Rozdział XIX
Hazal nie potrafiła poradzić sobie z myślą, iż ktokolwiek zna prawdę – nie mówiąc o tym, że nie próbuje jej przekręcić.
Neon stała się dziwnie... troskliwa. Tak to chyba Hazal mogła nazwać. Nie rozmawiały, odkąd młodsza wpadła do jej pokoju, co dawało łącznie pięć dni, jednak... Eyletmez czuła jej wzrok. Czuła, że na nią patrzy, że jej wypatruje, że rozpaczliwie szuka kontaktu, którego Hazal nie chciała i nie potrzebowała, bo... Nie wiedziała. Nie miała pojęcia. Musiała odpocząć, musiała przemyśleć to, co się stało, bo to było dla niej ciężkie – przeżywać normalną czynność, coś, co normalni ludzie wykonywali niemal każdego dnia.
To jeszcze bardziej uświadamiało ją w przekonaniu, że z jej zniszczonego świata pochodzą tylko zniszczeni ludzie.
Na domiar złego, jedyna osoba, która mogła mieć jakiekolwiek informacje na temat Niego, milczała. Hazal dzwoniła do mężczyzny dwa razy dziennie, uważając na strefy czasowe, a kiedy puszczały jej nerwy, siadała do laptopa i pisała do niego maila, prosząc o jak najszybszy kontakt. To nie było do niej podobne, by o cokolwiek błagać – to ludzie błagali ją, nie na odwrót – ale była to tak nadzwyczajna sytuacja, że wymagała takich środków.
Więc chodziła jak na szpilkach. Mając wrażenie, że to jej telefon, reagowała na każdy dźwięk, nawet na ten, który nigdy w życiu nie mógłby przypomnieć dźwięku SMS-a czy połączenia.
I nadal źle reagowała na przejście przez drzwi. Może już nie dostawała ataków paniki – nie takich poważnych – jednak nadal nerwowość i strach grały na jej nerwach, irytując tym ludzi, którzy również akurat wtedy chcieli przejść przez drzwi. Taka sytuacja miała miejsce dwa razy, bo Hazal zbyt dobrze pilnowała, by pozwalać na więcej spotkań przy framudze.
Jednego jednak nie mogła ograniczyć – obowiązkowych treningów strzeleckich, na których, na jej nieszczęście, musiała się stawiać. Specjalnie przychodziła wcześniej, zdając sobie sprawę ile czasu zajmuje jej wyjście z sypialni i wejście do strzelnicy, a potem czekała, czyszcząc swoją broń. Udawała również, że wcale nie przyszła tam przerażona, oddychając szybciej, niż biło jej serce. Ale nie musiała o tym wspominać. I tak nikogo to nie obchodziło.
Dzisiaj nie było inaczej. Tym jednak razem siedziała pod szafką, uparcie polerując tworzywo, z którego wykonany został Vandal, a nie na ławce, która chowała się za ścianą. Dzisiaj miała na widoku drzwi i okna pomieszczenia. Więc mogła obserwować, nasłuchiwać i reagować w razie, gdyby była ku temu potrzeba.
Dziesięć minut przed umówionym czasem, do pomieszczenia weszła Sage. Hazal od razu ją rozpoznała po ruchu długich, czarnych włosów, które kołysały się lekko, gdy stawiała szybkie kroki. Czegoś szukała, ale Fade nie wiedziała, czego. Nie miała też zamiaru pytać.
Naciągnęła kaptur na głowę i przysunęła się bliżej szafki, do cienia, by znów się z nim zjednoczyć, schować tak, by nie zobaczyła jej przez cały jej pobyt tutaj.
Wciąż jednak była osłabiona niewystarczającą ilością posiłków w ciągu ostatnich dni, umysł nie pracował tak, jak chciała, by pracował, więc zanim zdążyła się zorientować, że magazynek zsunął się z jej uda, już uderzał o podłogę, tworząc wystarczające zagłuszenie ciszy, by Ling Wei skierowała w jej stronę spojrzenie.
A następnie, by ruszyła w kierunku Hazal.
— Dobrze cię w końcu widzieć — powiedziała na wstępie, i choć nie brzmiała na złą, Hazal wiedziała, że to była tylko kwestia czasu.
Podniosła się z podłogi, zanim starsza zdążyła nad nią stanąć.
— Miło mi to słyszeć — stwierdziła Hazal.
Zignorowała Chinkę, wieszając Vandala za pasek na haczyku w środku szafki i wyciągnęła Ghosta, by również nim zająć się podczas oczekiwania na resztę.
— Tydzień temu miałaś przyjść na kontrolę — zauważyła Sage.
Hazal rzuciła jej szybkie spojrzenie, sprawdzając jej minę, jednak niewiele z niej wyczytała.
— Dobrze się czuję.
— Powiedz to swojemu odbiciu.
Ostentacyjnie otworzyła drzwiczki szafki szerzej, tak, by i Sage mogła zobaczyć niewielkie lusterko.
— Dobrze się czuję — powtórzyła, patrząc samej sobie prosto w oczy, po czym cicho zamknęła metalowe drzwiczki.
Wiedziała, że zachowuje się głupio, że nie powinna czegoś takiego robić, stojąc przed Sage, że wygłupy to ostatnia rzecz, na jaką Chinka miała ochotę. Ale Hazal nie chciała z nią rozmawiać, a to akurat Ling miała gdzieś.
Przez kilka pierwszych sekund chciała ją wyminąć, by polerować broń w innej części strzelnicy, jednak szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Sage i tak poszłaby w ślad za nią lub wcale nie wypuściłaby jej spod szafek. Więc stała, niewielką ilość preparatu nanosząc szmatką na pistolet, uparcie nie podnosząc wzroku na starszą.
— Nie odbierałaś telefonów — zaczęła kobieta po ciężkim westchnieniu. — Nie odpisywałaś na SMS-y. Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo nieodpowiedzialne to było?
— W kontrakcie jest napisane, że w razie niepowodzenia na misji mam prawo do tygodniowego odpoczynku — wyrecytowała Hazal, przekrzywiając nieco głowę w bok.
— Kto uznał tę misję za niepowodzenie?
Dwudziestoczterolatka parsknęła pustym śmiechem.
— Ja? Bo zostałam zabita? — Wykrzywiła się niezbyt naturalnie, jeśli chodziło o mimikę jej twarzy, i spojrzała w oczy Sage. — Czy do tego też nie mam prawa?
— Dostajesz zwolnienie z treningów dopiero po kontroli, Fade — oznajmiła Chinka, krzyżując ręce na klatce piersiowej. — Wiedziałabyś to, gdybyś przyszła.
— To zrób ją teraz — sapnęła Turkijka, wzruszając ramionami. — Skutki uboczne? Żadnych. Czuję się dobrze? Oczywiście. Co jeszcze chcesz wiedzieć?
— Chcę wiedzieć jakim cudem twoje pudełka znikają z lodówki, skoro ciebie wiecznie nie ma w kuchni?
Hazal zmarszczyła lekko brwi, przyglądając się uważnie starszej. Próbowała wyczytać z niej żart, jednak niczego takiego w twarzy kobiety nie znalazła. Prawda była taka, że nie miała pojęcia, jak to się działo.
— Skoro mnie wiecznie nie ma w kuchni, to chyba nie mam z tym nic wspólnego? — zauważyła, oglądając trzymanego Ghosta z każdej strony.
— Nie potrafisz o siebie zadbać — oznajmiła starsza, wyciągając z kieszeni telefon. — A skoro tak, będziemy musieli wprowadzić ostrzejsze kroki.
— Co ty robisz? — zapytała szybko Eyletmez, wbijając spojrzenie w trzymany przez Ling telefon.
— Piszę do zarządu o spotkanie — odpowiedziała, wzruszając ramionami. — Jeśli ty nie masz zamiaru o siebie dbać, zrobię to po swojemu.
— Nie masz prawa.
— Mam, jeśli pacjent ma gdzieś mnie i moje zalecenia.
Hazal zacisnęła mocno palce w pięści.
— I co zrobicie? — zapytała prowokacyjnie Fade, marszcząc lekko brzwi. — Wywalicie mnie? Proszę bardzo, droga wolna. Połowa z was i tak marzy o tym, by się mnie pozbyć. Więc...
— Przestań tak mówić — warknęła Sage, co zaskoczyło nie tyle Hazal, co samą uzdrowicielkę, która zaraz po tym odchrząknęła. — Jesteś nam potrzebna, twoje umiejętności przydadzą się nam podczas misji.
— Chodzi o pieniądze, co nie? — Hazal przekrzywiła lekko głowę, mrużąc oczy. — Za dużo kasy włożyliście w przygotowanie mnie do misji, więc szkoda wam mnie wywalić?
— Uwierz mi, to nie są wysokie koszty. — Sage z politowaniem uniosła kącik ust ku górze.
— Dobra, to czego, do cholery, ode mnie chcesz? — zapytała młodsza, rozkładając bezradnie ręce. — Mam ci się jakoś odpłacić za wskrzeszenie mnie? Ja się o to nie prosiłam.
— Więc przyznajesz, że z własnej woli rzuciłaś się pod ostrzał?
Hazal poczuła, że jej plecy oblewa zimny pot.
— Tego nie powiedziałam.
— Cóż, potrafię czytać między wersami.
Głośno rozmawiając, do pomieszczenia weszła Astra, jakby chciała oznajmić przed pojawieniem się w pomieszczeniu, iż właśnie ma zamiar zaszczycić obecnych swoją obecnością.
Szybko.
— Gdyby się okazało, że jednak to była moja wina — zaczęła szybko Fade, zaciskając palce w pięść tak, że paznokcie zaczęły wbijać się we wnętrze dłoni — co byście zrobili?
— Zwołalibyśmy spotkanie, żeby omówić tę sytuację — odpowiedziała ciszej starsza, marszcząc brwi. — Powiedz w końcu prawdę, Fade. Co tam się stało?
— Nie uwierzyłabyś.
Mówiąc to szarpnęła za drzwiczki szafki i otworzyła je szeroko, by wyciągnąć ze środka Vandala.
— Nikt by nie uwierzył.
Oprócz Neon.
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
— Co się z tobą, do cholery, dzieje?
Ciężko jej było stwierdzić, czy było to rozbawienie, czy może jednak irytacja. Raze rzadko kiedy bywała czymś takim zirytowana, więc może bawiło ją roztrzepanie, z jakim Neon przyszła do nowego pomieszczenia w siedzibie.
— Wszystko w porządku, Neon? — zapytała Killjoy, podając przystrojoną w rękawiczkę dłoń młodszej, by pomóc jej podnieść się z podłogi. — Rozumiem, że to zbyt wiele, jak na jeden raz, ale...
— Jest okej — rzuciła, z wahaniem przyjmując pomocną dłoń. — Wszystko załapałam.
— Na pewno? — Raze splotła przedramiona na klatce piersiowej, przekrzywiając lekko głowę w bok. — Bo to nie jest problem, żeby powtórzyć.
Neon zaczęła skubać dolną wargę, a kiedy poczuła krew, podniosła wzrok na przyjaciółki.
— To może jednak powtórzycie?
Wymieniły się spojrzeniami. Neon zastanawiała się, jak to jest, że nikt inny nie potrafi zrozumieć wzroku Raze tak dobrze, jak Killjoy, i wzroku Killjoy tak dobrze, jak Raze. Dosłownie nie potrzebowały słów, by wyrazić zmartwienie, troskę, wątpliwość, radość. Wszystko wiedziały. Wszystko znały na pamięć.
— Okej, to co się dzieje? — zadała pytanie Raze, kładąc dłonie na biodrach. — Pokłóciłaś się z Sage o stabilizatory?
— Już ich nie noszę — mruknęła. Dlatego non stop płaczę z bólu w pokoju.
— Z kimś się pokłóciłaś, tak ogólnie? — Kolejne pytanie padło ze strony Killjoy, która zmarszczyła brwi. — Nie poszło ci na misji?
— Mam po prostu gorszy dzień, to wszystko. — Tala przewróciła oczami. — Nie ma co się nad tym zastanawiać.
— Jest, skoro razisz nas prądem na lewo i prawo — rzuciła Brazylijka, podchodząc do krzesła, którego lata świetności dawno minęły, i ciężko na niego opadła. — Coś się stało i wstydzisz się o tym powiedzieć.
— Nie wstydzę się — mruknęła Tala, przewracając oczami. — I nic się nie stało.
— Źle się słucha twojego kłamania.
Dimaapi przewróciła tylko oczami.
Nie czuła się sobą, odkąd wyszła z pokoju Hazal, odkąd odsunęła ucho od jej klatki piersiowej i przestała słyszeć paniczne bicie jej serca. Nigdy nie sądziła, że tak... opanowana, skryta osoba kryje w sobie tyle paniki. Widziała już ją spanikowaną, ale na co dzień Fade nie była wylewna w emocje.
Nie pomagał fakt, że po ich rozmowie, nie spotkała jej w kuchni, a jak już dochodziło do momentu, w którym Fade się w niej znajdowała, zawsze w środku był ktoś jeszcze. Więc Tala tylko patrzyła, jak starsza drżącymi dłońmi wkłada brudne naczynia do zmywarki i od nowa przygotowuje kawę. Zawsze wychodziła tylko z kubkiem. Nigdy nie trzymała talerza czy pudełka. A Neon nie potrafiła zdobyć się na kolejną porcję odwagi, by znowu przygotować starszej cokolwiek do jedzenia i zanieść do pokoju.
Wątpiła, by sytuacja sprzed pięciu dni się powtórzyła, bo myśl o tym nie sprawiała już mdłości, ale też wcale nie o to się martwiła.
Korytarz miał kamery. Cypher pewnie widział, jak wprosiła się do pokoju Turkijki i długo z niego nie wychodziła, i na pewno wyciągnął już swoje wnioski. Więc nie mogła powtórzyć drugi raz czegoś tak głupiego, rozmowa z Łowczynią Nagród w ciągu dnia nie wchodziła w grę, bo Tala nie potrafiła jej złapać na korytarzu, a na strzelnicy razem z nią były jeszcze trzy inne osoby wraz z Reyną czy Viper, które nadzorowały trening. W nocy natomiast... Neon chyba unikała spotykania jej w nocy.
Ale nie wiedziała, dlaczego.
To było nie w porządku. Nie powinna unikać Fade w nocy i oczekiwać, że przyleci do niej porozmawiać w środku dnia. Starsza ewidentnie nie miała zamiaru pozostawać poza pokojem dłużej, niż było to koniecznie, ograniczając sobie panikowanie jak tylko mogła.
Była zaskoczona, jak często Łowczyni Nagród pojawiała się w jej myślach. Jak często zastanawiała się, czy wyszła dzisiaj z pokoju coś zjeść, czy była w bibliotece. Z tego, co Tala się orientowała, nie było tam kamer, ale sam Cypher często tam przesiadywał wraz z Omenem. Więc to też nie było dobre miejsce do rozmowy.
Czuła, że musiała z nią porozmawiać, choćby pokłócić się po raz kolejny, byle zobaczyła, że z Fade jest lepiej.
— Foda¹ — warknęła nagle Raze i rzuciła dużym kluczem o podłogę. — Znowu się zesrało! Quem diabos fez essas peças? Idiotas sem escolaridade, foda!²
— Raze, spokojnie, naprawimy to — powiedziała zaraz Killjoy, zostawiając swoją część pracy i podchodząc szybko do rówieśniczki.
Neon chyba pierwszy raz usłyszała tak zdenerwowaną Raze. Bywała wcześniej zła, ale też szybko jej przechodziło, a teraz? Teraz naprawdę nie sądziła, by Brazylijka miała uspokoić się w krótkim czasie.
— Patrz — sapnęła, pokazują palcem dziurę w obudowie. — Widzisz to? Kable się spaliły, a Neon jeszcze tu nie było!
— Pewnie były wadliwe, trudno, zdarza się — stwierdziła Niemka, wzruszają ramionami. — Kupimy lepsze.
— Te miały być lepsze!
Neon zaczęła skubać policzek od środka, znowu. Naprawa okablowania znowu zajmie im kilka, o ile nie kilkanaście godzin, więc pomoc Tali była tutaj aktualnie zbędna. Nawiązała kontakt wzrokowy z Killjoy, która chyba myślała tak samo, bo kiedy dziewiętnastolatka wskazała kciukiem najpierw na siebie, a potem na drzwi, skinęła głową, krótko machając jej na pożegnanie. Więc Tala wyszła, wsłuchując się w szum pracy stabilizatora.
Martwiło ją, że powoli przestawał być wystarczający. Nie miała czasu, żeby lecieć z powrotem do ojczystego kraju, do ojca, który mógłby to jakoś naprawić, bo on również nie wiedział, co jeszcze mógłby zrobić. Siedzenie tam i patrzenie mu na ręce nie przyniosłoby nic dobrego ani mężczyźnie, ani jej. Więc została jej tylko kapsuła, której budowa trwała już tak długo...
Poprawiła sterczące kucyki, których gumki już niezbyt chciały utrzymywać włosy w splocie, i powolnym krokiem pomaszerowała... sama nie wiedziała, gdzie. Nie miała ochoty na spędzanie czasu w bawialni, nie była głodna, więc kuchnia również odpadała. Na siłownię nie mogła patrzeć, na strzelnicy kolejne osoby miały już trening. I na nic nie miała ochoty. Wzdychając, swoje kroki skierowała w stronę windy – jedynej w całym budynku. Dzięki niej dziewczyny mogły przewozić potrzebne rzeczy do swoich warsztatów, a Sage łóżka z pacjentami, jeśli była ku temu potrzeba.
Wcisnęła guzik oznaczający parter i cierpliwie czekała, aż zjedzie na dół. Pewnie za niedługo również i z niej nie będzie mogła korzystać, zważywszy na to, jak jej moc dziwnie pobudzała się w małych przestrzeniach, próbując dostać się do systemu.
Naprawdę wierzyła, że dziewczynom uda się w końcu skończyć kapsułę, by w bezpieczny i normalny sposób mogła pozbyć się nadmiaru energii elektrycznej.
Na zewnątrz było dość chłodno, więc wyjście w krótkich spodenkach i bluzie nie było zbyt mądrym pomysłem, jednak Neon i tak nie miała zamiaru przebywać tu długo. Pchnęła drzwi, niemal natychmiast spotykając się z chłodnym powietrzem, i wyszła na zewnątrz, mając zamiar pójść do ogrodu, którym zajmowała się Skye. O tej godzinie przebywała na siłowni, więc nie powinna jej spotkać.
Jej kroki były pewne, kiedy kierowała się w stronę huśtawki, oplecionej bluszczem o różowych kwiatach. Podczas letnich wieczorów bardzo często przebywała właśnie tutaj, robiąc sobie drzemki na materacyku przywiązanym do huśtawki, by mocniejszy podmuch wiatru go nie zerwał. Prawdopodobnie większość agentów w swoich telefonach miało zdjęcie śpiącej Neon, otulonej zielonym kocem na huśtawce, bo, ich zdaniem, to zawsze był zabawny widok. Pozwoliła, by mieli kilka minut śmiechu.
Jednak w pobliżu huśtawki ktoś był. Już chciała zawrócić, ciężko wzdychając, jakby ten ktoś właśnie zepsuł jej cały następny tydzień, ale kiedy zobaczyła między drzewami właściciela ciemnych włosów, zatrzymała swoje kroki.
Dziwnie było zobaczyć Fade w dzień, przechadzającą się po ogrodzie, wśród powoli rosnących kwiatów, krzewów i niewielkich drzew. A jeszcze dziwniej było widzieć papierosa w jej ustach, gdy dłoń zajęta była trącaniem liści wszystkich roślin, które mijała. Neon nie wiedziała, co ma zrobić. Uciec? Zostawić ją w ogrodzie samą? Tak spokojnie wyglądała, spacerując...
— Wiem, że tam jesteś, Neon.
Jej ciepły, a jednocześnie szorstki głos doszedł do Tali niemal od razu, sprawiając, że wzdrygnęła się na jego dźwięk.
— Racja.
Sama nie wiedziała, dlaczego spośród wszystkich zdań rozpoczynających rozmowę, powiedziała akurat... to.
— Przyszłam się pohuśtać — oznajmiła i zaraz po tym poczuła, jak policzki zaczynają być cieplejsze.
To zabrzmiało tak cholernie infantylnie; ledwo powstrzymała się od zakrycia twarzy w dłoniach.
Fade zniknęła za drzewami, jednak jej pozycję zdradził kłąb siwego dymu, któremu przyglądała się przez do momentu, w którym nie rozpłynął się w powietrzu.
— Tu jest huśtawka?
Brzmiała na zaskoczoną. Neon była pewna, że jest dość widoczna, skoro została ustawiona prawie w centrum ogrodu, ale najwidoczniej tylko ona miała takie wrażenie.
Pokonała dzielącą ją odległość od huśtawki, wiedząc, że jest obserwowana, i kiedy stanęła tuż przed nią, sprawdziła, czy materac jest mokry.
— Trochę schowana, ale jest — oznajmiła, wskakując na drewnianą konstrukcję.
Łańcuch, który dawno nie został naoliwiony, zatrzeszczał żałośnie. Tala odepchnęła się nieco nogami i wprawiła huśtawkę w delikatny ruch. Wzrokiem szybko znalazła Fade, bo właśnie postanowiła zaszczycić oczy Dimaapi swoją osobą w pełnej okazałości, wychodząc zza krzewów.
— Nie wiedziałam, że palisz — powiedziała, przekrzywiając nieco głowę w bok. — Nie, żeby mi to przeszkadzało, bo nie przeszkadza. Po prostu nie spodziewałam się tego.
— A czego się spodziewałaś?
Oh, nie oczekiwała reakcji. Nie oczekiwała, że Fade się odezwie, że pociągnie rozmowę, bo przecież zazwyczaj milczała i tylko wzruszała ramionami, lekceważąc rozmówcę.
Była zmęczona. Neon niemal od razu uderzyła ta myśl.
— Nie wiem — odpowiedziała z wahaniem. — Chyba niczego.
Łowczyni Nagród zatrzymała się w sporej odległości od młodszej, skinęła głową. Znowu zaciągnęła się dymem, przetrzymała go w płucach i powoli wypuściła, grzebiąc butem w ziemi.
Sama nie wiedziała, dlaczego podeszła do Neon. Może miała dość tego cholernego Koszmaru, który nie dawał jej spokoju. Może chciała usłyszeć normalny głos, który kierowany był akurat do niej, a nie w eter, do wszystkich wokół.
Może po prostu była tak zmęczona, że było jej już wszystko jedno.
— Jak się czujesz?
Turkijka spojrzała na Neon kątem oka, dziwnie krzywo. Zamiast soczewek miała okulary, co znaczyło, że albo była po treningu, albo jeszcze miała do niego czas.
— Nie musimy rozmawiać — powiedziała w końcu, wzruszając ramionami.
— Ale chcę. — Tala oparła nogi o dodatkową, dolną deskę huśtawki i zaplotła ręce na klatce piersiowej. — Chyba że ty nie chcesz.
Fade zaciągnęła się ponownie tytoniem i wyciągnęła papierosa z ust. Wypuściła dym, wolną ręką przetarła twarz.
— Dobrze się czuję.
Kłamała, ale nie czuła się z tym źle. Po co Neon było to do wiedzy? Pisała kronikę?
Była miła. Była po prostu, do cholery, miła.
— Chcesz usiąść obok?
Hazal była zmęczona. Była cholernie zmęczona brakiem snu, niewystarczającą ilościa jedzenia, piciem kawy, treningami, brakiem odzewu od informatora, wszystkim.
Nigdy nie podeszłaby bliżej, gasząc prawie spalonego papierosa o ziemię, dogniatając go jeszcze butem. Nigdy nie usiadłaby obok, małpując pozę Neon.
Było jej jednak wszystko jedno. Teraz mogły się stać jej najgorsze rzeczy – Hazal była w takim stanie, że nic by ją nie ruszyło.
Neon opuściła jedną nogę i mimo bólu w kolanie znów wprawiła huśtawkę w delikatny ruch, kołysząc dwoma zmęczonymi ciałami.
Hazal odetchnęła pełną piersią, wdychając chłodne, czyste powietrze. Delektowała się nim, mając półprzymknięte oczy, rozkoszując się ciszą i znikomym szumem fal, które uderzały o skały wokół bezimiennej wyspy.
Poczuła, że siedząca obok Tala zmniejsza dystans, bo huśtawka zatrzęsła się w nieco inny sposób, niż przy siadaniu. A zaraz potem, jej głowa oparła się o spięte ramię Hazal.
Nie miała siły na to reagować, więc zapytała tylko:
— Nie śmierdzę papierosami?
Czuła, że Tala odwraca nieco głowę i zaraz po tym wdycha głośno powietrze.
— Trochę. Ale mam to gdzieś.
Hazal znowu kiwnęła głową, zaraz po tym opuszczając jedną nogę na ziemię. Tym razem to ona zaczęła delikatnie kołysać huśtawką; w przód i w tył. W przód i w tył.
— Raze i Killjoy budują kapsułę, w której będę mogła się rozładować — powiedziała nagle cichym głosem Neon, którego Hazal prawie nie wyłapała. — Wreszcie nie będzie mnie nic bolało.
Cieszyła się i to właśnie w jej głosie usłyszała – radość.
— To super — powiedziała z wahaniem Hazal, krzywiąc się na dźwięk własnego głosu. — Przepraszam, nie rozmawiam często o takich sprawach.
Nie czuła się winna i nie było jej wstyd za jej marne umiejętności społeczne, ale czuła, że powinna przeprosić. Czuła, że Neon powinna o tym wiedzieć.
— Zdążyłam zauważyć — zaśmiała się cicho i krótko. — Nie szkodzi.
A potem milczały, milczały i milczały, aż słońce zaszło i Tala zaczęła drżeć z zimna. Wtedy Fade ostrożnie odsunęła jej głowę od swojego ramienia i powiedziała, że powinny wejść do środka. Nie rozmawiały, bo Hazal nie wiedziała, co powiedzieć, a Neon nie miała pojęcia, jak zwokalizować to, co miała na myśli.
— Chodź — powiedziała jednak koniec końców Neon, kiedy stanęły przed schodami na drugim piętrze.
— Dzięki, chcę już pójść do siebie — mruknęła jednak Hazal, ale kiedy chciała pójść w stronę sypialni, Neon zagrodziła jej drogę.
— Nie przyjmuję słowa „nie" — oznajmiła, a jej głos brzmiał dziwnie twardo. — Chodź.
Hazal przewróciła oczami i spróbowała wyminąć młodszą, jednak ta za każdym razem skakała tuż przed nią, blokując jej całkowicie korytarz.
— Neon, na litość boską — sapnęła Eyletmez, przecierając twarz dłońmi. — Co ty chcesz?
— Zjeść z tobą kolację — oznajmiła i na krótki moment spuściła wzrok na komórkę, by sprawdzić, która jest godzina. — Teraz nie będzie tam nikogo, może Deadlock albo Harbor, więc możemy iść.
— Nie jestem głodna.
— Nie przyjmuję drugiego kłamstwa tego samego dnia — odpowiedziała nastolatka, kręcąc przecząco głową. — Mogę ci zrobić coś dobrego.
— Dlaczego tak to ciebie martwi? — sapnęła Hazal. Ciężko było stwierdzić, czy jest zirytowana, czy zaskoczona, bo w jej głosie głównie przeważało zwyczajne zmęczenie. — To moja sprawa.
— Po prostu się zgódź — jęknęła Tala, odchylając głowę do tyłu i specjalnie przeciągając ostatnie słowo. — Będziesz tylko siedzieć. Nie musisz nic robić.
— Potrafię zrobić sobie jedzenie, dzięki.
— Szczerze w to wątpię.
— Twierdzisz, że nie potrafię gotować? — zapytała, zaplatając ręce na klatce piersiowej.
Dopiero jak wypowiedziała to zdanie, zrozumiała, że dała się wciągnąć w tę całą intrygę Neon, której bardzo chciała uniknąć.
Cholerne zmęczenie.
— Odgrzewanie jedzenie to nie gotowanie, więc wiesz. — Młodsza wzruszyła ramionami. — Idziemy do kuchni.
Mimo wszystko, Hazal ruszyła z miejsca.
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
Foda¹ – kurwa (portugalski br.)
Quem diabos fez essas peças? Idiotas sem escolaridade, foda!² – Kto, do cholery, zrobił te części? Idioci bez szkoły, kurwa!
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
3450 słów! ^^
witam cieplutko w tę piękną wrześniową noc hihi
no i co, o dałem fadeshock uroczy moment, pewnie Wam teraz łyso 🤨
...ale to wciąż nie jest family friendly fanfik. pamiętajcie o tym 😐
trzymajcie kciuki za fade, żeby w końcu przyznała co się stało, ona ma problemy, cienszko jej
anyway, idę to tłumaczyć XD więc miłej nocy/dnia!
•
•
•
•
•
koszyk na opinie: \______/
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro