Rozdział XXXVIII
— Fade, musimy porozmawiać.
Nie usłyszałaby tych słów. Nie od razu i nie… teraz. Może ich sens dotarłby do niej z opóźnieniem, po bardzo, bardzo długiej chwili, a wtedy byłoby już za późno, by mogła jakkolwiek zareagować. Ale Viper wiedziała, jak skutecznie zwrócić na siebie jej uwagę, bo dla wzmocnienia własnych słów, ułożyła dłoń na jej barku, tym samym zmuszając, by wzrok Hazal z asfaltu padł prosto na nią.
Zrozumiała, co do niej mówi. Zdawała sobie sprawę, że swoim zachowaniem nie sprawiała takiego wrażenia, ale naprawdę dotarł do niej sens tych słów szybciej, niż mogły to obie zakładać.
— Teraz? — zapytała, z wahaniem miętoląc kamizelkę w dłoniach. Dość szybko ją odzyskała. I wcale nie była aż tak bardzo brudna.
Mimo to nie założyła jej z powrotem, marznąć w chłodnym wieczorze.
— Na razie idź się wykąpać — odpowiedziała kobieta, wygrzebując z kieszeni klucze do samochodu i jeszcze raz sprawdzając czy drzwi na pewno są zamknięte. — Na parterze jest pralnia. Myślę, że z niej też powinnaś skorzystać.
Kiwnęła niemrawo głową. Normalnie zareagowałaby… irytacją, że Sabine zarzuciła, iż śmierdzi. Ale sama doskonale wiedziała, że nie pachnie najlepiej i jeśli miała znowu ubrać swój strój, musiała pozbyć się nieprzyjemnego smrodu z ubrań. Poza tym, chyba wcale nie miała siły na to, żeby wzbudzać kolejną kłótnię.
Pod osłoną nocy przeszli po dość pustym parkingu w stronę hotelu, a potem rozeszli się po swoich pokojach, nie zamieniając z nikim ani jednego słowa. Hazal w milczeniu obserwowała, jak Neon szuka po kieszeniach klucza, w końcu tryumfalnie wyciągając go z sakiewki i wciskając do zamka. Kiedy pchnęła drzwi, świecąc od razu światło, Hazal poczuła się… pusto. Dziwnie. Jakby wszystkie emocje, które się skumulowały, nagle odeszły, zostawiając po sobie wyrwę, której nie potrafiła zasklepić.
Tala podeszła do swojego łóżka, od razu odczepiając ogranicznik. Hazal przez moment obserwowała, jak elektryczność skacze po jej ciele, nie potrafiąc znaleźć ujścia, w akompaniamencie przeciągłego syknięcia Neon. Trwało to jednak krótką chwilę – jej ciało musiało być zmęczone po całym dniu tłumienia mocy.
Weszła do sypialni, zamykając za sobą drzwi. Normalnie zapytałaby się czy Tala chciała iść wykąpać się jako pierwsza, ale teraz nie miała najmniejszej ochoty na kulturę i nieszczere grzeczności. Dlatego po ściągnięciu ze stóp butów i ustawieniu ich niedaleko drzwi, skierowała się prosto do łazienki, zaświecając tam światło i zamykając za sobą drzwi na klucz.
Zaskakująco szybko znalazła się nad muszlą klozetową, wymiotując wszystko, co udało jej się zjeść lub wypić w ciągu dnia.
— Fade? Wszystko dobrze?
Usłyszała, że Neon zadała jej pytanie, a nawet, że próbowała otworzyć drzwi do łazienki, ale nie zwróciła na to większej uwagi. Wypluła gorzką ślinę i kiedy miała stuprocentową pewność, że nie będzie miała nawrotu, spłukała zawartość toalety, zamykając przy tym klapę.
Podniosła się z podłogi, trzymając umywalki i zwiesiła się nad nią, wbijając spojrzenie w kran. Nie miała siły spojrzeć sobie samej w oczy.
— Fade?
— Daj mi spokój — powiedziała głośno Hazal, odkręcając wodę w kranie.
Przepłukała usta, pozbywając się obrzydliwego smaku i zaraz po tym umyła zęby. Nie czuła się jakoś specjalnie… źle. Nie bolał jej żołądek, nic, co mogłoby dawać o sobie znać, nie odezwało się przez cały ten czas. Jedynie trzęsła się lekko z wysiłku i chyba miała mokre plecy od potu.
Oh, jaka była żałosna.
Zdarła z siebie koszulkę, nie starając się nawet wsłuchać w to, czy młodsza coś jeszcze do niej mówi. Nie pukała już w drzwi, więc Hazal odetchnęła z ulgą.
A potem rozejrzała się wokół, dochodząc do wniosku, że przecież niczego ze sobą nie wzięła do łazienki. Ani swojego ręcznika, ani spodni czy bluzy, nic. Wszystko, co potrzebowała, znajdowało się aktualnie w jej torbie.
Niewiele myśląc otworzyła blokadę w drzwiach, wyparowując z łazienki. Nie zareagowała na stłumione sapnęcie, bo nie miała zamiaru dopytywać. Nie oczekiwała wytłumaczenia tej reakcji. Chciała tylko wziąć z torby swoje cholerne rzeczy.
— Czy ty cokolwiek jesz?
Nie potrafiła trzymać języka za zębami, oczywiście. Przecież to byłoby wbrew jej cholernej woli, gdyby to zrobiła. Gdyby zamknęła się na dłużej niż parę minut.
Hazal nie miała pojęcia, skąd wzięła się w niej ta złość.
— Nie twój interes — warknęła, wściekle stawiając torbę na łóżku i wyciągając z niej dresowe spodnie wraz z bluzą.
— Jestem w stanie policzyć twoje kręgi, Fade.
Przecież nie było aż tak źle. Kości nadal nie odznaczały się aż tak bardzo pod skórą i Hazal była pewna, że mieściła się w granicach normy, jeśli chodziło o wagę. Więc po co ten głupi komentarz? Co to za sztuczne zmartwienie, do cholery?
— Gratulacje? — sapnęła, prostując się i odwracając przodem do Neon, jednocześnie zgarniając z łóżka potrzebne rzeczy. — Sztukę liczenia dzieci opanowują w przedszkolu, trochę ci na tym zeszło.
Wbiła spojrzenie w twarz Tali i ze zdziwieniem odkryła, że jej oczy wcale nie wpatrują się w Hazal. Zwieszone były na jej rękawiczki, jakby musiała rozwiązywać je przez następne piętnaście minut, a nie po prostu zsunąć z dłoni. Skoro chciała rozmawiać, to czemu tchórzyła?
Jej uszy odznaczały się niewiarygodnie mocną czerwienią, jakby kilkukrotnie przetarła po nich czymś szorstkim. Hazal uniosła brew, widząc, jak nieudolnie próbuje schować je między włosami które rozpuścić musiała chwilę temu.
— Nie musisz być od razu wredna — mruknęła Tala bardziej do siebie niż do Fade, ściągając w końcu rękawiczkę z prawej dłoni.
— Zajmij się swoimi sprawami — powiedziała Hazal. Teraz jej samej ciężko było znaleźć w głosie złość, z którą odezwała się zaledwie przed chwilą.
— Viper powiedziała, że bufet jest całodobowy.
Eyletmez przewróciła oczami, ruszając w końcu z miejsca i kierując się w stronę łazienki.
Jej prysznic trwał dość… długo. Musiała pozbyć się tego całego smrodu, przez który musieli jechać z otwartymi szybami przez całą trasę. Włosy umyła szamponem chyba trzy razy, zostawiając po sobie milion pojedynczych włosów, które jakimś cudem udało jej się zebrać i wyrzucić do toalety, by nie zatkały przypadkiem odpływu.
Na ten moment zastanawiała się, jakim cudem jeszcze całkowicie nie wyłysiała.
Przed wejściem pod prysznic, wypuściła Koszmar, zbyt zmęczona całym dzisiejszym dniem, by jeszcze z nim toczyć bój o własne przedramiona. Więc przez cały ten czas siedział na zamkniętej klapie toalety, bacznie obserwując każdy krok Eyletmez. Nie miała pojęcia, jaki był jego cel, ale przestała jakkolwiek reagować już dawno temu. Nie ruszało jej już obserwowanie podczas mycia, suszenia się czy ubierania, tak samo nie reagowała, kiedy ktoś wodził za nią wzrokiem, będąc półnagą. Nie miała innego wyjścia, niż się przyzwyczaić.
Postanowiła nie suszyć włosów suszarką, zamiast tego pozostawiając do wyschnięcia na bluzie. Powiesiła swój ręcznik na jednym z czterech haczyków, konkretniej na ostatnim, by znajdował się jak najdalej ręcznika należącego do młodszej, i w pełni gotowa opuściła pomieszczenie, wciskając swoje ubrania z misji do reklamówki.
— Idziesz do pralni?
Nie odpowiedziała. Zamiast głosu użyła zaprzeczającego mruknięcia, nie obdarzając młodszej ani na moment wzrokiem.
Miała zamiar to zrobić potem, ale nie pomyślała, żeby powiedzieć o tym młodszej.
Postawiła reklamówkę niedaleko łóżka, jednocześnie wyciągając z kieszeni telefon i wyszukując z listy kontaktów pseudonim Viper. Szybko napisała, gdzie kobieta chciała się spotkać i na moment usiadła na skraju łóżka, wpatrując się tępo w ekran.
Przewidywała, o czym starsza chciała porozmawiać. Nie była głupia i nie miała zamiaru wmawiać sobie, że nie ma pojęcia, co chodziło po głowie Viper. A na pewno było to mnóstwo pytań, na które Hazal mimo, iż nie chciała, musiała odpowiedzieć.
Była zmęczona. Brak snu od paru dni skutecznie ją dobijał. Mogłaby dzisiaj pójść spać, bo Koszmar mimo wszystko żerował chwilę na nowej ofierze, ale nie zaspokoiło to jego głodu w stu procentach. A nie był wyrozumiały, nie miał zamiaru dać jej spokoju przez to, co się dzisiaj stało. Był sam dla siebie.
Hazal też chciała być sama dla siebie.
W końcu telefon zawibrował, więc po spojrzeniu na ekran i odczytaniu, iż ma czekać na korytarzu, wstała z łóżka. Nogi wsunęła w zwykłe klapki, nie chcąc ruszać już butów na misję, i podeszła do drzwi, swoim kluczem przekręcając mechanizm w zamku.
Światło na korytarzu zaświeciło się automatycznie, kiedy postawiła krok za progiem. Odetchnęła, zamykając za sobą drzwi i oparła się o ścianę obok, czekając, aż Viper wyjdzie od siebie z pokoju. Nie musiała długo czekać, bo Sabine wyszła z pomieszczenia po paru minutach, trzymając w dłoni tablet. Miała na sobie beżowy golf i czarne, dresowe spodnie, toteż jej wygląd bardzo odbiegał od tego, z którym zazwyczaj się pokazywała. Spojrzała krótko na Eyletmez, jakby chciała się upewnić, że Hazal to na pewno Hazal, i skinęła głową w dół korytarza, nakazując tym samym pójście w tym kierunku.
Hazal nie oponowała. Wiedziała, że ucieczka nie ma tutaj żadnego sensu, bo prędzej czy później i tak zostałaby zmuszona do rozmowy na ten temat. Odsunęła się więc od ściany i w milczeniu zaczęła podążać za Viper.
Wyszły przed hotel, o dziwo. Było tu jeszcze chłodniej, niż na samotnej wyspie Protokołu, toteż ramiona Hazel od razu otuliły jej własne ciało. Obserwowała, dokąd szła Viper, która koniec końców usiadła na niezbyt dużej ławce, na której ułożone były dwie poduszki, otulające oparcie i siedzenie, by wygodnie było ją użytkować. Podążyła w jej ślady, siadając najdalej jak się dało i założyła nogę na nogę, chociaż nienawidziła tak siedzieć.
— Nie ma tu kamer? — zapytała Hazal, wbijając spojrzenie w hotelowy ogród. Ciężko było go jednak oglądać przez ciemność, którą przyniosło światu ukryte słońce.
— Killjoy zdezaktywowała te, które mogły coś uchwycić — odpowiedziała Sabine, w końcu odstawiając tablet na swoje kolano. — Chcesz zapalić?
Zrobiło jej się nagle sucho w ustach, co próbowała naprawić kilkukrotnym przełknięciem śliny. Chciała zapalić – cały dzisiejszy wyjazd nie miała papierosa między wargami – ale kiedy pomyślała o smrodzie tytoniu, o smaku dymu we własnych ustach, wszystko, co jakiś cudem ostało się w jej żołądku, zaczęło wędrować powoli ku górze. Nie chciała powtórki z rozrywki.
— Nie — odpowiedziała krótko, zwracając spojrzenie ku Viper. — To o czym będziemy rozmawiać? — dodała, nie chcąc dać starszej chwili na zareagowanie. Podczas wcześniejszej misji sporo wypaliły, siedząc razem na balkonie.
— Muszę znać jak najwięcej szczegółów — oznajmiła po ciężkim westchnieniu kobieta, otwierając jakiś dokument na urządzeniu. — Jak go znalazłyście?
Oh, Hazal wiedziała, że rozmowa będzie akurat o tym. Że nie było żadnego innego tematu, na który Callas mogłaby z nią porozmawiać, bo przecież nie były koleżankami. Więc to oczywiste, że chciała wiedzieć wszystko akurat o tym, co się jej stało. Już nawet nie ze względu na ciekawość, po prostu musiała wiedzieć. I przecież Eyletmez o tym doskonale wiedziała.
Co nie znaczyło, że była na to przygotowana.
— Wyczułam strach — oznajmiła w końcu, wzruszając ramionami. — Udało mi się namierzyć skąd pochodzi, więc tam się skierowałam.
— Miałaś jakieś trudności z tym?
Mogła się poczuć dotknięta przez to pytanie, ale jedyne, co zrobiła, to odchrząknięcie.
— Nie ma metra kwadratowego, na którym nie czuć strachu chociaż odrobinę. Udało mi się wyselekcjonować żywy.
Szybki zapis. Paznokcie uderzały o klawiaturę.
— A co robiłaś na terenie przydzielonym do Neon?
— Czy to jest jakieś przesłuchanie? — zapytała Hazal, marszcząc lekko brwi. Nie podobał jej się charakter tej sytuacji. — Czy ja jestem o coś podejrzewana?
— Mam zacząć cię o coś podejrzewać? — odbiła zgrabnie Viper, przekrzywiając lekko głowę w bok.
Hazal prychnęła niemal prześmiewczo.
— Myślałam, że ten budynek jest w moim zakresie — odpowiedziała, starając się nie mówić żadnego ze słów przez zęby.
— Okej — mruknęła pod nosem Callas. — Czyli co było potem? Znalazłaś się… u źródła strachu?
Miała wrażenie, że wypowiedziała to zdanie z nutą zażenowania, chociaż nie rozumiała, dlaczego. Albo sama przed sobą udawała, że nie rozumie. Tak też mogło być, bo wiele razy Hazal ignorowała takie rzeczy. Więc nie wiedziała, dlaczego tym razem nad tym rozmyślałam
— Tak — odpowiedziała, opadając plecami na oparcie. — Mężczyzna był w kiepskim stanie. Sama zresztą widziałaś.
— Był w stanie mówić? Próbowałaś z nim rozmawiać?
— Starał się odpowiadać na pytania, ale ciężko było go zrozumieć.
Kłamiesz.
Wbiła paznokcie we własne udo. Nie miał prawa się teraz odzywać.
— Więc nic od niego nie wiesz?
— Wiem tyle, że handlował radianitem. — Coraz ciężej słowa przechodziły przez jej gardło. Chyba już nie chciała o tym rozmawiać. — I że to miejscówka jakiegoś gangu. Sam stwierdził, że karetka tutaj nie przyjedzie.
— Faktycznie przerywali połączenie, kiedy podawaliśmy współrzędne — westchnęła Sabine, podnosząc wzrok znad tableta. — Widocznie gang ma szerokie zasięgi.
Hazal z wahaniem wzruszyła ramioni, jakby nie chciała przyznawać ani zaprzeczać temu, co powiedziała Callas. Sama się domyśliła, że ci ludzie mają ogromną władzę, skoro wpływają na coś takiego, jak ambulanse i szpitale.
— Starałam się opatrzeć jego rany, ale miał krwotok wewnętrzny — powiedziała Hazal, powoli przejeżdżając paznokciem pod nadgarstkiem, by jakoś uspokoić buzującego w żyłach Koszmara.
— Nie miał szans na przeżycie. Zmarłby w drodze do szpitala — oznajmiła Viper i znowu wróciła do wpisywania kolejnych danych w dokument. — Coś jeszcze chcesz mi powiedzieć?
— To wszystko — odpowiedziała Eyletmez i w końcu spojrzała w stronę starszej, bacznie obserwując, jak palce skaczą po klawiaturze.
— Neon powiedziała, że ten mężczyzna ciebie znał.
Cholera.
— Myślał, że jestem jego córką. — Nie zająknęła się ani przez sekundę. Kłamstwo bez problemu opuściło jej usta. A jednak paliło gdzieś w dołku. — Postanowiłam nie wyprowadzać go z błędu.
Callas kiwnęła powoli głową, chyba starając się szukać oznak kłamstwa w oczach młodszej. Ale nie znalazła niczego, bo Eyletmez manipulowanie rzeczywistością opanowała do perfekcji i nic, co Sabine chciała w niej znaleźć, nie znalazła. I tylko westchnienie opuściło jej usta.
— Takie sytuacja będą się zdarzać — powiedziała w końcu Viper, wreszcie wyłączając ekran urządzenia. — Ich twarze będą cię prześladować.
— On nie był niewinnym człowiekiem — stwierdziła i choć poniekąd miała rację, wcale nie chciała jej mieć. Wcale nie chciała żyć z tą świadomością.
— Tym razem. — Sabine wzruszyła ramionami. — To wyczerpująca praca. Będą ofiary. Czasami z twojej winy.
Hazal nie wiedziała czy Callas zdawała sobie sprawę z pracy, jaką wykonywała przed wstąpieniem do Valoranta. Może taką rozmowę przeprowadzała z każdym, kto akurat był z nią na misji i coś podobnego się przytrafiło. Nie miała pojęcia.
Ale była obyta ze śmiercią. Za dużo czasu spędziła jako łowczyni nagród, żeby udawać, że śmierć nie istnieje i nie ma czego się bać. Czasami ludzie sami błagali, by użyła na nich swojego pistoletu. Oni też poniekąd byli niewinni.
— Wszystko w porządku? — zapytała Sabine, wstając w końcu z ławki, którą zajmowały.
— Muszę to sobie tylko poukładać — odpowiedziała Hazal, ciężko wypuszczając powietrze z płuc. — Ten człowiek mimo wszystko nie zasługiwał, żeby tak skończyć.
Sabine skinęła głową, niemo zgadzając się z Hazal. Rozumiała jej rozterki.
Wstała z ławki, a następnie podążyła w krok za Callas, wracając z powrotem na hotelowe piętro, gdzie znajdowały się ich pokoje. Fade bez słowa otworzyła sobie drzwi i weszła do pokoju, ponownie zamykając je na klucz.
Poczuła, że cały ten ciężar, który zgubiła gdzieś po drodze do hotelu, nagle na nią spada ze zdwojoną siłą. Że zwala ją z nóg, przygniata, a ona sama nie jest w stanie go z siebie zwalić na tyle, by mogła spod niego się wydostać.
Znowu tonęła i znowu nie nauczyła się przez cały ten czas pływać.
— Byłam w pralni, kiedy rozmawiałyście z Viper — oznajmiła nagle Neon, której głos z trudem przebił się przez ciężkie myśli Hazal. — Wyprałam też twoje rzeczy.
Podniosła na młodszą spojrzenie, a potem w stronę, którą wskazywał jej palec. Ubrania, których używała podczas misji, złożone były na niewielki stosik na końcu pościelonego łóżka. Faktycznie w pomieszczeniu unosił się zapach świeżego prania, płyn do płukania musiał być na bazie jakichś kwiatów. Teraz przyjemnie się tutaj oddychało, w przeciwieństwie do sytuacji sprzed godziny.
A może krócej? Nie siedziały z Viper wcale tak długo, jak myślała, że będą siedzieć. To serio było tylko parę pytań. Może też była zmęczona? Może wiedziała, że nie warto roztrząsać tematu?
Hazal nie sądziła, by zaufała jej po tych paru zdaniach. Nikt nie był w stanie uwierzyć jej wersji tak szybko.
Zorientowała się, że od wejścia nie ruszyła się z miejsca, a co więcej – że nadal wpatrywała się w wyprane i wysuszone ubrania, które Neon przyniosła.
Odchrząknęła.
— Dzięki.
Na nic więcej nie było jej stać. Miała jednak nadzieję, że to wystarczyło.
— Nie ma za co.
Tala obserwowała, jak Hazal w końcu rusza z miejsca, jak mozolnie stawia kroki do przodu, a potem, jak sięga po leżącą na jej nocnej szafce paczkę papierosów. Wyszła na balkon, ignorując fakt, iż nadal miała mokre włosy i zamknęła za sobą drzwi.
Westchnęła cicho, opadając na swoje łóżko. Dziwnie było patrzeć na załamaną Fade, kiedy całkiem niedawno skakały sobie do gardeł. Zwłaszcza, że do końca nie wiedziała, o co mogło chodzić? Na pewno nie o ich kłótnię, bo to od razu rzuciłoby się Neon w oczy. Poza tym, raczej próbowałaby to uspokoić, zamiast rozdrapywać i pogłębiać. Więc to na pewno nie było to.
Naprawdę mogło chodzić o tego mężczyznę. Tala podciągnęła nogi do klatki piersiowej, końcówką języka zwilżając wargi. Zastanawiała się czy to, że znał Wieszczkę Snów było prawdą, czy po prostu pomylił ją z kimś innym. To było dość częste, kiedy ludzie byli w kiepskim stanie. Zawsze widzieli kogoś, kogo po raz ostatni chcieli zobaczyć. Hazal raczej była… doświadczona w takich widokach, jeśli chodziło o jej wcześniejszą pracę. Dużo o niej rozmawiali za jej plecami, spekulując najdziwniejsze rzeczy, w których możliwość Tala niezbyt chciała wierzyć. Więc dlaczego akurat teraz to na nią wpłynęło?
Zorientowała się, że skubie dolną wargę dopiero, kiedy poczuła w ustach posmak krwi, cieknącej z rozgryzionego miejsca.
Przejechała przez dwukolorowe włosy palcami, podnosząc się w końcu z łóżka. Bose stopy wsunęła w klapki i złapała za koc, którym łóżka były przykryte. W odróżnieniu od większości hoteli, ten był niesamowicie gładki i przyjemny w dotyku, toteż zwinęła go bardziej i podeszła do drzwi balkonowych.
Po wyjściu z pokoju niemal od razu uderzył w nią smród, który wcale nie przypominał smrodu palonego tytoniu. Zapach był… słodkawy i ziemisty, na siłę wdzierał się w nozdrza Dimaapi, czemu przeciwstawiła się, naciągając bluzę na nos. Fade tymczasem w spokoju siedziała na podłodze, wyprostowaną nogą kiwając na boki.
— Co to jest? — zapytała, w ciemności próbując dostrzec, co starszą trzymała w dłoni.
Na ten moment zupełnie zapomniała o kocu i celu, w którym przyszła na balkon.
Hazal zaciągnęła się mocno, by po tym sprawdzić, ile jeszcze zostało jej do spalenia. Sądząc po minie, jaką zrobiła, nie była to duża ilość.
— Gość nazywał to „sunrise” — odpowiedziała, wypuszczając mnóstwo dymu przez nos.
— Do reszty zgłupiałaś? — sapnęła wściekle Tala, klękając przy starszej i próbując zabrać jej z dłoni jointa. — Przecież to się utrzymuje w organizmie przez trzydzieści dni!
— Przestań — warknęła Hazal, odtrącając młodszą od siebie. — Gdyby tak było, to bym tego nie paliła. Nie jestem idiotką.
— Mam ku temu poważne wątpliwości.
Eyletmez odwróciła się do niej niemal całkowicie tyłem, by w spokoju zaciągnąć się narkotykiem i dopiero wtedy z powrotem usiadła tak, jak wcześniej. Nie była w stanie dojrzeć w tak lichym świetle czy źrenice starszej były powiększone, czy nie.
— Będziesz miała kłopoty — oznajmiła Neon, rzucając kocem na jej nogi. — Cholera, a ja razem z tobą, ten smród przejdzie na moje ubrania.
— Uspokój się — mruknęła Fade, przewracając ostentacyjnie oczami. — To nie jest typowa marihuana, szybko zwietrzeje. Poza tym, nie mam dużej dawki.
— Skąd w ogóle to masz? — Neon zacisnęła ręce pięści, nie mogąc znieść tego, z jakim namaszczeniem Turkijka trzymała w palcach skręta.
— Może jeszcze za rączkę cię do nich zaprowadzę? — Zaśmiała się na własne słowa, chociaż wcale nie były śmieszne.
Tala wykorzystała moment, w którym Hazal zapomniała się odwrócić i w momencie, w którym znowu zaciągała się zawartością jointa, wyrwała jej narkotyk i szybkim ruchem wyrzuciła ponad barierkę. Obie obserwowały, jak leci i w końcu znika w ciemnościach nocy.
— I tak nie działał, tak, jak chciałam, żeby działał — oznajmiła w końcu Fade, a z każdym kolejnym słowem dym uciekał spomiędzy jej warg.
Tala zacisnęła mocno usta, nie chcąc powiedzieć czegoś, czego żałowałaby chwilę później. W milczeniu więc obserwowała, jak Hazal podnosi z kolan koc i zaczyna szukać dłuższego boku, by zarzucić go sobie na plecy i nim otulić.
— Jak się czujesz? — zapytała w końcu Tala, zmieniając pozycję siedzenia tak, by uchronić stopy przed zimnem.
Hazal zdawała się zastanawiać nad słowami, które wypowiedziała. Rozbierać każde z nich na czynniki pierwsze, składając z powrotem w kupę i wyciągać z nich drugie dno, którego Tala wcale nie zawarła w pytaniu. Było proste – naprawdę pytała się o samopoczucie starszej. A jednak siedziała i zastanawiała się nad nim dłuższą chwilę, skubiąc koc z niewielkich kulek.
— Jak gówno — odpowiedziała w końcu, podciągając nosem. Nie miała kataru. — Chciałam się zjarać na wesoło, a wyszło jak zwykle.
— Dlaczego w ogóle chciałaś się… zjarać? — To słowo niezbyt chciało przejść przez gardło młodszej. Sama nie wiedziała, dlaczego.
Eyletmez wzruszyła ramionami, przekrzywiając lekko głowę w bok. Tala myślała, że jej nie odpowie; że będzie przetwarzać w głowie to jedno pytanie i pozwoli, by odeszło w zapomniane. Ale starsza odchrząknęła, pozbywając się powoli osiadającej w jej głosie chrypki.
— Dzisiaj został porwany — oznajmiła, podciągając wyprostowaną nogę do siebie, do klatki piersiowej. — Dokładnie sześć lat temu. A teraz…
Pokręciła głową, przerywając sobie samej w dokończeniu zdania. Tala czuła, że coś chwyta ją za serce, mocno, i wcale nie chce puścić. Chciała to odgonić, ale nie wiedziała, jak ma to zrobić.
Hazal westchnęła ciężko.
— Dzięki za koc — rzuciła i podniosła się z podłogi.
Na pewno czuła na sobie wzrok młodszej, kiedy okrążała ją i wchodziła do pomieszczenia.
Tala weszła do środka niedługo po niej, jeszcze przez chwilę pozwalając, by chłód nocnego wiatru przeszywał jej ciało. Dopiero kiedy zaczęła drżeć, kiedy zęby kilkakrotnie uderzyły o siebie, wstała i skierowała się do drzwi.
Pomieszczenie, mimo iż było trochę wychłodzone przez pozostawienie drzwi uchylonych, wcale nie straciło tak dużo dodatniej temperatury. Tala zamknęła je za sobą i z powrotem zakryła zasłoną. Hazal oddała jej koc; leżał teraz poskładany na końcu jej łóżka, czekają na ponowne użycie.
Znowu zaczęła skubać dolną wargę. Nie miała dzisiaj dla niej litości.
Zdjęła z siebie bluzę, wysunęła stopy z klapków. Wpakowała się pod kołdrę i czekała, aż starsza wyjdzie z toalety. Nie chciała jej gasić światła, toteż kiedy wyszła z łazienki, bez słowa zrobiła to sama, idąc do swojego łóżka.
Neon czuła, jak serce, mimo dziwnego uczucia, cały czas jej wali. Z tyłu głowy ugościła się myśl, iż powinna coś zrobić, coś powiedzieć, jakoś zareagować. Ale jak, na litość boską? Co miała jej wtedy powiedzieć? Że jej przykro? Oczywiście, że było jej przykro. To było, do cholery, straszne, że Hazal straciła swoje dziecko. Że mijał szósty rok, odkąd po raz ostatni widziała swojego synka.
Kręciła się z boku na bok. Miała wrażenie, że bolał ją brzuch, ale w rzeczywistości nic takiego nie odczuwała. Nie mogła zasnąć, chociaż bardzo chciała. Mogła tak jak Fade wziąć telefon do ręki, ale to wcale nie poprawiłoby jej sytuacji. A nawet pogorszyło, sądząc po tym, że rzadko udawało jej się zasnąć przed niewielkim ekranem.
Wydarła spod głowy poduszkę. Znowu wsunęła ją tam z powrotem. Zaczynała czuć irytację tym, że oczy bez jej pozwolenia się otwierały i pozostawały otwarte.
I wtedy usłyszała pociągnięcie nosem.
Mokre, brzydkie. Odwróciła się na drugą stronę, przodem do łóżka Eyletmez i w milczeniu nasłuchiwała. Bo może jej się przesłyszało? Może to zmęczony umysł płatał jej figle i nasuwał różne rzeczy?
Ale to się powtórzyło. A zaraz po tym powietrze zostało ciężko wypuszczone przez usta.
Neon ostrożnie wstała z łóżka. Serce waliło jej niemiłosiernie, kiedy mózg gorączkowo próbował zrozumieć, co takiego ciało Tali postanowiło zrobić. Sama Tala rozumiała tylko jedno; że jeśli nie zrobi tego szybko, stchórzy i wróci do swojego łóżka, udając, że wcale nie słyszała cichego dowodu płaczu Hazal.
Chyba sama nie wiedziała, w którym momencie znalazła się przy łóżku, ale nie miała zamiaru tego kwestionować. Ekran telefonu blado oświetlał twarz starszej, więc dzięki temu wiedziała, że starsza leży do niej tyłem. Uznała to za pieprzony znak z niebios, który pozwolił jej na klęknięcie na łóżku Hazel.
Chciała się odwrócić, zdziwiona nagłą wagą, która pojawiła się na materacu tuż za nią. Ale Tala nie pozwoliła jej na to, kładąc się szybko tuż za nią i otulając lewą ręką.
Ciało Hazal było spięte. Albo spięło się dopiero, gdy Tala znalazła się za nią; ciężko było powiedzieć. Nie miała też bladego pojęcia czy bicie serca, które czuła, to szybkie, niemal nierówne bicie serca, należało do niej czy do Eyletmez. Niewiele rzeczy potrafiła aktualnie ocenić, stres i chyba… podekscytowanie nie pozwalały zachować pełnej trzeźwości umysłu.
Słyszała ciężki oddech Hazal, świadczący o płaczu. Pod ręką czuła, jak dziwnie wydycha powietrze.
— Zostaw mnie — sapnęła, a głosem zawładnęła chrypka. — Nie wiem, czego chcesz, ale niczego nie jestem w stanie ci dać.
Ton jej się załamał; kolejna zdrada jej własnego ciała.
— Niczego nie chcę — powiedziała zaraz Tala. Pamiętała, co powiedział jej Cypher, o dziwo. — Spokojnie. Niczego nie chcę.
Hazal musiała zakryć sobie usta, bo szloch wydarł się z jej gardła i od razu został stłumiony. Neon nieśmiało ułożyła dłoń na jej ramieniu i zaczęła jeździć powoli w górę i w dół. W górę i w dół.
— Neon…
— Spokojnie — wyszeptała młodsza, nie przestając poruszać ręką. — Wszystko jest w porządku. Możesz płakać.
Zauważyła, że niewielkie światło, dobiegające z ekranu telefonu, nagle zgasło. Eyletmez musiała odłożyć telefon.
Przysunęła się do niej bliżej, jeszcze bliżej, chociaż nie wiedziała, że jest to w ogóle możliwe. Ciasno otuliła ją ramieniem, na ślepo odszukując jej dłoń, i ścisnęła, chcąc tym prostym gestem dodać Hazal odrobinę otuchy.
Odwzajemniła go, łącząc ich palce ze sobą. I nadal płakała.
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
4110 słów 😌
SIEMANO
no, czasami nie jestem dla fade szmatą hihi przytuliły się 🥹🥹🥹
chciałem wstawić szybciej ten rozdział, ale najpierw ropne zapalenie migdałków skopało mi dupę, a potem zasnąłem przy poprawianiu 😭 ale fadeshock się przytuliły 🥺👉🏻👈🏻
TYM OTO AKCENTEM KOŃCZĘ GADANIE, GDYŻ NIE MAM NA NIE WENY XD
MIŁEJ NOCY/DNIA!!
•
•
•
•
•
•
koszyk na opinie: \______/
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro