4
-Siadajcie.-usłyszałam głos wchodzącego do klasy pana Styles'a.
-Sprawdzę obecność na tej lekcji.-powiedział patrząc na nas wszystkich.
Wyczytywał kolejno nazwiska.
-Melody Morgan..-mruknął szukając mnie wzrokiem.
-Jestem-powiedziałam.
-Na poprzedniej lekcji cię nie było?-spytał unosząc brew.
-Tak.
-Z jakiego powodu?-Harry Styles spytał będąc dociekliwym.
-Eee...no.Bo ja...-zaczęłam się tłumaczyć.
-Zostaniesz na moment na przerwie,dobrze?
-Czy to konieczne?-jęknęłam zażenowana.
-Tak.Jeśli JA tak mówię to znaczy,że to konieczne.-oschle powiedział i posłał mi wrogie spojrzenie.
-Z racji tego,że wasza nauczycielka od chemii nie przekazała mi żadnego materiału do przerobienia,to sobie pogadamy.-powiedział Styles przeciągając się na krześle.-Będziemy zadawać sobie pytania-dodał
-Dziecinada...-szepnęłam sama do siebie.
-Najpierw ja będę zadawać pytanka wam,a potem wy mi.Zacznę od pierwszej ławki tego rzędu -powiedział wskazując na rząd,w którym siedziałam.
-Twoja ulubiona książka i powody dlaczego ona ci się poda?Podaj trzy powody.-powiedział do siedzącej w pierwszej ławce Emmy.
Ta odpowiedziała na jego pytanie.Zadał kolejne pytania pozostałym osobom.Teraz moja kolej.Spojrzał na mnie i się na moment zamyślił.
-Ulubiona pora w ciągu całej doby?Podaj trzy powody dlaczego ta a nie inna.
-Myślę,że...noc.-odpowiedziałam
-Bo można spać?-spytał rozbawiony psycholog,a uczniowie parsknęli śmiechem.
-Nie.Dlatego,że po pierwsze nikt mi nie mówi co mam wtedy robić i nikt nie naruszy mojej prywatności,po drugie mogę być sama,rozmyślać.A po trzecie to...-urwałam wypowiedź i zrobiło mi się smutno.
-Tak,panno Morgan?-spojrzał na mnie uważnie Styles.
-Ale...
-Mów-rozkazał psycholog.
-A po trzecie można sobie tak płakać,płakać i nikt nas nie usłyszy...-szepnęłam,ale on to doskonale usłyszał bo stał nade mną i patrzył mi w oczy z lekkim niepokojem.
Słysząc mój trzeci powód zmarszczył lekko czoło.
***
(Po lekcji)
Zgodnie z umową zostałam po tej lekcji w klasie.
Harry Styles zbliżył się do mnie i spojrzał w moje oczy.Obserwowałam z bliska jego mimikę twarzy.
-Czemu cię nie było na pierwszej lekcji?-ponownie spytał.
Nie odpowiedziałam.Odsunęłam się i patrzyłam w podłogę.
-Jeszcze wytłumacz mi co z twoją wargą i ręką.-rzekł.
Przestraszona schowałam lewą rękę za plecy,ale zorientowałam się że chodzi mu o prawą,na której został ślad po incydencie z ojcem.
-Warga?Eee schodziłam ze schodów w domu i się przewróciłam.Ręka?Też przez ten upadek -wymamrotałam kłamiąc mu w żywe oczy.
-To dobrze,bo się zmartwiłem że ktoś ci coś zrobił -szepnął uśmiechając się.
-Nie,wszystko w porządku.-powiedziałam zdławionym głosem,ale po chwili lekko się uśmiechnęłam .
Dobrze usłyszeć że jest na tym świecie osoba,która się o mnie zmartwiła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro