Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

Kylie

Spojrzałam na kartkę z zadaniami. Do końca lekcji zostało dosłownie pięć minut, a ja miałam zrobione tylko dwa zadania na wszystkie dziesięć. Próbowałam choć trochę przypomnieć sobie, jak rozwiązywaliśmy na tabilcy podobne zadania, na lekcji. W głowie miałam kompletną pustkę. Nawet nie wiedziałam, że mieliśmy już taki dział przerabiany.

Spojrzałam na reszte klasy. Niekórzy spoglądali na swoją kartkę, a inni coś na niej pisali. W tym momencie zauważyłam, po całkiej przeciwnej stronie klasy siedzącego Kayden'a. Wcześniej nawet nie miałam pojęcia, że chodził ze mną na matematykę. Po jego minie można było wywnioskować, że też nie za wiele napisał. Próbował coś wymyślić, ale nie potrafił.

W pewnym momencie chyba wyczuł, że ktoś się na niego patrzy, bo podniósł wzrok na klasę. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Chłopak podniósł brwi, na co tylko przewróciłam oczami i kolejny raz spojrzałam na kartkę.

Przeczytałam trzecie zadanie, które wydawało się łatwiejsze od tych pozostałych. Nagle mnie oświeciło. Zaczęłam pisać już pierwsze liczby, ale przerwał mi dzwonek. Nauczycielka kazała odłożyć długopisy i wyjść z klasy. Z dezaprobatą to zrobiłam.

- Kylie Jenkins. - Usłyszałam głos Sam, gdy stałam na korytarzu, otwierając szafkę. - Zgadnij kto zagra główną rolę na przedstawieniu.

Przez uśmiech na jej twarzy, zauważyłam jej aparat na zębach.

- Gratulacje! A kto jest twoim Romeo, Julio? - zaśmiałam się.

- Dylan - zapiszczała.

- Ten Dylan, o którym myślę? - znacząco podniosłam brwi.

- Właśnie ten - jeszcze bardziej się uśmiechnęła.

Dylan jest chłopakiem, który podoba jej się od podstawówki, a teraz będą razem grać w przedstawieniu. Cieszyłam się, że jest szczęśliwa.

- Mam nadzieję, że przyjdziesz nas pooglądać.

- No jasne! A kiedy jest przedstawienie? - zapytałam.

- Za trzy tygodnie, we wtorek, o piątej po południu.

Przegryzłam wargę. O piątej mam zajęcia taneczne, ale chyba raz mogę sobie odpuścić...

***

Skończyła się ostatania lekcja. Wyszłam ze szkoły na boisko szkolne. Zauważyłam, że parę chłopaków, którzy także już nie mieli lekcji, grali w piłkę nożną.

Usiadłam na trybunach, mając na nich dość dobry widok. W sumie i tak nie miałam co robić, bo obiecałam Sam, że poczekam aż ona skończy lekcje. Musiałam czekać na nią jeszcze godzinę lekcyjną.

Wyciągnęłam z torby telefon i zauważyłam, że jest rozładowany. Bezradnie wypuściłam powietrze i patrzyłam na boisko.

Nagle obok mnie pojawił się Kayden. Spojrzałam na niego pytająco.

- Grasz z nami? - zapytał.

Może i nie powiedział nic śmiesznego, ale zaśmiałam się. Nie chciałam z nim grać, a poza tym byłam w tym kompletnie słaba.

- Zwariowałeś?

- No co? Tańczysz całkiem nieźle, a teraz chciałbym zobaczyć jak grasz - odparł jakby nigdy nic.

- Nie mam czasu - w moim głosie można było wyczuć sarkazm.

- No dawaj. Nie mów, że się boisz!

Jego głupi uśmieszek doprowadził mnie do szału. Miałam ochotę go uderzyć, ale powstrzymałam się.

Aby pokazać, że się nie boję, postanowiłam zagrać z tym idiotą. Nie chciałam żeby wyszło, że jestem w czymkolwiek słaba. Dam mu popalić nawet w piłce nożnej, choć nie umiem kopnąć piłkę do bramki.

Stanęłam obok jego kolegów, którzy patrzyli na mnie ze zdezorientowaniem. Nigdy nie widzieli jak gram, dlatego też byli zdziwieni, że właśnie mam taki zamiar.

- To jest Kylie - przedstawił mnie Kayden. - Chwilę z nami pogra.

Wiedziałam, że znali moje imię, bo byłam raczej popularna w tej szkole.

Ustaliliśmy kto z kim jest w drużynie. Na szczęście, albo i na nieszczęście nie byłam z Kayden'em.

Ustawiliśmy się na swoich miejscach. Dosłownie na przeciwko mnie stał czarnowłosy. Denerwował mnie tym, że ciągle się na mnie patrzył. Pokazałam mu środkowego palca, a on się tylko cwaniacko uśmiechnął. Dobrze wiedział, że jestem słaba. Przewróciłam oczami i uświadomiłam sobie, że mecz się zaczął. Na początku gra była dość spokojna. Dopiero, kiedy ja przyjęłam piłkę, Kayden podbiegł do niej i lekko uderzając mnie w kostkę, zabrał ją. Po niecałej minucie był gol.

Razem z jakimś blondynem, strasznie chudym brunetem i kolejnym blondynem, na którego koledzy żartobliwie mówili Gruby, byliśmy dużo słabszą drużyną. Kayden dobrze o tym wiedział, dlatego on wybierał składy.

Blondyn, którego imienia nie znałam, podał mi piłkę. Próbowałam ją jakoś poprowadzić do bramki. Byłam już bardzo blisko, nawet dobrze mi szło. Już z uśmiechem na twarzy, miałam zamiar uderzyć nogą w piłkę, ale dosłownie w ostatnim momencie Kayden wleciał na mnie. Obydwoje spadliśmy na ziemię.

- Ty idiota! - krzyknęłam.

Właściwie leżeliśmy w dość dziwnej pozycji. Ja byłam na ziemi, a chłopak zwisał nademną. Patrzyłam na niego z wściekłością.

Już było tak blisko do strzelenia bramki, a on mi po prostu to przerwał. Co za bezczelny dupek.

- Ups, to było niechcący - powiedział to z takim sarkazmem, że miałam ochotę powyrywać mu te kruczoczarne włosy z głowy.

Chłopak wstał, po czym zrobiłam to ja. Otrzepałam się z brudu i bez słowa wróciłam na swoje miejsce.

Gra znów się zaczęła, a moja złość nie malała. Chciałam do niego podejść i uderzyć go w ten jego głupkowaty uśmiech.

W końcu Gruby podał mi piłkę. Za mną biegł chłopak z przeciwnej drużyny. Musiałam komuś podać. Widziałam za Kayden'em chudzielca z mojego zespołu. Mocno kopnęłam do niego piłke. Jednak jak zwykle, miałam zeza i nie trafiłam.

Piłka poleciała prosto na twarz Kayden'a. W pierwszym momencie chciałam do niego podbiec i go przeprosić, bo właściwie to nie było zamierzone. Wtedy uświadomiłam sobie, że to on. Zobaczyłam, że chłopak od razu złapał się za twarz, na której był duży, czerwony ślad. Jego koledzy do niego podbiegli, sprawdzając czy wszystko jest okej.

- Ups, to było niechcący - powtórzyłam jego słowa, tak aby mnie usłyszał.

W tym momencie zadzwonił dzwonek. Zeszłam z boiska i pobiegłam po Sam.


Lea

Siedziałam na matematyce znudzona jak nigdy dotąd. Przed zaśnięciem powstrzymywał mnie tylko fakt, że za parę minut zadzwoni dzwonek i zacznie się długo wyczekiwany przeze mnie weekend. Pocieszało mnie również to, że już za chwilę będę mogła położyć się w moim łożku. Ale na razie siedziałam na niewygodnym krześle i przepisywałam bezmyślnie do zeszytu to, co było napisane na tablicy. Temat, który dzisiaj przerabialiśmy na lekcji był trudny, a nasza nauczycielka zapowiedziała, że na następnej lekcji zrobi nam z tego kartkówkę. Jednak ja jakoś nie specjalnie się tym przejęłam. Co kilka minut sprawdzałam telefon i czekałam na sms-y od Kayden'a, który skończył swoje lekcje już godzinę temu. Szczęściarz.

Przedmioty ścisłe nigdy nie były moją mocną stroną. Lepiej odnajdywałam się w przedmiotach humanistycznych, które nie sprawiały mi żadnego problemu. Czy tylko ja uważam, że lekcje matematyki są nudniejsze niż lekcje historii? Myślę, że nudniejsze jest rozwiązywanie wyrażeń algebraicznych niż uczenie się o epoce prekolumbijskiej.

Atmosfera, która panowała w klasie mnie przerażała. Wszyscy siedzieli i ze skupieniem rozwiązywali zadania w zeszycie, a nawet zgłaszali się żeby pójść do tablicy. Dziwne. W pewnym momencie do klasy weszła Sam, którą kojarzę tylko przez to, że przyjaźni się z Kylie, a skoro zadaje się z Jenkins coś musi być z nią nie tak. Dziewczyna stanęła na środku klasy. W ręku trzymała kartkę i długopis.

- W następny czwartek, w naszej szkole, zorganizowane są warsztaty ze zwycięzcą programu So You Think You Can Dance. Czy ktoś z was chciałby się zapisać?

- Tak, ja - odpowiedziałam bez dłuższego namysłu, a dziewczyna podeszła do mnie i podała mi kartkę żebym mogła się wpisać. Szybko przejrzałam kto jeszcze się zapisał. Oczywiście pierwsza na liście była Jenkins. Mogłam się tego spodziewać.

***

Moje marznie w końcu się spełniło i lekcje matematyki się skończyły, a ja byłam już w domu. Pierwsze co zrobiłam to poszłam do mojego pokoju i położyłam się na łóżku. Prawie zasypiałam, ale wybudził mnie dźwięk wiadomości z telefonu. Popatrzyłam na numer, ale w ogóle go nie kojarzyłam.

Spotkajmy się za godzinę w naszej kawiarnii. J.

Po treści wiadomość od razu domyśliłam się kto jest nadawcą.

Jack.

Jack do mnie napisał.

Jack chce się ze mną spotkać w NASZEJ kawiarnii.

Nie powinnam się z tego tak cieszyć, ale nie potrafię. Nie potrafię wyjaśnić tego czemu jestem taka szczęśliwa. Jeszcze przed chwilą byłam zmęczona i bez chęci do życia, a po tej wiadomości poczułam, że mogłabym zrobić wszystko. Byłabym nawet w stanie wytrzymać kolejną lekcję matematyki. A to wszystko tylko dlatego, że dostałam głupiego sms-a od chłopaka, którego znam parę dni.

***

Kawiarnia w której mieliśmy się spotkać znajdowała się niedaleko mojego domu i dziwi mnie to, że wcześniej jej nie znałam tym bardziej, że Jack miał rację, i sprzedają tam najlepsze lody waniliowe z bitą śmietaną i owocami, jakie jadłam.

Gdy weszłam do środka kawiarnii blondyn siedział już przy jednym ze stolików i pisał coś na telefonie. Miał na sobie zwykły biały t-shirt i czarne, idealnie przylegające spodnie. W pewnym momencie Jack mnie zauważył, a na jego twarzy rozpromienił uśmiech.

Podeszłam do stolika na którym stały już dwie herbaty. Blondyn wstał z miejsca i przytulił mnie na powitanie. W pierwszym momencie zamarłam. Czemu on tak na mnie działał?

- Jest jakiś powód naszego spotkania? - zapytałam i zajęłam moje miejsce.

- Trochę głupio mi się przyznać, ale... - przerwał. - Po prostu chciałem cię zobaczyć.

Znowu zamarłam.

×××

Gwiazdkujcie, komentujcie! ;>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro