Rozdział XXXV
Kiedy Deadlock wróciła do środka, Hazal jeszcze chwilę bezcelowo wpatrywała się w odległą ciemność, wsłuchując się w szum wody, obijającej się o skały. Na myśl o papierosach wypity energetyk podchodził jej do gardła, toteż nie sięgnęła już po żadnego z nich. Siedziała. Wychładzała ciało, doprowadzając się do momentu, w którym cała się trzęsła.
To w porządku. To było normalne.
W końcu wstała. Skostniałe palce nie chciały współpracować przy otwieraniu drzwi, ale udało jej się wejść do środka. Niemal natychmiast buchnęła w nią fala ciepła, której nie czuła od ponad godziny.
Postanowiła jednak zjeść kolację. Późną kolację.
Była prawie dwudziesta druga, kiedy Eyletmez weszła do kuchni. Musiała zaświecić w niej światło, bo nikogo poza nią w środku nie było. Odpowiadało jej to. Wyciągnęła pudełko z lodówki ze swoim pseudonimem (jedno z czterech, które powinna opróżnić) i obrzuciła zawartość spojrzeniem. Po szybkiej decyzji w kwestii podgrzania, przeniosła zawartość na talerz i wsadziła do środka, pozbywając się opakowania do kosza na śmieci.
Czas leciał niewiarygodnie wolno, kiedy praktycznie zmuszała się do jedzenia.
Koszmar buzował w jej przedramionach, specjalnie pociągając za nerwy akurat w momentach, w których widelec zbliżał się do ust Hazal. Nabierane jedzenie z powrotem w większości spadało na talerz, bo dłoń drżała zbyt szybko, pobudzona do życia w gwałtowny, nieprzyjemny sposób. Miała dość i szczerze mówiąc była w stanie po prostu wstać z krzesła i wyjść z pomieszczenia. Ale kiedy żołądek zasmakował jedzenia, którego odmawiała sobie już… któryś raz, nie chciał pozwolić jej na wyjście bez skończenia kolacji.
Z frustracji mogła się popłakać. Nie zrobiła tego tylko z własnej dumny i samozaparcia.
Siedziała plecami do kamery, więc jej prywatność chociaż na tyle była zachowana. Nie chciała, żeby ktokolwiek widział jej… zmagania z jedzeniem. Oh, jakie to było żałosne – jaka Hazal była żałosna. Miała ochotę wydrapać sobie oczy. Nie potrafiła utrzymać cholernego widelca.
Zjadła, w końcu. Posprzątała po sobie swoje miejsce, schowała naczynia do zmywarki. Zaglądnęła jeszcze do lodówki, chyba mając nadzieję, że znajdzie tam jeszcze jedną puszkę energetyka, ale nic takiego nie znalazła. Trudno. Z gorszych sytuacji wychodziła cało.
Zgasiła za sobą światło, wychodząc z pomieszczenia. Zegar w telefonie pokazywał godzinę wpół do jedenastej, więc bez większych namysłów poszła do swojej sypialni i zabrała z niej torbę. Była gotowa na lot, wszystkie potrzebne rzeczy miała już spakowane, więc nie musiała się zastanawiać, czy czegoś przypadkiem nie zapomniała. Oba telefony były w jej kieszeni, podobnie jak paczka papierosów z zapalniczką.
W hangarze nikogo nie było. Hazal wywnioskowała, że wszystkie przygotowywania samolotu odbyły się wcześniej, więc teraz maszyna była gotowa do startu.
Chyba czuła, że miała dość. Potrzebowała zaszyć się gdzieś, gdzie nikt jej nie znajdzie, gdzie nie będą jej szukać, bo nikt nie będzie jej potrzebować. Skąd nie będzie musiała wychodzić na głupie treningi i inne tego typu rzeczy. Potrzebowała chwilę… odsapnąć. Odetchnąć w miejscu, w którym faktycznie będzie mogła to zrobić. Tyle czasu spędziła w samotności, otoczona czterema pustymi ścianami, że teraz, po ponad roku w Valorancie ciężko było jej się przyzwyczaić, że ktoś gdzieś się czaił. Na każdym kroku.
Minął ponad rok. Szukała Çınara już sześć lat. Sześć lat, odkąd widziała go po raz ostatni. Tak, zbliżała się data, w której ostatni raz miała go blisko siebie i… Boże, tak ciężko było jej o tym myśleć. Tak bardzo nienawidziła, kiedy ta myśl niespodziewanie ją uderzała.
Objęła się ramionami, wzrokiem szukając miejsca, na którym mogła posiedzieć, czekając na resztę drużyny. Czuła, że robi jej się gorąco od goryczy, a jednak przeszył ją chłodny dreszcz, uparcie przypominając, że Hazal było wiecznie zimno. I że nie zasługiwała na jakiekolwiek ciepło.
Przesuń się.
Odruchowo posłuchała, co Koszmar jej powiedział, zbyt zagubiona we własnych myślach, żeby zastanowić się nad jego słowami dokładniej i sarknąć, że nie będzie słuchać jego rozkazów. I dokładnie wtedy, w momencie, którym odsunęła się w bok, usłyszała zaskoczone sapnięcie, a zaraz po tym Neon przetoczyła się obok niej, ciężko upadając na podłogę.
Fade otarła szybko łzy, które jeszcze nie zdążyły wyjść spod jej powiek. Nie chciała, żeby Neon znowu widziała, że głupio płacze. Dopiero wtedy przyglądnęła jej się bardziej, ze zmarszczonymi brwiami obserwując, jak Tala odwraca się tak, by usiąść na podłodze, a nie leżeć bokiem.
Wyglądała na… wściekłą. Hazal nie do końca była w stanie stwierdzić,
dlaczego akurat to odzwierciedlało się na twarzy młodszej. Odłożyła mimo to torbę na podłogę i wyciągnęła dłoń w kierunku Tali, chcąc pomóc jej wstać. Bo co miała innego zrobić? Patrzeć na nią z góry?
— Wszystko w porządku? — wychrypiała i zaraz po tym odchrząknęła, dochodząc do wniosku, że wcale nie brzmiała dobrze.
Neon obrzuciła wzrokiem jej twarz, jej rękę, potem znowu twarz. Zacisnęła jednak mocniej zęby, czego Hazal… nie rozumiała, bo to nie była jej wina, że młodsza się przewróciła.
Albo była. Nie potrafiła tego stwierdzić.
Tala warknęła, a razem z tym zamachnęła się nogą, podkaszając tym samym Eyletmez. Stopą zahaczyła o jej kostkę – Hazal nie czekało nic innego, jak rychły upadek w akompaniamencie własnego, zaskoczonego sapnięcia, kiedy spotkała się z podłogą. A Tala, z jakiegoś powodu, nie miała zamiaru marnować czasu, w oka mgnieniu zrywając się z pozycji siedzącej i niemal rzucając się na Fade, gwałtownie przyciskając jej plecy do podłogi i siadając na biodrach. Kości miednicy wbijały się w jej pośladki, ale zdawała się tego zupełnie nie zauważać, kiedy ze złością wymalowaną na twarzy wpatrywała się w starszą.
— Okłamałaś mnie — warknęła, z łatwością odtrącając dłonie Fade, kiedy chciała jakąś ją z siebie zrzucić.
— O czym ty do cholery mówisz? — sapnęła wściekle Eyletmez, szarpiąc się na tyle, na ile pomagała jej obecnie zgromadzona siła.
I kiedy myślała, że zrzuciła z siebie młodszą na dobre, ta jakimś cudem dalej utrzymywała się na niej, uparcie przyszpilając jej barki do podłogi.
— Cypher mi wszystko powiedział — oznajmiła Tala; przez jej ciało przeszło elektryczne spięcie, które najpierw dosięgło barków, a potem ud Eyletmez, wyrywając z ust syknięcie bólu. — Jesteś, do cholery, super, wiesz?
— Dzięki, już to kiedyś słyszałam — powiedziała przez zęby, na moment dając za wygraną i opadając na podłogę, by nabrać siły na ponowną walkę.
— Zamknij się.
— Czego ty chcesz? — zapytała Fade, wbijając spojrzenie w wysoki sufit hangaru. — Coś jeszcze mam ci powiedzieć?
— Po co mnie okłamałaś? — Neon zacisnęła mocniej palce na barkach starszej, zmuszając ją tym samym do spojrzenia nieco w dół, na Talę.
— Dla zabawy — warknęła, zaciskając ręce w pięści.
Znowu zaczęła się szarpać, a Dimaapi znowu ją przytrzymała, znosząc próby uderzenia czy kopnięcia, w końcu łapiąc za nadgarstki i przyciskając je do podłogi, odebrała Hazal wszelką możliwością ponownego ataku.
— Kurwa — sapnęła pod nosem Eyletmez, ciężko oddychając. — Złaź ze mnie, do cholery!
— Dlaczego mnie okłamałaś? — zapytała ponownie Tala; kilka kosmyków jej włosów wysunęły się z kucyków, psując tym samym jej fryzurę. Hazal przypomniała sobie, że podczas szarpaniny złapała za jej włosy.
— Dla zabawy, nie rozumiesz? — powtórzyła, przewracając oczami. — Jestem szmatą, chciałam rozrywki, pasuje ci taka odpowiedź?
— Znowu to robisz — warknęła Neon, znowu uderzając jej dłońmi o podłogę. Knykcie Turkijki nieprzyjemnie o nią stuknęły. — Wszystko jest dobrze, coś ci przestaje pasować i zamiast o tym powiedzieć, zaczynasz się dystansować i zamykać. To nie jest normalne.
— Co ty możesz wiedzieć?
Trafiał ją szlag. Nie mogła się ruszyć, bo młodsza założyła na niej jakiś stalowy uścisk i nie zapowiadało się, że ma zamiar puścić. I, jak na złość, nadal nikt nie przyszedł do hangaru. Nadal były w nim, kurwa, same.
— Jakoś wczoraj świetnie ci szło rozmawianie — przypomniała duelistka, przekrzywiając głowę w bok. — Może znowu powinnaś się spić, żebyśmy mogły normalnie pogadać?
— Ha, ha, ha, jesteś miła jak nóż w żebrach — wycedziła Eyletmez, przewracając ostentacyjnie oczami.
— Dzięki, już to kiedyś słyszałam. — Neon uśmiechnęła się wrednie, przekrzywiając lekko głowę w bok. Hazal nie potrafiła przełknąć irytacji, jaką poczuła, słysząc własne słowa w ustach młodszej. — To nie było w porządku. Nie prosiłam o to, żebyś mi o wszystkim mówiła, sama zdecydowałaś, że chcę to usłyszeć.
— Oh, zamknij się już.
— Pomyślałaś przez chwilę jak się czułam? — zapytała Tala, przekrzywiając głowę w bok. — Tak chociaż przez pięć sekund?
Hazal warknęła, znowu odchylając głowę tak, że leżała na prosto, ponownie wbijając spojrzenie w sufit. Miała zamiar milczeć, bo tylko to opanowała do perfekcji. Poza tym, co miała Neon powiedzieć? To oczywiste, że zrzuciła winę na młodszą tylko po to, żeby oddalić od siebie poczucie winy. Dlaczego to ją tak bardzo dziwiło?
Chyba widziała w Hazal… kogoś innego. Kogoś, kim nigdy w życiu nie była i nie mogła się stać.
— Jasne, teraz masz zamiar milczeć — warknęła Tala, a przez jej ciało przebiegło szybkie wyładowanie, znowu zmuszając starszą do syknięcia z bólu. — Pieprz się Fade, rozumiesz? Pieprz…
— Neon, natychmiast z niej zejdź!
Bez wiekszego zastanowienia czy chociaż popatrzenia w stronę wejścia, Tala zerwała się z bioder Eyletmez, całkowicie puszczając jej nadgarstki. Hazal również podniosła się z podłogi, otrzepując ubranie, które nie potrzebowało wytrzepania, i spojrzała w stronę nowo przybyłych.
Sova, Killjoy i Viper musieli spotkać się w drodze, bo cała trójka stała teraz w progu hangaru, wbijając spojrzenie w ich dwójkę, doszukując się w tym, co zobaczyli, jakichkolwiek wyjaśnień.
— Któraś z was mi wytłumaczy, co to było? — zapytała Callas, kierując się w ich stronę. — Neon?
Hazal spojrzała krótko na młodszą; jej policzki, wcześniej rozgrzane ze złości, teraz zdawały się być zaczerwienione ze wstydu. Odwróciła wzrok w bok, wbijając go gdzieś w ścianę. Nie przemyślała całej tej sytuacji, nie przewidziała, że ktoś jeszcze znajdzie się w tym samym miejscu, co one.
Eyletmez westchnęła ciężko.
— Koleżeńska sprzeczka — powiedziała, wzruszając ramionami. — Wszystko jest pod kontrolą.
Viper obrzuciła wzrokiem najpierw Fade, a potem Talę, która mimo spojrzenia jej prosto w oczy zdawała się chcieć wbić oczy w podłogę, zbyt uparta, by przyznać się, co takiego zrobiła.
— Porozmawiamy o tym po powrocie — oznajmiła czarnowłosa, omijając je i kierując się do przyszykowanego samolotu. — Nie mam zamiaru się wami przejmować podczas misji, więc jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, wy będziecie za to odpowiadać.
Hazal wymruczała pod nosem „tak jest”, zaraz po tym podnosząc torbę z podłogi i ruszając za dowódczynią misji. W ślad za nią poszedł Sova wraz z Killjoy, która podała Tali jej torbę, zostawioną zapewne gdzieś w okolicy drzwi.
Wszystko, co potrzebowali, było już na pokładzie, więc start maszyny był bardzo sprawny. Wylecieli z bazy pod osłoną nocy i choć Viper była świetnym pilotem, nie udało jej się tym razem ominąć turbulencji. Hazal była do tego przyzwyczajona – to nie był jej pierwszy lot, żeby bać się taką pierdołą. Złapała tylko mocniej za siedzenie, nogą nerwowo podrygując w miejscu.
Sova tak, jak poprzednim razem, zasnął, opierając się o oparcie fotela. Hazal z podziwem obrzuciła go wzrokiem, zastanawiając się jakim cudem niewygodne ułożenie ciała wyglądało tak wygodnie. Szybko jednak odwróciła od niego spojrzenie i spojrzała krótko w stronę kokpitu, gdzie Killjoy wyciągnęła właśnie laptopa, znowu coś w nim robiąc.
Każdy zajął się sobą, więc postanowiła zrobić to samo. Wyciągnęła z kieszeni valorantowy telefon i odnalazła jedną z wielu gier, które gościły w pamięci urządzenia.
Neon dosiadła się do niej niedługo po tym, specjalnie szturchając kolanem jej kolano, jakby tak głupim gestem chciała wyprowadzić starszą z równowagi. Musiała się zdziwić, kiedy Hazal nie podniosła na nią spojrzenia ani przez minutę.
— To twoja wina — mruknęła Tala, układając się wygodniej na miejscu, co skutkowało kilkukrotnym szturchnięciem Eyletmez. — Gdybyś nie próbowała mnie oszukać…
— To nie ja rzuciłam się na ciebie, tylko ty na mnie — przypomniała zaraz Hazal, ze zmarszczonymi brwiami wbijając spojrzenie w młodszą. — To ty stwierdziłaś, że przemoc będzie rozwiązaniem.
— Nie dam ci wyprowadzić mnie z równowagi — oznajmiła już zirytowana Neon, zaciskając ręce w pięści. — Dlaczego mnie okłamałaś?
— Czy ty kiedykolwiek się zamkniesz? — Fade przewróciła ostentacyjnie oczami, wracając spojrzeniem do gry. Przez skupienie się na młodszej przegrała rundę, przez co musiała ją zacząć od nowa.
— Nie. — To nie było ciężkie do przewidzenia, że właśnie to padnie z ust młodszej. — Powinnaś nauczyć się rozmawiać z ludźmi.
— Dzięki za radę, nie zastosuje się do niej — wymruczała, przysuwając się bliżej ściany tak, by odsunąć się od młodszej. Niezbyt jej się to udało przez fakt, iż niewiele miała miejsca.
— Jesteś wredna.
— Dziękuję.
— To nie jest komplement.
— Nie zwróciłam na to uwagi.
Neon sapnęła wściekle, zakładając ręce na klatce piersiowej. Hazal słyszała, że wyładowania elektryczne strzelają przez emocje młodszej, bo to akurat było do przewidzenia – że ją zdenerwuje na tyle, by moc na moment wyszła jej spod kontroli. Zaczęła skubać wnętrze policzka, zastanawiając się, czy po tym młodsza zerwie się z miejsca i przesiądzie na to, które zajmowała wcześniej. Ale nie zrobiła nic takiego.
Potwór.
Ugryzła się w policzek bardziej, niż zwykle, i zaraz po tym na języku poczuła metaliczny smak krwi. Koszmar zawył, niezadowolony obrotem sytuacji, a jej kącik ust drgnął, naciągając przy tym nowopowstałą ranę. Nie miał nawet szansy na kontratak, bo kiedy ciało Hazal przyzwyczaiło się do bólu, palce już szukały nowego źródła, wbijając paznokcie w żebra.
Długo grała. Sporo czasu minęło, bo Eyletmez zdążyła wbić tysięczny poziom i przy okazji znudzić się zupełnie grą, która powoli zaczynała ją usypiać. Przeciągnęła się, wyłączając jednocześnie telefon i spojrzała krótko na młodszą. Spała; to nie było zbyt dziwne, bo jej ciało potrzebowało mnóstwo energii, by jakkolwiek funkcjonowało. Toteż Hazal pozwoliła na to, by resztę drogi spędziła w spokoju i nie ruszyła się z miejsca.
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
Do hotelu dotarli bardzo wczesnym rankiem; Hazal zwróciła na to uwagę tylko dzięki niewielkiemu, elektrycznemu zegarkowi, postawionemu na blacie niedaleko dzwonka w recepcji. Viper, tak samo, jak ostatnio, zajęła się pokojami i już wkrótce przemierzali po cichu pierwsze piętro, szukając swoich pokoi. Sova dostał osobną sypialnie, co już nie zdziwiło Hazal. Dlatego myślała, że będzie tak samo, jak tamtym razem.
Problem był jednak taki, że Killjoy poprosiła o bycie w pokoju z Viper. A pytając o to patrzyła prosto w oczy Hazal i to był chyba pierwszy raz, kiedy młoda inżynierka nawiązała jakikolwiek kontakt z wieszczką snów.
Chciała jej odmówić. Przecież bycie w pokoju sam na sam z Neon to będzie koszmar po tym, co się stało w hangarze. A Hazal już w samolocie czuła, że boli ją głowa, i że nie przestanie, dopóki Neon nie przestanie gadać. Ale kiwnęła głową, wbrew samej sobie, i z cichym westchnieniem odebrała od brunetki klucze.
Spojrzała na plakietkę, odnalazła odpowiednie drzwi. Nie spoglądnęła na nikogo, kto był w jej pobliżu, drżącymi palcami wpychając kluczyk do zamka i go przekręcając. Zaraz kiedy go wyciągnęła i pchnęła drzwi, Neon wepchała się przed nią, uderzając Eyletmez swoją torbą.
— Bardzo dojrzałe — mruknęła, ale również weszła do środka i zamknęła drzwi, pstrykając przy tym górne światło.
Nienawidziła spać w nowych miejscach. Chociaż „spanie” było zbyt odważnym określeniem, jeśli chodziło o Hazal, bo akurat ta czynność ze wszystkich czynności była najmniej możliwa do wykonania. Oczywiście, w kryzysowych sytuacjach kładła się do łóżka, ale przerywany sen bez wchodzenia w fazę REM nigdy nie pozwolił jej całkowicie zregenerować sił. Nie mówiąc o spaniu, które było wynikiem wycieńczenia organizmu, kiedy mdlała i nie miała jak uratować samej siebie przed ponownym spotkaniem z Koszmarem i jego wizjami. Pomijając fakt, iż wszystkie motele, w których Hazal przebywała, nie były umiejscowione w przyjaznych okolicach.
Zamknęła drzwi na klucz. Upewniła się, że faktycznie są zamknięte.
— Chcesz iść pierwsza?
Hazal odwróciła się przodem do młodszej. Chodziło jej o łazienkę, bo właśnie na nią pokazywała kciukiem, czekając, aż starsza jakkolwiek zareaguje. Na jej twarzy nadal widniały oznaki napięcia.
— Pójdę po tobie.
Nie uzyskała na to odpowiedzi i, szczerze mówiąc, wcale jej nie oczekiwała. Tala kiwnęła tylko głową, wygrzebując z torby wszystkie potrzebne rzeczy i skierowała się do łazienki, zamykając za sobą drzwi zaraz po zaświeceniu światła.
Hazal rzuciła klucze na komodę, na której stał telewizor, i odwróciła się w stronę reszty pokoju. Dimaapi wybrała łóżku umiejscowione bliżej łazienki, więc podeszła do drugiego, które stało po przeciwnej stronie. Do złudzenia przypominało jej to misję sprzed zaledwie paru dni, dlatego kiedy odkryła balkon, musiała powtórzyć sobie w myślach parę razy, że to nie było to samo.
Była zmęczona. Cholernie zmęczona.
Rzuciła torbę obok łóżka i z papierosami w dłoni wyszła na balkon, zamykając za sobą drzwi. Hotel umiejscowiony był na odludziu, na skarpie. Bardzo bezpieczne miejsce, przeszło Eyletmez przez myśl, kiedy spojrzała w dół i zauważyła tylko ciemną przepaść, w której nie mogła dojrzeć absolutnie niczego. Teraz liczne puste pokoje miały swoje wytłumaczenie; mimo bycia naprawdę przytulnym, hotel nie zachęcał do spędzenia w nim czasu dłużej, niż było to konieczne.
I, tak jak tamtym razem, Hazal usłyszała szum wody. A skoro niedaleko była woda, musiała być też tutaj plaża.
Zapaliła papierosa, opierając się o barierkę. Pokoje Viper i Sovy były po drugiej stronie korytarza, więc nikogo z drużyny nie mogła tutaj spotkać w czasie nocnego karmienia możliwego raka płuc. Dlatego w milczeniu wdychała tytoń i w milczeniu go wypuszczała.
Było jej zaskakująco… ciepło. Wiatr rozwiewał jej kosmyki włosów, ale wcale nie był zimny. Był… przyjemny. Spokojny.
Tala wyszła z łazienki, kiedy Eyletmez gasiła papierosa na barierce, zaraz po tym wyrzucając go poza balkon. Odwróciła się przodem do drzwi w tym samym czasie, w którym Neon wsadzała ubrania do torby. Zabawnie wyglądała w mokrych włosach.
Wślizgnęła się do pomieszczenia, szczelnie zamykając za sobą drzwi balkonowe. Zasunęła po tym z powrotem firankę i na wszystkich oknach zaciągnęła rolety. Słońce musiało za niedługo wzejść.
Nie wiedziała czemu, ale niemal powstrzymywała się od spojrzenia na młodszą.
Prysznic nie zajął jej wiele czasu. Hotelowa suszarka na szczęście działała, więc podsuszyła nieco włosy, żeby nie wyjść na zewnątrz z całkowicie mokrą głową. Nie posiadała piżamy – przecież Hazal nie spała – więc założyła na siebie dresowe spodnie i bluzę z kapturem. A ręcznik z kosmetyczką zostawiła w łazience tak samo, jak zrobiła to Neon.
Przynajmniej nie była bałaganiarą. Tyle dobrego.
— Zgasisz światło? — zapytała Tala, kiedy Turkijka wyszła z łazienki, poprawiając gumkę bluzy, która zawinęła się na plecach.
Kiwnęła tylko głową. Nie chciało jej się rozmawiać, nie miała na to zupełnie humoru. Czwarta nad ranem to nie był dobry czas na takie rzeczy.
Zgasiła światło. Neon musiała już wcześniej zaświecić nocną lampkę, czego Hazal nie wyłapała. Była teraz jedynym źródłem światła w niewielkim pomieszczeniu i tylko dzięki niemu Hazal udało się przejść od drzwi wejściowych do swojego tymczasowego łóżka.
Odrzuciła kołdrę, siadając po turecku na materacu i złapała za telefon, który wcześniej zostawiła obok lampki. Ten swój prywatny zabrała ze sobą do łazienki, jak zwykle.
Bawiła się nim chwilę, głupio wpatrując w ekran, potem w tył telefonu. Potem znowu w ekran i znowu w tył. Nie potrafiła usiedzieć w miejscu, czuła się… Czuła się dziwnie. Niekomfortowo. Obecność Neon szargała jej nerwami, a fakt, że właśnie okryła się szczelnie kołdrą gotowa pójść spać…
— Nadal mnie nie przeprosiłaś.
Swędziała ją skóra. Nie, pod skórą, tam, gdzie nie mogła dosięgnąć, tam, gdzie Koszmar sobie spacerował jak po cholernym ogrodzie, doprowadzając ją czasami do szału. Wiedziała, że wepchała właśnie kij w mrowisko, i że szybko odkryje, dlaczego nie powinna tego robić, ale… chyba nie mogła patrzeć na Talę, kiedy była tak bardzo spokojna.
— Nie mam za co? — Zaskoczyła Neon i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Zauważyła nawet, że przewróciła się z boku na bok, wbijając teraz spojrzenie w Fade.
— Z tego, co pamiętam, to się na mnie rzuciłaś — przypomniała Eyletmez, prostując się nieco.
— Zasłużyłaś — stwierdziła ot tak Tala, wzruszając ramieniem. — Nie mam za co przepraszać.
— Dobrze wiedzieć, że jesteś taka sama, jak Jett — mruknęła, doskonale wiedząc, że dolała tym oliwy do ognia.
Trzęsły jej się dłonie, kiedy sięgała po paczkę papierosów. Czuła też na sobie wzrok Tali w momencie wstawania z łóżka i słyszała, że młodsza zrobiła to samo, gdy wychodziła na niewielki balkon.
— Jesteś sukowata — warknęła Neon, wychodząc na zewnątrz tuż za Hazal. — Wściekasz się o coś, czego nigdy nie zrobiłam. Powinnaś się ogarnąć.
— To nie ja stoję na balkonie drąc się na drugą osobę — powiedziała, z trudem siadając na parapet i wspierając nogi o barierkę.
— Pieprz się. — Neon uderzyła ją w ramię i choć Fade wiedziała, że wcale nie zrobiła tego mocno, syknęła z bólu, łapiąc się za obolałe miejsce. — Nie kazałam ci o niczym mówić. Sama stwierdziłaś, że to zrobisz i teraz masz o to wielki problem!
— Daj mi już spokój.
— Ty tak do każdego się złościsz czy tylko do mnie? — zapytała Tala, stając tak, by opierać się o nogi Hazal bokiem. — Bo mam wrażenie, że tylko do mnie.
— Nikt inny nie próbuje mi wejść do dupy — mruknęła Eyletmez, wyciągając papierosa z paczki i zaraz po tym go odpalając, mocno się zaciągając tytoniem.
Neon otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale bardzo szybko je zamknęła. Hazal uznała to jako personalne zwycięstwo, bo najwidoczniej zabrakło jej już wszelkich argumentów, jakie mogła użyć w rozmowie.
Nie wróciła jednak do pokoju. Założyła ręce na klatce piersiowej i kilka razy przeszła się wzdłuż balkonu. Mrok rozświetlały wyładowania elektryczności, jakie skakały na jej ciele.
— Nie potrafisz normalnie rozmawiać — powiedziała w końcu, zajmują to samo miejsce, co chwilę temu. Hazal spojrzała w niebo, wypuszczając w przestrzeń dym. — Wiecznie trzeba do wszystkiego dochodzić głupimi podchodami. I to jest prawdziwy problem.
— Nikomu nie każę robić podchodów, do cholery — jęknęła zmęczona, przejeżdżając dłonią po twarzy. — Nie chcę rozmawiać i tyle, idź już spać czy coś.
— Dlaczego mi powiedziałaś o Çınarze?
Oh.
Hazal nie spodziewała się tego pytania. Nie sądziła, że Neon kiedykolwiek wpadnie właśnie na to, żeby o to zapytać. Że w ogóle przejdzie jej to przez myśl. Bo dlaczego miałoby? Skąd ten pomysł? Co ją to obchodziło?
Papieros zatrzymał się w połowie drogi do ust Eyletmez, a kiedy się o tym zorientowała, ręka wykonała ten sam ruch, co wcześniej. Tala ją zagięła, do cholery. I obie o tym wiedziały, z czego Fade próbowała uparcie to ignorować.
Nikt nie miał prawa mówić o Çınarze. Nikt prócz samej Hazal, bo tylko ona mogła o nim mówić, był tylko jej. Jej i nikogo innego.
— Zaufałaś mi na tyle, żeby mi o nim powiedzieć.
— Przestań — sapnęła Hazel, panicznie zaciągając się dymem. — Zamknij się na chwilę.
— Nie, bo wtedy ty nic nie powiesz i znowu będę w kropce.
— Zamknij się. — To sarknięcie zdawało się odbijać echem, chociaż Hazal wcale nie wypowiedziała tego głośno. — Tu nie chodzi o ciebie.
— No tak, jak zwykle chodzi o ciebie. — Niemal słyszała przewrócenie oczami w tym zdaniu, a to nawet nie było możliwe. — Kiedy zacznie chodzić o kogokolwiek innego?
— Oh, pierdol się — warknęła Hazel, wbijając pół niedopałka w parapet, w ogóle nie troszcząc się o to, czy ktoś będzie później musiał to posprzątać. — Nigdy nie istniałam dla samej siebie.
— W ogóle tego nie widać, wiesz?
— Teraz to ty jesteś sukowata — powiedziała, przewracając oczami, i zsunęła się na balkonową podłogę. Jej chłód zdawał się wbijać igły w nagie stopy.
Chciała wejść z powrotem do pokoju. Plan był taki, by chociaż na chwilę uciec od Neon i niewygodnych pytań, ale młodsza była na tyle wredna, żeby zacząć zagradzać jej drogę. Małpowała każdy jej cholerny ruch, nie pozwalając przejść, a co ważniejsze – wejść do pokoju.
— Przesuń się w końcu — warknęła, zaciskając ręce w pięści.
— Zmuś mnie. — Mogła sobie rękę uciąć, że Tala była niemal dumna ze swojego głupawego tekstu. — Jestem od ciebie silniejsza.
— Nie zmuszaj mnie do użycia mocy — ostrzegła, przekrzywiając nieco głowę w bok.
— Złożę raport do Brimstone’a, jeśli to zrobisz.
— Kurwa mać! — Nie spodziewała się takiego wybuchu. Nie po samej sobie. Aż sama się wzdrygnęła, teraz faktycznie słysząc, jak krzyk odbija się przez sekundę echem. — Byłam pijana, poszły mi hamulce, wygadałam się. No i co, kurwa, z tego? Po co robisz z tego taką sensację?
— Ty też mnie lubisz — powiedziała Neon, zaplatając ręce na klatce piersiowej. Hazal z obrzydzeniem odnalazła w jej głosie dumę. — Nie potrafisz tego przyznać, więc zachowujesz się jak gówniarz.
— Jesteś idiotką, jeśli w to wierzysz — oznajmiła Hazal, kącik jej ust uniósł się w pobłażliwym uśmiechu. — To ci powiedział Cypher, kiedy poszłaś się poskarżyć?
— Nie potrzebuję pomocy w myśleniu. — Elektryczność przeskoczyła wzdłuż ramion młodszej i tak samo została wypluta przez końcówki wciąż wilgotnych włosów.
— Biedne, naiwne dziecko — mruknęła Hazal, klepiąc pobłażliwie młodszą po głowie. — Tak wiele jeszcze musisz się nauczyć o świecie.
— Jesteś starsza o pięć lat — przypomniała Neon, odtrącając dłoń starszej. Jej palce głośno obiły się o skórę przedramienia Eyletmez. — Nie nazywaj mnie dzieckiem, bo wcale nie jesteś lepsza.
— Dalej wierzysz w Świętego Mikołaja?
— Pieprz się. — Tala znowu uderzyła starszą w ramię, tym razem nie szczędząc sobie siły.
— Przestań mnie bić, do cholery — warknęła Hazal, znowu łapiąc się za ramię, to samo, w które dostała chwilę wcześniej.
— Przestań mnie denerwować.
— Sama zaczynasz.
Odsunęła się o krok w razie, gdyby młodsza znowu postanowiła zaatakować i odetchnęła ciężko przez usta. Miała cholernie dość całej tej sytuacji i naprawdę marzyła, żeby Neon dała sobie już spokój. Żeby poszła do pokoju, położyła się do łóżka i zasnęła, bo swoim gadaniem tylko wyprowadzała Hazal niepotrzebnie z równowagi i zwiększała ból głowy. A Hazal potrzebowała chwili odpoczynku, pięciu minut tylko dla samej siebie.
Tala nie miała zamiaru jej tego dać.
— Pomóc ci trafić do wyjścia? — zapytała, zanim młodsza zdążyła otworzyć ponownie usta.
— Dzięki, poradzę sobie.
I dalej stała w miejscu. Dalej nie chciała przepuścić Hazal, zbyt uparta, żeby się ugiąć. Ale Eyletmez wcale nie była lepsza; prawdę powiedziawszy była o wiele gorsza niż wszyscy agenci razem wzięci, bo przeszła na najdalszy koniec balkonu (co wcale nie nadawało wielkiej odległości między nimi) i ostentacyjnie usiadła na podłodze, wyciągając papierosa z paczki fajek.
— Co ty robisz? — fuknęła młodsza; kątem oka widziała, że kładzie ręce na biodrach.
Hazal nie odpowiedziała. Wiedziała, że zdenerwuje tym młodszą, więc dodatkowo wzruszyła jeszcze ramionami, podpalając odpowiednią końcówkę i jednocześnie zaciągając się tytoniem.
Miała nadzieję, że Tala sobie pójdzie. Że z głośnym westchnieniem wróci do pokoju i położy się do spania. Ale jak zwykle musiała pokazać jak bardzo uparta jest, bo podeszła do Hazal, stając dosłownie nad nią, zaraz po tym pchając się niemal na jej kolana. Eyletmez, zbyt zdziwiona tym, co właśnie miało miejsce, wyprostowała nogi zgięte w kolanach, i zaraz po tym wbijała spojrzenie w Neon, siedzącą teraz na jej udach. Nigdy w życiu nie znajdowała się z nikim w takiej pozycji. Nigdy w życiu nie pozwoliła nikomu znaleźć się tak blisko niej.
A Tala właśnie poprawiała włosy. Na pewno nie było jej wygodnie, sądząc po tym, że jej kolana wbite były w podłogę i tylko pośladki znajdowały się na miękkich udach Hazal.
— Czy ty się rumienisz? — zapytała zaczepnie Hazal, starając się wypuścić dym tak, by nie dmuchnąć nim na młodszą.
— Czujesz się niekomfortowo? — Tala zignorowała jej pytanie, zadając inne, które ani trochę nie łączyło się z poprzednim.
Eyletmez parsknęła krótkim, nieszczerym śmiechem.
— Oczywiście — mruknęła, chowając zapalniczkę i paczkę papierosów do kieszeni bluzy. — Twój kościsty tyłek wbija mi się w uda.
— Nie mam kościstego tyłka — zaprzeczyła zaraz młodsza. Hazal uniosła ku górze brwi, nie dowierzając, że przyczepiła się akurat do tego zdania.
— Czego ty chcesz? — Eyletmez przekrzywiła lekko głowę w bok; w jej głosie wybrzmiało zmęczenie, którego nie chciało jej się już pozbywać.
— Siedzimy na balkonie, tak, jak chciałaś — zauważyła Dimaapi, wzruszając ramionami.
— Chciałam w spokoju zapalić. I chciałam, żebyś znalazła się gdzieś indziej, niż ja.
— Nie można mieć wszystkiego.
— Z tobą nie mam niczego akurat.
— Ha, ha. Śmieszne.
— Mhm. Żartom nie było końca. Początku też nie.
Neon zaplotła ręce na klatce piersiowej, z uwagą przyglądając się Hazal. Chciała, żeby się speszyła. Żeby próbowała ukryć się przed jej wzrokiem, zaczęła denerwować natarczywym spojrzeniem i najpewniej próbowała ją z siebie zrzucić, żeby faktycznie uciec z balkonu. Tyle, że Hazal była przyzwyczajona do bycia obserwowaną. Koszmar robił to non stop, kiedy siedziała sztywno we własnej sypialni, brała prysznic, leżała, ubierała się. Żyła pod wiecznym nadzorem czegoś, co nie miało prawa istnieć. A Neon o tym nie wiedziała.
Bo skąd miałaby?
Hazal w końcu spaliła całego papierosa, jego końcówkę gasząc o podłogę i wyrzucając za balkon, niezbyt przejmując się tym, że znowu śmieci. Tala obserwowała każdy jej ruch dłoni; wtedy nie wpatrywała się w jej twarz, a w palce, pokryte henną i licznymi pierścionkami. Więc kiedy Hazal skrzyżowała przedramiona na piersiach, chowając przy tym dłonie przed spojrzeniem Neon, wzrok znowu padł na jej twarz.
Minęła minuta, dwie, dziesięć. Hazal oparła głowę o ścianę, wzdychając ciężko. Nogi zaczynały powoli dawać o sobie znać, nieprzyzwyczajone do tak obcego ciężaru, mimo to nie odezwała się na ten temat ani słowem. Tala zdążyła opuścić dłonie, palcami bębniąc o własne uda, czekając na… Bóg jeden wie, co. Eyletmez miała wrażenie, że powoli odpływa, że odsuwa się od całej tej scenerii, wymazuje istnienie dziewczyny i znowu jest sama ze sobą na cholernym balkonie, udając, że nie widzi gęsiej skórki na udach i przedramionach Tali.
A potem zobaczyła jej dłoń dziwnie blisko jej samej.
Odsunęła się na tyle, na ile pozwalała jej ograniczona przestrzeń i ze zmarszczonymi brwiami obrzuciła spojrzeniem najpierw rękę Neon, a potem ją samą, jakby chciała tym zapytać, co takiego robi. Dimaapi gwałtownie cofnęła dłoń, łapiąc się za nadgarstek.
— Co to było? — zapytała, nie potrafiąc ugryźć się w język.
Policzki Neon zarumieniły się lekko.
— Nic — odpowiedziała szybko, zrywając się z nóg Hazal. — Idę spać.
Nie musiała niczego mówić. Fade nie interesowało, gdzie szła i czy w ogóle będzie w pokoju, kiedy tam wejdzie. Odprowadziła ją wzrokiem, szczędząc sobie komentarzy.
Parsknęła krótko nic nie znaczącym śmiechem.
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
4755 słów!
no właśnie neon, co to było 🤨 we r watching you very closely 🧐
anyway SIEMANO
nie wiem w ogóle czy kiedykolwiek tu to podawałem XD ale jestem na twitterku (@/hollemanonAO3), repostuję mmm arty i czasami coś rysuję 🙂↕️ zapraszam cieplutko!
A CO DO ROZDZIAŁU
neon chce być taka bad girl jak jojo siwa, z tą różnicą, że neon sobie nie wmawia, że nią jest lol biedna dziecinka jest niezręczna emocjonalne, poor thing... ale radzi sobie coraz lepiej, serio!!!
.............przynajmniej tak siebie oszukuje
a kochana fejdż... no cusz, ona to w ogóle jest stan umysłu, jeśli chodzi o relacje międzyludzkie. poor thing v.2
MIŁEJ NOCY/DNIA WSZYSTKIM
•
•
•
•
•
•
koszyk na opinie: \_____/
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro