5
-Zmartwił się pan?-szepnęłam cicho
-No tak,to normalne.W końcu jestem szkolnym psychologiem.I waszym wychowawcą na ten rok szkolny,panno Morgan.-powiedział
-Wychowawcą?-zdziwiłam się bo niczego nie wiedziałam na ten temat.
-Zgadza się...a teraz chciałbym cię o coś spytać.
-Proszę pytać -powiedziałam mając lekki uśmiech.
-Czemu powiedziałaś że najbardziej lubisz noc?
-Już przecież podałam trzy powody-odpowiedziałam przybierając kamienny wyraz twarzy.
-Ale dlaczego akurat takie powody a nie na przykład dlatego że gwiazdy są ładne i księżyc?-spytał trochę żartobliwie.
-Bo to co powiedziałam to prawda...-mruknęłam niechętnie wypowiadając się na ten temat.
-Niepokoję się tym trzecim powodem,panno Morgan.-rzekł krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Spojrzałam ze smutkiem w jego oczy.
-Bo tak jest.-szepnęłam pochylając głowę.
Styles złapał mnie za brodę i uniósł moją głowę do góry.
-Martwi mnie to-powiedział cichym głosem.
-Nie ma powodów do zmartwień.Wszystko jest w porządku...-Skłamałam nie patrząc mu w oczy.
-Cieszę się.A teraz,panno Morgan,muszę iść na dyżur a już koniec przerwy zaraz.To do zobaczenia-powiedział uśmiechnięty i otworzył mi drzwi.
-Do widzenia-odpowiedziałam i poszłam w kierunku mojej klasy.
Rozpoczęła się lekcja plastyki.
-Morgan.-warknęła pani Drablow,nauczycielka plastyki.Młoda i dość wredna.Ma 25 lat.
-Tak?-spytałam unosząc głowę znad ławki.
-Czy ty mnie słuchasz?Znów masz ten bezczelny wyraz twarzy i zamiast słuchać mnie,to gapisz się przez okno!Czy do ciebie nie dociera waga moich słów?!
-Ja...słucham...-wyjąkałam
-To powtórz co przed chwilą mówiłam-warknęła
-Yy perspektywa z lotu ptaka zbieżna?
-To ja ciebie pytam!-krzyknęła pani Drablow.-Wynocha z tej klasy !Natychmiast!-wrzasnęła a cała klasa ucichła.
Posłusznie wzięłam torbę i pośpiesznie wyszłam z klasy.Nie chciałam mieć kolejnych problemów.
Opuściłam budynek szkoły i ubrałam moje okulary przeciwsłoneczne,bo temperatura sięgała rano już 24 stopni.
Weszłam do najbliższego sklepu z jedzeniem.
Sprzedawcą był mój kuzyn więc to że biorę papierosy to nie sprawiło mi kłopotu.
-Tylko za dużo nie pal!-ostrzegł mnie kuzyn
-Spokojnie,znam umiar-odpowiedziałam uśmiechając się i poszłam w stronę parku.Zapaliłam papierosa.Zapatrzyłam się w staw,a w tym momencie poczułam,że ktoś zabiera mi z ręki papierosa.
-Oddawaj !-warknęłam i się odwróciłam do osoby która zabrała mi papierosa.Zamurowało mnie.Tą osobą był nasz nowy psycholog !
Włożył sobie do ust MOJEGO papierosa i zaczął go bezczelnie palić.
-Eee-mruknęłam trochę zaskoczona tym,że go spotkałam.
-Gdzie teraz idziesz?-spytał jak gdyby nigdy nic.
-Nigdzie.Zostane w parku-odpowiedziałam i skierowałam się do najbliższej ławki.
-A nie powinnaś mieć jeszcze dwóch lekcji?-spytał idący za mną Harry Styles.
-Plastyczka kazała mi się wynosić.-wytłumaczyłam
-Pani Drablow?Ta miła,ładna blondyneczka?
-Tak-fuknęłam pod nosem i usiadłam na ławce.
-To ja się przysiądę.-rzekł Styles i się koło mnie usadowił...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro