Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział LIX

W głowie Amira pójście do pokoju Hazal i znalezienie jej tam było opcją, która mogła zakończyć się tylko niepowodzeniem. A mimo to i tak skierował tam swoje kroki jako pierwsze, gdy własne kamery umieszczone w każdym zakamarku zawiodły go już któryś raz w jej kwestii.

        To nie było tak, że były zepsute. Działały bez najmniejszego zarzutu. Nagrywały wszystko i wszystkich w miejscach publicznych i tych nie naruszających prywatności, łapiąc wszystkich agentów, którzy korzystali z korytarzy, kuchni, siłowni, strzelnicy i każdego innego pomieszczenia, w którym kamera mogła zostać umieszczona. A jednak, mimo przejrzenia każdej z nich, mimo cofnięcia się na nagraniach dwie godziny wstecz, Cypher nie był w stanie znaleźć nigdzie Fade. Jakby specjalnie chowała się w ślepych punktach, nie pozwalając na znalezienie siebie. Z jakiegoś powodu.

        Oh, Amir bał się tego powodu. Miał ku temu prawo. Wcześniej, w klinice, nie chciał dopuścić do siebie tej myśli, ale z każdym stawianym krokiem, gula w gardle robiła się coraz większa.

        Więc, pierwszym miejscem, jakie poszedł przeszukać, była sypialnia Fade. Wmówił sobie, że to był jeden z tych nagłych wypadków, przez które musiał użyć klucza łamiącego szyfr, by z nieco mniejszym poczuciem winy otworzyć drzwi sypialni i wejść do środka. Ale Hazal nie było w środku, tak samo nie było jej w łazience, bo jej drzwi były otwarte, a w pomieszczeniu panowała martwa cisza. Pokój niczym nie wyróżniał się od tych, które w dalszym ciągu stały puste, oczekując nowych agentów.

        Potem zajrzał do biblioteki. Oprócz zadbanych półek z książkami, nietkniętych przez nikogo od dawna instrumentów, pustej szachownicy i tak samo pustych foteli, nie było w niej nic, na co Amir mógł zwrócić uwagę. Więc wyszedł niedługo po wejściu do środka, przyspieszając krok jeszcze bardziej, niż kiedy szedł w stronę biblioteki.

         Przeszedł przez wszystkie pomieszczenia, w których Hazal mogła się zatrzymać, tych mniej i bardziej oczywistych, i nie znalazł jej w żadnym z nich. Wyszedł nawet na cholerny dach, na którym była przecież tylko raz, więc wątpił, że zapamiętała drogę na tyle, by wyjść tutaj sama. A nawet jeśli, zobaczyłby ją od razu, tak samo, jak w każdym innym miejscu.

        Olśniło go dopiero, gdy schodził po schodach, z irytacji zaciskając palce na tablecie. Resztę stopni pokonał w biegu, tak samo kilkadziesiąt metrów, gdy korytarzami kierował się w stronę wyjścia na zewnątrz i zatrzymał się dopiero, gdy stanął tuż przed drzwiami, normując oddech.

         Siedziała na trawie, pochylona do przodu, wspierając się na własnych kolanach. Kamera, przytwierdzona do ściany, znajdowała się nad nią, ale nie łapała jej w swoim zasięgu. Cypherowi przeszło przez myśl, że powinien popracować nad nimi, likwidując ślepe punkty, bo coś takiego nie mogło się drugi raz powtórzyć.

        Ale nikt wcześniej nie uciekał ze szpitala, a też mieli ku temu swoje powody. Każdy z nich miał swoje problemy i demony, z którymi nie potrafili się przez długi czas zmierzyć, ale Hazal… Hazal nadal to robiła. I Amir ze strachem był w stanie stwierdzić, że przegrywała, kuląc się coraz bardziej.

        Pchnął cicho drzwi, odkładając przy tym tablet na wewnętrzny parapet, by w razie potrzeby mieć obie ręce wolne. Sweter, który dzisiaj postanowił włożyć, zaczął rozpinać zaraz, gdy przeszedł przez próg, mając zamiar narzucić go na ramiona Hazal. Najpierw jednak musiał się odezwać, a Amir… po raz pierwszy nie miał pojęcia, co w ogóle mógł powiedzieć.

        Nie zatrzymał się jednak w swoich krokach, podchodząc do Hazal po łuku, by mogła go dojrzeć i obserwować w każdej chwili jego zbliżania się. Nie starał się być cicho, aczkolwiek niezbyt wychodziło mu bycie głośnym, gdy znajdowali się w przestrzeni, która tej głośności nie zapewniała. A Hazal celowo nie podnosiła głowy, by na niego spojrzeć.

        Albo nie chciała tego zrobić.

    — Fade? — powiedział w końcu, kucając dość blisko niej i zsuwając z ramion sweter.

        Jej palec drgnął, słysząc własną ksywkę. Ale to było wszystko – ciało niezmiennie pozostawało zatrzymane w czasie, przypominając pomnik wykuty w marmurze. Zimny, cichy. Zrozpaczony.

    — Nie powinnaś siedzieć na zimnie — zaczął łagodnie, wzrokiem skanując Hazal i jej całe otoczenie, by móc określić czy była w niebezpieczeństwie.

        Nie było wokół jej nic, czym mogłaby odebrać sobie przytomność, toteż Amir z wahaniem przysunął się bliżej niej, gniotąc kolanami trawę. Sweter znalazł się na jej plecach, mimo to Hazal w dalszym ciągu nawet nie drgnęła. To zmusiło Cyphera to odsunięcia jej włosów i przystawienia palców do szyi kobiety w poszukiwaniu żyły.

        Serce pompowało krew równomiernie, bez opóźnień czy słabszych momentów.

    — Żyję — wychrypiała wtedy, strasząc tym samym Cyphera. Zląkł się, ale nie wykonał żadnych gwałtownych ruchów.

    — Dzięki Bogu.

        Myślał, że to był moment, w którym Hazal podniosłaby głowę, wbijając w niego spojrzenie, ale kobieta w dalszym ciągu nie ruszyła się nijak z miejsca, uparcie obserwując ziemię między bosymi stopami. Nie miał pojęcia, co spacerowało czy raczej gnało w jej głowie, o czym myślała, ale zdawał sobie sprawę, że nie mogły to być żadne przyjemne myśli.

        Hazal chyba była wdzięczna, że mężczyzna ją znalazł.

    — Co się stało? — zapytał cicho, na klęczkach podchodząc do boku młodszej, by móc obok niej usiąść.

    — Ciszej.

        Westchnęła, zaciskając znowu powieki. Jego głos wbijał się w jej umysł niczym szpilki i Hazal nie miała pojęcia czy będzie w stanie to znieść na dłuższą metę. Wszystko grało przeciwko niej, a to… to nie była żadna nowość.

        Nie wiedziała czy mówić o wszystkim Cypherowi. Zapytał, więc pewnie zainteresował go jej stan zdrowia, aczkolwiek to równie dobrze mogło być pytanie grzecznościowe, na które nie powinno się odpowiadać. Z drugiej strony… Z drugiej strony przyszedł tu do niej. Szukał jej i ją znalazł, więc…

        Zmarszczyła brwi, zaraz po tym z grymasem malującym się na twarzy rozluźniła mięśnie, dzięki którym była w stanie to zrobić. Miała wrażenie, że również to nasilało ból migrenowy, a na tamten moment nawet nie potrafiła z nim walczyć.

    — Dlaczego tu jesteś? — zapytała cicho, nie próbując spojrzeć na mężczyznę.

        Poruszył się obok niej, a potem westchnął. Długo się nie odzywał. Albo to Hazal miała takie wrażenie, nie potrafiąc połapać się w czasie, odkąd opuściła szpitalną salę.

        I Neon, przy okazji.

    — Chciałem sprawdzić jak się masz — odpowiedział podobnym tonem. — Ale ciebie nie było w sali.

        Kącik jej ust drgnął, chociaż sama nie wiedziała, czy w ogóle chciała się uśmiechnąć.

    — Nie możesz tak znikać. I chodzić w ślepych punktach kamer, bo potem naprawdę ciężko jest mi ciebie znaleźć.

        Szturchnął ją delikatnie łokciem i wtedy w jego głosie odnalazła nutkę rozbawienia, jakby ta cała sytuacja była tylko… niewinnym żartem. Może gdyby Hazal nie cierpiała tak bardzo, dałaby się w to wciągnąć.

    — Niczego nie obiecuję — mruknęła, ruszając się po raz pierwszy od dłuższego czasu tylko po to, by wytrzeć policzki z łez.

    — Chcesz wrócić do sali? — zapytał Amir, pochylając się nieco, mając nadzieję, że dzięki temu znajdzie się w polu widzenia kobiety.

        Ale jej oczy nadal były uparcie zamknięte, nie pozwalając, by więcej światła drażniło jej zmysły.

    — Nie wiem — odpowiedziała Hazal, Z powrotem opierając głowę o dłonie. — To bez znaczenia.

    — Co jest bez znaczenia?

    — Czy tam wrócę. Nie wiem czy chcę.

    — Tu niezbyt chodzi o to czy chcesz, a bardziej, czy powinnaś. Moim zdaniem powinnaś. Cierpisz.

    — Oni wiedzą, Cypher. Wszyscy już wiedzą.

        Podciągnęła nogi nieco bardziej pod siebie, na tyle, na ile pozwalała jej obecna pozycja i wypuściła drżąco powietrze przez usta.

    — To prawda — przyznał i zaraz po tym odetchnął. — Chyba wszyscy już wiedzą.

        Wysiliła się na ciche parsknięcie pustym śmiechem, od którego ból zaatakował jej głowę bardziej, niż przed paroma sekundami. Nie rozumiała, co chciał tym przekazać. Po co to potwierdzał? Przecież wiedziała, że tak właśnie było, do cholery. Sage o tym wiedziała, Cypher o tym wiedział, Killjoy, Deadlock, Sova… Neon również.

    — Gdybym poleciała sama, nie doszłoby do tego — stwierdziła Hazal, opuszczając jedną dłoń, by poczuć trawę pod palcami. — Neon nie leżałaby w szpitalu, a wy nadal… nie wiedzielibyście o niczym.

        Poczuła dłoń Amira między łopatkami. Chciał chyba zacząć ją głaskać, co zresztą zrobił, ale to bardziej przypominało… próbę kołysania jej na boki, niżeli faktyczne głaskanie. Ale Hazal niezbyt to przeszkadzało, chyba tak samo, jak nie przeszkadzało to jemu, bo nie przestał po paru sekundach.

    — Narzuciłaś na siebie tak wiele, Hazal — wyszeptał Amir. Wzdrygnęła się, słysząc swoje własne imię wypowiedziane z jego ust, ale nie zrobiła nic więcej. — Nie dajesz rady tego utrzymać. Łamiesz się pod ciężarem własnych sekretów. Pozwól nam tkwić w tym razem.

        Hazal zacisnęła oczy jeszcze mocniej, niż dotychczas, bojąc się, że spomiędzy powiek ucieknie kolejna niechciana łza, której bardzo chciała uniknąć. Jak mogła na to pozwolić? Jak mogła dobrowolnie przystać na ofertę, przed którą wzbraniała się całe życie? Zawsze przecież była tylko ona sama, Anthony nie pozwalał z nikim rozmawiać o prywatnych rzeczach, a Çınar… on przecież był za mały, by to wszystko zrozumieć. By wiedzieć, przez co przechodziła jego matka. Nie potrafiła… zrzucić ot tak na czyjeś barki swoich sekretów i problemów, nie była… typem osoby, która by to robiła. To wszystko oznaczało kłopoty, zaufanie było kłopotem, ludzie byli kłopotami, z którymi Hazal radziła sobie zazwyczaj tylko w jeden sposób – najgorszy.

        Więc jak miała nagle, z dnia na dzień, przejść z agentami na bardziej przyjacielskie stosunki, wtedy, gdy prawda wyszła na jaw? Nienawidzili jej. Nienawidzili tego, co im zrobiła, nie miała pojęcia, czy w ogóle zostało jej to wybaczone, skoro tak naprawdę była ignorowana przez większość czasu. Im miała zaufać?

        Zresztą, na to i tak było już za późno. Wszyscy już wiedzieli. Hazal nie miała nad tym kontroli.

        Pokręciła przecząco głową, samej do końca nie wiedząc czy była to odpowiedź na słowa Amira, czy na jej własne myśli, które z sekundy na sekundę stawały się coraz bardziej złośliwe, głośne i natarczywe. Chciała się już ich pozbyć, być daleko, daleko stąd, ale… nie miała jak tego osiągnąć. Nie miała jak.

    — Powinnam wrócić do Neon — sapnęła i po długiej walce z otworzeniem oczu i próby przyzwyczajenia się do światła, opuściła dłonie na ziemię.

        Przez chwilę nie chciała myśleć o agentach, o tym, jak bardzo mogli to wszystko wykorzystać. Przez chwilę… chciała tkwić w głupim wyobrażeniu, że coś takiego nie miało miejsca, doskonale wiedząc, że przecież to się wydarzyło. Użyła Neon jako wymówki, być może, ale z drugiej strony, ona też nie zasługiwała na to, by kolejny raz obudzić się bez Hazal w pomieszczeniu, kiedy jedyne, co chciała zrobić, to jej pomóc.

        Właśnie. Pomóc. Chyba dopiero teraz to do niej dotarło, przy marnej próbie podniesienia się z chłodnej ziemi.

        Cypher również wstał. O wiele szybciej niż ona sama. Nie pytał czy jej pomóc, nawet tego nie zaproponował, pomagając po prostu dźwignąć się jej na nogi i zaraz po tym poprawił sweter na jej ramionach.

    — Dasz radę iść? — zapytał cicho, starając się nawiązać z młodszą kontakt wzrokowy.

        Kiwnęła niemrawo głową, ale nawet jeśli jej chęci co do ruszenia z miejsca były wielkie, niewiele się przydały. Osłabione ciało chwiało się z każdym krokiem, więc również i tym razem Cypher wkroczył do akcji, przekładając ramię Fade przez własną szyję i pomagając dojść do budynku.

    — Dlaczego to robisz? — zapytała, gdy wolnym krokiem podeszli do drzwi. — Dlaczego mi pomagasz?

        Cypher otworzył je, a Hazal je przytrzymała, dzięki temu nie uderzyły ani jej, ani jego, gdy przechodzili przez próg. Jej wychłodzone stopy i tak rozpoznały zmianę temperatury, gdy dotknęły chłodnej podłogi wewnątrz bazy.

    — Jesteśmy przyjaciółmi — odpowiedział tylko Cypher, podprowadzając Hazal do schodów tak, by mogła w razie czego złapać się poręczy. — Martwię się o ciebie.

        Hazal chciała; ale nie była w stanie w to uwierzyć.

        Niewiele pamiętała z drogi powrotnej do kliniki, ale szczerze mówiąc; nie była tym faktem zdziwiona. Cypher zajął się całym aspektem zapamiętania przebiegu drogi i prowadzeniem jej do miejsca, w którym powinna się teraz znajdować. Wchodząc do kliniki wzrokiem odnalazła Sage tylko na moment, samej do końca nie wiedząc, po co w ogóle to zrobiła. Chciała samej sobie dopiec? Zobaczyć w oczach uzdrowicielki rozczarowanie? Obrzydzenie? Irytację?

        Nie zobaczyła nic z tych rzeczy. Sage uśmiechnęła się lekko na ich widok, rezygnując z siedzenia na kozetce obok Reyny, i natychmiast skierowała się w ich stronę.

    — Cieszę się, że jednak wróciłaś — powiedziała, ściskając lekko bark Hazal, zaraz po tym wskazując korytarz prowadzący do sal. — Neon się już obudziła.

    — Wyszła stąd? — zapytał Amir, kradnąc tym samym pytanie Fade.

        Nie była o to zła. To nawet lepiej, że to on o to zapytał.

    — Jeszcze nie. Chciała poczekać na Fade.

        Hazal spuściła wzrok na podłogę. Nie wiedziała czy czuła się przez to głupio, czy jednak nie. A jeśli nie, to co to było w ogóle za uczucie, które zrodziło się w jej klatce piersiowej?

        Amir pomógł jej przejść z powrotem pod salę, z której jakiś czas temu Hazal uciekła o własnych siłach i zatrzymał się przed drzwiami. Nie otworzył ich i nie pozwolił zrobić tego również i Fade, odsuwając się razem z nią bardziej na środek korytarza.

        Jej serce zabiło szybciej. Ze stresu, strachu, sama, do cholery, do końca nie wiedziała, jaki był powód. Tak po prostu było, co, mimo paskudnej migreny, chciało zmusić Hazal do zebrania ostatnich sił w razie, gdyby miała w tym momencie odeprzeć atak Cyphera.

        Stop. Nie. Amir taki nie był. Nie był, nie był, nie był.

        Przełożył jej rękę przez szyję i stanął przed nią, kładąc lekko ramiona na jej barkach. Spojrzała mu wtedy w twarz, dopiero teraz orientując się, iż po raz pierwszy widziała mężczyznę w zwykłym t-shircie. Jego skóra, kiedyś ciemna, teraz miała jasne plamy przez vitiligo, nadając jego ciału ciekawy wygląd. To jednak nie było na tyle interesujące, by zwróciło na siebie uwagę Hazal; zamiast tego ciężko wbiła spojrzenie w maskę Amira, walcząc z chęcią zamknięcia oczu, by uniknąć ostrego światła korytarza.

    — Mam tam wejść z tobą? — zapytał, przekrzywiając lekko głowę w bok.

        Hazal odetchnęła głęboko. Nie pomyliła się. Amir nie był dla niej zagrożeniem.

        Pokręciła przecząco głową. Tylko na tyle była w stanie się zdobyć po tym, jak strach nieprzyjemnie zacisnął się na jej gardle, chcąc odebrać możliwość normalnego oddechu. Cypher powiedział ciche „w porządku” i ostrożnie puścił Hazal, pozwalając jej stanąć całkowicie o własnych siłach, a następnie obserwował, jak oddaje mu sweter, podchodzi do drzwi i sama je otwiera.

        W sali było jasno – Neon musiała podnieść rolety w oczekiwaniu na Hazal, a teraz siedziała w fotelu, otulając ciasno własne nogi. Słysząc dźwięk otwieranych drzwi przeniosła spojrzenie z pustego łóżka na kobietę i… Eyletmez nie była w stanie stwierdzić czy to była prawda, czy jednak produkcja jej zmęczonego bólem umysłu, ale wyraz twarzy Tali na moment złagodniał. Hazal zacisnęła palce mocniej na klamce, zastanawiając się czy wejście do środka to na pewno dobry pomysł, ale z drugiej strony…

        Westchnęła, przechodząc przez próg i cicho zamknęła za sobą drzwi, nie do końca wiedząc, w jakim w ogóle zrobiła to celu. Zaraz do pomieszczenia i tak powinna przyjść Sage, chyba mówiła coś na ten temat, ale Hazal jakoś… nie potrafiła sobie tego przypomnieć.

    — Hej — powiedziała cicho Tala, obserwując.

        Hazal odpowiedziała tym samym, zaskakująco szybko, jak na samą siebie. Ruszyła z miejsca, stawiając kroki wolno i ostrożnie, aż okrążyła łóżko i usiadła naprzeciw młodszej, na materacu. Odchrząknęła, a potem przesunęła się nieco w tył, by móc przycisnąć do siebie nogi.

    — Przepraszam — powiedziała cicho, spoglądając na Dimaapi.

    — Myślałam, że nie wrócisz — mruknęła cicho Tala, miętoląc materiał rękawa własnej koszulki. — Ale Sage powiedziała, że tutaj z powrotem przyjdziesz, więc…

        Wzruszyła ramionami, w taki sposób kończąc swoją wypowiedź. Hazal kiwnęła powoli głową, przyjmując to do wiadomości. Nie sądziła, że Tala tu będzie. Myślała, że wróci z powrotem do siebie i tak się to skończy. Nie miała obowiązku tutaj zostawać.

        A jednak czekała, nie mając pewności czy Hazal wróci.

    — Ja… — zawiesiła się na moment, przez nagłe uderzenie bólu, nasilone z bliżej nieokreślonego powodu — naprawdę doceniam, że zostałaś.

        Tala przekrzywiła lekko głowę w bok, mierząc Hazal wzrokiem. Potem spojrzała na kroplówkę, wzrokiem sunąc po wężyku zakończonym wenflonem, którego Hazal pozbyła się przed swoją ucieczką, i znowu przeniosła na nią wzrok.

    — Wszystko w porządku? — zapytała, ale sądząc po jej minie to pytanie zostało zadane tylko jako potrzeba usłyszenia potwierdzenia.

        Hazal mogła skłamać. Powiedzieć „tak” i grać głupią, udając, że faktycznie wszystko było w porządku. Ale nie było i Neon doskonale o tym wiedziała. Była przecież wczoraj razem z nią w pomieszczeniu i doskonale wiedziała, jak Fade czuła się po całej misji.

        Więc westchnęła, co pozwoliło jej przypomnieć sobie o nadal bolących żebrach.

    — Mam migrenę — mruknęła, opierając brodę o kolano. — A całą resztę… chyba znasz.

        Tala wyszeptała krótkie „czaję”, przyglądając się Hazal. Chciała chyba powiedzieć coś więcej – może wygarnąć, że to było nie fair w stosunku do niej, że Eyletmez tak beztrosko wychodziła z pomieszczenia już kolejny raz, zostawiając ją zupełnie samą, by wytłumaczyła się nagłemu gościowi, dlaczego w pomieszczeniu chwilowo przypisanym do Hazal leżała Tala, a nie Wieszczka Snów. Miała w końcu do tego pełne prawo. Ale żadne słowo nie padło z jej ust, jedynie ciche westchnienie, kiedy opuszczała nogi z fotela na podłogę.

        Hazal w zasadzie była przygotowana na to, że Tala będzie chciała stąd wyjść. To była klinika, nie miejsce rekreacyjne, w którym mogłaby spędzić wolny czas. Dlatego nie chcąc oglądać jak Neon wychodzi, zamknęła oczy, przyciskając dwa palce do skroni w nadziei, że pomoże jej to jakoś zminimalizować ból.

    — Powinnaś się położyć. — Cichy głos Tali dobiegł do niej z nieco zwiększonego dystansu, a zaraz po tym, w pomieszczeniu na powrót zaczęło robić się ciemniej.

        Tala znowu zasuwała rolety.

    — Nie musisz tutaj być — powiedziała cicho, z powrotem uchylając powieki. — Nie musisz tego robić.

    — Tak, ale… chcę — mruknęła Neon, sięgając do drugiego sznurka.

        W pomieszczeniu z powrotem zrobiło się ciemno; mimo to Fade widziała, jak Tala powoli zbliża się w jej stronę, jak pozorne pewne siebie kroki są tak naprawdę nerwowe i pod jakimś względem nieśmiałe.

        Przejechała dłonią po własnym czole, mając wrażenie, że zaczęła gorączkować, ale wcale nie było rozgrzane. Więc… wyobrażała to sobie? Że Neon zachowywała się w taki, a nie inny sposób?

        W końcu dystans między nimi zmniejszył się całkowicie. Tala patrzyła na nią z góry, a Hazal to o dziwo nie przeszkadzało, nawet jeśli odchylenie głowy do tyłu rozbudziło nieco inny rodzaj bólu, niż trwał dotychczas. Dłonie Tali zwieszone były luźno wzdłuż jej boków i przez długi, długi czas faktycznie pozostawały w ten sposób. Palce drgały, jakby pobudzane były do jakiejś rzeczy tylko po to, by ostatecznie ten ruch został zabroniony.

        Ale trwało to tylko chwilę. Tala w końcu pozwoliła sobie na podniesienie dłoni, na co otępiały przez ból umysł Hazal zwrócił uwagę, gdy ramię młodszej nieco się cofnęło, a dłoń znalazła się przed nią. Palce najpierw odgarnęły kosmyk włosów z policzka Hazal, delikatnie po nim przejeżdżając, by założyć pukiel za ucho. Opuszki tak lekko sunęły po jej policzku, tak… ostrożnie, jakby Hazal nie była wcale człowiekiem, a najsłynniejszym dziełem sztuki, które Tala przyszła podziwiać w muzeum. Fade odetchnęła, przetrzymując kontakt wzrokowy z młodszą, praktycznie zmuszając się do tego, by przypadkiem nie przechylić głowy w stronę ręki Neon.

        Nie wiedziała, dlaczego nie chciała tego zrobić. Ale wiedziała, że gdyby to zrobiła, gdyby dłoń Tali zmieniła nieco pozycję, nie chciałaby się odsunąć.

        Tym razem… tym razem nie stresowała się tak, jak wtedy, na jej łóżku, w jej pokoju. Chyba. Może cierpienie nie pozwalało jej wytrwać w tej jednej chwili, skupić się tylko na tym, nie miała pojęcia. Miała wrażenie, że dryfuje na środku oceanu, a decyzje odnośnie jej życia podejmowała Tala. Pozostawała na jej łasce i… nie wiedziała, jak z tym się czuć.

        Powinna się odsunąć, ale nie była w stanie zmusić się choćby do drgnięcia. Powinna powiedzieć „zostaw mnie”, ale podświadomie czuła, że cholernie by tego żałowała. Chciała zrozumieć własne intencje i pragnienia, ale wszystko to było tylko bezkształtną masą pośrodku niczego, czymś, czego nie potrafiła wymodelować. Przyglądała się Neon z dołu spod przymkniętych powiek i… chyba po raz pierwszy nie zastanawiała się, czego mogła od niej chcieć.

         Widziała, jak Tala koniuszkiem języka oblizuje wargi, jak wdycha głęboko powietrze i zaraz je wydycha, nieco nieudolnie próbując ukryć drżenie w całej tej czynności. Palce zsunęły się z policzka, nie zahaczając o żadną inną część ciała, i przez moment Hazal myślała, że to wszystko. Że teraz Neon się odsunie i usiądzie w fotelu lub wyjdzie, dając Fade złudne uczucie bycia samej. Tala jednak kliknęła cicho językiem, przenosząc dłoń na wewnętrzną część kolana i zaczynając na nie lekko napierać.

        Eyletmez przestała otulać nogi ramionami. Na niemą prośbę Tali opuściła je całkowicie na podłogę, lekko je przy tym rozszerzając, zgadując, że właśnie tego sprinterka chciała. Nawet w ciemnościach widziała jej lekki uśmiech, kiedy zbliżyła się o krok, stając idealnie między nogami Hazal. Jej kolejny wydech owiał lekko twarz Fade.

        W pomieszczeniu na krótką chwilę zrobiło się jaśniej, niż przed paroma chwilami. Neon cofnęła się z powrotem o parę kroków, wpadając tym samym na fotel, ale na szczęście nie straciła równowagi. Wyglądała chyba na… zawiedzioną i zirytowaną jednocześnie, co Hazal nie do końca mogła powiedzieć o samej sobie. Opierając się o materac, spojrzała w tył, wbijając natychmiast spojrzenie w Sage.

    — Doszła do mnie informacja, że masz migrenę — powiedziała cicho, wchodząc do środka bez zamykania drzwi, by zostawić sobie jedyne źródło światła.

       Hazal kiwnęła jedynie głową, obserwując Sage przechodzącą na stronę łóżka, przy której przed chwilą stała Tala. Zaczęła zmieniać kroplówkę na stojaku, zapewne z innymi lekami, a potem, jak krząta się po pomieszczeniu, szukając odpowiednich przedmiotów medycznych i zakładając na dłonie jednorazowe rękawiczki.

    — Neon, zaświeć proszę na moment światło — poprosiła Ling, gdy postawiła na stoliku nocnym tacę.

         Tala ruszyła z miejsca. Fade odetchnęła, mrużąc oczy zaraz, gdy w pomieszczeniu zrobiło się jasno. Sage całą procedurę aplikowania wenflonu wykonała zaskakująco szybko, toteż już po chwili wyrzucała wszystkie papiery i odpady do odpowiednich koszy na śmieci. Tala wróciła na swoje poprzednie miejsce.

    — Jak się czujesz? — zapytała Sage, przekrzywiając lekko głowę w bok.

         Pytanie skierowała do Hazal, co dotarło do niej dopiero po chwili. Uniosła na kobietę spojrzenie, analizując jej słowa i wyszukując w nich sens, który zagnieździł się w jej czaszce chwilę później.

    — W porządku — odpowiedziała, samej do końca nie wiedząc czy skłamała, czy jednak nie.

    — Mogę cię jeszcze szybko zbadać?

        Tym razem Hazal ponownie kiwnęła głową, czując, że w tym momencie było jej wszystko jedno.

        Położyła się na łóżku, pozwalając Ling podwinąć swoją koszulkę, i nie spuszczała jej dłoni z oczu. Sylwetka uzdrowicielki zagradzała Tali cały widok, i chyba dlatego niespokojnie wierciła się na fotelu, reagując na każde syknięcie Hazal, gdy Sage ostukiwała palcami jej brzuch, a potem, jak wykonuje USG niewielką, przenośną maszyną.

        Hazal zaciskała przez cały ten czas palce na prześcieradle. Sama nie wiedziała czy to spowodowane było bólem, czy jednak czymś innym, bo przez cały ten czas starała nie skupiać się na chłodnym żelu rozsmarowywanym na jej brzuchu. To badanie miało na celu coś zupełnie innego, niż umysł Hazal chciał podsunąć, i choć zdawała sobie z tego sprawę, w myślach błagała, by Sage w końcu skończyła.

    — Okej, tutaj wszystko jest w porządku — powiedziała w końcu, odsuwając głowicę od brzucha Hazal. — Pomóc ci…

    — Dam radę — mruknęła tylko Fade, przejmując od uzdrowicielki papierowe ręczniki.

         Sage poczekała, aż wytrze się z żelu, a potem odebrała od niej zużyte ręczniki. Hazal opuściła koszulkę i poprawiła spodnie, i dopiero po tym Sage odsunęła się od łóżka, by podejść do kosza na śmieci.

    — Nie siedź z nią długo, Neon. Musi odpocząć.

    — Dobrze.

        Obie obserwowały, jak kobieta przeciera głowicę z żelu, by potem odstawić sprzęt na odpowiednie miejsce, i dopiero wtedy pozbyła się rękawiczek. Wychodząc podniosła z komody tablet i cicho żegnając się, wyszła z pomieszczenia, gasząc światło i zamykając za sobą drzwi.

        Znowu zostały same.

        Hazal odwróciła w stronę Tali głowę, zaraz po tym przekręcając się na bok tak, by swobodnie móc ją obserwować. Młodsza wypuściła spomiędzy zębów dolną wargę i wstała z fotelu tylko po to, by z powrotem znaleźć się na łóżku za Hazal. Tak samo jak w nocy chwilę się gramoliła, dociskając się całym ciałem do Hazal, ale tym razem dłoń nie zawędrowała dalej, niż na biodro starszej.

    — Mogę? — zapytała Tala szeptem tak cichym, że przez moment Hazal nie potrafiła znaleźć go wśród fal bólu.

        Nie odpowiedziała. Wstrzymując oddech, ostrożnie odnalazła dłoń młodszej, łącząc z nią palce i przesuwając tak, jak znajdowała się zaledwie godzinę lub dwie temu.

        Kiedy wypuściła powietrze, poczuła, że to samo zrobiła Tala. Jej kciuk zaczął powoli poruszać się w górę i w dół, a ciepły oddech owiał nieco wychłodzone ramię.

    — Powiesz, jeśli będziesz czegoś potrzebowała?

        Hazal zawahała się.

    — Postaram się.

━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━

3980 słów 😎

SIEMANO

hazal i tala zachowują się turbo gejowo part: cholera wie który, bo one ciągle zachowują się gejowo i tylko sobie wmawiają, że wcale tak nie jest lol cokolwiek robią jest to bardziej gejowe niż całowanie się honestly im not even joking rn

ale w sumie to czego można się po nich spodziewać, prawda? dobrze, że hazal jej z pokoju nie wybombiła, god bless her 🙏🏻🙏🏻🙏🏻

CZY JESTEŚMY GOTOWI NA JUTRZEJSZE TRZY ODCINKI ARCANE??? MAM NADZIEJĘ, ŻE TAK

that's it, that's all i have to say. życzę miłego dnia/nocy!!







koszyk na opinie: \_____/

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro