Rozdział XLVI
Hazal nie pamiętała, kiedy ostatni raz rozmawiała z… kimkolwiek.
Oczywiście nie dosłownie. Nie podejmowała się długich, wyczerpujących rozmów, które przez przypadek mogłyby potrwać za długo, jak na jej komfort psychiczny. Zamiast tego odpowiadała krótko, najkrócej jak się dało, tak, by skutecznie zniechęcić do siebie osobę, która musiała zamienić z nią parę słów. Nie było to dość trudne; to zazwyczaj Sage przychodziła sprawdzić jak się czuła. Czasami Deadlock próbowała zagadać, wyciągnąć od Hazal cokolwiek, by chwilę później dać sobie spokój i odejść, nie odzywając się słowem na pożegnanie.
Cyphera omijała szerokim łukiem. Wiedział, gdzie się znajdowała, bo przed jego oczami, miała wrażenie, nie potrafiła uciec. Nawet jeśli bardzo chciała. Dlatego kiedy tylko pojawiał się w zasięgu jej wzroku, specjalnie przetrzymywała kontakt wzrokowy i odwracała się na pięcie, idąc w swoją stronę.
Musiał zrozumieć, że nie chciała rozmawiać, bo po którymś razie nie zawołał za nią, by zatrzymała się w miejscu.
Żeby przetrawić to, co działo się przez ostatni czas, Hazal potrzebowała czasu. Dużo czasu. Nie miała pojęcia, że właśnie tyle mogło to trwać, bo… bo zazwyczaj podnosiła się z kolan szybko. Za szybko, jak na kogoś, kto psychicznie ledwo wiązał koniec z końcem. Umysł chyba po tylu latach postanowił wreszcie się poddać, zmuszając do kapitulacji całego ciała.
Więc Hazal leżała. Długo leżała. A kiedy akurat nie gniła na materacu, szukała komfortu w treningach, które, kto by się spodziewał?, wcale tego komfortu nie przynosiły. Przez nie czasami było jeszcze gorzej, niż się spodziewała.
Do całego obrazka brakowało tylko Neon, która… chyba unikała Hazal. Ciężko było jej to stwierdzić, bo przecież sama rzadko kiedy opuszczała swój pokój, ale takie właśnie miała wrażenie. Wcześniej młodsza chociaż próbowała jakoś zacząć rozmowę, jakoś zbliżyć się do niej, by po prostu spędzić czas, a teraz nie robiła żadnej z tych rzeczy. Nawet jeśli były na treningu razem. Eyletmez nie było z tego powodu przykro – nie była z nią związana – ale uznała to po prostu za… dziwne.
I tylko utwierdziło w przekonaniu, że tamtej nocy Neon faktycznie czegoś chciała. Po prostu nie była w stanie pokazać, co to konkretnie było.
Rusz się.
Hazal oderwała spojrzenie od laptopa, z którym przyjechała do Protokołu, i z którym zazwyczaj nie rozstawała się na dłużej, niż na parę dni. Było tam wszystko, co potrzebowała, tak samo z rzeczami, które niekoniecznie ułatwiały jej przebrnięcie przez ciężkie czasy.
Tak jak teraz.
— Zamknij się — mruknęła, wbijając spojrzenie w siedzącego na dokumentach Koszmara.
Jego ogon podrygiwał miarowo w dziwnym, niespokojnym ruchu.
Powinna iść coś zjeść. Powinna się przejść, żeby rozprostować zastałe kości, bo była już prawie szesnasta, a ostatni raz, kiedy wyszła z pokoju, było po trzeciej nad ranem, kiedy poszła po kawę. Wtedy też wyciągnęła z lodówki jedno ze swoich nietkniętych pudełek, miłosiernie dając sobie siłę na przetrwanie paru kolejnych godzin, spędzonych przed laptopem.
Dzisiaj nikt do niej nie dzwonił. Nikt do niej nie pisał. A to znaczyło, że nikomu nie była potrzebna. Musiała tylko odbębnić kolację, żeby nie zasłabnąć na siłowni i mogła wrócić przed laptopa, próbując dalej ustalić cokolwiek.
Mimo swojej upartości, wstała od biurka, zostawiając program włączony, by w dalszym ciągu zbierał informacje do jej powrotu. Zazwyczaj niewiele to dawało w poszukiwaniach, ale dwa razy dzięki temu udało jej się ustalić miejsce pobytu informatora i pomniejszej bazy Królestwa, więc miała nadzieję, że i tym razem coś magicznego się wydarzy.
Chciała przynajmniej mieć taką nadzieję. Od tak dawna nie miała żadnej, choćby drobnej informacji na Jego temat…
Odetchnęła, podchodząc do drzwi i zakładając na stopy buty. Koszmar zerwał się ze swojego miejsca, gotowy pójść za nią jak cień, jednak Hazal skutecznie uniemożliwiła mu przechadzkę, przywołując go do siebie tuż przed otworzeniem drzwi. Protestował, warcząc głośno wewnątrz jej czaszki, jednak Fade tylko wykrzywiła się, zbyt przyzwyczajona do jego ataków.
W połowie drogi do kuchni, kiedy już zeszła ze wszystkich schodów, które były do pokonania, zorientowała się, że nie wzięła ze sobą telefonu. Zatrzymała się w miejscu, przez chwilę zastanawiając się nad tym, czy wrócić po niego, jednak roześmiane głosy agentów skutecznie odwiodły ją od tego pomysłu.
Tchórz.
Nie była tchórzem. Nie chciała po prostu obok nich przechodzić, to wszystko. Nie mogła przekazać tego Koszmarowi, więc uszczypnęła się w wierzch dłoni. Zabulgotał zirytowany; rozbawiło to Hazal na tyle, by unieść lekko kąciki ust ku górze w gorzkim uśmiechu.
Mogła się spodziewać, iż w kuchni będzie już parę osób. Słyszała ich głosy już w korytarzu, bo rozmowy prowadzone były dość głośno. Chyba po prostu nie była na to gotowa – wejść tam i być powodem, dla którego rozmowy gwałtownie zostały zakończone. To nie było nic nowego; czasami nie zauważali jej obecności aż do momentu, w którym drzwi za nią się zamknęły. Takie sytuacje zdarzały się coraz częściej, dzięki Bogu, jednak wciąż w głowie odznaczała się ta jedna myśl, iż ponownie zrobią to samo.
Nie lubiła być w centrum tak fałszywej uwagi.
Odetchnęła ciężko i cicho pchnęła drzwi, wchodząc do kuchni. Zauważyła Skye, siedząca obok Yoru i Deadlock, z którą dzielili stół. Dosiadł się do nich również Breach, szturchając kilkakrotnie blondynkę, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. Przy innym stole siedział Phoenix, Gekko, Raze, Killjoy i Jett, która na szczęście odwrócona była do wejścia tyłem. Hazal przeszła cicho w stronę lodówki, z całych sił starając się nie wtopić w otoczenie. Próbowała się zachowywać normalnie, a kiedy tylko o tym myślała, czuła, że jej mięśnie sztywnieją, że chodzi tak cholernie sztywno i wszyscy są w stanie to zauważyć. Ręce zaczynały jej drżeć, bo myśli goniły i nie chciały zwolnić, nie miały zamiaru odejść i dać spokoju.
Weź się w garść.
Odetchnęła głęboko, zaraz po tym łapiąc za drzwi lodówki i wyciągając z niej pudełko ze swoim pseudonimem, razem z dużą puszką energetyka, którą postawiła niedaleko mikrofalówki. Stopą zamknęła drzwi, skubiąc przy tym policzek od środka, gorączkowo zastanawiając się czy faktycznie powinna tutaj przychodzić.
Usłyszała szuranie krzesła; kątem oka dojrzała, że to tylko Deadlock wstała od stołu, trzymając w ręce prawdopodobnie pusty kubek. Hazal wykorzystała ten dźwięk do otworzenia drzwiczek mikrofalówki i wepchnięcia do środka otworzonego pudełka.
Kroki były szybsze niż odliczanie, toteż blondynka zdążyła podejść do zlewu i odłożyć do niego kubek. Hazal myślała, że tak go zostawi, ale Iselin rozpoczęła jego mycie, zmuszając Fade do nerwowego zaplecenia rąk na piersiach.
— Jak się czujesz? — zapytała mimochodem blondynka, odkładając naczynie na niewielką suszarkę, by odwrócić się przodem do młodszej.
Hazal obrzuciła ją krótko spojrzeniem.
— Nie musisz mnie ciągle o to pytać.
— Jak inaczej będę wiedzieć, że nie odebrało ci głosu? — Iselin oparła się o blat kuchenny, bębniąc w niego palcami. — Energetyk na wieczór?
Hazal wzruszyła ramionami, wbijając spojrzenie w powoli zmieniające się cyfry. Nie chciała rozmawiać. Naprawdę nie chciała teraz rozmawiać.
— Posłuchaj — sapnęła w końcu Iselin, zmuszając Fade do ponownego zerknięcia na nią. — Widzę, że coś się stało, i że to coś cholernie cię męczy, więc może lepiej będzie, jak w końcu to z siebie wyrzucisz, co? To przez Jett?
Eyletmez zmarszczyła lekko brwi, przyglądając się blondynce. Dlaczego to ją interesowało? Co mogła wartościowego zobaczyć w Fade, żeby stwierdzić, że właśnie ją będzie próbowała zagadać?
— Jett dostała już karę. — Wzruszyła ramionami, niekoniecznie zastanawiając się głębiej nad odpowiedzią.
— No to o co chodzi? — Deadlock przechyliła lekko głowę w bok. Chyba chciała się czegoś doszukać w Hazal.
Mikrofalówka wybawiła Eyletmez od odpowiedzenia od razu. Czas poświęcony na otworzenie mikrofalówki, wyciągnięcie pojemnika i znalezienie widelca, wykorzystała na ignorowanie Iselin, co wcale nie spodobało się blondynce.
— Muszę zjeść przed siłownią — powiedziała jedynie, nie zerkając nawet w stronę Bjørge.
Odeszła i nie słyszała za sobą kroków kobiety. To dobrze. Tak powinno być.
Nadal nie rozumiała, dlaczego część osób tak bardzo… próbowała wejść w jej życie. Dlaczego się troszczyli? Dlaczego pytali? To, czy cokolwiek się u niej działo, było tylko jej sprawą nikt inny nie powinien się w to wpieprzać. Więc dlaczego to robili?
Wcześniej tak nie było. Wcześniej pracowała sama i nikogo nie interesowało, czy wróciła do kryjówki cała.
Z wyjątkiem Anthony'ego. Ale Anthony nie żył, więc teraz naprawdę nie było już nikogo. Oczywiście był… jej syn, ale on najprawdopodobniej nie miał pojęcia o jej istnieniu. Nie wiedział czy go szukała, czy się martwiła.
Przestań.
Racja. Powinna przestać. Dłoń niepotrzebnie wstrząsała puszką z napojem energetycznym. Widelec lekko podskakiwał, uderzając o pudełko. Spirale nieprzyjemnych myśli zawsze działały w ten sposób. Zawsze chciały sprawić, by czuła się jeszcze gorzej, niż czuła się zazwyczaj.
Zjadła w pokoju, a potem, po przebraniu się, wyruszyła na spacer na siłownię. Przez pewien okres czasu ćwiczyła w zwykłych, obcisłych koszulkach, ale aktualnie nie czuła się na tyle dobrze, by faktycznie w nich przychodzić. Więc lekka, cienka bluza otulała jej ciało wraz z legginsami; po głupim wypadku, w którym dresy zahaczyły o maszynę, rwąc się na nogawce, wolała już więcej nie powtórzyć sytuacji.
Myślała, że na siłowni będzie przebywać sama, jak zazwyczaj się działo; od dłuższego czasu ćwiczyła bez personalnego trenera w postaci Skye, bo cały plan i wskazówki znajdował się teraz w jej telefonie. Sprawdziła też godziny innych agentów i nie zauważyła, by ktokolwiek miał o tej godzinie być na siłowni. Więc dlaczego jakaś maszyna działała?
Z każdym krokiem słyszała coraz wyraźniej, że bieżnia była aktualnie w użytku. Nie czuła, by był to dla niej jakiś problem, bo zawsze mogła stanąć na innej części siłowni i tam zacząć, ale jednocześnie… nikogo nie powinno tutaj teraz być. A jednak.
Weszła do pomieszczenia, po cichu otwierając drzwi. Obrzuciła je wzrokiem tylko po to, by końcowo i tak wbić go w Neon; jedyną osobę, która zajmowała jedną z bieżni. Kroki stawiała w zabójczym tempie, Fade tylko dzięki soczewkom zauważyła, że była rumiana z wysiłku. Więc ćwiczyła tutaj już dłuższą chwilę.
Hazal westchnęła ciężko, kierując się w ciszy w stronę młodszej.
Nie zauważyła jej, tak samo nie usłyszała w ogóle jej kroków. Fade nie była ku temu zdziwiona – słuchawki skutecznie wygłuszały otoczenie, a projektor pokazujący ulice Filipin absorbowały umysł młodszej. Hazal udało się dostrzec ile już przebiegła, tak samo o której godzinie została włączona bieżnia. Od samego patrzenia na Talę poczuła zmęczenie, ale teraz…
Musiała to przerwać.
Podeszła do młodszej od boku i jednym ruchem szarpnęła za sznurek bezpieczeństwa. Tala zobaczyła jej dłoń, jednak zanim zdążyła zareagować, bieżnia zaczęła znacznie zwalniać.
Neon zdarła słuchawki z uszu.
— Przecież ćwiczę, są inne bieżnie — warknęła zirytowana, wbijając spojrzenie w starszą.
Pot lał się z jej czoła. Czerwień zdobiła jej twarz i dekolt. Nogi drżały z wysiłku. Eyletmez to wszystko widziała i z jakiegoś powodu nie mogła pozwolić na to, by wykończyła się jeszcze bardziej.
— Zejdź z tego — powiedziała krótko, odrzucając sznurek na rzecz zaplecenia rąk na klatce piersiowej.
Neon nie miała zamiaru posłuchać. Na przekór Fade włożyła żółtą tabliczkę, którą wydarła Hazal, na miejsce i z powrotem zaczęła zwiększać prędkość bieżni.
— Chcesz się połamać? — zapytała Hazal, korzystając z faktu, iż słuchawki młodszej nadal ulokowane były na jej szyi.
Nie odpowiedziała. Zwykle to Wieszczka Snów odzywała się mniej podczas całej rozmowy.
Oparła się o ścianę, mając nadzieję, że chociaż uporczywym gapieniem zniechęci Talę do dalszych tortur, ale Dimaapi zdawała się celowo ignorować jej obecność.
— Mam zadzwonić do Sage? — Przekrzywiła głowę, mrużąc lekko oczy. — Na pewno się ucieszy, widząc jak świetnie radzisz sobie z problemami.
Neon chciała coś powiedzieć, pewnie odwarknąć, żeby dała jej święty spokój, ale zamiast tego tylko sapnięcie uciekło z jej ust.
To, że się przewróciła, z hukiem spotykając się z ziemią tuż za pędzącą bieżnią, było chyba większym zaskoczeniem dla niej samej, niż dla Hazal.
Odbiła się szybko od ściany, klękając przy młodszej i przyciskając jej barki do podłogi tak, by zmusić ją do dalszego leżenia.
— Nic mi nie jest — sapnęła ciężko Tala, próbując odtrącić od siebie dłonie Hazal.
— Przestań się rzucać — warknęła Turkijka, zakładając kosmyk włosów za ucho. — Leż, do cholery, Neon!
Dopiero jej krzyk sprawił, że sprinterka przestała się jakkolwiek ruszać.
Hazal odetchnęła. Nic nie wskazywało na to, by młodsza coś sobie złamała, jednak dla pewności zaczęła sprawdzać czy faktycznie tak było.
— Chyba skręciłam kolano — sapnęła Tala, kiedy Fade ułożyła dłonie na jej miednicy.
Tego akurat nie potrafiła stwierdzić; jeszcze nie pojawiła się opuchlizna, mimo to uwierzyła młodszej na słowo, w końcu pomagając jej usiąść.
— To nie wyglądało, jakbyś ćwiczyła — zauważyła po chwili ciszy Fade, obserwując, z jaką ostrożnością Tala zginała prawą nogę.
Dimaapi wzruszyła ramionami, zaraz po tym przedramieniem ocierając czoło z potu. Hazal widziała, że młodsza nie chciała i najpewniej nie miała zamiaru z nią jakkolwiek rozmawiać.
— Zadzwonię do Sage — mruknęła Fade, siadając w siadzie skrzyżnym i wyciągając z kieszeni telefon.
Myślała, że młodsza jakoś zareaguje. Że głośno zaprotestuje i nawet pokusi się o zdobycie telefonu Eyletmez, ale jedyne, co zrobiła, to obrzucenie jej krótko wzrokiem, zanim odwróciła go całkowicie w inną stronę.
Zawahała się. Nie wybrała numeru do uzdrowicielki, nie zadzwoniła. Nawet nie wysłała SMS-a.
Hazal nie chciała rozmawiać z Talą; nie czuła takiej potrzeby, zwłaszcza po tym, co zrobiła tamtej nocy, po której unikały siebie nawzajem przez cały miesiąc. Ale widziała, że coś było nie tak; i że jeśli nie zapyta, nie będzie się czuła dobrze sama ze sobą.
— Co się stało? — zapytała w końcu, stopą szturchając zdrową nogę młodszej, by zwrócić na siebie jej uwagę.
— Nie chcę o tym rozmawiać.
Słyszała w jej głosie drżenie. Płakała i nie chciała, żeby Hazal to widziała.
To prawdopodobnie nadal było tylko kolano. Albo aż kolano. Hazal nie była w stanie tego na spokojnie stwierdzić, bojąc się, że jeśli pogrzebie dłużej, dowie się czegoś, czego nie miała się dowiedzieć.
Westchnęła, kolejny raz. Czuła, że powinna się zbliżyć, że powinna chociaż zaproponować zbliżenie się, spróbować jakkolwiek pocieszyć. Koszmar jednak darł za nerwy, nie pozwalając skupić się na tym, co ważne, na tym, na czym faktycznie chciała się skupić, i koniec końców nie zrobiła żadnej z rzeczy, nad którymi się zastanawiała.
Neon podciągnęła jedynie głośno nosem, opierając głowę o kolano.
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
Koniec końców Hazal musiała zadzwonić po Sage. Przyszła szybko, już w progu besztając Neon za kolejną bezmyślną próbę rozładowania energii wbrew temu, co jej nakazała już chwilę temu. Hazal starała się z całej siły nie podsłuchiwać, jednak, o dziwo, podniesiony głos Chinki odbijał się między ścianami tak dobrze, że naprawdę ciężko było jej to robić. Nie miała przy sobie żadnych słuchawek, nieprzygotowana na to, iż ktokolwiek poza nią będzie w pomieszczeniu, więc udawała, że każde ze słów omija ją szeroko, nie tworząc żadnego zdania, nie tworząc sensu.
Mimo to i tak się dowiedziała, iż Sage uleczyła kolano młodszej, grożąc, iż „tym razem to naprawdę ostatni raz, gdy użyła na niej leczenia”. Wnioskując po takim sformułowaniu zdania, ostatnich razów było zaskakująco dużo.
Wyszły, kiedy Hazal była w połowie swojego treningu. Sage nie zwróciła uwagi na jej obecność, natomiast Neon tylko obrzuciła ją wzrokiem, uciekając zaraz, gdy Fade odwzajemniła spojrzenie.
Nie sądziła, żeby była tym zdziwiona. Chyba podejrzewała, że tak się może stać.
Niewiele myślała o całej tej sytuacji. Kiedy wreszcie skończyła, dość szybko ulotniła się z siłowni, z niewielkim ręcznikiem na ramieniu kierując się w stronę sypialni.
Zaraz gdy przekroczyła próg pokoju, z kieszeni dobiegł ją dźwięk SMS-a – taki sam, który przyszedł od Sage zaraz po tym, gdy napisała, iż Neon zrobiła sobie krzywdę. Tym jednak razem nie należał on do uzdrowicielki, a do Cyphera, który zapraszał ją do zagrania w szachy.
Hazal przecież nie potrafiła w nie grać. A mimo to i tak odpisała, że chyba skorzysta z zaproszenia, doskonale wiedząc, że to właśnie zrobi.
Deadlock miała rację, jakkolwiek to nie brzmiało. Musiała porozmawiać z kimkolwiek o tym, co się stało, a Cypher… Cypher wydawał się być odpowiednia osobą co do tego. Znała jego przeszłość. Wiedziała, co, kiedy i jak się stało, toteż zdawała sobie sprawę, iż niektóre wątki w jej i jego życiu były dość podobne.
Denerwowała się tym spotkaniem. Nie do końca wiedziała, dlaczego – tak po prostu było i nie potrafiła się tego pozbyć przez cały prysznic i przez cały proces suszenia włosów.
Zostań.
To usłyszała, kiedy jej dłoń znalazła się na klamce drzwi, po ubraniu się i przygotowaniu do wyjścia. Dlaczego Koszmar nie chciał, żeby wyszła? Bo co?
— Czego ty znowu chcesz? — sapnęła wściekle, opierając czoło o drzwi. — Co ci znowu nie pasuje?
Musiał się domyślić, że chciała spotkać się z Cypherem; próbował ją od tego powstrzymać, a Hazal nie chciała do tego dopuścić. Nie mogła znowu zostać sama ze swoimi myślami, sama z Koszmarem. Jak dziwnie to brzmiało, chyba potrzebowała od siebie odpocząć.
Zostań.
Hazal szarpnęła za klamkę, jednym ruchem otwierając drzwi.
Biblioteka o tej godzinie była pusta. W zasadzie, Fade miała wrażenie, że tylko ona, Omen i Cypher przebywają w niej dość regularnie, podczas gdy zdecydowana większość nie miała nawet pojęcia, gdzie się znajduje (co oczywiście nie było prawdą). Mimo iż spędziła tutaj całą ostatnią noc, razem z kilkoma poprzednimi, zapach książek nadal lekko ją otumaniał. Już w progu wzięła głęboki wdech, zaraz po tym podążając do jednego z typowych miejsc, w których zazwyczaj siedzieli.
Omena nie było jednak tym razem w bibliotece. Na jego miejscu zostawiony był tylko koc, który musiał skończyć dziergać. Fade kątem oka widziała Cyphera, siedzącego przed niewielkim, okrągłym stolikiem, jednak zanim zbliżyła się do mężczyzny, podeszła do fotela Omena, dłonią przejeżdżając po starannie wykonanym przedmiocie. Długo nad nim siedział; pamiętała, jak dopiero zaczynał go tworzyć.
— Omen jest na misji? — zapytała po chwili, z wahaniem odsuwając się i odwracając w stronę Amira.
Miał przed sobą rozłożoną planszę, a na planszy – ustawione pionki.
— Zgadza się. — Kiwnął głową, przesuwając przy tym jeden z kubków w stronę Hazal. — Zapraszam.
— Już ci mówiłam, że nie potrafię grać w szachy — mruknęła, mimo to usiadła na krześle naprzeciw.
— To warcaby — odpowiedział Cypher, a powiedział to takim tonem, że wiedziała, że właśnie w tej chwili się uśmiechnął. — Zasady są proste.
Westchnęła. Mimo to zgodziła się, by mężczyzna je wytłumaczył, zdając sobie sprawę, iż niezbyt ma jak się temu sprzeciwić czy wywinąć. Wiedziała, na co się pisze.
Przegrywała, a kiedy akurat zdarzyło się, że to jej pionki pokryły planszę, zdawała sobie sprawę, iż Cypher celowo się podkładał, by gra dalej się ciągnęła. Postanowiła jednak nie wytykać mu tego, czego mężczyzna absolutnie się nie trzymał, podkreślając jej błędy, czasami mówiąc przy tym „za niezbicie tracisz życie”. Nie była w stanie stwierdzić, co bardziej z tych dwóch rzeczy ją denerwowało.
Koszmar był niezadowolony z całej tej sytuacji, i choć bardzo się starał, nie był w stanie zawładnąć umysłem Hazal tak, by zlikwidować pomysł porozmawiania z mężczyzną. Naprawdę tego potrzebowała i wiedziała, że… że nikt inny tego nie zrozumie. I że nie ma nikogo, komu mogłaby to powiedzieć.
— Jeśli mogę zapytać… co się zmieniło, że odpowiedziałaś na moją propozycję? — zapytał mężczyzna, zaciągając maskę na dolną część twarzy.
Był ciekawy. Nie dziwiła mu się. Ignorowała go tyle czasu, że nie sądziła, że w ogóle do niej napisze, natomiast Cypher nie sądził, że Hazal odpowie.
— Chyba… potrzebuję porozmawiać — powiedziała od niechcenia, leniwie przesuwając pionek po planszy, by tą samą dłonią sięgnąć po kubek i dopić resztkę zimnej już kawy.
Cypher postawił swój pionek w tym samym miejscu, jednocześnie rezygnując z ruchu, który sobie narzucił. Podniósł również głowę, wbijając spojrzenie w Hazal, która jak raz nie postanowiła go unikać, przetrzymując go bez najmniejszego problemu.
— Rozumiem — wymruczał, składając ze sobą dłonie i opierając o nie brodę. — Stało się coś?
Hazal zaczęła skubać dolną wargę. Odruchowo chciała skłamać, bo właśnie to miała we krwi i właśnie to odzywało się jako pierwsze w całym jej mechanizmie obrony. Jednak nie miała pojęcia, dlaczego akurat to pojawiło się jako pierwsze, skoro, w rzeczy samej, chciała porozmawiać. I tak, stało się. Coś, przez co po nocach nie mogła spać jeszcze bardziej, niż zazwyczaj, a przecież myślała, że nie było to możliwe.
Westchnęła. Od niechcenia, niemalże z łaską przesunęła pionek, zbijając przy tym ten, należący do mężczyzny.
— Specjalnie się podkładasz — powiedziała w końcu, mrużąc lekko oczy.
— Być może. — Przytaknął, chociaż Hazal nie sądziła, by faktycznie skupił się na jej słowach. — Czasami trzeba.
— Być może — mruknęła, przekrzywiając głowę i pozwalając, by grzywka otuliła jej blady policzek. — Pamiętasz co się stało na mojej misji miesiąc temu?
Spojrzał na nią. Wyglądał, jakby w myślach otwierał właśnie odpowiednie szuflady i wertował wszystkie wepchane do nich kartki, szukając odpowiednią z zapisem tamtej misji. Miał prawo nie pamiętać, oczywiście; wiedziała jednak, że jeśli mężczyzna nie będzie kojarzył, o czym mówiła, zrezygnuje z wygadania się. To się dość często zdarzało, kiedy była jeszcze w Turcji. Kiedy Anthony jeszcze przebywał w jej towarzystwie.
— Pamiętam — powiedział w końcu, a brzmiał na ostrożnego. Chyba chciał powiedzieć coś jeszcze, może nawet o coś zapytać, ale ostatecznie nie odezwał się w ogóle, dając Fade wolność głosu.
Westchnęła. Czuła, że rozgryzła ściankę policzka do krwi, bo ta zaszczypała lekko, a na języku poczuła metaliczny smak krwi.
— Znałam tego faceta — powiedziała. Szybko, gwałtownie, może trochę zbyt na siłę. Ale to było ciężkie; przyznać się do czegoś takiego. Otworzyć coś, czego czuła, że nie powinna otwierać. — Wiem, kim on był.
Źle. Błąd. Nie powinnaś.
Powinna. Wiedziała, że powinna i wiedziała, że mogła o tym mu powiedzieć. Czuła, że mogła. Serce waliło jej niemiłosiernie szybko, jakby to, co robiła, było napadem na bank, a nie zwykła rozmowa ku pokrzepieniu ducha. Ale to nie było dla niej normalne – rozmowa na jakikolwiek temat, związany z nią w najmniejszym stopniu, nie był dla niej łatwy. Cyphera znała już trochę i wiedziała o nim… bardzo sporo, sądząc po tym, że którejś bezsennej nocy wkradła się w system i zgarnęła kartotekę mężczyzny, bezwstydnie wertując dokumenty i porównując je z informacjami, które udało jej się zebrać o wiele wcześniej. Wiedziała, że ktoś taki, jak on, nie jest godny zaufania. A jednak sporo ludzi go odwiedzało. Sporo ludzi wypowiadało się na jego temat pozytywnie.
Nie miała chyba wyjścia. Powiedzenie Cypherowi paru rzeczy brzmiało lepiej, niż szaleństwo z rąk samej siebie.
— Jesteś pewna? — zapytał z wahaniem mężczyzna, chociaż po tonie, jakim to powiedział, wywnioskowała, iż był skłonny jej uwierzyć. Więc skinęła głową.
— Pracowałam z nim przez długi czas — oznajmiła, chociaż jej głos był ledwo zrozumiały przez fakt, iż niemal mamrotała. — Chyba był dla mnie jak ojciec.
Nie sądziła, że potrzebowała powiedzieć to na głos.
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
3605 słów!
SIEMANO
saga girlfailure neon continue i szczerze? jest to jakaś nowa odskocznia od fade, która dostaje od życia po dupie
znaczy, dostaje lol po prostu nie teraz
no i fade, wreszcie otwierająca się z własnej woli <333 wcale nie dlatego, że powoli traciła zmysły, nie wcale. i wcale nie dlatego, że dzień dłużej, i skończyłaby... cóż... nieobecna
ANYWAY
dziękuję pięknie za uwagę i za przeczytanie!! jesteście super z nie zmieniajcie się 💕
miłej nocy/dnia!!
•
•
•
•
•
•
koszyk na opinie: \_____/
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro