Rozdział XL
Pierwsza noc po byciu świadkiem śmierci Anthony’ego była koszmarna.
Hazal nie wiedziała, jakiego innego słowa użyć, który opisywałby całą tę sytuację tak dobrze. Po prostu było fatalnie. Koszmar ciągnął się za koszmarem, nie dając jej choćby paru minut sennego spokoju, a po obudzeniu się rano była chyba jeszcze bardziej zmęczona, niż gdy zasypiała. I jeszcze noga Neon przygniatała jej biodra.
Miała świadomość tego, co się stało. I teraz nie chciało jej się udawać, że było inaczej. Po prostu kiedy wróciły do niej wszystkie zmysły, a ona była w stanie oddychając normalnie, zsunęła z siebie nogę Neon i cicho wstała z łóżka, kierując się od razu do łazienki.
Następne dwie noce, wbrew woli Hazal, również wyglądały podobnie. Nie płakała i nie zasypiała, ale za to Tala ładowała się jej do łóżka i nie odpowiadając na żadne pytania, przytulała się do Hazal.
Nie miała pojęcia, dlaczego jej na to pozwalała. Nie potrafiła sobie tego wytłumaczyć. Potrafiła pół nocy przeleżeć przed telefonem i skubać dolną wargę, zastanawiając się, jakie procesy myślowe zachodziły pod czaszką Tali, że właśnie to postanowiła wybrać. Może stwierdziła, że skoro Fade nie powiedziała na ten temat nic, nadal miała przyzwolenie, by to robić?
Tego też nie wiedziała; dlaczego jeszcze nie powiedziała Neon, że ma spadać do swojego łóżka.
Misja do ostatniej minuty przebiegła spokojnie i bez żadnych… incydentów, które mogłyby naruszyć spokój ich wszystkich. Pod osłoną nocy wymeldowali się z hotelu i samochodem przejechali odległością dzielącą ich do ukrytego Vulture’a. Hazal przez cały ten czas chowała się w bluzie, udając, że wcale nie drży z zimna. Irytowała ją tak rozpięta temperatura, która w dzień osiągała do niemal trzydziestu stopni, a w nocy miała pewnie ledwo czternaście.
Do bazy dolecieli szczęśliwie nieco po czwartej nad ranem, toteż zaraz po wylądowaniu, agenci skierowali się do swoich pokoi. Przez cały ten czas Eyletmez nie odezwała się do Tali słowem, zresztą – młodsza również tego nie zrobiła.
Więc do sypialni weszła sama. I zamiast spokojnie móc odetchnąć niczym niezmąconą ciszą, coś złapało ją za płuca, odbierając możliwość spokojnego powrotu do rzeczywistości.
Smutek.
Zagryzła zęby na dolnej wardze, odstawiając torbę na łóżko i wypuszczając Koszmar, który natychmiast przyjął postać kota. Wskoczył na łóżko i obserwował, jak Eyletmez rozpakowuje torbę i z brudnymi ciuchami rusza do łazienki, by wrzucić je do zsypu. A potem niemal zdarła z siebie ubrania, również wciskając ja pod srebrną klapę, przełykając gorzkie łzy.
Sześć lat. Nie było go już sześć lat. I jeszcze żeby było mało, jej cholerny informator zmarł trzy dni wcześniej na jej rękach.
Samotność uderzyła w Hazal bardziej, niż mogła się tego spodziewać. To wszystko było zbyt… ciężkie, by mogła to przeżyć na spokojnie.
Zmyła makijaż, wzięła szybki prysznic. Cały ten czas próbowała powstrzymać się od płaczu, który niebezpiecznie krążył wokół niej, gotowy zaatakować w najmniej oczekiwanym momencie. Tylko czekał, aż się załamie, upadnie i nie będzie w stanie się podnieść.
Nie mogła sobie na to pozwolić.
Wyciągnęła z torby dresowe spodnie, w których chodziła po hotelowym pokoju, i wciągnęła na biodra, wiążąc na nich sznurek. Bluza również otuliła jej ciało i choć była polarowa, nie dawała Hazal upragnionego ciepła.
Miała ochotę zdrapać z siebie skórę. Własnymi paznokciami zedrzeć ją z siebie, z palców, z dłoni, z przedramion i z każdej innej części ciała, byle pozbyć się wrażenia, że nadal czuła na sobie krew Anthony’ego. Że nadal czuła ciężar Jego ciała, kiedy tuliła go do siebie. To wszystko powoli ją zabijało, a Hazal nie potrafiła znaleźć sposobu, by się tego wyzbyć. By wmówić sobie, że wcale tak nie było, i że nigdy nie było sytuacji, w której nie chciała samej sobie przystawić pistoletu do skroni, wycieńczona wiecznym poszukiwaniem, ucieczką i trzymającą za gardło rozpaczą.
Musiała zacząć działać, a nie wiedziała nawet, od czego zacząć. I jak zacząć.
Z trudem zmusiła się do całkowitego rozpakowania torby, byle odciągnąć się od wszystkich myśli, które próbowały ją zerżeć od środka. Koszmarne głosy nie dawały jej spokoju, wiecznie coś mówiąc, wiecznie coś od niej chcąc, a ona nawet nie wiedziała, co część ze zdań w ogóle znaczy.
Była tak cholernie zmęczona tym wszystkim. I sobą samą.
Przez ostatnie lata w… rocznicę Jego porwania czuła się właśnie w taki sposób. Wszystkie emocje się ze sobą mieszały, zostawiając Hazal w stanie wiecznego rozdrażnienia, bo sama nie rozumiała, co dokładnie czuła. Targana negatywnymi emocjami nie potrafiła odpocząć, i jedyne, co wtedy jej pomagało, był alkohol, do którego dostępu nie miała. Miała przy sobie tylko drugiego skręta, o którym Neon nie wiedziała. Inaczej pozbyłaby się go tak samo, jak zrobiła to z pierwszym. Ale nie chciała go teraz spalać, zwłaszcza, że jeszcze ani razu nie udało jej się zjarać na wesoło.
Chciała porozmawiać z Anthonym. Zadzwonić do niego i pewnie kolejny raz się pokłócić, bo ich rozmowy zazwyczaj wyglądały w ten sposób; że dochodziło do ostrej wymiany zdań. Ale Anthony został skatowany i tego nie przeżył, o czym, do cholery, doskonale wiedziała, bo zmarł na jej rękach.
Mogła pozbyć się starego telefonu, skoro był tam numer tylko do niego. Ale odkąd odłożyła go na szafkę nocną, nie była w stanie po niego sięgnąć.
Boże, jaka Hazal była żałosna. Tak bardzo była samotna w swoim istnieniu; jak bardzo beznadziejnie to wyglądało.
Powinna się do końca rozpakować; wyjąć kosmetyczkę, resztę ciuchów, schować torbę. Ale jedyne, co zrobiła, to było wyciągnięcie telefonu z bocznej kieszeni i złapanie za klamkę sypialni. Zgasiła w pokoju światło i wyszła na korytarz.
Potrzebowała uciec. Cholera wie gdzie, jak daleko i na ile, po prostu… potrzebowała się wydostać z tego, w czym tkwiła. Drżała z zimna i choć nie miała na to siły, nie wiedzieć, czemu, zaczęła biec.
Miała wrażenie, że biegła w nieskończoność. Że korytarze ciągnęły się kilometrami, że schodów było o wiele więcej, niż ostatnio. Że wszystko, co mogło, dłużyło się w nieskończoność, a jej siły opadały szybciej, niż mogłaby o tym kiedykolwiek pomyśleć.
Żałosne.
Wiedziała o tym. Wiedziała, że to była prawda, bo naprawdę tak się teraz czuła. Że to, co robiła, było żałosne, że całe jej zachowanie było żałosne i wszystko, co mogło się na nią składać, również takie było.
Chciało jej się płakać. Ale jedyne, co zrobiła, to wypadnięcie przez drzwi na zewnątrz, gorączkowo starając się przywrócić normalny oddech.
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
— Okej. — Jett usiadła na łóżku Neon dokładnie o godzinie czternastej, kiedy Tala suszyła włosy. — To co się działo na tej misji?
Normalnie nie kąpała się w środku dnia, ale całonocna podróż i zaśnięcie o czwartej nad ranem skutecznie ją do tego zmusiło. Zdołała jedynie odstawić torbę na podłogę i przebrać się w piżamę – tyle wystarczyło, by po położeniu się na łóżku zasnąć od razu.
— Nic ciekawego — stwierdziła z wahaniem Tala, wzruszając ramionami. — Słyszałam, że u was się działo więcej.
— Yeah, agenci Omega złożyli nam niezapowiedzianą wizytę — mruknęła białowłosa, wyciągając z kieszeni bluzy niewielkie pudełeczko Pocky i otwierając je wraz z folią w środku. — Miałam nadzieję, że pogadamy o tobie.
— Aha. — Neon rzuciła ręcznikiem na blat umywalki, zaraz po tym podchodząc do łóżka i siadając niedaleko Jett. — A co się dzieje ze mną?
— Nic nie pisałaś przez cały wyjazd — przypomniała Sunwoo, podając pudełko młodszej. — Wiem, że czasami nie ma się na to czasu, ale sama powiedziałaś, że nic się tam nie działo.
Neon musiała przyznać jej rację. Naprawdę słowem się nie odezwała na żadnej z grup, w których była, milcząc przez wszystkie cztery dni i pozwalając, by to Killjoy zalewała ludzi wszelkimi informacjami na temat jej żywotności. Po prostu… nie miała czasu, żeby pisać. Miała inne rzeczy do roboty.
— Jakoś tak… potrzebowałam przerwy — odpowiedziała, co nie do końca było zgodne z prawdą, ale pozwoliła, by właśnie ta myśl wydostała się z jej ust. — Phoenix powiedział, że oberwałaś.
Jett zareagowała nieco… żywiej, na wzmiankę o Brytyjczyku, ale kącik jej ust drgnął dziwnie, kiedy doszedł do niej cały sens zdania. Potarła dłonią ramię, z wahaniem obracając pocky w palcach.
— Nie oberwałam — mruknęła, podnosząc w końcu spojrzenie na Talę. — Zostałam zabita. Przez Fade.
Widziała ból w jej oczach. Ból i wściekłość, którą chciała za wszelką cenę zignorować. Była jednak tak ogromna, tak gorączkowo bijąca z jej spojrzenia, że nie dało się tego wymazać.
Przysunęła się bliżej niej i chciała otulić ramionami tak, jak zawsze to robiły, gdy coś poszło w ich życiach nie tak. Ale Jett odsunęła się od niej, jasno dając jej do zrozumienia, że wcale tego nie chciała.
— Potrzebujesz czegoś? — zapytała z wahaniem, wracając z powrotem na swoje miejsce.
Białowłosa wzruszyła ramionami, zjadając w końcu trzymane w dłoni pocky. Przez długi czas wpatrywała się w ścianę, zawieszona pomiędzy światem rzeczywistym a tym, który nigdy nie istniał.
— Nie potrzebuję wsparcia — oznajmiła w końcu, zaciskając dłonie w pięści. — W każdym razie już nie.
— Przepraszam, że nie było mnie przy tobie — powiedziała cicho Neon; było jej wstyd. Czuła, że policzki czerwienią się od zażenowania.
— Nie chcę przeprosin — stwierdziła podirytowana Jett, przewracając oczami. — Chcę wiedzieć, co się z tobą działo.
Oh, teraz Tala czuła się osaczona. Teraz nie wiedziała, co miała zrobić, co powiedzieć i przede wszystkim jak to ubrać w słowa.
— Potrzebowałam…
— Czego? Czasu? — Jett starała się być spokojna, ale złość i tak przebijała się przez każde słowo, jakie wypowiadała na głos. — Powiedz po prostu prawdę, do cholery. Potrafisz napisać w środku strzelaniny co się dzieje!
Neon sapnęła nerwowo, zaraz po tym wstając ze swojego miejsca, na rzecz kilkukrotnego przejścia się po pokoju. Nie spodziewała się takiej rozmowy zaraz po obudzeniu się.
— Potrzebowałam porozmawiać z tobą, a ty nie odpowiedziałaś na żadną wiadomość — powiedziała Jett, nie spuszczając młodszej z oczu. — A Killjoy wspomniała, że miałaś pokój z tą suką.
Zatrzymała się gwałtownie w miejscu, na rzecz odwrócenia się w stronę Sunwoo.
— Sugerujesz coś? — zapytała, przekrzywiając lekko głowę w bok.
Jett wyglądała, jakby zastanawiała się nad tym, co powiedzieć. Jak sformułować zdanie, które zamierzała wypuścić ze swojego umysłu na światło dzienne.
I choć Sunwoo mówiła wiele rzeczy do różnych osób, tego Tala nigdy nie spodziewała się usłyszeć.
— Rozkładałyście przed sobą nogi, że nie mogłaś wziąć telefonu do ręki?
— Jett! — sapnęła Tala, marszcząc mocno brwi. — Ty słyszysz co mówisz?
Nigdy nie spodziewała się usłyszeć czegoś takiego od nikogo, a w szczególności nie od Jett, z którą przecież przyjaźniła się od dłuższego czasu. Fakt, że to powiedziała był… uderzający. Po prostu. Dziwny w każdym znaczeniu tego słowa.
A Sunwoo tylko wzruszyła ramionami. Kolejny raz.
— Proste pytanie — stwierdziła ot tak Koreanka, rozprostowując nogi po to, by skrzyżować je w kostkach.
— Nikt przed nikim nie rozkładał nóg! — warknęła Tala, zaciskając dłonie na ramionach. — A nawet jeśli, nie masz prawa mnie o coś takiego pytać.
— Dlaczego nie? Wcześniej byłaś w stanie powiedzieć mi o wszystkim — przypomniała Sunwoo, mrużąc lekko oczy. — Zostawiłaś mnie wtedy, kiedy najbardziej ciebie potrzebowałam.
— I to jest argument, żebyś mnie obrażała? Wiem, że nie lubisz Fade, ale ona nie miała z tym nic do rzeczy. To ja potrzebowałam przerwy.
— Dlaczego ją do cholery bronisz, jak rozmowa nawet nie jest o niej? — sapnęła białowłosa. — Co się działo za zamkniętymi drzwiami?
— Nie wierzę, że dalej mnie oskarżasz o spanie z nią — powiedziała Tala, mocniej zaciskając palce na ramionach.
— Jest naszym wrogiem, Neon! A ty…
— Jest agentką tak samo jak my! — krzyknęła młodsza, skutecznie przerywając Sunwoo jej wywód. — Miała swój powód, żeby tu dołączyć!
Han prychnęła prześmiewczo, z niedowierzaniem kręcąc na boki głową. Tala czuła napięcie w pomieszczeniu – nigdy, odkąd dołączyła do zespołu, nie pokłóciły się o coś takiego. W zasadzie nie było między nimi… żadnego konfliktu. Zawsze się godziły w rekordowym czasie i rozwiązywały problemy tak, by jak najkrócej trwały. A teraz?
Teraz Neon nie wiedziała, co powiedzieć.
— Nie sądziłam, że wybierzesz siedzenie z nią ponad rozmowę ze mną — oznajmiła w końcu Jett, wstając drętwo z łóżka. — Reszta też powinna wiedzieć, że wybrałaś jej stronę.
— Nie wybrałam jej strony, do cholery — warknęła za nią Tala, łapiąc ją za ramię. — To, że siedziała ze mną w jednym pokoju, nic do cholery nie znaczy, tak samo nie ma nic do tego, że potrzebowałam głupiej przerwy!
Jett wyrwała się z uścisku Filipinki, zaraz po tym nerwowym gestem naciągając za dużą bluzę, na pewno należącą do Phoenixa, na ramię.
— Więc dlaczego tamta Fade powiedziała, że kręci z Neon? — warknęła Jett, marszcząc brwi. — Nie chciałam jej wierzyć, bo nigdy nie podejrzewałabym, że mogłabyś się zniżyć do takiego poziomu, ale po tym, co dzisiaj…
— Wierzysz tamtej Fade, a mi nie? — przerwała jej szybko Tala, zaciskając ręce w pięści. — Bo nie odpisałam na żadną wiadomość?
— Nie potrafię sobie wyobrazić tego, że siedziałaś cały czas z nią w pokoju. — Sunwoo zaplotła ręce na klatce piersiowej. — Daruj sobie kłamstwa, Killjoy mi o tym powiedziała.
— Czyli teraz zdanie wszystkich jest wiarygodne, tak?
— No to powiedz mi, co takiego tam robiłyście, co? — Oh, Han była wściekła. I teraz przestało jej się chcieć udawać, że było inaczej.
Neon westchnęła zirytowana, wzrokiem przeskakując jednego oka Jett, na drugie.
— Co ty chcesz usłyszeć? — zapytała w końcu, rozkładając ręce na boki. — Powiedziałam już wszystko.
— Nie, powiedziałaś, że potrzebowałaś przerwy.
— I tę przerwę miałam, bo Fade wychodziła z pokoju!
Sytuacja w pokoju nie zmieniła się przez cały ten czas ani raz. Nadal była nerwowa, napięta i gęsta – taka, której Tala nienawidziła.
— Wymyśliłaś to teraz, co? — prychnęła Han i nie czekając na reakcję młodszej, skierowała się w stronę drzwi.
Złapała za klamkę i ani przez sekundę nie zastanowiła się nad tym, czy powinna coś jeszcze dopowiedzieć. Lub chociaż wysłuchać tego, co do powiedzenia miała Tala. W jej mniemaniu wszystko zostało powiedziane i wszystko, nad czym myślała, zostało wyjaśnione.
A to denerwowało ją jeszcze bardziej. Albo smuciło.
Kiedy drzwi za nią trzasnęły, a sama Jett znalazła się na korytarzu, ciężko odetchnęła. Miała nadzieję, że Neon nie wyjdzie za nią, bo naprawdę nie miała już ochoty z nią rozmawiać. Zresztą, co niby jeszcze mogła jej powiedzieć? Znowu głupio zaprzeczać? Trzymać się swojej wersji?
Sunwoo nie mogła w to uwierzyć.
Nie znały się jakoś specjalnie… długo. Dwa lata, może nieco ponad. Ale zaraz, jak Neon znalazła się w Protokole, Sunwoo wiedziała, że właśnie z nią będzie dobrze znosić cały czas, który musiała spędzić w Valorancie. Jej wychodzenie poza cztery ściany bezpiecznej bazy nie było najlepszym pomysłem po tym, co stało się w Wenecji. Zawsze czuła zazdrość, kiedy inni wyjeżdżali na jakieś wakacje, a ona musiała zostać, czekając na Bóg wie co. Jamie dotrzymywał jej towarzystwa, ale… to nie było to samo, co zaczerpnięcie powietrza w każdym innym miejscu na świecie ze świadomością, że w końcu jest wolna.
A teraz czuła się jeszcze gorzej, niż zazwyczaj. Często dobrze spędzała czas z przyjaciółmi czy Phoenixem, więc myślenie o byciu ściganą nie doskwierało jej aż tak bardzo. Ale cała ta misja, to, że Neon siedziała non stop w pokoju z Fade, z tą cholerną szantażystką…
Czuła, że krew gotuje się w jej żyłach.
— Hej, Jett!
Podniosła spojrzenie z podłogi i odwróciła się na pięcie, by móc spojrzeć na mężczyznę, który ją zawołał.
Jamie nigdy nie zawodził, jeśli chodziło o zwrócenie na siebie uwagi.
— Rozmawiałaś już z Neon? — zapytał, kiedy dystans między nimi zmniejszył się do jednego kroku.
Chyba z mimiki jej twarzy wyczytał, że rozmowa wcale nie przebiegła tak, jak białowłosa sobie to wyobrażała. Jego uśmiech szybko opadł na rzecz poważnej miny, która… nie pasowała do Jamiego. Dziwnie wyglądała do jego lekkodusznego charakteru.
Znowu westchnęła, tracąc przy tym zmarszczone brwi i napiętość w barkach. Dla pewności, że to wszystko zniknęło, wzruszyła też ramionami.
— Chcesz coś zjeść? — zapytał, wystawiając w jej stronę dłoń.
Przez chwilę wpatrywała się w palce Brytyjczyka, pozbawione pierścionków, które zazwyczaj zakładał. Sama nie wiedziała, dlaczego się waha i nad czym w ogóle się zastanawia, więc w końcu kiwnęła głową, łącząc z nim palce.
Miała nadzieję, że będą szli w milczeniu, ale mężczyzna pękł już przy schodach.
— Co ci powiedziała? — było pierwszym pytaniem, jakie zadał. — Jeśli oczywiście chcesz powiedzieć.
Nie wiedziała czy chciała, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że prędzej czy później i tak powiedziałaby mu o wszystkim i więcej.
— Że potrzebowała przerwy — odpowiedziała; miała wrażenie, że słowa ledwo przechodzą jej przez gardło. Gula w nim wcale nie chciała się ruszyć.
— Aha? — Jamie zmarszczył brwi, łapiąc się poręczy i zaczynając schodzić po schodach tyłem, by móc patrzeć cały czas na Sunwoo. — I to tyle?
— Aż tyle — mruknęła niezadowolona. — Przecież miała pokój z tą pieprzoną sadystką. Na pewno sobie przy niej odpoczęła.
Widziała, że Jamie chciał coś powiedzieć, ale jedyne, co zrobił, to kiwnięcie z wahaniem głową, przyjmując do wiadomości to, co powiedziała.
Też o wszystkim wiedział. Był pierwszą osobą, której Sunwoo się zwierzała, i do której szła, kiedy miała problem. Trzymał ją przez cały czas po wskrzeszeniu, pomagając wrócić do ich rzeczywistości i uspokajając za każdym razem, gdy wezbrała w niej panika. O historii z Omega Fade również słyszał i choć był naprawdę wściekły na to, co jej zrobiła, zdawał sobie sprawę, że Fade, która krążyła gdzieś w tym budynku, nie miała z tym nic wspólnego.
Jett nie miała jednak takiego poczucia. I to zaczynało go stresować.
Kiedy zeszli po schodach, Jett znowu złączyła ich palce razem, niemal natarczywie chcąc znaleźć się w przestrzeni osobistej Jamiego. To zachowanie również znał – coś strasznego się stało, więc Sunwoo za wszelką cenę próbowała się od tego odsunąć, pomagając sobie czyjąś obecnością. Więc zamiast dalej trzymać ją za rękę, objął białowłosą w pasie, mocno do siebie przytulając.
Szli w spokoju, w większości. Dość sporo agentów przebywało aktualnie w kuchni i jadalni, chcąc zjeść obiad. Ale Jamie nie spodziewał się, że akurat wtedy po schodach prowadzących z niższej kondygnacji będzie wchodzić Fade. I że akurat ona skieruje się w stronę, z której właśnie przyszli.
Dłoń Jett zacisnęła się mocniej na jego koszulce. A potem całkowicie się rozluźniła, kiedy wyswobodziła się z jego uścisku.
— Zaraz cię dogonię — oznajmiła, lekko popychając go w stronę kuchni. — Zaczekasz na mnie?
— Sunwoo…
— Zaraz przyjdę, naprawdę — zapewniła i uśmiechnęła się lekko; tak, jakby chciała tym potwierdzić, że nic głupiego nawet przez myśl jej nie przejdzie.
Mężczyzna westchnął. I mimo swoich obaw kiwnął głową, by po tym patrzeć, jak Sunwoo odwraca się na pięcie i idzie w ślad za wieszczką snów. Sam natomiast skierował się do kuchni.
Dłonie Han drżały z nerwów. Czuła je aż nazbyt dobrze, kiedy szła się w stronę Fade, kierującej się najprawdopodobniej w stronę sypialni. Miała mokre włosy, tak samo jak ubrania – musiała być na zewnątrz podczas deszczu, który zerwał się niespodziewanie. Ale nie na to Jett zwróciła uwagę. Bo teraz jej całą postać miała zwyczajnie gdzieś, zbyt zajęta gorączkową chęcią wymierzenia własnej sprawiedliwości.
Złapała Wieszczkę Snów za bark, chcąc ją w tej sposób zatrzymać i zmusić do odwrócenia się w swoją stronę. Ale kobieta wyrwała się z jej uścisku. I nawet na nią nie spojrzała.
— Nie teraz, Jett — wychrypiała, przyspieszając krok.
Oh, a to jakimś cudem było jeszcze gorsze. Jakimś cudem rozsierdziło to Sunwoo jeszcze bardziej.
Używając swoich umiejętności, wyprzedziła Fade i zagrodziła jej drogę, zmuszając, by ta zatrzymała się w miejscu. Westchnęła ciężko, cofając się natychmiast o dwa kroki. Wyglądała chyba jeszcze bardziej żałośnie, niż zazwyczaj; Jett nie miała pojęcia, że tak się dało.
— Czego ty chcesz? — zapytała zmęczonym głosem, odgarniając mokre włosy z policzków.
— Wyjaśnień — warknęła Jett, popychając przy tym Turkijkę. — Nie wystarczy ci zrycia nam wszystkim umysłów? Musisz kurwa kraść sobie przyjaciół?
— Nie wiem, o czym ty mówisz i nie mam zamiaru się w to dzisiaj bawić — sapnęła i zrobiła krok w bok, chcąc obejść Sunwoo.
Jett jednak nie miała zamiaru pozwolić jej przejść, ponownie ją popychając. Fade sapnęła, zaskoczona siłą, z jaką kobieta to zrobiła, i zatoczyła się do tyłu. Jakimś jednak cudem zdołała złapać równowagę, co Sunwoo zaraz wykorzystała, łapiąc za bluzę Wieszczki Snów i szybkim ruchem dociskając ją do ściany. Widziała w oczach Fade nutę strachu, która zagościła w nich na parę żałosnych sekund; zaraz po tym na jego miejscu pojawił się gniew.
— Co zrobiłaś Neon? — warknęła, marszcząc brwi. — Nie rozmawiała z nami przez cholerne cztery dni, co jej nagadałaś?
— Nic, do cholery, puszczaj ze mnie! — krzyknęła, próbując się wyswobodzić z jej uścisku.
Jett przypomniała się z jakiegoś powodu sytuacja sprzed parunastu miesięcy, kiedy zrobiła to samo i to tej samej osobie – Fade zawsze była jedyną, która tak bardzo podnosiła jej ciśnienie, i jedyną, której tak bardzo miała ochotę wymierzyć parę ciosów. Bo tak samo, jak wtedy, unieruchomiła jej dłonie, żeby przypadkiem nie mogła wyprowadzić kontry, stając niekomfortowo blisko niej.
Śmierdziała deszczem. Jett nie wiedziała, dlaczego to zauważyła.
— Gówno prawda — sapnęła wściekle. — Nasrane masz we łbie i pokazujesz to każdego pieprzonego dnia, więc się nie wykręcaj!
— Pieprz się. — Fade wydusiła te słowa przez zęby.
Jett kątem oka widziała, jak żyły w nadgarstku zmieniają się z błękitnych na czarne, jak między palcami formuje się coś na wzór czarnego dymu. Wieszczka Snów miała zamiar użyć swojego przeklętego daru – ale nie wiedziała, że Sunwoo jest od niej o wiele gorsza.
I że zamiast mocy preferowała użyć pięści.
— Suka — warknęła Sunwoo, omijając wzrokiem krew, która powoli wypływa z nosa Fade. — Nie będziesz mi mieszać w głowie i na pewno nie będziesz tego robić żadnemu z nas, rozumiesz?
Fade zignorowała jej słowa; tak to przynajmniej wyglądało, bo zamiast jakkolwiek odpowiedzieć, znowu zaczęła się szarpać. Udało jej się nawet złapać za kucyk Jett, mocno pociągając nim na prawo, na co Koreanka odpowiedziała uderzeniem w przedramię i kolejnym, wycelowanym w policzek Turkijki.
Chciała się zemścić za to, co zrobiła jej Omega Fade, za to, jak bardzo namieszała w jej umyśle, a potem niemal z chorym uśmiechem na twarzy wycelowała bronią prosto w jej czoło. Sunwoo nie mogła znieść jej głupiego pieprzenia, czując posmak goryczy na języku i wielkiej guli w gardle, kiedy tylko przypomniała sobie, w jaki sposób tamta Fade wypowiadała się o Neon, o niej i o każdej rzeczy, której Jett się bała.
Teraz to Sunwoo miała nad nią kontrolę. Jej palce oplotły szyję Fade i mocno się na niej zacisnęły, tak, by zaburzyć pracę aorty. Turkijka jeszcze bardziej zaczęła się szarpać, tłukąc zaciśniętą w pięść dłonią w przedramiona i wierzgając nogami. Jett w jej oczach widziała strach – teraz już niczym niezmąconym, jakby wiedziała, że całe jej życie zależy tylko od tego, czy Jett okaże jej łaskę.
A ona nie miała zamiaru tego robić.
Na pewno nie trwała tak jednak długo, bo ktoś szarpnął za jej ramię, zmuszając do puszczenia Fade. Chciała protestować – tak właśnie zaczęła robić, próbując wyrwać się z żelaznego uścisku, z rozgorączkowaną wściekłością patrząc, jak Wieszczka Snów gwałtownie nabiera powietrza w płuca, zginając się przy tym w pół. Krew z jej nosa kapała na podłogę.
— Uspokój się! — warknął Phoenix prosto do jej ucha.
Jett sapnęła wściekle, mimo to przestała się rzucać. Szybko brane oddechy zaczęły powoli zwalniać, podobnie jak tętno, podwyższone przez adrenalinę. Słyszała wokół siebie kroki i szepty, ale nie potrafiła rozróżnić, kto, co mówił.
Skupiła się tylko na Sage, która podbiegła do Fade; zdążyła jej rzucić wzrok pełen rozczarowania, zanim w pełni skupiła się na Turkijce.
— Chodź stąd — warknął Phoenix i nie czekając na jej reakcję, złapał ją za przedramię, szybkim krokiem wyprowadzając z korytarza.
Hazal widziała to kątem oka; że Jamie zabrał białowłosą z miejsca zdarzenia, ale nie przywiązała ku temu aż tak wielkiej uwagi, jak zrobiłaby normalnie. Rozmazany wzrok nie pozwalał w pełni skupić się na podłodze, na tym, że niewielkie plamy na niej to krew należąca do niej. Dyszała – wciąż czuła na sobie dłonie Sunwoo, chociaż już od dobrych paru chwil wcale ich na szyi nie było.
— Fade. — Łagodny głos Sage i jej pochylona sylwetka zamajaczyły gdzieś w zakrzywionym świecie Hazal; z trudem skupiła się na jej osobie. — Daj, pomogę…
— Zostaw mnie — wychrypiała, odsuwając od siebie dłoń Sage z chusteczką. — Nie chcę twojej pomocy.
Wiedziała, że nie miała złamanego nosa – był tylko niefortunnie obity, a przez osłabienie krew puściła się niemal od razu. Ból przy złamaniu był o wiele gorszy. Potrzebowała po prostu wrócić do siebie do pokoju i tam w spokoju się ogarnąć.
— Proszę, pomogę ci. — Nadal brzmiała na spokojną; jakby niezbyt ruszało ją to, że Eyletmez nie chce jej pomocy.
— Nie chcę — warknęła, odsuwając się w końcu od ściany i kierując w stronę schodów.
Była lekko oszołomiona przez to, co się stało, więc nogi niezbyt chciały z nią współpracować, ale była zbyt uparta, żeby zostać. Słyszała, jak Sage mówi do agentów, by wrócili do swoich rzeczy, a potem nie zwracała na nią najmniejszej uwagi.
Złapała za nos, nie chcąc brudzić podłogi czy bluzy i tak przemierzyła całą odległość dzielącą ją od sypialni. Niewiele osób minęła i jak na złość tym razem czuła na sobie ich wzrok, wbijający się w jej plecy.
Obserwowana.
Podniosła z podłogi wzrok, zbliżając się wreszcie do swoich drzwi i stanęła zaraz w miejscu.
Ze wszystkich ludzi, którzy mogli stać przed jej cholernymi drzwiami po tym całym pieprzonym dniu, stała przed nimi Neon.
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
4040 słów!
SIEMANO
chciałbym najmocniej przeprosić za prawie trzytygodniową przerwę. nie mam w zasadzie nic na swoje usprawiedliwienie, po prostu... nie mogłem się zebrać do pisania. dlatego cieszę się, że w końcu dodałem rozdział i mam nadzieję, że wybaczycie mi tę przerwę
a co do rozdziału: hazal nie może sobie poradzić z tym, co się stało. jett nie może sobie poradzić z tym, co powiedziała i zrobiła jej omega fade. razem mogą utrudnić życie sobie nawzajem i wszystkim wokół, jak zawsze 🫠 ale one takie są, wyglądają na takie
NO I NIEWINNE DZIECKO NEON, CZEKAJĄCE NA SWOJĄ UKOCHANĄ 😭 (jest zbyt uparta, żeby to przyznać) (jest w stanie wyparcia)
well, co zrobi ta nasza fejdż tym razem?
to pytanie zostawiam i życzę miłej nocy/dnia! dziękuję bardzo za przeczytanie i bycie tutaj 💕
•
•
•
•
•
•
koszyk na opinie: \_____/
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro