Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział L

— Neon! Neon, stój!

        Donośny okrzyk przebił się przez dźwięki muzyki, lecącej ze słuchawek Tali. Dopiero wtedy zauważyła stojącą na jej torze Raze, która gorączkowo machała rękami, byle oczy Dimaapi w końcu zarejestrowały jej osobę. Zaczęła zwalniać i gdyby nie fakt, iż Brazylijka odsunęła się parę kroków do tyłu, najprawdopodobniej zatrzymałaby się na niej.

        Zatrzymała muzykę, sięgając po telefon, który wsunęła w opaskę na ramieniu i wyciągnęła z uszu słuchawki. Czuła, że jest cała mokra od potu, że niezbyt przyjemnie pachnie i że płuca, które chwilę temu pracowały całkiem normalnie, teraz płonęły żywym ogniem, zmuszając Neon do pochylenia się i oparcia o własne kolana (które swoją drogą również zaczęły boleć), by móc normalnie nabrać powietrza.

    — Mam świetną wiadomość — oznajmiła podekscytowanym głosem Raze, kucając przed Talą tak, by mniej więcej znaleźć się na jej poziomie wzroku.

    — Okej, słucham — rzuciła Neon zaraz po wzięciu kolejnego, głębokiego oddechu.

    — Najpierw idź się ogarnąć. Śmierdzisz. — Dimaapi przewróciła oczami, prostując się. — A potem przyjdź do Killjoy do pracowni.

    — Po co? — zapytała, marszcząc brwi. — Co się stało?

    — Zobaczysz! — rzuciła krótko, już odchodząc w kierunku wejścia do bazy. — I raczej nie ubieraj bluzy na zamek! W ogóle nie ubieraj czegoś, co ma metalowe rzeczy!

        I zostawiła tę informację z Talą, samej uciekając do środka.

        Neon ułożyła dłonie na biodrach, w myślach odtwarzając jeszcze raz tę rozmowę. Miała dziwne wrażenie, że mogło chodzić o ten… wynalazek, który miał Neon pomóc w rozładowaniu energii, ale nie chciała się niepotrzebnie nakręcać.

        Na zewnątrz zrobiło się nieco cieplej; słońce po raz pierwszy od dawna wysunęło się zza chmur na dłużej niż parę marnych minut, a zimny wiatr nie doskwierał już tak bardzo, jak zazwyczaj. Tala postanowiła przebiec się chwilę niedługo po obudzeniu, ale nie potrafiła wmówić nawet samej sobie, że tym razem będzie to faktycznie spokojny trucht. Jak zwykle skończyło się na tym, że walczyła o oddech, mając wrażenie, że zaraz wypluje własne płuca.

        Skierowała się w stronę wejścia, rozpuszczając przy tym kucyka i starając się ignorować to, jak z każdym krokiem kolana i plecy zaczęły dawać o sobie znaki bardziej. Musiała szybko zniknąć z przestrzeni publicznej – obiecała, że nie będzie próbowała wyrzucić z siebie energii, a właśnie to robiła, więc spotkanie na swojej drodze Sage byłoby bardzo… nieprzyjemne. Dlatego mimo bólu zmusiła się do ucieczki, kierując się w stronę własnej sypialni.

        Szybki prysznic był miłym orzeźwieniem po tym, jak wylała siódme poty podczas biegu wkoło bazy. Włosy zostawiła takie, jak były wcześniej, związując je tylko w dwa kucyki. Na kolana nakleiła taśmy kinetyczne i dopiero wtedy ubrała się w coś luźnego, by przypadkiem nie odznaczyły się pod ubraniem.

        Raze zdawała się być bardzo… podekscytowana tym, co udało jej się zrobić. Neon przez całą drogę skubała dolną wargę, zmuszając samą siebie do usunięcia z głowy myśli o niewielkim pomieszczeniu, który ułatwiłby jej życie. Niezbyt jednak jej to wychodziło, bo krok w dalszym ciągu był arytmiczny, nie tyle co z bólu, a przez podekscytowanie, którego nie potrafiła się pozbyć.

        Drzwi do pracowni Killjoy były szeroko otwarte, a ze środka wydobywały się typowe dźwięki playlisty Raze. Neon postanowiła więc nie bawić się w grzeczności i nie zapukała, wchodząc od razu do pracowni.

    — Raze?

        Zaczęła rozglądać się już od progu za młodą kobietą, jednak w pomieszczeniu było zaskakująco… cicho jak na osobę, która nie lubiła nie rozmawiać.

        Zamiast Brazylijki z drugiej części pomieszczenia wyszła Sage – ją najmniej Tala spodziewała się spotkać w pracowni. Nieprzygotowana na taką wizytację, Neon przełknęła ciężko ślinę, i mimo stresu ruszyła w jej kierunku.

    — Coś się stało? — Miała nadzieję, że brzmiała swobodnie. Że Sage nie jest w stanie dojrzeć żadnych oznak zmęczenia.

        Chinka uśmiechnęła się pogodnie, stając obok Tali i ułożyła dłoń w dole jej pleców, nie chcąc naruszyć jej ogranicznika, a jednocześnie chcąc zachęcić, by ruszyła do przodu.

    — Wszystko jest w porządku — odpowiedziała Sage, chociaż to nie było to, co Tala chciała usłyszeć. Albo tak jej się wydawało. — Chodź.

        Nie stawiała oporu; ruszyła w stronę, z której przyszła Chinka wnioskując, iż to właśnie tam powinna się kierować. Sage nie narzuciła jej innej ścieżki, więc nie zmieniała kierunku.

        Razem przeszły do mniejszej części pracowni, w której Neon siedziała już parę razy, by pomóc w tworzeniu bezpiecznego dla Tali miejsca. Nie była jednak wzywana przez ostatni czas, i mimo iż na początku tygodnia Sage wspomniała, że wynalazczynie były blisko osiągnięcia sukcesu, Tala niezbyt chciała w to wierzyć.

        Dlatego jej serce przyspieszyło, widząc Raze i Killjoy dumnie stojące przed pomieszczeniem.

    — Skończyłyśmy! — zawołała melodyjnym głosem Raze, nie dając Killjoy choćby krótkiej szansy na to, by w ogóle się odezwać. — Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać.

    — Poważnie? — Tala zacisnęła mocno ręce w pięści, wciąż schowane w jej bluzie. Spojrzenie z dziewczyn przeniosła na mentorkę. — Naprawdę?

    — Teraz będziesz mogła pozbywać się nadmiaru energii w godzinę bez poczucia zmęczenia i bez niszczenia sobie stawów — oznajmiła wesoło Killjoy, zaraz po tym uruchamiając system. — Chcesz wypróbować?

        Neon obrzuciła wzrokiem Niemkę, Brazylijkę, potem maszynę. Jeśli miała wrażenie, że serce biło szybciej, teraz planowało wyskoczyć z klatki piersiowej. To było niemożliwe. A może jednak? Chciała ponownie zapytać czy naprawdę budowa komory uziemiającej wreszcie została zakończona i przeszła testy pozytywnie. Nie mieściło jej się to w głowie.

        Spuściła wzrok na podłogę, biorąc głęboki wdech. Nie miała pojęcia, że zadziała to na nią w taki sposób. Tyle lat… mordowania się na jakimkolwiek treningu, by przypadkiem elektryczność nie zniszczyła jej pokoju podczas snu, by nie poraziła przez przypadek kogoś bliskiego. Właśnie teraz miało się to skończyć i… Oh, Neon nie zamierzała z tego powodu płakać. Tak przynajmniej sobie wmawiała, gorączkowo ocierając policzki z kolejnych kropli.

        Sage delikatnie zaczęła głaskać ją po plecach, chcąc ją uspokoić. Killjoy i Raze nie pozostały dłużne, w mgnieniu oka znajdując się przy młodszej i przytulając się, nie zwracając uwagi na okazjonalne wyładowania elektryczne.

        Chciała, żeby Jett tutaj była. Żeby… żeby Fade to widziała. Obie te myśli były tak… sprzeczne i różne od siebie, że miała ochotę zaśmiać się, jednocześnie wcale nie czując tej potrzeby. To była ważna chwila dla niej – chciała ją dzielić z kimś, z kim łączyło ją trochę więcej.

        Odetchnęła głęboko, wyswabadzając się z uścisku pary i ponownie otarła policzki z łez.

    — Możesz zadać to pytanie jeszcze raz? — poprosiła, zerkając krótko na Killjoy i zaraz odwracając od niej wzrok, by nie mogła przyjrzeć się jej oczom.

    — Chcesz wypróbować twoją własną maszynę?

        Tala kiwnęła szybko głową, wyduszając z siebie „tak”.

        Podczas uruchamiania systemu, Killjoy w skrócie wyjaśniła jej działanie. Tala mogła ją uruchomić od środka i wyjść w każdym momencie. Blokada nachodziła tylko od zewnątrz, gdy maszyna zaczynała pracę, by nikt nie mógł wejść do środka. Dlatego Neon nie potrzebowała pomocy drugiej osoby, jedynie klucza do pracowni Killjoy, by móc się jakoś dostać do środka.

        Czuła podekscytowanie, oddając telefon w ręce Sage, przechodząc przez próg i tak samo, gdy zamykała drzwi, wsłuchując się w zamek, który zaraz naskoczył. Zaczęła skubać spierzchnięte usta, uważnie wsłuchując się w instrukcję Niemki i dopiero, gdy potwierdziła, iż wszystko rozumie, mogła wcisnąć niewielki, zielony guzik.

    — Jak się czujesz? — zapytała Sage, stając przy konsoli między Raze a Killjoy.

        Tala obróciła się wokół własnej osi.

    — Dobrze — odpowiedziała, zamykając na moment oczy. — Bardzo dobrze.

        Czuła się tak, jakby była na masażu. Energia elektryczna zdawała się być powoli wysysana z jej ciała, masując przy tym każdy mięsień, ścięgno, nerw i staw.

        Odetchnęła głęboko, zaciskając palce w pięści i je rozluźniając. Na moment zapomniała o bólu, o kolanach, o kręgosłupie, który potrzebował przerwy od utrzymywania ciała Tali prosto. Dopiero to zmusiło ją do obejrzenia niewielkiego pomieszczenia jeszcze raz i zlokalizowania zwykłej, czerwonej pufy. Podobną do tej, którą Fade miała u siebie w sypialni.

        Fade. Hazal.

        Znowu odetchnęła, przyciągając pufę bliżej okna, rozłożonego na całą długość ściany obok drzwi, by móc być bliżej dziewczyn i Sage.

    — Dlaczego nikt mi nie powiedział, że to dziś?

        Silny, meksykański akcent zdawał się być… spokojny. Pogodny jak na pytanie, które zadała. Neon nie widziała Reyny przez fakt, iż schowana była za zebranymi, jednak szybko znalazła się w zasięgu jej wzroku, podchodząc w ich stronę.

    — Miałyśmy powiedzieć o tym Neon jutro — powiedziała Raze, zerkając w kierunku Tali. — Ale nie mogłam się powstrzymać.

    — Kto by pomyślał? — Reyna zaplotła ręce na klatce piersiowej, stając za Sage. — Jak się czujesz?

        To pytanie skierowała do Dimaapi, przekrzywiając przy tym lekko głowę w bok.

    — Świetnie — odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nie pamiętała, kiedy ostatnio uśmiechała się w tak… widoczny sposób.

    — Cieszę się. — Widziała, że Cesarzowa faktycznie czuła radość z jej powodu. Jednak jej oczy… — Mogę wam zabrać na chwilę Sage?

    — Jasne — powiedziała Killjoy, odrywając spojrzenie od swojego laptopa.

        Uzdrowicielka kiwnęła głową w ich stronę, uśmiechając się przepraszająco, chociaż nie była tą, która postanowiła odejść. Zyanya odsunęła się odrobinę, dając jej przestrzeń, a potem obserwowała, jak Chinka kieruje się w jej stronę.

    — Coś się stało? — zapytała cicho, kładąc dłonie na biodrach.

        Reyna obrzuciła wzrokiem wszystkie trzy dziewczyny; każda z nich odwróciła zaraz po tym głowę, udając, że nie zainteresowały się problemem, z którym Meksykanka przyszła.

    — Nie. Ale potrzebuję twojej pomocy. To ważne — odpowiedziała cicho, jednak Tala wciąż była w stanie usłyszeć, co takiego powiedziała.

        Sage kiwnęła głową, przyjmując do siebie tę informację. Pożegnała się z dziewczynami i razem z Reyną szybkim krokiem opuściły pomieszczenie, zamykając za sobą cicho drzwi.

        Głównym animatorem została Raze, puszczając muzykę tylko po to, by zaraz zacząć ją przekrzykiwać, chcąc opowiedzieć kolejną historię, której Sage nie powinna usłyszeć. Trwało to przez marne dwadzieścia minut, po których dostała wezwanie. Neon wraz z Killjoy przez parę następnych chwil obserwowały, jak biega po pomieszczeniu, pakując swoje rzeczy, i kiedy w końcu wyszła, Niemka ściszyła muzykę z sapnięciem ulgi.

        Dopiero wtedy Tala wbiła się bardziej w pufę, prostując nogi i chowając dłonie do kieszeni bluzy. To było miłe, że Raze, Sage i Reyna chciały być tutaj podczas tej chwili, ale… to szybko sprawiło, że Neon poczuła się niekomfortowo. W siedzeniu tutaj nie było nic interesującego.

    — Jesteś jeszcze na tej planecie? — zagaiła spokojnie Killjoy, podciągając nogi do klatki piersiowej tak, by móc się swobodnie zmieścić na obrotowym krześle.

    — To znaczy?

    — Wydajesz się być zamyślona — wytknęła Niemka, opierając policzek o kolano. — Od paru dni, w zasadzie.

        Neon zaczęła bawić się własnymi palcami, wykręcając je do momentu, w którym ból zawładnął jej stawami. Tak, była zamyślona. I to nie przez powód, który Klarze przeszedł przez myśl. Oczywiście Jett miała w tym swój… jakiś udział, ale to była tylko kłótnia. Prędzej czy później i tak się po niej pogodzą – tak przynajmniej naiwnie wierzyła, gdy tylko jej myśli skierowały się na białowłosą.

    — Nie musimy rozmawiać — powiedziała KJ, poprawiając okrągłe okulary. — Ale jestem, jeśli tego potrzebujesz.

        Neon widziała teraz godziny, które Niemka spędziła z Cypherem, zapewne grając w szachy. Widziała sposób, w jaki oboje oferują swój czas i chęć pomocy, to, w jaki sposób wypowiadają te słowa. Nie chcieli usłyszeć kolejnej plotki; chcieli wyciągnąć dłoń i po prostu posłuchać. Doradzić.

        Tala wzięła głęboki wdech. Wyciągnęła dłonie z kieszeni bluzy i otuliła się nimi, mając wrażenie, że jeszcze bardziej wciska się w pufę.

    — Nie wiem czy mogę o tym mówić — wyznała cicho, mając nadzieję, że Killjoy to usłyszała. — Chyba chcę, ale…

        Wzruszyła ramionami. Widziała, jak Klara dłońmi próbuje przysunąć się na krześle bliżej okna.

    — To nie tak, że popełniłaś przestępstwo podatkowe — rzuciła Killjoy, próbując jakoś rozrzedzić gęstą atmosferę zamyślenia Tali.

        Zaśmiała się krótko. Nie, oczywiście, że to nie było to. Ale miała wrażenie, że to coś jeszcze gorszego, że popełniła przestępstwo, i że to wykroczenie skreśli ją z życia w społeczeństwie przez kilka następnych lat.

        To, że Raze przerwała jej bieg i zasiała w umyśle nutę niepewności, iż Tala ma kłopoty, przez krótki okres czasu pozwoliło Neon nie myśleć o tym, co prawie zrobiła z Fade. Czy raczej… co prawie zrobiła Fade. Nie było dużej różnicy między jednym zdaniem a drugim, aczkolwiek Tala widziała ją wyraźnie i… i miała chyba tego dość. Tego ciągłego zastanawiania się, myślenia i bycia zażenowaną własnymi czynami. Że pobiła się w zasadzie w imieniu Hazal, że leżała w jej łóżku, że prawie ją pocałowała, zasnęła u niej, a potem uciekła jak tchórz i nie rozmawiała z nią przez… miesiąc. Nie odezwała się do niej słowem przez cholerny miesiąc i zastanawiała się, czy Hazal nadal chce mieć z nią jakikolwiek kontakt.

        Przejechała dłonią po twarzy czując, że jej policzki zrobiły się czerwone.

    — Scheiße, jest aż tak źle? — zapytała Killjoy, a ton jej głosu był mieszanką zaskoczenia i… rozbawienia. Wygaszającego rozbawienia.

        Killjoy nie rozmawiała z Hazal, więc Hazal nie mogłaby się od niej dowiedzieć, że o tym rozmawiały. Ale z kolei Killjoy mogła powiedzieć o tym Raze, a Raze… cóż, sekrety wcale nie były z nią bezpieczne.

    — Nie powiesz o tym nikomu? — zapytała z wahaniem Tala, patrząc na nieco starszą od niej kobietę spomiędzy palców.

    — Nie powiem, obiecuję — powiedziała Klara, marszcząc brwi. — Co zrobiłaś? Zaczynam się martwić.

        Neon jęknęła cicho, wbijając się w pufę tak, jakby chciała w niej zniknąć, jakby próbowała wtopić się w nią i nigdy więcej nie wyjść na światło dzienne.

    — Prawie pocałowałam Fade.

        Zerknęła krótko na Killjoy tylko po to, by zaraz odwrócić od niej spojrzenie, nie mogąc znieść tego, z jakim szokiem wbijała w nią wzrok. Wypowiedziała to zdanie po raz pierwszy od momentu, w którym się to stało i dopiero teraz dotarło do niej jak bardzo… żałosne to było. Zawstydzające dla niej, jako osoby, która chciała to zrobić.

    — Co zrobiłaś?

    — Słyszę jak się śmiejesz! — sapnęła Tala, zaciskając wolną dłoń w pięść.

    — To z zaskoczenia — powiedziała szybko Klara, odchrząkując. — Ja po prostu… nie mogę uwierzyć?

        Neon spojrzała w jej stronę, chociaż sama do końca nie wiedziała, dlaczego to zrobiła. Nie chciała nawiązywać z nią kontaktu wzrokowego, bo… bała się tego, co zobaczy w jej oczach. Że będzie rozczarowana. Że będzie obrzydzona. Ale zamiast tego zobaczyła rozbawienie i zaskoczenie, o którym Killjoy sama  powiedziała.

    — Jak do tego doszło? — zapytała Niemka, przekrzywiając lekko głowę w bok, wyraźnie zainteresowana tym, co mówiła młodsza.

        Neon zaczęła skubać dolną wargę, wydychając głośno powietrze przez nos.

    — Leżałyśmy na łóżku i…

    — Leżałyście razem na łóżku!? — przerwała jej, zmuszając Neon do przewrócenia oczami. — Chyba nie znałam ciebie od tej strony.

    — Dobra, już nic nie mówię — warknęła zirytowana Dimaapi, wstając z pufy tylko po to, by położyć się na niej na brzuchu, tyłem do Klary.

        Słyszała za sobą jej śmiech, a to sprawiało, że czuła się jeszcze bardziej wściekła. Co ona sobie myślała? Cholera, teraz to na pewno pójdzie dalej. Dlaczego nie przemyślała tego lepiej? Dlaczego nie maskowała swojego zamyślenia?

    — Neon, no już, odwróć się do mnie — poprosiła Niemka, pukając w szybę. — Nie śmieję się z ciebie, raczej z… tej sytuacji.

    — Ta sytuacja jest moją sytuacją, więc śmiejesz się ze mnie — mruknęła dwudziestolatka, wbijając brodę w miękki materiał.

    — Okej, przepraszam, nie chciałam — powiedziała szybko Killjoy. — Zaskoczyłaś mnie tym po prostu. Mam na myśli… ty i Fade?

        Neon jęknęła przeciągle, zamykając mocno oczy.

    — Nie sądziłam, że nawiąże z kimś z nas głębszą relację. Jest taka… skryta i małomówna.

        To wcale nie dlatego, że jest ignorowana przez agentów, a jeśli już ktoś z nią rozmawiał, to z chęcią grożenia jej, przeszło przez myśl Tali.

        Chciała się z tego wytłumaczyć. Z tego, że prawie pocałowała Hazal. Ale nie potrafiła znaleźć żadnego powodu poza tym, że… chciała to zrobić. Że w tamtej chwili wyglądała tak… dobrze, tak pięknie, że jej usta były takie hipnotyzujące, że jej skóra była taka gładka.

        Żałowała, że nie mogła tego poczuć własnymi ustami. A to sprawiało, że bała się swoich własnych uczuć i czuła się… paskudnie. Źle. Bo, do cholery, dlaczego chciała to zrobić? Dlaczego pomyślała, że to dobry pomysł? I co w ogóle chciała usłyszeć od Klary, że postanowiła jej o tym powiedzieć?

    — Więc… rozmawiacie ze sobą? — Killjoy próbowała podtrzymać temat.

        A jedyne, co Neon chciała w tamtej chwili, to wyjść z komory i uciec. I wymazać Killjoy z pamięci fakt, że cokolwiek jej powiedziała. A potem wymazać to z własnej pamięci, by żyć dalej ze swoim małym sekretem w pojedynkę.

    — Killjoy, proszę cię — sapnęła Tala, chowając twarz w pufie. — To nie był dobry pomysł.

    — To był bardzo dobrym pomysł, żeby z kimś porozmawiać — stwierdziła od razu starsza, wzruszając ramionami, czego Dimaapi nie mogła zobaczyć.

    — Ale ty się śmiejesz — wytknęła sprinterka, zaciskając dłonie w pięści.

    — Już nie będę! Chcę ci pomóc, Neon.

    — Ciekawe jak, skoro ze sobą nie rozmawiamy od miesiąca?

        To brzmiało jeszcze gorzej niż „Neon prawie pocałowała Hazal”. O wiele gorzej, co spowodowało, że dłonie zakryły tył jej głowy, jakby chroniła się przed pobiciem, a nie konstruktywną krytyką.

        Dlaczego to było takie ciężkie?

    — Bo ty nie chcesz czy ona nie chce?

        Tala nie znała odpowiedzi na to pytanie. Albo raczej – znała, ale nie potrafiła jej do siebie dopuścić.

━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━

        Hazal dużo czasu spędzała w pokoju rekreacyjnym odkąd odkryła, że wczesnym rankiem nie było tam nikogo. Dodatkowo znajdowało się w nim wiele gier, które Eyletmez pamiętała jeszcze z Turcji. Czasami z lekkim wstydem patrzyła, jak jej pseudonim przeskakuje w górę w rankingu, bijąc pozostałych uczestników, jakby to, że w ogóle tutaj przebywała, miało być rzeczą zabronioną.

        Incydent z Reyną nie powtórzył się ani razu, jakby zapomniała, że do czegokolwiek w ogóle doszło, a sama Reyna nie zachowywała się jakoś… inaczej. Witała się z Fade krótkim skinieniem głowy, gdy tylko znajdowała się w jej pobliżu i tym samym odpowiadała Eyletmez, nie przywiązując do tego większej uwagi.

        Nie chciała się nad tym zastanawiać. Nad tą całą… matczyną gadką, jaką zapodała jej Meksykanka.

        Fakt, iż Hazal opuściła raz czy dwa trening na strzelnicy również był… przez nią pomijany. Potrzebowała czasu, żeby to przetrawić, musiała wiedzieć, że może samej sobie ponownie zaufać. Nie miała ochoty doszukiwać się w tym kolejnej traumy czy strachu, mimo iż wiedziała, że to właśnie czuła na samą myśl o broniach. Nie wyciągnęła pistoletu z szuflady, do której go wrzuciła. Drapała policzki, kiedy spojrzała w górę, na ścianę z dziurą po naboju. I nadal sobie wmawiała, że to było normalne.

        To nie było nic nowego, bo Hazal często sobie wmawiała rzeczy, byleby mogła przez parę chwil wierzyć, że jeszcze nie było z nią aż tak źle.

        Chciała zapytać Raze czy ma w swojej pracowni coś, czym mogłaby zakryć dziurę. Ale ilekroć zamierzała podejść, w jej towarzystwie znajdowała się Jett, a z nią Hazal naprawdę nie chciała mieć nic do czynienia. Głowa za bardzo ją bolała, by była w stanie użerać się z białowłosą. Nie sądziła, by ktokolwiek inny miał odpowiednie narzędzia do załatania dziury. Musiała czekać, aż pojedzie na misję, by takowe zdobyć, a do tego momentu, kartka przyklejona taśmą musiała załatwić sprawę.

        Około szesnastej postanowiła wynieść kubki z kawy, które niepokojąco długo zdawały się przebywać w jej pokoju. Na szczęście na dnie nie zaczęła zalegać się żadna pleśń, dlatego przełknęła zażenowanie i poszła odnieść je do kuchni.

        I to było jej błędem, robiąc to o tej godzinie, bo po włożeniu ostatniego kubka do zmywarki, dwa kroki od niej pojawiła się Sage.

        Hazal wyprostowała się, zamykając drzwi maszyny. Wiedziała, że była obiektem jej obecnej obserwacji, więc odwzajemniła spojrzenie, wbijając je prosto w oczy Chinki.

    — Wszystko w porządku? — zapytała uzdrowicielka, przekrzywiając lekko głowę w bok.

        Nie brzmiała na złą. Mięśnie jej twarzy nie były napięte, toteż nie musiała się bać nagłego wyskoku agresji ze strony starszej. Nie miała też przy sobie żadnej broni, nie stwarzała zagrożenia.

    — Tak — odpowiedziała krótko Hazal, stukając paznokciami o blat kuchenny. — Potrzebujesz czegoś?

    — Słyszałam, że opuściłaś treningi na strzelnicy — powiedziała wprost Sage zaraz po tym, gdy głęboko odetchnęła. — Mogę zapytać, dlaczego?

    — Zapomniałam o nich. — Wzruszyła ramionami, w dalszym ciągu wpatrując się w uzdrowicielkę.

    — Rozumiem — mruknęła Ling, niezbyt przekonana tłumaczeniem młodszej. Zerknęła szybko na zegarek. — W takim razie przypominam, że masz trening za pięć minut.

    — Dzięki.

        Cholera, potrzebowała trochę więcej czasu.

        Odsunęła się od zmywarki, minęła Sage. Miała wrażenie, że czuje na sobie jej wzrok, dlatego użyła drugich drzwi, tych, dzięki którym szybciej trafiłaby na strzelnicę, zamiast do swojej sypialni. Przeszła przez nie, nie słysząc za sobą żadnego nawoływania, a potem skręciła w zupełnie inny korytarz.

        Nie szła długo. Baza była ogromna, ale wszystkie miejsca zdawały się być w zasięgu ręki, dlatego Hazal poczuła… stres. Nie zdążyła sobie przemyśleć po co tu poszła, co powinna powiedzieć, jakiego tematu unikać. Wiedziała tylko, że powinna się tu znaleźć, ale to nie był… dobry powód. Wytarła dłonie o spodnie, chociaż wcale nie były spocone, a zaraz po tym zacisnęła dłonie w pięści, wbijając paznokcie w ich wnętrze po to, by za wczasów stłumić koszmarne głosy, które na pewno chciałyby przejąć kontrolę nad wyborami Hazal.

        Odetchnęła głęboko. Chciała cofnąć się o krok, a potem zapewne odwrócić na pięcie i obrać inny kurs własnej drogi, ale drzwi, przed którymi się znalazła, właśnie się otworzyły, a w progu stanął Cypher.

    — Miło cię znowu widzieć, Fade.

━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━

3380 słów 😎

SIEMANO

timing w tym tygodniu zadziałał, jestem super, nie zmieniam się

ale neon jest jeszcze bardziej super, in her teenager in love era 😭 she so funny i can't, biedne dziecko, takie zagubione, takie głupiutkie, TAKIE IN LOVE

no i fade... well, przynajmniej poszła do kogoś, a to wbrew pozorom, jest ogromny krok. oby tak dalej! 😃🫶🏻

dziękuję pięknie za przeczytanie, jesteście super, nie zmieniajcie się, miłego dnia/nocy 💕







koszyk na opinie: \______/

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro