Rozdział X
Tej nocy w bibliotece nie było nikogo. Hazal zauważyła to dopiero przed samym pomieszczeniem, po raz pierwszy musząc otworzyć drzwi do pokoju. Zawsze były otwarte. Zawsze w środku światło było zaświecone.
Westchnęła cicho. Nie wiedziała, dlaczego Omen nie przyszedł – nigdy nie spał. Nie pił, nie jadł, nie bawił się. On po prostu był; i tyle się od niego wymagało. Oczywiście trenował i wykonywał swoje obowiązki, jednak to, co robił w czasie wolnym, dla wielu było zagadką. Na pewno wiedział o tym Cypher. Może też Sova. A teraz również i ona.
Postanowiła, że jednak wejdzie do pomieszczenia. Z trudem znalazła włącznik światła, bo sama nigdy go nie używała, a kiedy już to zrobiła, z powrotem poszła do drzwi. Zamknęła je – skoro nikt dotychczas tutaj nie przyszedł, raczej nie postawi już nogi za próg.
Zamiast od razu skierować się do swojego standardowego miejsca, Fade wcisnęła dłonie do kieszeni bluzy i zaczęła przechadzać się między regałami. Jej kroki były ledwo słyszalne – stawiała je tak, jakby szpiegowała po obcym budynku, szukając wskazówek na temat Jego.
Więzienie.
Fade po raz kolejny zignorowała Koszmar. Stękał tak już od godziny, bo Hazal nie miała zamiaru wypuścić go na wolność. Ramiona zdrapane niemal do krwi skutecznie zmuszały go do zaprzestania podgryzania nerwów Hazal, chociaż czuła, że robił to bardzo niechętnie.
Była zmęczona. Migrena wyżarła z niej całą energię, jaką w sobie miała, przez co ciało Hazal krzyczało o odpoczynek. Ale nie mogła się położyć, nie teraz, nie dzisiaj, kiedy nie mogła zasnąć, bo jutro będzie tylko gorzej, bo zawsze jest gorzej, kiedy Koszmar dobiera się do niej we śnie.
Przejechała dłonią po czole, zatrzymała się na moment przy jednym z regałów. Na grubej półce naklejona była karteczka z napisem „powieści historyczne”, które niezbyt przyciągnęły uwagę Hazal. Tak naprawdę nie była w nastroju do czytania – ale jeśli to miało pomóc jej przeżyć dzisiejszą noc…
Odsunęła się od mebla. Swoje kroki postanowiła skierować z powrotem do jedynego miejsca opanowanego tak samo dobrze, jak własną sypialnię. Tak przynajmniej sądziła, bo kiedy po paru minutach chodzenia nie znalazła danego miejsca, zmarszczyła ostro brwi.
— Cholera — mruknęła, zakładając ręce na biodrach. — Przecież to się nie rozpłynęło w powietrzu.
Westchnęła, chyba nieco poirytowana, i odwróciła się na pięcie. Miała zamiar wrócić tą samą drogą, stanąć przed drzwiami tyłem i pójść tak, jak szła zawsze. Tak też zrobiła, skubiąc palcami skórki przy paznokciach.
Błądzisz. Gubisz się.
— Dziękuję za potwierdzenie, bardzo tego potrzebowałam — westchnęła, rozglądając się między regałami.
Teraz nawet wejście zgubiła?
Zatracasz się, Hazal.
— Zgubiłam się tylko w cholernej bibliotece, daj mi spokój.
Spokojne kroki zamieniły się w nerwowe. Strzelała palcami, nie mogąc zorientować się w przestrzeni wokół siebie, bojąc się, że faktycznie się zgubiła, bo już zaczęła mieć czarne scenariusze, które sprawiły, iż poczuła się niedobrze. Że ją mdli, że z nerwów dostaje wypieków na twarzy, a potem, że blednie, co było dziwnym uczuciem, bo dlaczego jednocześnie jest jej zimno i ciepło?
Chyba nigdy nie ucieszyła się tak bardzo na widok drzwi wyjściowych.
— Jest już po ciszy nocnej, wracaj do siebie.
Fade zamarła w bezruchu. Niemożliwe, że mogła mieć takie szczęście, by zacząć podsłuchiwać dwie osoby na korytarzu. Chciała już odejść w swoim kierunku, naprawdę chciała, ale zirytowane parsknięcie zmusiło ją do zostania.
— Mogę być gdzie chcę i na pewno nie będę teraz wracać. Do cholery, popatrz na mnie.
Lekki akcent próbował przypasować się do osoby w głowie Hazal. Ale nie rozpoznawała go, nie rozpoznawała tej osoby, cholera jasna, kim ona była? Kim one obie były?
— Nie tym tonem.
— Nie tym tonem? Ty siebie słyszysz? Co…
— Wracaj do siebie, Deadlock.
Deadlock. Fade prawie uderzyła się w czoło, słysząc ten pseudonim.
Norweski postrach na polu bitwy. Mogła się spodziewać, że to właśnie ona będzie próbowała złamać mur wokół Viper.
— Co ty tu robisz?
— Nie zwracaj na nią uwagi.
W koszmarach Norweżki widziała wiele sytuacji ze słynną panią doktor, tak samo na odwrót. Nie miała jednak w zwyczaju snuć jakichś domysłów, czepiając się tylko silnych momentów, silnych emocji, silnego przerażenia.
Wyczuła strach. Nie ich dwóch, nie swój. Czyjś jeszcze. Czyjś inny.
Postanowiła odsunąć się od rozżarzonego towarzystwa, idąc tam, gdzie wcześniej zamierzała pójść od samego początku.
Jeszcze wielu agentów nie widziała na żywo, słuchając o nich i ich umiejętnościach tylko podczas treningu. czasami Sage u niektórych robotów włączała specjalne funkcje, by Fade przyzwyczaiła się do lecących granatów, jadącego BoomBota czy wielu rodzai oślepiania, których tak cholernie nienawidziła. Sama również wykorzystywała swoje moce, czując niezwykłą satysfakcję, gdy na moment, tak cholernie krótki moment pozbywała się Koszmaru, wysyłając go z całą resztę na roboty, które doznawały ogłupienia.
Wcale się nie dziwiła, że kojarzyła tak mało ludzi, że chwilę zajmowało jej, by dopasowała głos do ciała, a ciało do imienia. Dobrowolnie wybierała samotność w cieniu, z dala od agentów, z dala od rozmów i wszystkich innych rzeczy, które składały się na wesołą rodzinkę odmieńców.
Po dotarciu do kąta, potwierdziła swoją wcześniejszą teorię – Omena nie było w bibliotece. Była zupełnie sama. Złapała więc za pilot, który odpowiadał za ogień w kominku i wcisnęła odpowiednie guziki, ustawiając go tak, jak zawsze mieli ustawione. Dopiero wtedy mogła spokojnie opaść na fotel i wyciągnąć spod niewielkiego stolika kawowego kolejną książkę, którą zaczęła odkąd Omen przypomniał jej o istnieniu biblioteki.
Koszmar burzył się w jej przedramionach. Zastanawiała się, czy może go wypuścić – przecież to nie był jej pokój. Najwidoczniej więcej osób ma problem ze spaniem, więc jeśli zdecydują się na przyjście do biblioteki, będzie musiała się z niego tłumaczyć. Z drugiej strony… jakie było prawdopodobieństwo, że akurat teraz ktoś tutaj przyjdzie?
Miała już dość zdrapane przedramiona, by zmuszać się do trzymania go w sobie kolejnych kilka godzin.
Wypuściła go. Koszmar zamruczał, przyjmując od razu postać kota, przeciągnął się i rozpoczął własną wędrówkę po bibliotece. Hazal odetchnęła z ulgą, zsuwając buty ze stóp i moszcząc się wygodnie w fotelu, by znów zatracić się w lekturze na kilka godzin.
Było ledwie po dwudziestej trzeciej, kiedy drzwi biblioteki otworzyły się głośno i zaraz po tym zostały zamknięte. Fade wątpiła, by był to Omen – wszystko robił powoli, ostrożnie, poza tym nigdy nie zamykał za sobą drzwi. Zawsze zostawiał je uchylone.
Fade zmarszczyła brwi, wsłuchując się w dziwne, nieregularne kroki. Ktoś kuśtykał, a przy tym wcale nie był ciężki. Odłożyła na moment czytanie na bok, zastanawiając się kto przyszedł teraz do biblioteki.
— Cześć Omen.
Neon. Kto by pomyślał, że przyjdzie tutaj właśnie ona.
Koszmar wychylił się zza regału, zaintrygowany nową osobą w pomieszczeniu. Fade powstrzymała go jednak od pójścia dalej w stronę młodszej.
Nie odezwała się, nie od razu. Hazal słyszała, że czegoś szuka, że uderza czymś o coś i akurat ten dźwięk rozpoznała, bo nie słyszała go od dawna, cholernie dawna.
— Nie wiesz może gdzie są zapasowe struny do gitary? — zapytała agentka, potwierdzając tylko myśl Hazal. — Bo nie mogę ich nigdzie znaleźć.
Hazal wypuściła drżąco powietrze przez nos.
— Nie ma tutaj Omena.
Zaczęła praktycznie żuć wewnętrzną część policzka, czekając na reakcję młodszej. Usłyszała tylko „oh” i to było chyba wszystko, na co mogła liczyć.
Nie chciała niczego więcej.
Koszmar palił się do sprawdzenia miejsca, w którym akurat przebywała najmłodsza agentka – nie podobał mu się fakt, iż Fade trzymała go w garści, nie pozwalając pójść w kierunku Neon. Zamruczał wściekle, kotłując się w miejscu, a Fade przewróciła tylko oczami.
— Gówniarz — mruknęła cicho pod nosem, wiedząc, że usłyszy to tylko on.
Z kąta, w którym siedziała Neon, usłyszała ciche „cholera”, po którym nastąpiło głośne trzaśnięcie drzwiczkami. Przez moment myślała o pójściu tam i zapytaniu, czy nie potrzebuje pomocy – chciała już odzyskać swoją ciszę – ale coś ją powstrzymywało. Nie chciała z tym czymś walczyć.
— Ty raczej nie wiesz, gdzie są struny, co nie?
— Nie jestem obeznana w bibliotece.
Neon coś mruknęła, coś w swoim rodowitym języku – Hazal podejrzewała, iż jest to przekleństwo.
— Swoją drogą, nie powinnaś iść spać? — zapytała młodsza; Fade przewróciła oczami, chociaż sama do końca nie wiedziała, dlaczego to zrobiła.
Hazal nie mogła się skupić na czytaniu, kiedy Neon próbowała zagadać, grzebiąc we wszystkich szafkach i szufladach. Więc odłożyła książkę i najciszej jak się da, skierowała się do miejsca, z którego dochodził głos agentki.
— Jak nie chcesz rozmawiać…
— Z naszej dwójki to ty potrzebujesz więcej snu — przerwała jej, wchodząc do muzycznego kącika, w którym Neon aktualnie przebywała.
Przestraszyła się, słysząc głos Hazal tak blisko. Głową uderzyła o otwarte drzwiczki szafki, co wywołało w jej ciele krótkie sprzężenie – niewielkie wyładowania przebiegły po plecach, ramionach i między dwoma kitkami, tak charakterystycznymi dla dziewiętnastoletniej dziewczyny.
Fade przekrzywiła tylko głowę, obserwując jak szybko Neon stara się podnieść z podłogi, udając przy tym, że wcale nie boli ją skroń od uderzenia.
Zmierzyła ją wzrokiem. Fade natychmiast wyczuła w powietrzu wiązkę strachu, który teraz nasilił się jeszcze bardziej, mącąc spokojną atmosferę.
Koszmar zamruczał, wygłodniały. Czujący pokarm, którego nie mógł sięgnąć. Hazal zaplotła ręce na klatce piersiowej, trzymając go w garści. Nie mógł dotknąć młodszej. Nie miał prawa jej zaatakować.
— Wyglądasz na… zmęczoną — powiedziała w końcu Neon; kciuk nerwowo kręcił luźnym na pierścionku łańcuszku.
Hazal zmarszczyła lekko brwi, nie do końca wiedząc jak na to zareagować.
— Co zrobiłaś z gitarą? — zapytała zamiast tego, zerkając na leżący obok Neon instrument.
Promienista spojrzała na niego tak, jakby widziała bo obok swoich stóp po raz pierwszy.
— Chciałam się nauczyć grać, ale okazało się, że mam dwie lewe ręce — oznajmiła, chociaż wcale nie musiała tego mówić, nie interesowało to Hazal. — Struna pękła.
— Mogła ci przeciąć skórę — zauważyła Fade, automatycznie szukając na twarzy młodszej szramy.
— Nic mi się nie stało — mruknęła młodsza, podnosząc instrument.
— Powiedziałaś struna, nie struny. — Hazal w zaskoczeniu uniosła brwi, wzywając szybko Koszmar i ignorując go podeszła do Neon, by odebrać od niej instrument. — Wyżyłaś się na tym instrumencie czy jak?
— Nie prosiłam o pomoc — warknęła Neon, odsuwając się od starszej. — Ani o twój osąd.
Po ciele Neon znowu przeszła elektryczność – złość i strach zmieszały się ze sobą, tworząc nieciekawą mieszankę, której Hazal nie chciała być celem. Odsunęła się więc, znowu zakładając ręce na klatce piersiowej.
Atakuj.
Odsunęła się. O krok, jeden, drugi.
— Potrafię wymieniać struny — oznajmiła, chociaż wcale nie chciała już nic mówić, wcale nie chciała jej pomagać, nie osobie, która trzymała z Jett.
Neon przestąpiła z nogi na nogę, skubiąc dolną wargę. Myślała nad czymś i chyba gryzła się sama ze sobą, bo Hazal po jej minie wywnioskowała, iż ciężko było jej zebrać myśli.
W końcu jednak położyła gitarę na zamkniętym fortepianie, drażniąc przy tym klawisz z najwyższą nutą. Hazal zdobyła dzięki temu czas na obrzucenie wzrokiem wszystkich instrumentów, które się tu znajdowały. A było ich mnóstwo, w większości pochowane w futerałach, których nie miała zamiaru otwierać.
— Sama to zrobię.
Hazal zmusiła się do nie wzruszenia ramionami. Wyszła z kącika, nie oglądając się za siebie i wróciła z powrotem do swojego miejsca. Siedząc już na fotelu ciężko odetchnęła – nie wiedziała, że tak dużo będzie ją kosztowała rozmowa z młodszą agentką.
Zdrajca. Wróg.
— Daj mi spokój — mruknęła, zaciskając palce na nasadzie nosa.
Wróg.
— Na litość boską.
Zawsze to samo. Jeśli zaczęła rozmawiać z kimś, kto pachniał strachem, Koszmar tracił resztki rozumu, o ile jeszcze coś w tym bycie było. Głupiał, widząc przed sobą już tylko ofiarę, nie człowieka, jak Hazal. I nie miał zamiaru jej słuchać.
Drżącą od bólu dłonią sięgnęła po książkę. Koszmar drapał po jej nerwach i mięśniach, burząc się, kiedy go ignorowała i wściekając się, kiedy Hazal wbijała paznokcie w podrapane przedramię, znowu robiąc nowe krechy.
Neon w ciszy starała się wymienić zniszczone struny. Hazal tylko co jakiś czas słyszała, jak próbuje zachować spokój – strach ustępował miejsce rosnącej irytacji, a to sprawiało, że Koszmar się uspokajał, już tylko co jakiś czas zmieniając kolor żył Hazal na czarny, próbując tym pokazać, że ma kontrolę nad ciałem Eyletmez i wykorzysta to w każdej chwili.
Nie miał kontroli nad ciałem Hazal. Wmawiała to sobie milion razy, więc to była, do cholery, prawda.
Zegarek w telefonie pokazał pierwszą nad ranem, kiedy Hazal dobiegło ciche chrapanie. Zmarszczyła wtedy brwi – to było niemożliwe, by Neon zasnęła przy czymś takim. Starała się ku temu przekonać, jednak plan legł w gruzach, kiedy po raz kolejny usłyszała senny dźwięk młodszej.
Westchnęła. Nie irytował jej ten dźwięk, z jakiegoś powodu – kiedy nocowała ze współpracownikami zawsze irytowała się ich chrapaniem, więc zdziwiła się, że akurat to jej nie ruszyło.
Hazal wstała z miejsca, rozprostowują kości. Plecy strzeliły jej w kilku miejscach, kiedy celowo przechyliła się nieco w tył i dopiero wtedy skierowała się z powrotem w stronę młodszej, chowając przedramiona w rękawach za dużej bluzy.
Cóż, Neon spała. Filmik o zmianie strun pewnie dawno temu minął, zostawiając nastolatkę z kryminalnym podcastem, na widok którego Hazal uniosła ku górze brew. Sama dziewczyna ręce oparte miała o krzesło, a na nich ułożyła głowę. Nie miała otwartych ust, to jej jednak nie przeszkadzało w chrapaniu. Siedziała również na podłodze, a to… cóż, nie była najwygodniejsza poza.
Gitara natomiast leżała nietknięta. Trzy struny, które jakimś cudem zniszczyła, w dalszym ciągu były pęknięte, wołając o naprawienie. Hazal westchnęła, przetarła twarz dłonią.
— Cholera, dlaczego akurat ja? — mruknęła, znowu wbijając spojrzenie w młodszą.
Spała tak spokojnie. Fade poczuła zazdrość, że ot tak może pójść spać, nie bojąc się, że koszmar będzie ją męczył za każdym razem, jak zamknięte oczy.
Okazja.
— Zamknij. Się.
Wdech, wydech. Musiała być opanowana.
— Neon, pobudka — powiedziała najłagodniej jak potrafiła, próbując się nie skrzywić na dźwięk własnego głosu. — No dalej, wstawaj.
Dotknęła jej ramienia z wahaniem, szturchając raz, drugi, trzeci. Młodsza nawet nie zareagowała, jedynie na moment przestała chrapać, wydając tylko bliżej niezidentyfikowany dźwięk.
— No nie dam ci tutaj tak spać — mruknęła, zakładając za ucho kosmyk włosów. — Już, wstawaj — rzuciła nieco głośniej, używając przy tym więcej siły w szturchaniu dziewiętnastolatki.
Znowu przestała chrapać, znowu coś mruknęła. Tym jednak razem obróciła głowę, czoło wbijając we własne przedramiona i zaraz po tym z trudem ją podniosła, próbując otworzyć zaspane oczy.
— Pięć minut — mruknęła, jednak jej głowa nie powróciła na swoje miejsce.
— Idź do siebie, Neon — powiedziała Fade, wstając z kucków i obchodząc młodszą dookoła. — Zajmę się gitarą, idź spać.
— Zostaw to — sapnęła Neon. — Dam sobie radę.
— Idź po prostu do siebie. — Hazal przewróciła oczami, podnosząc z podłogi instrument wraz z zapasowymi strunami.
Ciężko było stwierdzić, czy Neon się zgodziła, czy jednak nie – wstała i podniosła telefon, blokując jego ekran, ponadto ruszyła za Fade, więc chyba raczej planowała wyjść z pomieszczenia. Kiedy jednak Hazal dotarła do swojego i Omena kąta, rzuciła strunami na stolik kawowy i odwróciła się, by usiąść na fotelu, w drugim mościła się właśnie Neon, siadając po turecku i przecierając wciąż zaspane oczy.
— Jesteś wrzodem na dupie — mruknęła Hazal, marszcząc lekko brwi.
Neon wzruszyła ramionami na ten komentarz. Wcale nie zrobiło jej się przykro.
Fade przewróciła oczami, jednak usiadła w końcu na fotelu, sadzając gitarę na swoich udach. Włosy leciały jej na twarz i choć irytowały ją kosmyki, łaskoczące nos i policzki, nie miała zamiaru ich związywać. Nie, jeśli dzięki temu mogła zakryć twarz, kryjąc się przed Neon.
— Zawsze to robisz — mruknęła młodsza, kiedy Fade wyciągnęła część pierwszej struny. — Udajesz skrytą i tajemniczą, i chowasz się za włosami, i pewnie gdybyś mogła, powiedziałabyś coś w stylu „patrzcie na mnie, jestem smutną emo dziewczyną i wszystko trzymam dla siebie”.
Hazal zmarszczyła brwi.
— To obelga? — zapytała, zerkając krótko na Neon zza kotary włosów.
— Tak, to obelga.
— Cóż, nie poczułam się obrażona — mruknęła, wyciągając z plecionki drugą część struny. — Próbuj dalej.
— Dlaczego podpisałaś kontrakt?
Hazal westchnęła, odkładając rozczłonowany nylon na stolik obok niewielkiej paczuszki.
— Nie będziemy o tym rozmawiać — powiedziała, podnosząc całkowicie wzrok na młodszą. — Nie będziemy rozmawiać o moich powodach, nie będziemy rozmawiać o mnie i nie będziemy rozmawiać o mojej przeszłości.
Tym razem to ona zabrzmiała ostro. Tym razem to ona rzuciła wyzwanie spojrzeniem, czekają, aż Neon odwróci głowę.
Zrobiła to, w niedługim czasie. Zaplotła palce na klatce piersiowej i zwróciła spojrzenie ku sztucznemu ogniu. W jego świetle wyglądała na zdenerwowaną. I wcale nie wyglądała na zaspaną.
Fade w ciszy wyciągnęła zepsute struny, w ciszy naciągnęła nowe. Przejechała po nich palcami, krzywiąc się na nieczyste dźwięki i przez moment, bardzo krótki moment, dziwiąc się, że Neon próbowała nauczyć się grać na instrumencie, którego ani jedna struna nie brzmiała poprawnie. Ale nie powiedziała nic na ten temat.
Wstała i skierowała się z powrotem do kącika muzycznego.
— Hoy, dokąd idziesz? — usłyszała za sobą zaraz, kiedy minęła fotel młodszej. Czuła jej strach; nie był jednak aż tak wielki, toteż Koszmar nie zaczął na niego reagować tak, jak wcześniej.
— Nastroić gitarę.
Neon poszła za nią. Hazal przewróciła oczami po raz kolejny i zatrzymała się zaraz przed regałem, który był jednym z sześciu regałów oddzielających oba kąty.
— Może idź do Jett, co? W końcu to z nią trzymasz — rzuciła Fade, odwróciwszy się przodem do młodszej.
— Co to niby znaczy?
— Nie udawaj głupiej, na pewno wiesz, że ona… — zatrzymała się, zmarszczyła brwi.
Neon nie wiedziała. Jett nikomu nie powiedziała o tym, co ostatnio zaszło. Powinna to też zostawić w sekrecie? Neon była jej przyjaciółką. To oczywiste, że poszłaby się naskarżyć, gdyby Fade puściła parę z ust.
Cholera, cholera, cholera, cholera.
Wdech, wydech. Wdech, wydech.
— Przyjaźnię się z Jett, ale nie popieram wszystkiego, czego ona robi — oznajmiła z wahaniem Neon; nie wiedziała, co chciała powiedzieć. — Mam własny rozum.
Wdech, wydech. Wdech, wydech.
— To go użyj teraz i idź do siebie. Nie musisz mnie śledzić, nie jestem zagrożeniem.
Wdech, wydech. Wdech, wydech.
Neon nie szła za nią, kiedy kierowała się w stronę fortepianu. Wyszła podczas strojenia, głośno trzaskając drzwiami.
Jesteś zagrożeniem. Dla nich wszystkich.
Hazal nie chciała tego słuchać.
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
2860 słów 🫡
dzisiaj krótszy, ale słuchajcie, jak wrzucę następny 👀👀👀
anyway, kochajmy ich dramę, tak szybko dorasta i wcale nie będą wyzywać się od idiotek i innych kochliwych słów
także tak, pozdrawiam i życzę miłego dnia/nocy 😌💕
•
•
•
•
•
koszyk na opinie: \______/
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro