Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Royce

Kwiecień

Gdyby ktoś powiedział mi cztery lata temu, że moje studio tatuażu odniesie tak duży sukces, zaśmiałbym się temu komuś prosto w twarz. Jako zgorzkniały dwudziestosiedmiolatek podnoszący się po życiowej stracie, nie myślałem trzeźwo. Chciałem się czymś zająć żeby nie siedzieć bezczynnie w miejscu. Mentalnie tkwiłem w gównie, ale fizycznie musiałem się podnieść i ruszyć do przodu. Nie mogłem stać w nieskończoność. A przynajmniej tak uważała moja matka.

W przerwie między tatuażami siedziałem za ladą i wciskałem w siebie wytrawną tartę z kurczakiem i szpinakiem, którą przyniosła mi rano matka. Na blacie stały tarty z kremem dyniowym i jedna z jabłkami, którą wielbiłem. Były podzielone na kilka kawałków, z czego po sześć już zniknęło, gdy ktoś przychodził się dziarać, zapisać, czy skonsultować projekt. Esther zjadła swoją wytrawną porcję godzinę temu, bo moja rodzicielka podzieliła nam ją na pół w ramach świętowania czwartej rocznicy. Nadal wierzyła, że jesteśmy do siebie na tyle podobni, by dać sobie szczęście.

Byłem przy kilku ostatnich kęsach gdy do salonu wkroczył Rune z Levim na ramionach. Młody miał w rękach kartkę złożoną na pół, którą nieumiejętnie chował za plecami. Na twarzy miał wypisaną ekscytację.

— Cześć wujku Ce! — wykrzyknął.

— Czołem, młody — odpowiedziałem bez entuzjazmu, z buzią pełną jedzenia.

Moment później pojawiła się Esther, która przygotowywała mi stanowisko dla następnej klientki.

— Mój ulubiony brat szefa i jego mały krasnal — przywitała się standardowo. — Wyglądacie przystojnie w tych koszulach.

Rune miał na sobie granatową w niebieskie wieloryby, a Levi niebieską w granatowe. Moja bratowa, Nile, która była w połowie drugiej ciąży, uwielbiała kupować ubrania tak by były niemal identyczne. Nigdy nie zapomnę tego, jak na gwiazdkę któregoś roku kupiła mi i moim braciom takie same swetry z grafiką przedstawiającą półnagą kobietę, ale na każdym był inny kolor jej stanika. Moja matka uparła się na zdjęcie pod choinką, które wisi teraz pośród miliona innych w salonie mojego rodzinnego domu przy Green Lake.

— Ciociu Est, mam coś dla wujka Ce, chcesz zobaczyć?

Moja pracownica pokiwała entuzjastycznie głową więc Rune postawił młodego na ziemi, a ten złapał Esther za rękę i pociągnął do drugiego pomieszczenia, chowając kartkę za plecami. Wcale jej nie widziałem.

— Levi uparł się, że musi ci przynieść kartkę, bo twój salon ma cztery lata. Nile ledwo uniknęła pieczenia tortu, bo młody tak się napalił na świętowanie, że zaczął wymyślać placek z masą zakrapianą tuszem. — Brat podszedł do lady i oparł się o nią łokciami. — Co myślisz o wyskoczeniu w sobotę na kluby?

— Twoja ciężarówka nie będzie zadowolona jeśli przywleczemy cię do domu o piątej nad ranem w stanie nieważkości po dziesięciu piwach.

— Tu cię mam, mój najdroższy bracie. Nile sama to zaproponowała, bo uważa, że przyda ci się trochę rozrywki i świętowania swojego sukcesu.

Nie lubiłem świętować. Szło dobrze to fajnie, ale nie było po co robić z tego nie wiadomo czego. Nie tatuowałem sław międzynarodowych więc póki co powodów do dumy nie miałem.

— Nie mam ochoty na kluby — mruknąłem.

Wsunąłem w usta widelec z ostatnią porcją mojej tarty i popiłem go energetykiem. Gdy sprzątnąłem po swoim posiłku, zerknąłem na brata, który nieustępliwie milczał. Jego zmrużone oczy mówiły mi, że nie odpuści tak łatwo.

Chciałem rozpocząć wykład na temat tego, jak bardzo nienawidzę picia w klubach pełnych ocierających się o siebie małolatów, ale drzwi znów się otworzyły. Zerknąłem nad ramieniem brata i dostrzegłem dziewczyny z parku. Kirby, która miała być tatuowana ubrała się w krótką sukienkę w zielonym kolorze i wysokie szpilki, a Vafara w długą czarną bluzę z kapturem, czarne rajstopy z zdobieniami w kształcie róż i martensy. Na głowie miała ciasnego koka, a na twarzy makijaż podkreślony bordowymi ustami. To, jak drastycznie różniły się od siebie te laski było wręcz zadziwiające.

— Cześć wam! — wrzasnęła z przesadnym entuzjazmem Kirby. — Miło cię widzieć Ramo, też robisz sobie tatuaż?

— Ma na imię Rune — mruknęła Vafara. — Dzień dobry.

Mój brat parsknął śmiechem, ale nie skomentował pomyłki. Gdy Kirby stanęła obok niego, objął ją ramieniem jak młodszą siostrę. Jej entuzjazm podwoił się gdy z chęcią oddała mu uścisk. Vafara stała z boku, przyglądając się im z taką samą miną jak moja — obojętną.

— Dzień dobry — odezwałem się, żeby nie wyjść na totalnego palanta.

Szatynka posłała mi krzywy uśmiech i zdjęła z ramienia torbę, z której następnie wyjęła wysoki, kwadratowy pojemnik. Podeszła do lady, postawiła go i zdjęła górną część, ukazując mały, marchewkowy tort. To, jak wielki ogarnął mnie szok było nie do opisania. Nie sądziłem, że... będzie pamiętać o tym, o czym wspominałem w parku. I to dwa tygodnie temu.

— Wszystkiego najlepszego dla twojej pracy — powiedziała niepewnie, łagodnym głosem.

— Upiekłaś ciasto? — Rune przerwał ciszę, która zapanowała. — Cholera jasna, wygląda jak z cukierni. Jak zajebiście dobra musisz w tym być żeby zrobić taką miniaturę!

Na jej bladą buzię wstąpił nieznaczny rumieniec, ale nie uśmiechnęła się. Obojętny wyraz jej twarzy nabrał twardości, jakby próbowała się od nas odgrodzić. Jakby nie wierzyła, że Rune naprawdę był szczerze zaskoczony i zachwycony jej mini wypiekiem.

— Trzeba tylko kupić tortownicę o mniejszej średnicy — mruknęła. — Żadne cuda.

Zerknąłem na jej przyjaciółkę, która z westchnięciem przewróciła oczami. Moment później otoczyła szatynkę ramieniem i mocno pocałowała ją w policzek.

— Tortownica dała kształt, zabójczy smak jest twoją zasługą Vafs, nie bądź taka skromna.

W odpowiedzi wzruszyła ramionami.

Było w tej dziewczynie coś znajomego — smutek w jej oczach, które miały przepiękny miodowy odcień z kilkoma głęboko brązowymi refleksami. Długie, grube rzęsy podkreślały jej oczy, które o wiele mocniej przyciągały uwagę niż bordowe usta. A przynajmniej moją uwagę.

Vafara wydawała się... złamana.

— Czy to będzie bardzo nietaktowne jeśli sam zjem połowę? — Rune zapytał nas z nadzieją.

Kirby parsknęła śmiechem.

— Tak, bo to ja dostałem ciasto — odpowiedziałem. — Jest moje.

— Doprawdy? — Uśmiechnął się złośliwie, przekręcając głowę na bok. — Levi! Przyszła pani z parku z ciastem marchewkowym!

Co za skurwiel.

Małe nogi momentalnie przywiodły do nas mojego rozanielonego bratanka. Spojrzał na dziewczyny, na ojca, na mnie i wbił swoje wielkie oczy w twarz Vafary. Posłała mu cierpki uśmiech.

— Pani ma ciasto dla mnie?

— W sumie to dla twojego wujka, ale na pewno się z tobą podzieli.

— A dla mnie też będzie jak będę miał urodziny? — dopytywał młody.

— Pewnie, możemy się spotkać w parku i zjeść je nad jeziorem. — Wzruszyła ramionami. — Kiedy masz urodziny?

— Mam urodziny trzeciego czerwca, proszę pani.

— No to umówmy się, że trzeciego czerwca spotkamy się na kładce nad jeziorem o dwunastej trzydzieści. Dobra? Przypomnę się twojemu wujkowi.

— Tak! — krzyknął z szerokim uśmiechem i odwrócił się do nas. — Słyszysz tatusiu?! Dostanę ciasto. A ty co mi dasz?

Kirby znów wybuchła śmiechem, w czym wspomógł ją Rune. Kucnął przed młodym i szeroko rozłożył ramiona, przez co ten od razu go przytulił.

— Niespodziankę — odpowiedział z powagą. — A teraz czas dać prezent wujkowi, prawda?

— Tak!

Wyrwał się z jego objęć i popędził z powrotem do drugiego pomieszczenia. Moment później wrócił z Est, która uśmiechnęła się jak wariatka na widok Vafary. Po tym, jak zobaczyła jej kolczyki w sutkach, nie mogła przestać kłapać o nich buzią. Zachwycała się pomysłem i tym, jak ładne moja klientka miała piersi. Est miała spore zderzaki, w rozmiarze D, o czym wiedziałem przez jej ciągłą paplaninę, którą znosiłem od czterech lat. Jej zachwyt polegał na tym, że Vafara miała piersi o wiele mniejsze. Zdaniem Est, małe cycki są o wiele ładniejsze. Dla mnie z kolei każde były spoko, bo były cyckami. Ale musiałem przyznać, że niewielkie piersi o idealnych okrągłych sutkach mojej klientki miały swój urok.

Kurwa, o czym ja do cholery myślałem?

Levi podszedł do mnie za ladę i wystawił w moim kierunku laurkę, którą samodzielnie wykonał. Przedstawiała mężczyznę z czapką na głowie, który był pokreślony po skroni, szyi i rękach, czyli tam, gdzie miałem tatuaże, których nie zakrywała narysowana przez młodego koszulka. Za postacią było moje studio, które poznać mogłem po tym, że w szybie świecił neon z nazwą.

— Wszystkiego najlepszego wujku Ce! — powiedział, gdy odbierałem prezent. — Ładnie zrobiłem ci rysunki?

— Bosko — odparłem. — Zwłaszcza wąż na moim ramieniu.

Wąż był jedynym bohomazem, który był czytelny. W wersji przedstawionej przez młodego oplatał całą moją rękę i był jednolicie czarny. W rzeczywistości wąż był chudy i wytatuowany tak, że widać było jego łuski. Zaczynał się przy zgięciu a kończył na bicepsie, gdzie z głowy wystawał długi, cienki język. Zrobiłem go dwa lata temu gdy miałem ciężki okres. Jest dla mnie symbolem nienawiści i niebezpieczeństwa, bo epizod depresyjny, który wtedy przeżywałem doprowadził mnie niemal do katastrofy. Kojarzy mi się również z inteligencją mojego najstarszego brata, bo to on i jego gadka pomogły mi przejść przez kilka dni piekła rozgrywającego się w mojej głowie. Od tamtego momentu zamiast się załamywać i doprowadzać do granic wytrzymałości, tatuuję pod wężem kreskę. Stąd mnóstwo kresek na rysunku również jest świetnie odzwierciedlone. Robię je zawsze bez zastanowienia, a Levi narysował je wokół gada równie bezmyślnie.

Przytuliłem młodego, cmoknąłem w policzek i postawiłem laurkę na półce, która stała za mną. Miałem na niej kilka figurek przedstawiających smoki. Traktowałem je jak trofea, bo były prezentem od osoby, o której nie chciałem i nie mogłem nigdy zapomnieć.

— No dobra, to może ja pokroję tort dla nas a was dziewczyny poczęstuję tartami naszej matki? — zaproponował Rune, przerywając dialog toczący się pomiędzy Kirby a Esther.

— Ja uciekam — odpowiedziała Vafara. — Mam kilka spraw do załatwienia. Życzę dalszych sukcesów — posłała mi lekki, wymuszony uśmiech i szybko się odwróciła, a potem odmaszerowała.

Gdy zamknęły się za nią drzwi, Kirby przez chwilę zaciskała usta i pięści, a potem wbiła spojrzenie w mojego brata i głośno westchnęła.

— Z chęcią spróbuję tarty waszej mamy.

— Świetnie. — mruknąłem.

Rune klasnął w dłonie i zabrał się za robotę, a ja sięgnąłem po tablet, na którym miałem kilka nowych wzorów. Powiększyłem je na cały ekran i spojrzałem na Kirby.

— Co będziemy tatuować i gdzie?

— Chciałam coś co będzie symbolem siły i odwagi — oznajmiła z uśmiechem, który nagle zrobił się smutny. — Na uczczenie mojej przyjaźni z Vafie.

Kiwnąłem głową na znak, że przyjąłem i zmieniłem folder z projektami na wzory, które już sprzedałem. Wybrałem ten, który miał na ramieniu Ramone. Zrobiłem mu go gdy na moim ciele pojawił się wąż. Tatuaż brata był symbolem naszej braterskiej więzi i tego, że po raz kolejny udało mi się zwyciężyć z samym sobą.

Odwróciłem tablet ekranem do brunetki, której Rune podawał właśnie kawałek tarty z kremem dyniowym. Odebrała go i skupiła się na projekcie.

— To ważka? — zapytała.

— Tak, ale wzór jest już zrobiony na kimś innym. Za jakieś dwadzieścia minut zrobię na bazie tego projektu dwie propozycje, które będą do ciebie lepiej pasować. Co o tym sądzisz?

— A co konkretniej symbolizuje ważka?

— Może mieć wiele znaczeń, wszystko zależy od posiadacza. Na przykład w kulturze japońskiej ważka jest symbolem siły, szybkości i zwinności. W chińskiej oznacza harmonię i dobrobyt. Szczerze powiedziawszy można ją połączyć z wieloma rzeczami, jest bardzo elastycznym wzorem. Ta, którą tutaj widzisz jest dla posiadacza symbolem relacji z ważnym dla niego człowiekiem i oznacza siłę, więź i pewnego rodzaju transformację, bo ważki najpierw żyją w wodzie, a następnie wzbijają się w powietrze.

Uśmiech, który uformował się na ustach dziewczyny mówił mi, że trafiłem w punkt.

— Chciałabym małą, zrobioną samym czarnym kolorem, której jedno skrzydło będzie idealne a drugie pokiereszowane. Im prościej będzie narysowana tym lepiej. Jesteś naprawdę świetny w mówieniu o tym, nawet bym nie pomyślała o owadzie.

— Symbolika jest dla szefa bardzo ważna — wcisnęła swoje dwa centy Est. — Jest tym typem artysty, dla którego każda dziara ma mieć znaczenie, ale robi też takie, które są po prostu ładne.

— A co symbolizują czarne róże?

Przez moment patrzyłem na jej zaciętą minę, którą starała się ukryć powód swojego pytania.

— Przeważnie cierpienie.

Spuściła wzrok na ciasto, więc uznałem, że trafiłem w sedno.

***

Po czwartym z kolei piwie w towarzystwie braci, poczułem, że zaczynam się rozluźniać. Muzyka grała zdecydowanie za głośno jak na mój gust — albo była po prostu chujowa — światła stroboskopowe były za mocne, a ilości napalonych gówniarzy nawet nie chciałem komentować. Co kilka chwil podchodziły do nas jakieś małolaty i trzepotały rzęsami jak szalone, myśląc, że jesteśmy na tyle zdesperowani by postawić im drinki. Cóż, nie w tym życiu.

— Za czym tak patrzysz? — Pytanie wyszło z ust mojego najstarszego brata i zostało skierowane do średniego. Rune gapił się nieustępliwie na drugi koniec baru. — Szukasz  żony, czy co?

— Nie, idioto, nie jestem pijany — odpowiedział poirytowanym głosem.

Spojrzeliśmy z Ramone na siebie i równocześnie wzruszyliśmy ramionami. Upiłem kilka powolnych łyków mojego piątego piwa i obróciłem się na krześle w stronę parkietu.

Nie minęła minuta, a podeszła do mnie dziewczyna w krótkim topie przez który doskonale widziałem jej sztuczne piersi i mini spódnicy z dżinsu, która przy pochyleniu pokaże mi jej majtki. Cóż, wyglądała dość wyuzdanie, ale miała naprawdę ładny uśmiech. Jej ciemnofioletowe włosy obcięte do ramion były niemal mokre.

Oparła dłonie na moich kolanach, które akurat w tym momencie miałem gołe przez wycięcia w spodniach, i pochyliła się ku mnie z lubieżnym uśmiechem. Kątem oka widziałem jak Rune ciągnął Ramone w kierunku, który tak intensywnie moment wcześniej obserwował. Wyglądał na podekscytowanego.

— Heeej — usłyszałem przy uchu. Moja nowa koleżanka niemal wbijała cycki w mój tors. Jej język obrysował małżowinę mojego ucha, a dłoń z kolana niebezpiecznie skierowała się ku górze. — Jesteś zajebiście przystojny.

— Ta, dzięki, to miłe.

Odstawiłem kufel z piwem, który trzymałem w prawej ręce i delikatnie złapałem dziewczynę za ramiona, a następnie odsunąłem od swojego ciała. Stanęła między moimi nogami z miną zbitego szczeniaka. Nie kupowałem tego.

— Jesteś tutaj sam? — zapytała z nadzieją, znów łapiąc moje kolana.

— Nie, jestem z braćmi.

— Wszyscy jesteście tacy seksowni?

Westchnąłem.

Nie byliśmy brzydcy, co niejednokrotnie wykorzystywaliśmy za czasów szkolnych, ale jak znaleźliśmy się w wojsku, a potem na misjach, przeklinaliśmy urodę. Mimo że poznałem ogrom świetnych ludzi, zdarzały się też jednostki, które uprzykrzały mi życie swoim złośliwym pierdoleniem. Przez to, że dbałem o zarost, miałem dość regularne, choć ostre rysy i pełne usta, często spotykałem się z określeniem „pedał". Kiedyś miałem z tym problem, teraz w ogóle bym nie zareagował. Opinia osób, które mnie nie znają i nie mają na mnie pływu latała mi koło dupy. A określanie mnie pedałem było żałosne. Każdy człowiek, który używa tego słowa obraźliwie jest infantylnym gówniarzem bądź kretynem.

— Jesteśmy do siebie podobni — odpowiedziałem dziewczynie.

— Zawsze jesteś taki niedostępny? — Uśmiechnęła się psotnie i powoli wystawiła język przekłuty kolczykiem z niebieskim oczkiem. — Wiesz jak ten kolczyk pasuje do twojego kutasa?

— Nie, nie wiem.

— Idealnie, przystojniaku. Może skoczymy do łazienki?

Uniosłem prawą brew, przyglądając się jej uważnie i dostrzegłem w jej oczach desperację.

— Nie mam potrzeby by iść do łazienki — odpowiedziałem szczerze, uśmiechając się złośliwie. Zaczynała mnie wkurzać. — Jeśli wolisz chodzić do kibla w towarzystwie to zabierz koleżankę, moje bratowe lubią chodzić sikać razem.

Prychnęła.

— Oczywiście, że jak przystojny i dobrze ubrany to pusty i zjebany — podsumowała.

Odwróciła się napięcie i odmaszerowała, specjalnie kręcąc biodrami.

Pochwyciłem swoje piwo po raz drugi i upiłem kolejne kilka łyków, zanim coś zwróciło moją uwagę. Niska szatynka szarpała się w tańcu z pijanym typem, który próbował przycisnąć ją do siebie na siłę. Dziewczyna miała na sobie czarne dżinsy z wysokim pasem, czarny stanik i prześwitującą czarną bluzkę, która przylegała do jej ciała jak druga skóra. Do tego czarne szpilki.

W pewnym momencie straciła chęć walki i ze zrezygnowaniem opadła w jego ramiona. Oczywiście wykorzystał to od razu — obrócił ją tyłem do siebie, mocno oplótł jej wąską talię i przycisnął jej krągły tyłek do swojego kutasa. Może i miałbym to gdzieś, w końcu nie byłem bohaterem, a jej w sumie póki co nic nie groziło, ale... dostrzegłem jej twarz, gdy uniosła głowę.

Odstawiłem kufel na bar i jak z procy wystrzeliłem w ich kierunku. Obijające się o mnie ciała były wkurwiające podczas tego wściekłego marszu, ale ignorowałem wszystkich, torując sobie drogę do mojego celu. Gdy stanąłem przed parą, okazałem się o pół głowy wyższy niż napastnik.

Złapałem Vafarę za rękę i mocno szarpnąłem w swoim kierunku. Wzdrygnęła się i z przerażeniem na mnie spojrzała, ale gdy dostrzegła moją twarz, na jej obliczu odmalowała się ulga. Jej partner oczywiście nie puścił jej talii. Spojrzał na mnie groźnie, a ja spojrzałem na niego.

— Skarbie! — krzyknęła Vafara, łapiąc mnie za rękę. — Już myślałam, że cię zgubiłam na dobre!

Jej głos był wyraźnie zniekształcony przez alkohol.

— Skarbie? — facet powoli puścił jej talię i zrobił krok w tył.

Vafara doskoczyła do mnie niemal natychmiast. Zrobiła to tak mocno, że odbiła się od mojego torsu i gdybym szybko nie otoczył jej ramieniem, upadłaby na podłogę.

— Myślę, że już masz dość alkoholu, co? — zapytałem, pokazowo przyciskając ją do swojego boku. — Czy twój tancerz był nachalny? — Przeniosłem wzrok na tego dupka, który nagle zrobił się potulny. — Wydaje mi się, że twoje łapy były kurewsko nachalne w stosunku do mojej kobiety, hm?

— Stary, przysięgam, nie miałem złych intencji.

— Ja też nie będę miał złych intencji jak złamię ci nos. Lepiej spierdalaj i następnym razem jak ktoś daje ci sygnał żeby go nie dotykać, to tego nie rób.

— Luz — mruknął i posłał mi wymuszony uśmiech. — Bawcie się dobrze.

Potem zniknął w tłumie, a ja pociągnąłem dziewczynę do baru, na którym stało moje piwo. Pomogłem jej usiąść na stołku i sam zająłem miejsce zaraz obok. Starała się nie patrzeć mi w oczy.

— Wszystko w porządku? — zapytałem. — Nic ci nie zrobił?

— Nie. Dziękuję za pomoc, to mogło się źle skończyć.

Zamknęła oczy, jakby nie mogła poradzić sobie z tym, co przed chwilą zaszło i odetchnęła kilkukrotnie, zanim się pozbierała. Uniosła głowę i spojrzała mi w oczy swoim przepitym wzrokiem. Miała lekko rozmazany makijaż i zamiast czerwonej szminki użyła lekkiego brązu. Miała naprawdę piękne wargi.

Przełknąłem, chcąc odpędzić od siebie niechciane myśli.

— Jesteś sama?

— Kirby jest na szybkim numerku w łazience — odpowiedziała bez zastanowienia, po czym zatkała sobie usta dłonią i wytrzeszczyła oczy, przez co zrobiły się wręcz ogromne. Oczy też miała naprawdę piękne. — To znaczy poszła siku, tak? Proszę, udawajmy, że tego nie powiedziałam.

— Przepraszam, mówiłaś coś? — Zagrałem głupka, by się rozluźniła. — Chyba nie dosłyszałem bo jest za głośno. Jesteś sama?

Lekki, pijacki uśmiech, który wpłynął na jej wargi był wart tego małego kłamstwa. Pech chciał, że trwał mniej więcej dwa mrugnięcia okiem i znów przybrała obojętną maskę.

— Jestem z Kirby.

Kiwnąłem głową na znak, że przyswoiłem i sięgnąłem po piwo. Vafara w tym czasie przyjrzała się mojej sylwetce i skupiła wzrok na beanie, którą miałem na głowie. Nosiłem ją z przyzwyczajenia. Poza nią miałem na sobie jeszcze czarne spodnie z dziurami na kolanach, szarą koszulkę i rozpiętą koszulę w brązowo zieloną kratkę.

— Mogę zadać pytanie? — zapytała w końcu, przenosząc wzrok z czapki na moje oczy. Przytaknąłem. — Jesteś łysy?

— Nie.

— Nie jest ci za ciepło?

Po pijaku była o wiele bardziej otwarta niż na trzeźwo. Niby żadne odkrycie, bo ludzie zwykle tak działali, a jednak w jej przypadku było to zaskakujące.

— Do czego zmierzasz, Vafaro?

— Nie chce być wścibska — zapewniła. — Ale ciekawi mnie to, jakie masz włosy.

— Jeśli rozpuścisz swoje, ja zdejmę czapkę.

Tak, grałem nie fair, ale ten jej ciasny kok był niemal klaustrofobiczny. Przy uszach sterczały jej sprężynki z włosów, których nie zebrała do upięcia i sugerowały, że miała falowane włosy, ale to było za mało. Chciałem zobaczyć jak cała jej czupryna żyje własnym życiem, a nie tylko te urocze zakrętasy.

— Źle wyglądam w rozpuszczonych włosach — mruknęła.

— Źle wyglądam bez czapki — przedrzeźniłem ją, przez co kącik jej ust drgnął ku górze. — Ja jestem pijany i ty jesteś pijana, zróbmy to razem.

Wystawiłem w jej kierunku dłoń i obserwowałem jak na jej kształtne wargi wkrada się smutny uśmiech. Westchnęła, przypieczętowując nasz układ i od razu jej dłonie powędrowały do upięcia. W czasie, w którym ona rozpuściła swoje włosy, ja zdjąłem czapkę i zmierzwiłem gniazdo, które pod nią miałem. Moje włosy były nieokrzesane — przy czole zawijały się w różne strony, dając złudną nadzieję na loczki, których ostatecznie nie miałem. Były tylko lekko poskręcane i to nie wszędzie więc obcinałem boki i tył krócej. Miałem też tatuaż na skroni, który przedstawiał mandalę, więc golenie boków głowy stało się dla mnie oczywistością. Mandalę narysowałem kilka dni po mojej pierwszej misji, gdy cudem uniknąłem śmierci, więc stała się dla mnie symbolem przetrwania i siły. Była odzwierciedleniem mojego ducha po tym, jak doceniłem życie i zyskałem przezwisko Lucky  w armii.

Rysunek nie był jakoś mocno skomplikowany, ale składał się z wielu elementów i trzeba było poświęcić mu chwilę uwagi, by dostrzec wszystko, co ważne.

— Widzę jednego idealnie skręconego loczka na twoim czole — oznajmiła Vafara i porzucając swoją bezuczuciową maskę, uniosła rękę i z nieśmiałym uśmiechem dotknęła wybranego dzikiego loka. — Byłam pewna, że będziesz miał krótkie włosy o jednakowej długości.

Wróciła na swoje miejsce, układając dłonie na udach i przekręciła twarz, przyglądając się teraz mojej skroni. Ja skupiłem się na jej długich, skręconych przez koka włosach, które spływały aż do jej pasa. Przerzuciła większość na lewo, przez co grzywka przysłoniła sporą część jej twarzy. Miała imponujące, kasztanowo brązowe włosy i spinała je w ciasnego koka. To powinno być karalne.

— Masz piękne włosy — oznajmiłem. Skrzywiła nosem jakbym powiedział coś kretyńskiego. — I wyglądają świetnie gdy są rozpuszczone. Pasują ci o wiele bardziej niż ten klaustrofobiczny kok, którego nosisz.

Na jej wargach zagrał uśmiech.

— Klaustrofobiczny kok?

— Jest tak ciasny, że jestem pewien, że twoje włosy krzyczą na siebie przez to, że nie mogą oddychać.

Parsknęła śmiechem, kręcąc przy tym głową, wsunęła palce w pasma na czubku głowy i roztrzepała je, a potem zebrała w kucyk, w którym wyglądała cholernie seksownie. Kok robił z niej sztywną bibliotekarkę, rozpuszczone włosy dodawały drapieżności i luzu a ten prosty, zwyczajny kucyk sprawiał, że nabierała jeszcze więcej kobiecości. Miała świetną figurę, niemożliwie wąską talię i kształtne biodra z naprawdę zajebistym tyłkiem i do tego te niewielkie, choć krągłe piersi, które miałem przyjemność podziwiać podczas tatuowania.

Gdy przyjrzałem się jej twarzy, zmarkotniała i ponownie przywdziała obojętną maskę, która przez alkohol i tak zdradzała jej słabe wnętrze.

Ta dziewczyna była zniewalająco piękna.

A jej oczy odzwierciedlały zniewalający smutek i cierpienie.

_____________

Twitter: #WrittenOnSkinpl

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro