Rozdział XLIII
Hazal nie do końca wiedziała, czego mogła się spodziewać po dość… dziwnej wiadomości Neon.
Miała dwadzieścia pięć lat i przez całe życie z nikim nie spała w jednym łóżku. Cóż, zmieniło się to trzy dni temu, bo z jakiegoś powodu Tala postanowiła władować się pod jej kołdrę, ale pomijając ten wybryk, Fade nie dzieliła z nikim łóżka.
Nie z kimś dorosłym; On zawsze był wyjątkiem. Nigdy nie miała serca, by odkładać go z powrotem do łóżeczka.
Nie mogła powiedzieć, że nie ciekawiło jej, co się stało. Dlaczego Tala napisała akurat do niej i dlaczego zapytała akurat o to. Zastanawiała się przez całą drogę i choć nie była długa, myśli o tym okupowały cały jej umysł sprawiając, że niesamowicie się dłużyła.
Na korytarzu w części sypialnianej panował lekko chaos; parę agentów dość szybko poruszało się przez środek, toteż Hazal zeszła na bok, idąc praktycznie przy ścianie. Sprawdziła nawet czy faktycznie nie dostała czasem wezwania – ale poczta była pusta.
Musieli mieć spotkanie, które jej nie dotyczyło.
Niezbyt się tym przejęła; stanęła przed swoimi drzwiami i zerknęła w stronę pokoju Neon, którego drzwi były lekko uchylone. Czuła się obserwowana przez cały spacer od wyjścia po schodach i dopiero teraz zrozumiała, czyje oczy śledziły ją tak dokładnie. Wpisała kod do swojej sypialni, uchyliła drzwi i znowu zwróciła wzrok w stronę pokoju młodszej.
Nie czekała długo. Tala chyba od razu zrozumiała, o co Fade chodzi, bo kiedy rozglądała się wokół, młodsza szybko przeszła niewielki odcinek, wchodząc do sypialni Hazal.
To było… dziwne. Cała ta sytuacja była dziwna i szczerze powiedziawszy, Eyletmez nie do końca wiedziała, jak ma się zachowywać. Weszła po prostu do pokoju za młodszą i po ściągnięciu butów oraz zamknięciu za sobą drzwi, oparła się o nie, uważnie obserwując Talę.
Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy to to, że na pewno bolały ją kolana. Poruszała się sztywno, a kiedy usiadła, ciche syknięcie opuściło jej usta. Potem zauważyła zdrapane knykcie, które ukrywała w rękawach bluzy i w końcu spojrzenie padło na jej twarz; a raczej na kaptur, bo kiedy Tala spuściła głowę, Hazal nie była w stanie nic dojrzeć.
— Biłaś się? — zapytała, chowając w kieszeni bluzy dłonie.
— Skąd wiesz? — Tala brzmiała na zaskoczoną. Ale nie spojrzała w stronę Fade. Nie podniosła nawet głowy.
— Po knykciach.
Odbiła się od drzwi i nie mówiąc nic więcej, ruszyła w stronę łazienki. Pod umywalką trzymała niewielką apteczkę, którą uzupełniła jakiś czas temu, podczas jednej z misji. Otworzyła ją z zamiarem wyciągnięcia tylko środka do oczyszczania ran wraz z gazą, ale ostatecznie zabrała całą apteczkę, idąc z tym z powrotem do pokoju, gdzie w końcu zaświeciła światło.
— Naprawdę mogę tu zostać? — zapytała Neon, kiedy stopy Fade pojawiły się w zasięgu jej wzroku.
Tylko „mhm” było w stanie przejść jako odpowiedź przez gardło Eyletmez. Sama do końca nie wiedziała czy faktycznie chciała się na to zgadzać, i czy faktycznie miała ochotę gościć tutaj Neon. Może niepotrzebnie się na to zgadzała? Może źle zrobiła? Nie przemyślała tego przez ani sekundę, a fakt, że parę godzin wcześniej została pobita przez Jett właśnie z tytułu domniemanego spędzania czasu z Talą wcale nie pomagał. Nie wiedziała, dlaczego się zgodziła.
Położyła apteczkę obok Tali. Chciała przyciągnąć sobie krzesło, by lepiej było jej opatrzyć dwudziestolatkę, ale zamiast tego, jednym ruchem zdjęła kaptur z głowy młodszej. Nie miała nawet pojęcia w którym dokładnie momencie jej dłoń znalazła się tak blisko sprinterki, po prostu w jednej chwili miała ją przy ciele, a w drugiej opuszczała materiał na plecy młodszej.
Tala nie protestowała. Nie próbowała zaciągnąć kaptura na głowę. I nie starała się odwrócić głowy w bok, kiedy Hazal pochyliła się, by obejrzeć jej rany.
— Byłaś z tym u Sage? — zapytała, wbijając spojrzenie w opuchnięty policzek.
— Nie chciałam do niej iść — mruknęła Neon, uparcie oglądając podłogę. — Nie chcę słuchać kazania od niej.
Fade kiwnęła głową, przyjmując do wiadomości słowa Tali, chociaż nie miała zamiaru udawać, że rozumie jej wybór. Dlaczego chciała mierzyć się z bólem? Po co jej to było?
— Z kim się biłaś? — zapytała, idąc w końcu po obrotowe krzesło, które płynnie przesunęło się po podłodze.
— Jest złamany?
Omijała temat. Hazal chyba nie była tym zdziwiona.
Usiadła w fotelu, obniżyła go tak, by być na poziomie Tali i przysunęła się bardziej, by mieć lepszy dostęp. Jej kolano znalazło się przez to między nogami Neon, która po chwilowym zerknięciu odwróciła ponownie wzrok.
Hazal odkaziła dłonie, odczekała aż preparat się wchłonie i dopiero wtedy założyła jednorazowe rękawiczki. Ostrożnie chwyciła za brodę młodszej, oglądając jej twarz z każdej strony.
— Na pewno nie — mruknęła, marszcząc lekko brwi. — Ale policzek masz zdecydowanie opuchnięty.
— Czuję.
Fade nie wiedziała czy powiedziała to w celu zażartowania, czy bardziej jako szyderstwo. Nie przywiązała więc temu większej uwagi, łapiąc za prawą dłon Tali i podciągając rękaw, by odsłonić sobie knykcie młodszej. Musiała zmyć z nich krew, jednak przetarcia nadal się na niej odznaczały. Dlatego przemyła wszystkie środkiem dezynfekującym i tak je zostawiła, nie chcąc zamykać dopływu świeżego powietrza.
— Jak się czujesz?
Podniosła spojrzenie z knykci Tali na samą Talę, wbijając spojrzenie w zmęczone, bursztynowe oczy. Wiedziała, do czego młodsza piła i choć miała nadzieję, że jedno spojrzenie będzie wystarczającą odpowiedzią, wiedziała, że wcale tak nie będzie.
— Sage mnie uleczyła, więc wiesz — mruknęła, odsuwając się od Tali i po drodze do kosza na śmieci ściągając z dłoni rękawiczki, by wyrzucić je razem z gazami. — Chcesz coś przeciwbólowego?
— Nie — odpowiedziała młodsza. — Jest w porządku.
Oczywiście, że nie było w porządku. Ale Hazal chyba nie miała prawa, by dociekać i pytać się o coś jeszcze.
Umyła ręce. Henna dawno się z nich zmyła i dopiero teraz była w stanie dojrzeć, jak dziwnie wyglądały jej dłonie bez ciemnobrązowych tatuaży. Tak… staro. Jakby też były zmęczone wszystkim wokół; tym, co Hazal robiła przez całe życie i tym, co spotykało ją teraz.
Schowała je do kieszeni.
Wychodząc z łazienki, zgasiła w niej ramieniem światło. Tala nadal siedziała w tym samym miejscu, chociaż apteczka zamiast obok niej, znalazła się na szafce nocnej, przełożona przez młodszą. Była dopiero dwudziesta; za wcześnie na to, by faktycznie Neon położyła się spać i zdecydowanie za wcześnie na to, by zrobiła to Hazal. Normalnie usiadłaby do laptopa, przeglądnęła wszystkie ostatnie notatki i uparcie szukałaby dalej, ale robienie tego w czyjejś obecności dawało poczucie… zagrożenia. Tala nie powinna o niczym wiedzieć.
Więc usiadła na fotelu i wsparła jedną nogę o łóżko, w milczeniu przyglądając się Tali. Spojrzała w stronę jej stopy, odzianej w czarną skarpetkę, ale nie zareagowała jakoś specjalnie – po prostu zerknęła i to było wszystko. Ale im dłużej Hazal przyglądała się młodszej, tym bardziej zaczynała nabierać nerwowości. Częściej wypuszczała szybko powietrze z płuc, strzelała palcami, odgarniała włosy z twarzy, które rozpuściła z klasycznych kitek.
Czuła się niekomfortowo, będąc tak uważnie obserwowaną.
— No co chcesz? — zapytała w końcu; dość szybko poszło złamanie jej.
— Z kim się pobiłaś?
— Nie chcę o tym rozmawiać — sapnęła zirytowana, zaciskając ręce w pięści. — Możemy po prostu iść spać?
Eyletmez zmarszczyła brwi. Zmusiła fotel do kołysania się na boki, przy czym nadal nie spuściła z oczu młodszej.
— Możesz iść — stwierdziła, wzruszając ramionami. — Mogę ci dać jakąś piżamę, jeśli potrzebujesz.
— Mam ją na sobie — mruknęła Tala, zaraz po tym mrużąc lekko oczy. — A ty nie idziesz spać?
— Jest dopiero dwudziesta — przypomniała, przestając się w końcu kręcić.
— No tak.
Zdawała się być… zakłopotana przez to jedno sformułowanie. Jakby nie do końca wiedziała, co ma mówić i jak ma się zachować. Nie była u siebie i chyba to sprawiało, że nie czuła się tak swobodnie. Może teraz docierało do niej, co zrobiła? Może zaczęła kwestionować swoje wybory i decyzje? Może zrozumiała, że przyjście tutaj nie było dobrym pomysłem?
Hazal westchnęła, wstając z fotela.
Nie mogła zmusić Neon do rozmowy. Albo nie chciała tego zrobić. Lub nie interesowało ją to aż tak bardzo, niż sobie wmawiała, schodząc po schodach z dachu. Teraz sama nie wiedziała czy wybrała dobrze, pozwalając Neon zostać w pokoju.
Krzesło znalazło się z powrotem przy biurku, a Fade zaświeciła nocną lampkę, na rzecz zgaszenia górnego światła.
— Możesz się położyć, jeśli chcesz — rzuciła do Tali, nogą przesuwając niewielką pufę tak, by znalazła się po prawej stronie łóżka, z dala od drzwi.
Neon nie odpowiedziała; Fade nie zauważyła też żadnego kiwnięcia głową, ale kiedy podeszła z powrotem do biurka, usłyszała, jak materac łóżka skrzypi, zdradzając, iż Tala faktycznie się położyła. Odetchnęła więc cicho, dochodząc do wniosku, że teraz będzie miała chwilę spokoju, i złapała za książkę, którą jakiś czas temu przyniosła z biblioteki. Z nią w dłoni usiadła na pufie, moszcząc się na niej w taki sposób, żeby plecy i część siedziska opierały się o łóżko i otworzyła książkę na stronie, na której wcześniej skończyła czytać.
Kartka, za kartką. Jedyny dźwięk w pokoju, jaki aktualnie wiódł prym, to była właśnie książka, której strony rytmicznie były przewracane. Hazal szybko czytała; czasami jej umysł za tym nie nadążał, nie mogąc w pełni skupić się na treści, ale tym razem nic jej nie przeszkadzało. Nawet Tala, która okazjonalnie poruszała się na materacu, zmuszając sprężyny do cichego jęczenia. Chyba po raz pierwszy czuła spokój.
Albo to była tylko cisza przed burzą, której powinna się bać.
Westchnęła ciężko, zaraz po tym sięgając dłonią do twarzy, chcąc zetrzeć z niej zmęczenie. Pochyliwszy się poczuła jednak lekkie pociągnięcie za włosy, które zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Ze zmarszczonymi brwiami, przejechała palcami po tyle tyle głowy, wyczuwając pod nimi mały warkocz.
Cóż, Tala nie spała.
— Myślałam, że śpisz — mruknęła, z wahaniem wkładając zakładkę między strony.
Odłożyła książkę na drugą nocną szafkę, ale nie odwróciła się przodem do młodszej. Jakoś… nie była w stanie tego zrobić.
— Pobiłam się z Jett.
Oh.
Zsunęła się bardziej, wciskając ciało w pufę mocniej, chociaż niezbyt było to możliwe. Neon pobiła się z Jett. Powinna zapytać, dlaczego? Chyba powinna. Bo… dlaczego? Dlaczego akurat z Jett? Co kto komu zrobił? Kto zaczął? Kto kogo sprowokował?
Czy to miało związek… z nią?
Na pewno nie miało. W czym niby Hazal zawiniła? To nie miało nic wspólnego z nią… prawda? Czyli musiał być inny powód. Ale jaki?
Dlaczego Neon pobiła się z Jett?
— Dlaczego? — wychrypiała; nie zauważyła, że znowu minęło tak dużo czasu.
Tala chyba niechcący wyrwała jej włosa.
— Co „dlaczego”?
— Dlaczego pobiłaś się z Jett?
Chciała się odwrócić. Naprawdę chciała to zrobić; jej ciało było napięte, sztywne w oczekiwaniu na to, że faktycznie się poruszy, że faktycznie oprze się dłonią o podłogę i przekręci tak, by spojrzeć młodszej prosto w oczy. Ale z jakiegoś powodu… z jakiegoś powodu nie potrafiła tego zrobić.
— Czy to ważne? — Brzmiała na znudzoną. Hazal nie potrafiła stwierdzić czy to dobrze, czy jednak nie.
Łóżko zaskrzypiało. Czuła oddech Tali na karku; włoski na nim stanęły dęba.
— Ty mi powiedz — odbiła, delikatnie odwracając głowę w bok tak, by kątem oka móc zorientować się, gdzie dokładnie jest Neon.
Leżała na boku w poprzek łóżka. Niebiesko-żółte włosy kaskadą opadały na jedną stronę, a dłonie nadal plotły niewielki warkoczyk.
— Wkurzyła mnie — stwierdziła ot tak dziewczyna. — Zasłużyła.
Eyletmez przełknęła ślinę; miała wrażenie, że nie robiła tego od kilku lat.
— Przemoc nigdy nie jest rozwiązaniem. — Chciała brzmieć poważnie, ale najwidoczniej wcale jej nie wyszło; Neon parsknęła krótkim śmiechem.
— Oczywiście. Przemoc jest pytaniem, a odpowiedź brzmi „tak”.
Szarpnęła się z miejsca, bo mięśnie zaczynały drżeć z wysiłku, jaki stres narzucił jej ciału. Odwróciła się przodem do łóżka, wyrywając przez to włosy z dłoni Tali, ale nie zwróciła na to uwagi. Kilka lat temu była do tego przyzwyczajona.
— Wiesz, że nie o to mi chodziło — powiedziała, wreszcie patrząc na Talę.
Dimaapi przewróciła się z boku na brzuch, również wbijając spojrzenie w Eyletmez.
Było parę minut po dwudziestej pierwszej.
— Co chcesz, żebym powiedziała? — zapytała sprinterka, opierając brodę o dłoń. — Powinnaś się cieszyć, że w końcu… ktoś jej pokazał, gdzie jej miejsce.
Neon w połowie zdania zrozumiała, że nie powinna tego mówić na głos, bo jej ton uległ przyciszeniu, by końcówkę niemal wymamrotać, odwracając spojrzenie gdzieś w bok. Hazal zacisnęła dłonie na kocu, siadając na łydkach i ze zmarszczonymi brwiami nadal przyglądając się młodszej.
— Obrażała mnie — rzuciła, bawiąc się rogiem niewielkiej poduszki.
— Przykro mi.
— Dlatego się pobiłyśmy.
— Rozumiem.
Tala zerknęła krótko w jej stronę; zdążyła popatrzeć prosto w jej oczy, spuścić wzrok i znów nawiązać kontakt wzrokowy, zanim podniosła się i obróciła tak, by finalnie położyć się na drugim końcu łóżka, plecami do Fade.
Zdawała sobie sprawę z tego, że jej reakcje były puste. Że niewiele wnosiły i niewiele miały znaczenia w porównaniu z tym, co powiedziała jej Tala. Ale… miała mętlik w głowie. Kolejny natłok myśli, z którymi nie była w stanie sobie poradzić, bo tak wiele ich ostatnio było, że nie wiedziała, w co najpierw ręce wsadzić. Już nie chciała myśleć, nie chciała się zastanawiać nad Neon, nie chciała próbować zrozumieć, dlaczego zrobiła akurat to.
— Dlaczego chciałaś tutaj spać?
Przecież nie chciała więcej pytań, do cholery. Po co była jej kolejna rzecz do zastanawiania?
Tala westchnęła cicho, zaraz po tym przewracając się na plecy. Spojrzenie wbiła w sufit, obserwując prostą lampę, która od dawna nie dawała żadnego światła. Hazal dzięki temu miała czas, by obrzucić wzrokiem jej ciało; chowała się w za dużej, błękitnej bluzie, a jednak nogi pozostawały odsłonięte. Miała na sobie tylko spodenki i białe skarpetki z dwoma żabami na kostkach. I leżała na łóżku tak, jakby co najmniej należało do niej.
— Nie chciałam być sama.
Ze wszystkich ludzi, których znała, ze wszystkich osób, z którymi się przyjaźniła, wybrała kogoś, kto zabijał dla pieniędzy. Kto szantażował, kradł, torturował, siał zamęt… Nie rozumiała jej decyzji. Nie wiedziała czy chciała zrozumieć.
Kiwnęła głową, przyjmując do wiadomości kolejną informację i dopiero wtedy zrozumiała, że Neon wcale na nią nie patrzy; skąd mogła więc wiedzieć, że Hazal zrozumiała?
Do kiwnięcia głowy doszło ciche „mhm”.
Dimaapi odwróciła się na prawy bok, podciągnęła też nogi do klatki piersiowej i spojrzała w oczy Eyletmez. Palce głaskały koc.
— Położysz się obok? — zapytała cicho, wręcz nieśmiało, jednak wzrok wciąż utkwiony był w twarzy Eyletmez.
Westchnęła ciężko, jakby zmęczona tym, że Tala zadała jej pytanie. Długo się jej przyglądała – chyba dłużej, niż kiedykolwiek powinna. Chyba zobaczyła rumieniec na twarzy młodszej i chyba zwróciła uwagę na to, że palce zacisnęły się na kocu. Stresowała się brakiem odpowiedzi, czuła to; ale Hazal nie potrafiła odezwać się od razu. Nie w takiej sytuacji, nie… nie potrafiła.
Wypuściła wstrzymywane powietrze.
Podniosła się z pufy, nogą odsuwając ją nieco dalej, i złapała za koc, sugestywnie go pociągając. Neon od razu zrozumiała, o co chodzi, bo zeszła z łóżka i pozwoliła Fade przygotować je do spania. Sama ściągnęła z siebie bluzę i Hazal mimochodem spojrzała na Dimaapi, kiedy to robiła. Materiał pociągnął nieco za sobą koszulkę, odkrywając nagi, wysportowany brzuch, i choć wiedziała, że nie powinna, przez cały czas patrzyła na gładką skórę. Dopiero kiedy Neon zaciągnęła bluzkę z powrotem, Hazal odwróciła się, by odłożyć koc na krzesło obrotowe.
Podniosła kołdrę, ruchem głowy nakazując Neon się położyć. Dwudziestolatka zaczęła skubać zębami dolną wargę, mimo to wykonała polecenie, zaraz po tym zostając przykrytą. Hazal położyła się po drugiej stronie, przesuwając pościel, by nie przycisnąć jej swoim ciałem i złożyła dłonie na brzuchu.
Nie miała zamiaru spać. Mimo to i tak zgasiła nocną lampkę, jakby właśnie to miała zamiar zrobić.
Miała nadzieję, że Neon pójdzie spać. Że zaśnie twardym snem, a wtedy będzie mogła zmierzyć się z tym, co goniło ją przez cały dzień, to, co wypłakała przez wszystkie godziny spędzone na zewnątrz i to, co nadal próbowało złapać ją za gardło, zacisnąć szpony na tchawicy, odciąć dopływ powietrza, zabić, zabić, zabić. Zamknęła oczy, ale zrobiła to tylko po to, by zaraz znowu wbić spojrzenie w sufit, boleśnie świadoma tego, jak blisko Neon się znajdowała.
To łóżko było cholernie małe i dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę.
— Myślisz, że zrobiłam źle?
Kołdra zaszeleściła, kiedy Neon odwracała się w jej stronę.
Przekręciła głowę w stronę młodszej i niemal od razu spotkała się wzrokiem z bursztynowymi tęczówkami, które uważnie ją obserwowały. Oddech Tali owiewał jej twarz, gdy miarowo nabierała powietrza w płuca. Była bliżej, niż Hazal się spodziewała i choć chciała, nie potrafiła się odsunąć.
— W jakiej kwestii? — Wiedziała, o co jej chodziło. Sama nie rozumiała, dlaczego postanowiła się zgrywać, i udawać, że nie wie.
— Nie chcę, żebyś myślała o mnie inaczej — wymruczała Tala; mimo iż w sypialni było przerażająco cicho, Eyletmez musiała się domyślić, co takiego powiedziała. — Ja po prostu… Jett się myliła. I nie mogłam już znieść tego, co mówiła.
Hazal przełknęła ślinę.
— Rozumiem.
Tala przysunęła się jeszcze bliżej. Jednym szybkim ruchem przykryła Hazal kołdrą, niechcący szturchając ją przy tym kolanem. Czuła oddech Tali na swoim policzku i nie wiedzieć czemu, przyprawiło ją to o dziwnie przyspieszony rytm bicia serca. Była tak blisko, tak cholernie blisko, Eyletmez nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Poczuła, że robi jej się ciepło, że bluza jednak nie była dobrym pomysłem jako ubiór pod kołdrę, ale nie była w stanie się ruszyć.
Boisz się.
Nie, oczywiście, że nie. Nie wiedziała, jak ma określić to uczucie, ale to na pewno nie był strach. Wiedziałaby, gdyby to był strach. Przecież wiele razy już go czuła i wiele razy go zwalczała. Więc to nie było to. Na pewno nie.
Odwróciła się w stronę młodszej czując, jak dłoń Tali delikatnie kładzie się na jej brzuchu, by zaraz po tym zacisnąć materiał bluzy w palcach. Chciała zwrócić na siebie uwagę Fade i doskonale jej to wyszło, bo Hazal wbiła spojrzenie w jej oczy. Chciała zapytać, o co chodziło, czy Tala czegoś potrzebowała, ale nic nie chciało przedostać się przez jej gardło. Jedyne, co była w stanie zrobić, to zgiąć prawą nogę w kolanie; chciała tym rozproszyć napięcie sytuacji, ale Neon ani na sekundę nie odwróciła od niej wzroku.
Czuła jej oddech na swoich ustach. Była zdziwiona tym, że jej to nie przeszkadzało.
— Przepraszam — wyszeptała Tala i choć Hazal bardzo chciała, nie była w stanie zrozumieć, za co w ogóle była przepraszana.
Wzruszyła ramionami, chociaż nie sądziła, by młodsza była w stanie to dojrzeć. Miała wrażenie, że słyszy, jak mocno wali jej serce – jak szybko pracuje, starając się… co zrobić? Uświadomić w jakiej właśnie znajdowała się sytuacji? Co mogło to wszystko znaczyć? Co takiego Dimaapi chciała zrobić?
Oh, jej oddech był taki ciężki do zniesienia. Nie potrafiła skupić się na niczym innym, niż na tym, że właśnie to teraz czuła. Że Tala była tak blisko, że jej noga dotykały jej nogi, że jej palce ściskały jej bluzę, że jej oczy tak intensywnie wpatrywały się w jej oczy, okazjonalnie skacząc po całej twarzy. Miała wrażenie, że zatrzymywały się na długim znamieniu przecinającym przez jej policzek i nos.
Nie miała pojęcia, kiedy zorientowała się, że spojrzenie Tali zjeżdżało jeszcze niżej, na jej usta.
Znowu ją przeprosiła i znowu Hazal nie wiedziała, za co. Zmarszczyła nawet brwi, ale nie była gotowa na to, by się odezwać. Nie była w stanie wymyślić co ma powiedzieć, co dopiero wyrwać to z zaciśniętego gardła.
Kątem oka zarejestrowała, że dłoń Tali znalazła się w pobliżu jej twarzy; że nie ściskała dłużej bluzy Fade, że teraz opuszek jej palca znalazł się na jej policzku. Mięśnie twarzy Eyletmez drgnęły, nie spodziewając się, iż Neon faktycznie to zrobi i… tak dawno nie czuła delikatnego dotyku. Serce zabiło mocniej, kiedy Tala wyciągnęła dłoń i biło tak przez cały czas, a Turkijka na to pozwoliła, chociaż… sama nie wiedziała, dlaczego to robiła. Nikt jej tak nigdy nie dotknął.
A Neon badała jej twarz. Ruch opuszków śledziła wzrokiem, odkrywając każdą część twarzy, której wcześniej nigdy nie było jej dane poznać. Jeździły po bladej skórze policzka, w końcu kciukiem ostrożnie przejechała po znamieniu, na moment wstrzymując powietrze – Hazal momentalnie poczuła chłód na twarzy, kiedy to zrobiła. Zaraz jednak z powrotem zaczęła oddychać, zbliżając twarz jeszcze bardziej, tak, że tylko parę centymetrów dzieliło ich od siebie. Parę żałosnych, a jednocześnie bezpiecznych centymetrów, których żadna z nich nie potrafiła pokonać.
Palec Tali zahaczył o dolną wargę Hazal. Głowa Fade momentalnie zesztywniała i znowu nie była w stanie wytłumaczyć samej sobie, dlaczego to się w ogóle stało. Czekała, uparcie czekała, aż cokolwiek się zmieni, ale jedyne, co się stało, to to, że palec Neon odgiął lekko wargę, poniekąd zmuszając Eyletmez do otworzenia ust. Więc to zrobiła, krótko zerkając na dłoń Dimaapi.
Oh, całe jej ciało było napięte. Pozostało takie nawet wtedy, gdy zetknęły się nosami, gdy dłoń Tali zniknęła spomiędzy nich i została tylko… ona sama. Tala.
Tala, która parę sekund później wtulała się w ramię Hazel, nie dając możliwości zastanowienia się nad całą sytuacją.
— Przepraszam — powiedziała już po raz trzeci, wbijając palce w ramię starszej. — Ja po prostu… przepraszam.
Hazal odwróciła głowę, znowu wbijając spojrzenie w sufit, starając się opanować walenie serca, przyspieszony oddech, rozluźnić sztywne mięśnie, które nie wiadomo kiedy zrobiły się stalowe z napięcia.
Nie powiedziała nic. Nie była w stanie się odezwać. Jedynie jej dłoń odnalazła pod kołdrą dłoń Tali, chociaż nie wiedziała, czy w ogóle chciała to zrobić.
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
3245 słów!
SIEMANO
ten rozdział to chyba najszybciej napisany rozdział w całej mojej karierze. serio. nie kłamię. BYŁ TAKI PRZYJEMNY TAKI ZHDNXKD
i invented a breathy kiss. i invented this shit. I DID.
anyway
wiem, że miał być poisonlock, ale zafiksowałem się na punkcie moich starych, wiecie, jak to jest, co nie 😭
ANYWAY, DZIĘKUJĘ PIĘKNIE ZA PRZECZYTANIE, ŻYCZĘ MIŁEGO DNIA/NOCY I POZDRAWIAM CIEPŁO
•
•
•
•
•
•
koszyk na opinie: \______/
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro