarłam się przełykając własne łzy,a ojciec złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę schodów.Nagle zadzwonił do drzwi dzwonek.Oboje podeszliśmy do drzwi.
Tato je otworzył.
Ku naszym oczom ukazał się brunet o zielonych oczach.Harry Styles.
-Dobry wieczór.Jestem szkolnym psycholog...co ci się stało,Melody?!-urwał Styles widząc mnie.
-Nic jej nie jest.Kim pan jest?-warknął mój ojciec,a ja zacisnęłam usta.
-Harry Styles,szkolny psycholog i wychowawca Melody.Kilka dni temu na zebraniu nikogo z rodziców bądź opiekunów prawnych Melody nie było.Jest pan jej ojcem?-spytał psycholog nie spuszczając mnie z oka.Byłam cała zapłakana.
-Tak,a bo co?A ty Melody idź na górę i to natychmiast!-powiedział przez zęby mój ojciec.
-Ale..-zaczęłam niepewnie.
-Rób co mówię.Jazda na górę!-podniósł na mnie głos ojciec patrząc na mnie złowieszczo.
Pobiegłam prędko do mojego pokoju i rzuciłam się na łóżko.
Po około 10 minutach usłyszałam trzaśnięcie drzwi,czyli Harry Styles już opuścił nasz dom.
To źle,że widział mnie w tym stanie.Oby się niczego nigdy nie domyślił...
Postanowiłam napisać do Spencer
Od:Ja
Do: Spencer💕
Hej,pomóż mi:((
_________________
Od:Spencer💕
Do:Ja
Boże drogi,Melody,co się stało?!:o
__________________
Od:Ja
Do:Spencer💕
Ojciec...:c
__________________
Po chwili rozmowy,Spencer wpadła na pomysł abym do niej poszła na noc.
Wyszłam z pokoju.Przez okno.Innej opcji nie było,ponieważ ojciec by mnie nie wypuścił.
-No i on mnie zobaczył zapłakaną...
-Może się nie domyśli.No ale jest psychologiem więc on już pewnie wyczuwa coś się kroi.
-Tja,pan psycholog wielki.
-Melody,ale przyznaj,że jest przystojny.
-Spencer,o co chodzi?
-No o nic.Jest przystojny,prawda?
-No..eeee.Tak,jest przystojny-odpadłam po chwili ciszy.
-Nawet bardzo.-dodała Spencer śmiejąc się.
-Nie wiem,znam go zaledwie tydzień.A poza tym to nasz wychowawca.Eh,Spencer,tobie każdy nauczyciel się podoba!
-Melody,nie przesadzaj. Ale wiesz,że ciebie kocham?
-Od kiedy ty zmieniłaś orientacje?-zaśmiałam się.
-Oj no w końcu po przyjacielsku tez można kochać. Tak jak ja kiedyś kochałam Puchatka. To w końcu mój przyjaciel!-odrzekła Spencer patrząc na pluszowego misia.
Oj ta Spencer...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro