3
-O cholera!-krzyknęłam zrywając się z łóżka.Do rozpoczęcia pierwszej lekcji pozostało 20 minut,a ja w tym czasie zdążę co najwyżej się ubrać !No i pomalować.
Gdy już się ubrałam (co zajęło mi jednak tylko 5 minut) uchyliłam drzwi swojego pokoju i usłyszałam gniewne mamrotanie ojca.
-Melody-usłyszałam jego warknięcie.
-Co?-spytałam jednocześnie kończąc makijaż ( co zajęło mi kolejne 5 minut).
-Zejdź tu-usłyszałam jego chłodny głos.
To nie wróżyło niczego dobrego.No cóż,mój ojciec był trochę...patologiczny?No nie wiem jak to określić,ale niestety żywił wobec mnie przemoc.Moja matka się z nim rozwiodła trzy lata temu zabierając ze sobą mego starszego o 11 miesięcy brata Louis'a.
Od tego czasu ojciec wpadł w jeszcze większą paranoję.Przed rozwodem także zachowywał się czasami nagannie,ale po rozłące bywa gorzej.I czasem zdarza mu się napić.I to ostro.
Wtedy jest najgorzej.
-Tak?-spytałam zachowując między nim a mną dużą odległość.
-Co to za kolejna jedynka z chemii?!-wrzasnął na mnie.
Nie przestraszyłabym się tak bardzo gdyby nie ten fakt,że poczułam od niego alkohol.To się skończy źle w takim razie...
-Ja to poprawię-powiedziałam zagryzając policzki od środka.
-Co poprawisz?! Ty gówno poprawisz!Bo gówno umiesz ! Nic nie robisz! Lenistwo to jest! Ty NICZEGO do cholery nie umiesz!-zaczął krzyczeć i złapał mnie za rękę tak mocno,że poczułam przechodzący prąd pod skórą.
-Tato..-szepnęłam przestraszona.On mnie uderzył i poczułam krew lecącą z moich ust.
W moich oczach pojawiły się łzy.Natychmiast złapałam torbę i wybiegłam z domu.
Po drodze zaczęłam biec,aby się nie spóźnić.Lecz zanim dobiegłam do szkoły minęła już pierwsza lekcja.Weszłam akurat w momencie,w którym rozległ się dzwonek na przerwę.Przygnębiona po porannym zajściu z ojcem,usiadłam na ławce i schowałam twarz we włosach.
-Melody!-usłyszałam nade mną głos Spencer,mojej przyjaciółki z klasy.
-Spencer...-mruknęłam.
-Czemu cię nie było?-odrazu spytała siadając obok mnie.
-Ah...eee no ten.-wydukałam z siebie.
-No?I powiedz mi jeszcze dlacze...o Boże,Melody!Twoja warga...i ręka!-pisnęła ze strachem w oczach.
-Dlatego mnie nie było...-szepnęłam.
-Oh,zrób coś z tym!Zgłoś to komuś...to przecież przemoc!-jęknęła Spencer.
-Ta-mruknęłam zakrywając twarz w rękach.
-O co tym razem poszło?-spytała Spencer.
-O jedynkę z chemi...do tego był pod wpływem alkoholu.Wiesz jaki wtedy jest...-wytłumaczyłam coraz bardziej przygnębiona.
-Tak.A w ogóle chciałam ci powiedzieć że dziś na pierwszej lekcji nie było chemii,bo się babka od chemii rozchorowała.Była lekcja z tym nowym psychologiem.Teraz powinniśmy mieć drugą godzinę chemii,tak jak w planie.Ale będziemy mieć znów z tym facetem.-wyjaśniła mi Spencer.
Teraz usłyszałyśmy dzwonek na lekcje.Na lekcję z panem Styles'em.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro