Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XLII

Kiedy Sage weszła do pokoju, a drzwi za nią trzasnęły, Reyna wiedziała, że coś jest nie tak.

        Ale nie odezwała się. Nie od razu. Nadal siedziała przed biurkiem, porządkując rachunki i faktury sanktuarium, bawiąc się trzymanym w dłoni długopisem i tylko wsłuchiwała się w to, co robiła kobieta za jej plecami. Czasem odwracała się, gdy wiedziała, że Sage akurat na nią nie patrzy – chciała sprawdzić czy to był dobry moment na całkowite odwrócenie się w jej stronę i zbadanie terenu. Ale Ling nadal nerwowo chodziła po pomieszczeniu, z teczek i segregatorów wyciągając jakieś kartki. Finalnie jednak usiadła na łóżku, bo biurko zajęła Zyanya, i zaczęła przeglądać dokumenty, które sobie znalazła.

        Mondragón zrozumiała dzięki temu, że uzdrowicielka nie ma zamiaru teraz rozmawiać. Że coś się stało i to denerwowało ją na tyle, że nie potrafiła się spokojnie odezwać.

        Cicho wstała od biurka. Fotel również zasunęła tak, by wydawał jak najmniej dźwięków. Niewielką odległość pokonała na palcach, aż w końcu stanęła za zgarbioną Ling i delikatnie ułożyła dłonie na barkach czarnowłosej. Słyszała, że przez moment jej serce zabiło szybko – nie spodziewała się poczuć Reyny – ale uspokoiło się niemal od razu. Ling wzięła nawet głęboki wdech, chowając twarz w dłoniach, ale nie płakała. Próbowała się tylko uspokoić.

        Zyanya zaczęła rozpracowywać spięte mięśnie.

        To nie zawsze pomagało, miała tego świadomość. Czasami Sage potrzebowała czegoś więcej o czym czasami raczyła wspomnieć, ale tym razem siedziała w milczeniu. Przestała się jednak tak gorączkowo pochylać nad dokumentami, na rzecz ułatwienia pracy Zyanyi, prostując się nieco bardziej. Dłonią sięgnęła do jej uda, z wahaniem przejeżdżając po nim kilkakrotnie, jakby tym chciała powiedzieć, że dziękuje za to, co robiła. Reyna uśmiechnęła się lekko i z wahaniem pochyliła, by pocałować Sage w czubek głowy.

        Wtedy odważyła się zadać pytanie.

    — Wszystko w porządku, corazón? — zapytała cicho, przekrzywiając lekko głowę w bok.

        Sage westchnęła, łącząc ze sobą dłonie. Reyna widziała, że zaczęła bawić się jednym z pierścionków.

    — Pamiętasz, jak znalazłaś Fade w lecznicy? — zapytała, próbując spojrzeć na Zyanyę. Kiwnęła głową, zamiast użyć słów, więc Ling kontynuowała. — Zrobiłam jej na następny dzień test. Tak silny lek zostałby przez długi czas we krwi.

    — I jak na to zareagowała? — zapytała Mondragón; nie rozmawiały o tej sytuacji, chociaż Reyna pamiętała, że tamtego dnia Sage była poirytowana.

    — Domyśliła się, co robię, kiedy już skończyłam. Wyszła z lecznicy wściekła — odpowiedziała, wbijając spojrzenie z powrotem w dokumenty. — Nic jej nie wyszło. Była osłabiona i to tyle.

    — Cóż, myślę, że i tak słusznie postąpiłaś — stwierdziła ostrożnie Reyna, marszcząc lekko brwi.

    — Najwidoczniej nie, skoro teraz Fade nie chce się dać nawet zbadać — sapnęła Ling, przecierając oczy. — W ogóle mi teraz nie ufa i… Ze wszystkich ludzi u niej będzie najciężej wypracować to z powrotem.

    — Musi się ogarnąć — stwierdziła ot tak Zyanya, wzruszając ramionami. — Chyba zdaje sobie sprawę, że jak coś jej się stanie, będzie musiała iść do ciebie.

    — Sama sobie przecież zszyła ranę — przypomniała Sage. — Zresztą, to nie o to chodzi.

    — A o co?

        Chinka westchnęła ciężko, pocierając ramiona tak, jakby chciała się rozgrzać. Reyna odsunęła się od niej na rzecz zebrania dokumentów na jedną kupę i siąścia przed kobietą. Wei zmierzyła ją krótko wzrokiem.

    — Jett ją znowu zaatakowała — wyznała, spoglądając z wahaniem na dokumenty. — Chciałam jej pomóc, nie dała mi się nawet dotknąć. Potem odmówiła zbadania się, a wszystko dlatego, bo myśli, że jesteśmy tylko po stronie Jett. Że w żadnym z nas nie ma wsparcia i nikt jej nie ufa. Zresztą, sama wiesz, jak reszta ją traktuje.

        Mondragón z wahaniem pokiwała głową. Nie była przecież ślepa, widziała, jak część agentów zachowuje się wobec Turkijki, kiedy tylko pojawiała się w przestrzeni publicznej – ignorowanie jej było na porządku dziennym. W zasadzie jedynymi osobami, z którymi widziała, by zamieniła parę słów, były Skye, Deadlock, Omen, Cypher i, co było zaskoczeniem, Neon. Sama nie czuła potrzeby, by rozmawiać z Wieszczką Snów, jednak nie traktowała jej jak powietrze tylko dlatego, bo jakiś czas temu popełniła błąd. Każdy przecież takowe kiedyś popełnił.

        Ale fakt, że Jett znowu postanowiła przejść do przemocy… Reyna poczuła się zawiedziona.

    — Ktoś wie, o co poszło tym razem? — zapytała po dłuższej chwili, obserwując jak smukłe palce Ling łapią za niewielki plik kartek.

    — Jeszcze tego nie ustaliliśmy — odpowiedziała, ciężko wzdychając. — Cypher powiedział, że zajmie się Fade, kiedy my będziemy rozmawiać. Potem mam mu przekazać, na co przystaliśmy.

    — Rozumiem — mruknęła w zastanowieniu Mondragón. — A Jett? Ktoś już z nią rozmawiał?

    — Nie miałam czasu, wątpię, że ktoś inny to zrobił. — Ling wzruszyła ramionami. — Za pół godziny mamy spotkanie, a ja muszę jeszcze przejrzeć te papiery.

    — Ja mogę z nią porozmawiać — stwierdziła Zyanya, wstając z łóżka. — I tak planowałam się przejść.

    — Nie musisz tego robić.

    — Przyda jej się dostać po głowie za to, co robi — stwierdziła ot tak, wyciągając z tylnej kieszeni spodni telefon. — Może wrócę zanim ty pójdziesz na spotkanie.

    — Wątpię. — Skrzywiła się, na co Zyanya zareagowała lekkim uśmiechem. — Dziękuję.

    — Nie ma za co, mí amor — mruknęła, podchodząc z powrotem do łóżka i składając krótki pocałunek na czole Ling. — Daj mi znać, jak pójdziesz na spotkanie.

    — Oczywiście.

        Posłała jej lekki uśmiech, jeden z tych, które równie dobrze mogły wcale nie przypominać uśmiechu przez fakt, iż kąciki ust ledwo się uniosły. Sage jednak wiedziała, że gościł na ustach Zyanyi – zawsze wiedziała.

        Po wyjściu z sypialni, która kiedyś należała do Reyny, wyciągnęła z kieszeni komórkę. Nie wiedziała, gdzie może znajdować się Jett i znając życie; wcale nie miała zamiaru o tym powiedzieć. Zyanya już trochę zdążyła poznać natury swoich podopiecznych, i fakt, że białowłosa nadal ukrywała się przed zasłużonym ochrzanem, nie był niczym nowym. Tak więc Mondragón wiedziała, że jej nie znajdzie; nie na własną rękę. Dlatego wybór połączenia był zbyt oczywisty.

        Ale Neon nie odebrała.

        Zyanya zmarszczyła lekko brwi, bo, cóż, sprinterka zawsze odbierała. Była jedną z tych osób, które zawsze miały komórkę przy sobie i odbierały lub odpisywały nawet wtedy, kiedy było naprawdę niebezpiecznie. Ale sądząc po tym, że wrócili w nocy z misji, mogła dopiero brać prysznic. Więc nie dzwoniła kolejny raz do młodszej, na rzecz wybrania numeru Phoenixa.

    — Cześć, Reyna. Co…

    — Gdzie jest teraz Jett? — zapytała, przerywając młodemu mężczyźnie. — Wiem, co się stało. Muszę z nią porozmawiać.

        Mężczyzna westchnął ciężko, co słyszała nawet w słuchawce.

    — Chciała zostać na siłowni — odpowiedział i chyba w jego głosie usłyszała zawieszenie. — Myślę, że nadal tam jest.

    — Okej, tyle chciałam wiedzieć — rzuciła, ruszając w stronę siłowni i rozłączając się bez pożegnania.

        Tej dzień nie mógł być bardziej… interesujący.

        Idąc na siłownię nie zastanawiała się nad tym, co powiedzieć Jett. Wiedziała, co chciała przekazać w momencie, w którym Sage zdradziła, co białowłosa zrobiła. I to kolejny raz.

        Czuła się zawiedziona. Nie miała nawet zamiaru udawać, że nie. Ze szturmowcami spędzała najwięcej czasu podczas treningów i poniekąd czuła się odpowiedzialna za to, co lub czego nie zrobili. Zawsze była dumna z ich osiągnięć i zawsze dziwnie ją dotykało, kiedy zrobili coś źle. Może nie powinna się aż tak przywiązywać – raczej niezbyt to w czymkolwiek pomagało – ale nie była w stanie tego zmienić. Jedynie zacisnąć zęby i zbesztać ich nieco później.

        Z każdym krokiem, który zbliżał ją do siłowni coraz bardziej, Reyna słyszała coraz więcej. I więcej. Jett zazwyczaj była cicho, kiedy ćwiczyła, więc nie mogła być tam zupełnie sama – ktoś musiał być z nią. Ze zmarszczonymi brwiami przyspieszyła kroku, wsłuchując się w niepokojące dźwięki, i w końcu stanęła w drzwiach siłowni.

        Nie została zauważona; wcale jej to nie zdziwiło. Jett była zbyt zajęta próbą odepchnięcia od siebie Neon, a Neon – wyprowadzaniem ciosów prosto na twarz białowłosej.

        Więc zareagowała szybko.

    — Hej! — krzyknęła, dobiegając do dwójki duelistek.

        Jednym szarpnięciem zdarła z Sunwoo Talę i dla pewności przytrzymała ją jeszcze chwilę, żeby Jett mogła na spokojnie wstać, wspierając się maszyny za sobą.

    — Czy wasze mózgu straciły połączenie z ciałem? — zapytała wściekle, popychając Neon tak, by stanęła obok Koreanki. — Co to, do cholery, miało być!?

        Dziewczyny popatrzyły krótko na siebie; obie ciężko oddychały, obu serce waliło szybko i nierówno, i obie wyglądały jak dwa nieszczęścia.

    — No, dalej — warknęła Zyanya, zaciskając ręce w pięści. — Przed chwilą wasze słowniki były niesamowicie wielkie, dlaczego teraz nie chcecie mówić?

        Było im wstyd, doskonale o tym wiedziała. Nie patrzyły ani na nią, ani na siebie nawzajem, uparcie wbijając spojrzenie w podłogę, może licząc na to, że Reyna pozwoli im się rozejść. Ale Zyanya nie miała takiego zamiaru, o nie.

    — Jett?

        Białowłosa westchnęła ciężko, wycierając krew spod nosa przegubem i wreszcie spojrzała wampirzycy prosto w oczy.

    — Już jest okej — mruknęła, wywołując tym samym sztuczny śmiech u Zyanyi.

    — Ale ja się nie pytam jak jest teraz, tylko o co poszło — przypomniała, kładąc dłonie na biodrach. — Co, nie pasowało ci, że twoje bójki są parzyste? Musiałaś dołożyć jeszcze Neon do tego?

        To sprawiło, że Jett się wyprostowała.

    — To nie ja zaczęłam! — zawołała wściekle, zaraz po tym kierując spojrzenie na Filipinkę. — Ona tu przylazła i zaczęła się wściekać!

    — Tylko dlatego, bo ty nie potrafisz używać krytycznego myślenia — warknęła Tala.

        Do Zyanyi dotarło, że chyba pierwszy raz widziała je złe na… siebie nawzajem. Od samego początku świetnie się ze sobą dogadywały. Aż do teraz.

    — Neon? Chcesz mi coś powiedzieć? — zapytała Zyanya, mrużąc lekko oczy.

        Widziała, że sprinterka nie czuje się komfortowo. Że najchętniej wyszłaby już z pomieszczenia i dała sobie ze wszystkim spokój, podobnie jak Jett. Ale nie miała zamiaru im na to pozwalać. Nie, kiedy dosłownie musiała je od siebie odpychać.

    — No, pochwal się — powiedziała Jett, specjalnie irytując młodszą bardziej.

    — Zamknij się — warknęła ciszej, odsuwając się o krok w bok. — I nie dotykaj mnie.

    — Jakoś ci nie przeszkadzałam, kiedy obijałaś mi twarz.

        Koniecznie chciała znowu zarobić na kolejne uderzenia, wnioskując po tym, w jakim tempie elektryczność przebiegła po ciele Neon.

    — Nie wyjdziecie stąd, dopóki nie usłyszę…

    — Poszła pobić Fade, bo ubzdurała sobie, że ja tego chciałam — wypaliła szybko Neon, nie czekając nawet aż Zyanya dokończy swoje zdanie.

    — Co ty pieprzysz? — warknęła Sunwoo, odpychając się od maszyny, o którą cały czas się opierała.

    — Sama tak powiedziałaś. — Neon odwróciła spojrzenie ku Jett. — Co, szwankuje ci pamięć?

    — Znowu to robisz — sapnęła białowłosa, zaplatając ręce na klatce piersiowej. — Biedna jesteś, wiesz?

    — Co znowu robi? — wtrąciła się Zyanya, marszcząc lekko brwi.

        Jett zacisnęła mocno szczękę, jakby chciała tym pokazać, że nie ma zamiaru wypowiedzieć na głos żadnego słowa. Zmierzyła nawet wzrokiem Neon, z pogardą oglądając całą jej postać, tylko po to, by z powrotem wrócić spojrzeniem na Zyanyę.

    — Nie może się doczekać powrotu do swojej ukochanej dziewczyny — odpowiedziała Sunwoo, wzruszając ot tak ramionami.

    — Wmawianie sobie nieistniejących rzeczy to oznaki choroby, powinnaś iść się zbadać — sapnęła niemal na jednym wydechu Tala, a na ustach zagościł szyderczy uśmiech.

    — Wiesz co? Ty też się powinnaś zbadać czy nie masz…

    — Dość tego! — warknęła Zyanya, zdając sobie sprawę, że jedyne, do czego dojdą, to do wywołania kolejnej bójki, której za wszelką cenę chciała uniknąć. — Neon, idź się ogarnąć. A ty zostajesz tutaj.

    — Dlaczego ja? — sapnęła zła Sunwoo, zaciskając dłonie na ramionach. — Przecież to ona zaczęła!

    — Bo tak powiedziałam — odpowiedziała Mondragón i skierowała swoje spojrzenia na Talę.

        Nie musiała nic więcej mówić; Tala spuściła wzrok i odeszła od nich, szybko przedostając się w stronę wyjścia, a następnie na korytarz – z dala od nich dwóch.

        Zyanya poczekała parę minut. Tak dla bezpieczeństwa. W tym czasie uważnie przyglądała się Jett, niemal od razu rozpoznając oznaki stresu i dyskomfortu; było to do przewidzenia.

    — Zawiodłam się na tobie — powiedziała na wstępie, przyglądając się, jak ramiona Jett opadają z bezsilności. — Co ci strzeliło do głowy? Drugi raz, Jett.

    — Zasłużyła na to.

    — Skończ — warknęła Zyanya, zaciskając palce na nasadzie nosa. — Czy ty siebie w ogóle słyszysz? Czym niby zasłużyła? Co ci takiego zrobiła?

    — Nie zrozumiesz.

    — No to mi wytłumacz, proszę bardzo — powiedziała i przesunęła się do tyłu o dwa kroki, by płynnie wskoczyć na platformę ringu. — Mamy mnóstwo czasu.

        Jett sapnęła wściekle; może z odrobiną irytacji, nie była w stanie stwierdzić dokładnie. Wiedziała tylko, że starała się to wszystko ukryć.

    — Nie chcę z tobą o tym rozmawiać — powiedziała w końcu, zaplatając ciasno ręce na klatce piersiowej, jakby chciała uchronić się przed wszystkimi słowami, które Zyanya miała zamiar wypowiedzieć.

    — Widzisz? Nie jesteś nawet w stanie podać mi konkretnego powodu — powiedziała kobieta, przekrzywiając lekko głowę w bok.

    — A co mam ci powiedzieć? — sarknęła Jett. — Że zawłaszcza sobie Neon? Że nią manipuluje?

    — A to wiesz skąd?

    — Widzę, co się dzieje — sapnęła. — Pewnie nawet teraz poleciała do Fade.

    — Nawet jeśli, to co ci do tego? — Reyna wzruszyła ramionami. — Nie będziesz jej dyktować z kim ma się zadawać, a z kim nie.

    — Ale ona ją…

    — Przestań, na litość boską. — Przewróciła oczami, nie mogąc tego już słuchać. — Tak bardzo jesteś zaślepiona złością na Fade, że to aż przykre.

    — Czyli teraz jesteś po jej stronie? — zapytała wściekle Jett, podchodząc o krok w stronę Reyny.

    — Przyjmuję fakty do wiadomości — odpowiedziała Mondragón, przekrzywiając lekko głowę w bok. — Uwierz mi, gdybym wiedziała, że Fade manipuluje kimkolwiek z nas, dawno odbywałaby już karę.

    — Nie masz dowodów na to, że jest niewinna.

    — Nie muszę ci niczego więcej mówić — stwierdziła Zyanya. — Do ciebie to i tak nie dotrze.

    — Czyli co, mogę iść do siebie? — zapytała po chwili Jett, przekrzywiając lekko głowę w bok, podobnie jak Zyanya.

        Zaśmiała się, a zaraz po tym zeskoczyła ze swojego dotychczasowego miejsca.

    — Dobry żart — rzuciła, kierując się w stronę wyjścia. — Idziesz ze mną.

    — Dokąd znowu? — W głosie Jett wyłapała złość. Irytację. I poddanie się. Wszystko naraz, co tworzyło dość… dziwną mieszankę.

    — Nie zadawaj pytań, które mnie zirytują.

        Mruknęła coś pod nosem; coś w swoim ojczystym języku, ale Zyanya usłyszała przybliżające się kroki; stąd wiedziała, że młodsza kierowała się za nią, a nie w przeciwną stronę.

━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━

        Hazal myślała, że wszystkie zakamarki bazy poznała przy pierwszych spacerach, uprawianych o nieludzkiej, nocnej godzinie. Cypher jednak postawił sobie za cel utwierdzenia jej w przekonaniu, że wcale tak nie było. Że to, co znała, to były miejsca ogólnodostępne, a teraz zaoferowane jej zostały kryjówki, o których istnieniu nigdy w życiu nie pomyślałaby.

        To śmieszne, że między innymi był to zwykły… dach. Nigdy nie była akurat tutaj.

        Nie miała lęku wysokości. Przynajmniej nigdy nie nad takowym się nie zastanawiała, zresztą – jej praca na to nie pozwalała. Ale trzymała się z dala od krawędzi nijak nie chronionych barierką, uparcie trzymając się środka dachu.

        Burza minęła już chwilę temu, zostawiając tylko kałuże.

    — Dlaczego tu jesteśmy? — zapytała w końcu, chowając dłonie w kieszeniach bluzy.

        Mężczyzna podciągnął ku górze maskę, ale jak zwykle nie zdjął jej z głowy całkowicie. Nabrał tylko mnóstwo powietrza w płuca, dalej kontynuując marsz przez płaski dach.

    — Żeby odpocząć — odpowiedział ot tak, wzruszając ramionami. — Chyba ci się to przyda, co?

        Nie odpowiedziała. Przewróciła tylko oczami, czego Cypher nie mógł zobaczyć. Szła jednak za nim, aż dotarli do zwykłych bujanych krzeseł, stworzonych z drewna. Obserwowała, jak mężczyzna wyciąga z kieszeni paczkę zwykłych chusteczek do nosa i zaczyna wycierać oba meble, nie pomijając żadnej deski. Kiedy skończył, obejrzał dokładnie wykonaną robotę i dopiero wtedy gestem dłoni zaprosił Fade do siąścia obok.

        Przełknęła ciężko ślinę; tego też nie zobaczył.

        Podeszła do krzesła z wahaniem, dwoma palcami naciskając na oparcie, by wprawić krzesło w lekki ruch. Cypher usiadł i czekał, aż Hazal zrobi to samo, ale Hazal miała inne rzeczy do roboty. Patrzyła. Krzesło długo się bujało od jednego, lekkiego ruchu.

    — Nad czym myślisz? — zapytał po chwili Cypher, orientując się, że kobieta nadal stała nad meblem.

        W domu też taki miałam. Fotel, nie krzesło. Był wygodniejszy. I… on uwielbiał się w nim bujać.

    — Jakim cudem burza ich nie zrzuciła? — zapytała, chociaż nie to okupowało jej myśli w tym momencie.

    — Nie jestem pewien — stwierdził szczerze, łącząc ze sobą dłonie. — Są po prostu uparte.

        Prychnęła, chociaż wcale nie rozbawiła jej odpowiedź mężczyzny. Mimo to usiadła w końcu na krześle, nogami delikatnie wprawiając go w ruch.

    Coś ci się przypomina?

        Tak. Tak, coś jej się przypomniało. Chciała zostać w tym wspomnieniu na kilka minut dłużej.

    — Widziałem raport misji — powiedział po paru minutach przyjemnej ciszy Amir, wpatrując się w niebo, którego ciężkie chmury nadal nie opuściły. — Jak się czujesz?

        Mówił o tym, co odkryła. Kogo znalazła na skraju życia.

    — W porządku — odpowiedziała, chociaż nie była w stanie okłamać tym samej siebie, co dopiero mężczyznę.

        Westchnął cicho. Być może wiedział, że kłamała, ale nie chciał tego wskazać w tak… nachalny sposób.

    — Zawsze jest ciężko znaleźć niewinną osobę podczas misji — powiedział, wprawiając krzesło w lekki ruch. — Jeszcze ciężej jest patrzeć, jak umiera.

        Chciała zaprzeczyć. Anthony nie był niewinną osobą. Pracował jako łowca nagród tak samo, jak ona, wprowadził ją w ten świat gdy był u jego szczytu, więc z całą pewnością mogła stwierdzić, że mężczyzna od początku ich znajomości miał coś za uszami.

        Ale nie mogła tego stwierdzić. Przecież nie znała osoby, którą znalazła.

    — Neon coś mówiła na ten temat? — zapytała, zsuwając się nieco z krzesła, by móc oprzeć głowę o oparcie. — Była tam ze mną, kiedy go znalazłam.

    — Nie, nic ciekawego nie widziałem w jej raporcie — odpowiedział, po czym skierował swój wzrok na Fade. — Chcesz o tym porozmawiać?

        Zsunęła ze stóp buty, by nie ubrudzić nimi krzesła i wcisnęła się w nie jeszcze bardziej, podciągając nogi, by one również zmieściły się na siedzeniu. Zabujała się przez to nieco bardziej, ale w niczym jej to nie przeszkadzało. Lubiła tak siedzieć.

    — Nie.

         To chyba też było kłamstwo. Już sama nie wiedziała, czego chciała i czego akurat potrzebowała, bo nie była nawet w stanie tego stwierdzić. Wszystko się ze sobą zlewało i… Hazal była tym po prostu zmęczona. Wcześniej, kiedy po przyjeździe wybiegła na deszcz trwający do… czternastej, wypłakała chyba wszystkie łzy, jakie jej ciało było w stanie schować. Nadal nie miała pojęcia, jakim cudem spędziła na deszczu tyle czasu; teraz zdawało się to być nierealne.

    — Przekazałem Brimstonowi nagrania z dzisiaj — oznajmił. — Nie będziesz musiała zeznawać.

        Kiwnęła z wahaniem głową. Nie musiał tego robić. Przecież to nie był jego problem.

    — Siedzimy tutaj, żeby Jett mnie nie znalazła? — zapytała, po raz pierwszy od siąścia zerkając krótko w stronę Cyphera.

    — Siedzimy tutaj, bo potrzebujesz ciszy. Jett nie ma z tym nic wspólnego.

        Kiwnęła z wahaniem głową, przyjmując do wiadomości słowa mężczyzny. Mogła je negować; zazwyczaj przecież tak robiła. Ale w tym momencie… chyba chciała, żeby chociaż jedna rzecz była prosta w swoim istnieniu. Żeby nie miała drugiego dna i była taka, jaka została jej przekazana.

        Była cholernie zmęczona tym wszystkim. I nadal nie potrafiła sobie z tym poradzić.

        Siedzieli w milczeniu przez długi czas; tak długi, że ciężkie, deszczowe chmury ustąpiły, a z dnia zrobił się dość chłodny wieczór. Cypher wyciągnął z kieszeni swój telefon i choć bardzo chciała sprawdzić, co na nim robi, przez brak okularów nie była  w stanie tego dojrzeć. Więc żeby się nie nudzić, sama wyciągnęła telefon, włączając jedną z gier, które posiadały w sobie duże elementy, dzięki czemu mogła grać bez obawy, iż zepsuje sobie wynik. Nie nacisnęła jednak nawet kolejnej rundy – u góry ekranu wyświetlił się niewielki pasek oznaczający nową wiadomość.

        Była od Neon.

        Pierwszy raz, odkąd dostała protokołowy telefon, dostała wiadomość od kogoś innego niż Sage, Brimstone czy Cypher. Chyba dlatego przez kilka pierwszych chwil wpatrywała się w nią z dziwną intensywnością, dopiero po tym zdając sobie sprawę, że nie przeczytała ich tak, by zrozumieć sens pytania.

        Nigdy nie spodziewała się przeczytać „mogę dzisiaj spać u ciebie” od kogokolwiek. Ale z jakiegoś powodu nie zdziwiła się aż tak, czytając to od Neon. Chyba.

        Nie wiedziała, co na to odpisać. „Dlaczego?” pojawiło się jako pierwsze w jej głowie i właśnie to pytanie jej palce wystukały na klawiaturze, razem ze znakiem zapytania. Chyba faktycznie była ciekawa, co tym razem młodsza wymyśliła i dlaczego wpadła akurat na ten pomysł. Odpowiedź pojawiła się szybko, ale nie zawierała żadnych informacji.

Jesteś w pokoju? – Neon

    — Muszę iść — oznajmiła, wpychając telefon do kieszeni bluzy i pochylając się, by z powrotem wciągnąć na stopy buty.

    — Dokąd? — zapytał mężczyzna. Chciała mu odpowiedzieć, że to nie jego interes.

    — Wzywają mnie — odpowiedziała zamiast tego i w końcu podniosła się ze swojego miejsca. Poczuła gulę w gardle. — Dzięki za pokazanie mi tego miejsca.

    — Nie ma za co. — Uśmiechnął się lekko. — Możemy tutaj jeszcze przyjść, kiedy skończysz. Daj mi tylko znać.

        Kiwnęła głową, bo nie była już w stanie więcej powiedzieć. Odeszła w milczeniu, kierując się w stronę schodów, dopiero wtedy odpisując na wiadomość Neon.

━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━

3302 słowa 😋✊🏻

SIEMANO

trochę późno, ale celebruję zwycięstwo nad projektami na studia, dorosłe życie mnie mnie

ANYWAY, jett dostała wpierdol w końcu, dzień dziecka nadal trwa i jest super 🥰 I FADESHOCK!!! I STARE whereismyromanoff TEŻ!!! JEST SUPER VOL.2

ledwo skończyłem to pisać, a już chcę wrzucać kolejny rozdział (który nie jest napisany) 😭😭😭

OKAY IDE TRZEBA BYĆ ZNOWU DOROSŁYM CZY COŚ

miłej nocy/dnia!!






koszyk na opinie: \_____/

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro