Rozdział LIII
Tala akurat weszła do swojego pokoju, gdy znajomy dźwięk powiadomienia rozbrzmiał z telefonu.
Wiedziała, co to znaczy, mimo to i tak sprawdziła, czy chodziło właśnie o wezwanie na misję. Cypher, bo to on przydzielił tym razem agentów, biorąc za wyjazd dowództwo, wysłał wiele dokumentów, których Tala wiedziała, że nie przeczyta od deski do deski.
Zdziwił ją fakt, iż na rozpoznanie terenu mieli tylko jeden dzień, ale nie zamierzała tego kwestionować. Może teren był mały. Albo lecieli w większą ilość osób.
Szybko przebrała się w strój, w którym zawsze leciała na misję i po spakowaniu najważniejszych rzeczy do niewielkiego plecaka, zaczęła przeglądać dokumenty. Robiła to również przez całą drogę do hangaru, starając się zapamiętać plan budynku, który niestety nie wyglądał na mały. Chciała myśleć, że większość z tych pomieszczeń nie może być obejrzana, ale jakaś jej część zdawała sobie sprawę z tego, że nie zostaliby wysłani do ruin.
Westchnęła ciężko. Nie miała szans w starciu z zapamiętaniem tego, nieważne, jak bardzo by chciała to zrobić.
Poprawiając pasek plecaka weszła do hangaru.
Zdziwiła się, widząc Hazal. A potem zestresowała, łapiąc za pasek jeszcze mocniej, jakby to miało dać jej poczucie jakiejkolwiek stabilności w całym znaczeniu tego słowa. Nie sądziła, że spotka tutaj Turkijkę i jednocześnie poczuła się głupio, że miała nadzieję, że nie będzie jej w tym miejscu. Cypher organizował wylot, a skoro był w bliskich kontaktach z kobietą, ona również musiała znaleźć się na pokładzie. I, oczywiście, była świetna w zbieraniu informacji. Dlaczego miałaby więc nie lecieć?
Z wahaniem ruszyła z miejsca. Stawiała kroki najciszej, jak się da, by Wieszczka Snów przypadkiem nie zwróciła na nią uwagi. Kucała przy jednej ze skrzyni, wpatrując się w ekran laptopa, a Tala… Tala czuła wstyd, wpatrując się w nią z taką zawziętością.
Nie wiedziała, co chciała zrobić. Zapamiętać jej posturę? Zapamiętać jak wyglądała w tamtej chwili? Jak zwinnie palce skakały po klawiaturze?
Boże, czuła się tak, jakby miała niezdrową obsesję.
Stanęła w końcu za filarem, chowając się przed wzrokiem Hazal i odetchnęła ciężko. Nie mogła się zachowywać tak do końca ich dni. Musiała się wziąć w garść tak, jak powiedziała jej Killjoy. Powinna podejść i zacząć rozmawiać, bo Fade była jedyną osobą, która nie podeszłaby z własnej, nieprzymuszonej woli i nie zaczęłaby jakiegokolwiek tematu na rozpoczęcie rozmowy. Ale jak Tala miała to zrobić?
Uderzyła pięścią o filar. A potem wyszła zza niego, kierując się w stronę Hazal.
Słyszała, jak cicho klika językiem, pewnie niezadowolona z tego, co wyskoczyło jej na ekranie. A może nic nie wyskoczyło? Może program po prostu był niesamowicie powolny, dlatego ją irytował?
Zmieniła nieco kąt własnego podejścia, nie chcąc nagle przestraszyć Fade, wyłaniając się zza jej pleców. Specjalnie strzelała palcami, by dać o sobie znać, by kobieta zwróciła spojrzenie w jej stronę chociaż na chwilę, ale inicjatorka nie miała w planach spoglądania gdziekolwiek indziej. Tala nie była w stanie powiedzieć czy napawało ją to irytacją, czy jednak nie. Przed chwilą przecież nie chciała, by Hazal zwracała ku niej wzrok.
— Cześć — powiedziała łagodnie, stając w końcu obok Fade.
Dłoń agentki drgnęła. Następnie zbliżyła się do twarzy Hazal, poprawiając okulary i znów wróciła na klawiaturę laptopa.
— Hej.
Jej głos był mocno zachrypnięty, o czym musiała zdać sobie sprawę dopiero po otworzeniu ust, bo zaraz po odezwaniu się odchrząknęła dość głośno, odruchowo dotykając własnego gardła. Tala w tym czasie zerknęła krótko na ekran laptopa.
— Co to jest? — zapytała, kucając obok niej.
Nie dotknęła jej, chociaż bardzo chciała to zrobić. Nie wiedziała, dlaczego.
Hazal natomiast zminimalizowała wszystkie programy kombinacją dwóch przycisków i odwróciła głowę w kierunku Tali. Dopiero wtedy była w stanie dojrzeć, jak… źle wyglądała. Znowu niewyspana, znowu męczona czymś, czym nie chciała się z nikim dzielić.
— Nie mam teraz głowy do rozmów — powiedziała cicho i tym razem zmęczenie odbiło się w tonie jej głosu.
— Wszystko w porządku?
Nie. To był już któryś raz, gdy Hazal słyszała to pytanie, gdy widziała spojrzenie na twarzy osoby, która je zadawała, a odpowiedź w dalszym ciągu pozostawała taka sama. Niezmienna w swojej wytrwałości. Bo nic nie było w porządku. Hazal nie była w porządku.
Westchnęła.
— Nie.
Tym razem nie chciała kłamać. Sama nie wiedziała, dlaczego.
Ściągnęła okulary z nosa, łapiąc się za jego nasadę. Cypher napisał do niej dwie godziny po tym, jak opuściła jego biuro, a od tego czasu program namierzający zdążył zebrać większość informacji z telefonu, zanim ten został wyłączony na dobre. Hazal musiała pogrzebać jeszcze głębiej, wchodząc w zakamarki świata, w które obiecała sobie, że już nigdy nie wejdzie, dowiadując się rzeczy, które zmuszały ją do wykrzywienia się. Mężczyzna, który przekazał jej pośmiertny prezent od Anthonego, był niczym więcej jak śmieciem, marnującym powietrze tego świata; a jednak litościwie przekazał jej być może ostatni element układanki. Jednak dokończył to, czego Brytyjczyk nie był już w stanie zrobić.
Dlatego nie mogła mu ufać. Była pewna, że to, co może ich tam spotkać, może się okazać paskudną pułapką, ale nawet jeśli – musiała to sprawdzić. Musiała mieć pieprzoną pewność, mimo guli w gardle i łez, które zbierały się w jej oczach za każdym razem, gdy zaczęła się bardziej zastanawiać nad tym miejscem.
Usłyszała po swojej lewej szelest plecaka; zaraz po tym jej dłoń została siłą odsunięta od jej twarzy. Uchyliła załzawione powieki, wbijając spojrzenie najpierw w paczkę chusteczek, które znalazły się na jej dłoni, a potem na palcach o żółto-niebieskich paznokciach, które zaciskały się wokół jej nadgarstka.
— Jestem tu.
Hazal pokręciła przecząco głową. Po co to powiedziała? Nie chciała jej towarzystwa. Nie potrzebowała jej towarzystwa.
Założyła okulary na głowę, odgarniając nimi przy tym kosmyki grzywki i wyciągnęła jedną z chusteczek z niewielkiego opakowania. Ostrożnie wytarła łzy spod oczu, a potem spuściła wzrok na pusty ekran laptopa.
— Co się dzieje? — zapytała cicho Neon, puszczając w końcu nadgarstek Hazal.
Miała gulę w gardle, przez którą nie potrafiła się odezwać. Albo to Koszmar znowu nie chciał, by rozmawiała z kimkolwiek, więc łapał się coraz to nowszych trików, by uciszyć Hazal.
— Nie chcę teraz rozmawiać, czego nie rozumiesz?
Nie chciała zabrzmieć tak ostro, ale przeczuwała, że jeśli tego nie zrobi, Tala nadal będzie próbowała drążyć temat, którego Hazal nie była teraz w stanie pociągnąć.
Nawet już nie chodziło o to, że między nimi zrobiła się wyrwa, której ani jedna, ani druga nie potrafiła pokonać. Hazal byłaby w stanie o tym zapomnieć, gdyby Neon nie odzywała się do niej w… taki sposób.
— Co ty ode mnie chcesz? — jęknęła, wbijając zdenerwowane spojrzenie w bursztynowe oczy, jakby to miało zniechęcić Talę do odezwania się.
— Nic nie chcę — odpowiedziała jednak, marszcząc przy tym brwi. Zdawała się nie rozumieć, o czym Hazal mówiła.
— To nie jest prawda. — Eyletmez chciała, żeby zostawiła ją w spokoju. Naprawdę tego, do cholery, chciała. — Najpierw hotel, potem moje łóżko i cokolwiek, co chciałaś wtedy zrobić, a teraz… to wszystko.
Neon speszyła się, elektryczność przeskoczyła między jej ramieniem a przedramieniem. Hazal wiedziała, że trafiła w jakiś… czuły punkt, bo policzki młodszej również przybrały wyraźniejszy odcień.
— To nie jest najlepszy moment na taką rozmowę — powiedziała w końcu Tala, skierowując spojrzenie na laptopa Hazal. — Ale uwierz mi, że naprawdę nic od ciebie nie chcę.
Hazal pokręciła przecząco głową, chociaż sama nie wiedziała czy nie zgadza się z Talą, czy po prostu nie chce, żeby dalej mówiła. Głowa ją bolała, a jeszcze czekał ją lot i przeszukiwanie terenu. Nie mogła się teraz zajmować czymś, co nie miało związku z Nim.
Rozejrzała się wokół; miała nadzieję, że reszta również przyszła, ale nadal były same w hangarze. Do wylotu było jeszcze dwadzieścia minut, których Hazal nie chciała znieść. Miała ochotę wejść na pokład i polecieć sama do miejsca, w którym Çınar mógł być przetrzymywany i zapewne zrobiłaby to, gdyby nie Tala, kucająca tuż obok niej.
— Przejrzałaś to, co wysłał Cypher? — zapytała Tala, zabijając błogą ciszę otoczenia.
Oczywiście, że przejrzała. Nie jeden raz. Plan budynków nie był jej obcy, szczerze mówiąc, miała wrażenie, że była w stanie po nim przejść bez mapy. Ale nie miała zamiaru ryzykować zgubieniem się albo przeoczeniem jakiegoś pomieszczenia. Nie mogła na to pozwolić. Nie, kiedy była tak cholernie blisko.
— Tak — mruknęła krótko, zamykając klapę w laptopie, by móc wepchnąć go do swojego plecaka.
Nie wiedziała czy mówić Tali, że nie jedzie w tym samym celu, co ona i reszta. Mieli prawo wiedzieć, jeśli ładowali się w jakąś pułapkę, ale to nie było w interesie Hazal, żeby im o tym mówić. To nie ona organizowała misję.
Tala westchnęła, zmieniając pozycję i teraz opierała się o skrzynię, wyciągając nogi. Skrzyżowała je w kostkach, a plecak ułożyła na udach, otulając go ramionami. Umysł Hazal chciał jej przypomnieć jak delikatny jej dotyk był, ale sama mu na to nie pozwoliła, szczypiąc się w przedramię podczas wstawania.
Zaczęła krążyć tam i z powrotem. Czuła stres, strach i… podekscytowanie jednocześnie, a razem z tym w parze szły łzy, których nie potrafiła się pozbyć na dobre. Co zrobi, jeśli go zobaczy? Nie będzie wiedział, kim jest. Nie będzie wiedział, że… że to ona jest jego matką. Nie będzie miał pojęcia, że szukała go przez cały ten czas. Bała się jego reakcji i bała się reakcji reszty na to. Nikt nie wiedział, że miała syna; nikt oprócz Tali, teraz siedzącej przy skrzyni obok jej plecaka. Musiała widzieć, że się stresuje, na pewno chciała o to zapytać.
Czy Hazal miała na to odpowiedź? A jeśli tak, to czy na pewno chciała, żeby Neon o tym wiedziała? Żeby ktokolwiek wiedział?
Zatrzymała się w miejscu, akurat przed Talą. Patrzyła na nią pewnie przez cały czas, bo Hazal nie zauważyła, by odwracała w jej kierunku głowę. Zmarszczyła brwi, szukając odpowiedzi w czynach Turkijki.
A Hazal takowej nie miała. Znowu.
— Fade, Neon, dobrze, że jesteście — powiedział nagle Cypher, toteż Hazal odwróciła się do niego przodem.
Był ubrany w to, co za każdym razem nosił, lecąc na misję; długi, piaskowy płaszcz, kapelusz. Był gotowy na to, co mogło im się przytrafić, dlatego Hazal wiedziała, że nie traktował tego jako zwykłą misję.
Bo to nie była zwykła misja. Hazal zaczęła skubać policzek od środka.
Wiernie za nim podążał Sova wraz z Killjoy i podobnie jak Neon oraz sama Hazal, mieli przy sobie plecaki. Były zapewne wypełnione gadżetami i czymś na zmianę w razie, gdyby misja przedłużyła się z dnia na dwa dni, chociaż plan Cyphera tego nie uwzględniał. Podobnie było z planem Hazal; ona również chciała tam tylko wejść i wyjść z Çınarem.
To brzmiało za łatwo, by było prawdziwe.
Chwilę po nich do hangaru wpadła również Deadlock, przypinając do paska jedną ręką barierę. Widać było, że zbierała się na szybko, pewnie przeczytawszy informacje o misji zbyt późno, by móc się lepiej przygotować.
— Czekamy na kogoś jeszcze? — zapytała szybko blondynka, w końcu stając przed ich piątką.
— Tylko na ciebie — odpowiedział Amir i wskazał kciukiem stojącego za nimi Vulture’a. — Gotowe?
Zamiast odpowiedzi, uzyskał tylko skinienie głowami, po których skierowali się do wejścia na pokład.
Hazal szybko zajęła jedno z miejsc na końcu, chcąc być jak najbliżej wyjścia, gdy w końcu wylądują. Lot nie miał potrwać długo – bałaby się bardziej, gdyby było inaczej – a jednak zaraz po wylocie z bazy miała wrażenie, że będzie trwać w nieskończoność. Skubanie policzka od środka ze stresu nie pomagało w niczym, choć bardzo chciała sobie wmówić, że jest inaczej.
Błąd.
Zmarszczyła brwi, czując przenikliwy ból w skroniach przez liczne krzyki. Jedno słowo powtórzyło się w jej głowie mnóstwo razy, za każdym razem w innej tonacji, innym natężeniu. Koszmarowi nie podobało się to, że Hazal leciała na misję. Albo gorzej – że miała zamiar lecieć po Niego.
Przełknęła ciężko ślinę. Agenci rozsiedli się na swoich miejscach, nikt nie zwracał uwagi na to, co robiła ona. Dlatego podciągnęła rękawy poszarpanej bluzki i zaczęła jeździć paznokciami po skórze.
Nie miał prawa jej tego robić. Nie teraz, nie dzisiaj, nie w dniu, w którym prawdopodobnie miała znowu spotkać Jego. Jej Çınara, jej… synka, za którym tak cholernie tęskniła. Chciała go zobaczyć, musiała go zobaczyć, była gotowa zapłacić za to każdą cholerną cenę.
— Hej — usłyszała nad głową, a zaraz po tym mężczyzna ułożył dłoń na jej ramieniu. — Trzymasz się?
Znowu otarła policzki z łez i dopiero po tym podniosła spojrzenie na Cyphera, który usiadł na fotelu obok niej. Kiwnęła głową wiedząc, że ją obserwuje, chociaż sama nie była pewna własnej odpowiedzi.
— Okej. — Westchnął, ściągając z ramion płaszcz i układając go sobie na kolanach. — Musimy wiedzieć, kogo szukamy.
Zmarszczyła brwi, przyglądając się mężczyźnie.
— Zajmijcie się faktyczną misją — powiedziała, przełykając gęstą ślinę. — Ja będę szukać go sama.
— To jest faktyczna misja, Fade — oznajmił mężczyzna, przekrzywiając lekko głowę w bok. — Lecimy tutaj z tobą i dla ciebie.
Cholera. Dlaczego? Hazal naciągnęła rękawy z powrotem na dłonie, zaraz po tym chowając je między kolana. Nie rozumiała tego. Co to był za pomysł? Skąd to się wzięło? I dlaczego Cypher mówił o tym tak, jakby taki plan był od samego początku?
— Ale ja tego nie potrzebuję — powiedziała, wbijając paznokcie w łydkę. — Miałeś lecieć tylko ty, tylko ty miałeś wiedzieć.
— Tak będzie łatwiej — przypomniał łagodnie, łącząc ze sobą dłonie. — Im więcej osób, tym większa szansa, że szybciej go znajdziemy.
— Więc oni nie wiedzą, po co lecą? — zapytała Hazal, zaraz po tym zaczynając skubać wnętrze policzka.
— Miałem omówić szczegóły teraz.
Po tonie, jakim okrasił to zdanie, Hazal wiedziała, że Cypher od początku właśnie taki miał plan. Chciał zagonić Eyletmez w kozi róg, pozbawić ją możliwości ucieczki, byleby współpracowała z nim tak, jak on tego chciał. Mogła się, do cholery, domyślić, że będzie chciał to wykorzystać. Że będzie próbował zrobić coś takiego. Przecież to Amir; nie bez powodu ludzie mu nie ufali.
Nie. Amir chciał jej pomóc. Wiedziała o tym.
Błąd.
Przełknęła ciężko ślinę.
— Kurwa — sapnięcie miało być słyszalne tylko dla niej, ale była pewna, że Cypher również to usłyszał.
Boże, tak bardzo nie chciała tego mówić. Tak bardzo nie chciała wyjawiać tajemnicy Amirowi i wszystkim innym, którzy siedzieli właśnie w Vulturze, lecąc na misję by szukać kogoś, o kim zupełnie nie mieli pojęcia. Odwróciła wzrok od Cyphera, nie mogąc znieść tego, jak bardzo wgapiał się w nią, chcąc uzyskać odpowiedź na własne pytanie. A jej nie mogło przejść to przez gardło. Nie potrafiła powiedzieć tego na głos. Bo jak miała to zrobić? Jak miała się przyznać do własnej porażki?
— Może łatwiej będzie ci napisać? — zaproponował Amir, podsuwając jej swój notes.
Był zwykły, kartki trzymał na srebrnej spirali, a otworzony został na pustej stronie. Amir razem z nim podał jej również ołówek i choć nie chciała, przejęła od niego oba przedmioty.
Nie rób tego. Źle.
Zaczęła pisać. Słowo po słowie. „Prawa tęczówka brązowa, lewa; niebiesko-brązowa” było pierwsze, co zostało przez nią napisane. Potem naskrobała „czarne włosy z białymi akcentami”. Nie miał wielu charakterystycznych cech, nie zdążył ich nabrać pod okiem Hazal i to była kolejna rzecz, która zmusiła ją do wytarcia policzków z łez. Uderzyła ołówkiem parę razy o własny nadgarstek, wpatrując się w dwie linijki grafitowego tekstu, czując się… żałośnie przez to, że nie była w stanie dopisać niczego, co mogłoby pomóc w poszukiwaniu. Więc dopisała tylko „ma około sześć lat” i wcisnęła notes w dłonie Amira.
— Mam nadzieję, że nadal ma te same włosy.
Słyszała, jak ciężko nabiera powietrze po jej słowach, a także czytając, co napisała. Nie skomentował żadnej z rzeczy, jedynie ułożył dłoń na ramieniu Fade i ścisnął, chcąc pewnie dodać jej tym otuchy. Zerknęła krótko na niego, toteż była w stanie zobaczyć, jak podnosi się z miejsca obok niej i kieruje na przód pokładu.
Nie słuchała tego, co mówił. Nie słuchała pytań agentów, otwierając zamiast tego kolejny raz mapę lokacji, nazwanej Abyss, do której właśnie zmierzali. Bała się, że jeśli to zrobi, źle zrozumie kontekst i odbierze pytanie negatywnie, albo zabroni Cypherowi odzywania się na ten temat, a przecież nie mogła tego zrobić.
Koszmar zabulgotał, warknął wściekle gdzieś w środku jej umysłu. Przez chwilę po prostu wrzeszczał, wykrzykując parę rzeczy na raz, czego Hazal nie mogła zrozumieć, nawet jeśli faktycznie chciałaby to zrobić. Odłożyła tablet na uda i schowała twarz w dłoniach, mając nadzieję, że ból zmniejszy się chociaż odrobinę dzięki zaprzestaniu patrzenia w ekran, ale nie poczuła żadnej różnicy. Dlaczego tak się zachowywał? Dlaczego jej to robił? Nigdy nie był agresywny w stosunku do Çınara, dlaczego zaczął się tak zachowywać akurat, gdy istniało prawdopodobieństwo, że zobaczy go ponownie?
Albo wcale nie chodziło mu o jej synka. Może był wściekły, bo Hazal powiedziała kolejnej osobie? Nigdzie nie napisała, że osoba, którą szuka, jest z nią spokrewniona, ale Amir musiał się sam domyślić, że tajemniczy On, będący powodem podpisania jej kontraktu, jest jej dzieckiem. Jej synem.
Westchnęła, odsuwając z powrotem dłonie od twarzy i dzięki temu zauważyła, iż w jej stronę zmierzała Tala. A raczej, że właśnie siadała obok niej, nie czekając na żadne zaproszenie czy nie pozwolenie. Po prostu usiadła obok Hazal i spojrzała prosto w jej oczy.
Eyletmez zobaczyła w nich… sama nie wiedziała, co to dokładnie było. Tala zacisnęła palce w pięści, ale zrobiła to bardziej w celu uspokojenia samej siebie, niż żeby pokazać, że Hazal miała kłopoty. Odetchnęła głęboko, skacząc wzrokiem między jednym okiem Fade a drugim i w końcu kliknęła cicho językiem.
A potem objęła Hazal. Tak po prostu. Bez słowa.
Hazal długo zajęło rozluźnienie się pod jej dotykiem. Nie potrafiła zmusić się do podniesienia rąk i odwzajemnienia uścisku, więc ułożyła palce na kolanie Tali, mocno je ściskając. Podskoczyła, nie spodziewając się takiego gestu, ale nie puściła Fade. I o dziwo wcale jej to nie przeszkadzało – przytulenie działało jeszcze lepiej, niż próba otulenia klatki piersiowej własnymi ramionami, więc chęć płaczu w dość krótkim czasie minęła. Hazal po raz pierwszy od wejścia do hangaru była w stanie głęboko odetchnąć, a gdy to zrobiła, zrozumiała, jak mało tlenu dostarczała samej sobie, jak bardzo łaknęła powietrza, jak bardzo chciała oddychać.
Dłoń Tali zaczęła jeździć po jej plecach – powoli, łagodnie, w górę i w dół. Hazal zapomniała, że nie są same na pokładzie, i że w każdej chwili ktoś może na nie spojrzeć, ale wtedy… wtedy to jakoś nie miało znaczenia. Albo wierzyła, że takowego nie posiadało.
— To on, prawda? — zapytała cicho Tala, prosto do ucha Hazal. — O nim mówił Cypher?
— Tak — wyszeptała Fade, wypuszczając powietrze przez usta. — Myślę, że może tam być. Ja… mam nadzieję, że naprawdę tam jest.
Neon kiwnęła głową. Chciała jej tym przekazać, iż rozumie.
— Pomogę ci — wyszeptała Tala, zaciskając wolną dłoń na materiale jej kamizelki. — Wszyscy ci pomożemy. Znajdziemy go, obiecuję.
Hazal nie wiedziała czy chciała usłyszeć akurat to. Czy chciała, by ktokolwiek obiecywał jej coś takiego. Zwłaszcza, że już wcześniej myślała, iż jest cholernie blisko; że już wcześniej wracała do mieszkania, a potem hotelu sama, z Koszmarem szepczącym jak dużą odniosła porażkę. Za każdym razem błagała kogoś na górze, by wreszcie zatrzymał jej prywatne piekło na ziemi tylko po to, by po paru godzinach wrzeszczeć w poduszkę, jak bardzo tego kogoś nienawidziła. Za każdym razem miała wrażenie, że nie przeżyje kolejnego takiego rozczarowania, że nie da rady tego znieść. A potem ponownie leciała do miejsca, w którym powinien być.
Dlatego teraz nie wiedziała, co dokładnie o tym myśleć. Nie potrafiła przygotować się na kolejną porażkę, kończąc non stop w taki sam sposób, i nie potrafiła powstrzymać palącej ekscytacji, że wreszcie może go spotka. Wszystkie sprzeczności zlewały się ze sobą, pozostawiając Hazal w głuchym środku, samą, bez niczego, co mogłoby jej pomóc, co wytłumaczyłoby jej własne emocje.
Odetchnęła, z trudem. Kiwnęła też głową, orientując się, że nie zareagowała na słowa Tali i w końcu odwzajemniła uścisk, zaciskając palce na bluzie, pod którą Tala miała ubrany strój na misję.
— Pytali o cokolwiek? — zapytała szeptem Hazal, próbując dojrzeć czy ktokolwiek patrzy w ich stronę.
— Nie — odpowiedziała krótko Tala, odwracając lekko głowę w bok; jej oddech zaczął łaskotać szyję Fade. — Ale myślę, że się domyślają.
Eyletmez z wahaniem skinęła głową, ponownie. Opis Çınara zbyt dobrze przypominał ją samą, więc nadzieja, że jej największa tajemnica nie zostanie ujawniona mogła pójść się kochać. Nie mówiąc o tym, że jeśli go zobaczy, nikt nie miałby wątpliwości co do ich pokrewieństwa.
— Piętnaście minut do lądowania.
Hazal zacisnęła palce mocniej na materiale bluzy Tali. Zostało jej tylko piętnaście minut.
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
3285 słów!
SIEMANO
w zasadzie nie mam tu nic do powiedzenia, to miało być tylko przedłużenie oczekiwania lol
W FADESHOCK!!!! SIĘ PRZYTULIŁY!!!! ZNOWU!!!!!!! kocham to, jak fade czasami nie wie, co jest pięć i nie wie, co zrobić z własnymi rękami lol wdym że przytula Cię dziewczyna, a Ty jej zaciskasz palce na kolanie? 😭
no anyway, dziękuję bardzo za czytanie, jesteście super, nie zmieniajcie się! życzę miłego dnia/nocy 🫶🏻
•
•
•
•
•
•
koszyk na opinie: \______/
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro