29
Kylie
W piątek po szkole spotkałam się z Veronicą i Amandą. Tak jak wcześniej ustaliłyśmy - poszłyśmy do galerii wybierać sukienkę na ślub.
Okazało się, że Amanda jest całkiem uroczą blondynką o bardzo sympatycznej osobowości. Świetnie się z nią dogadywałam, a te zakupy choć na chwilę pozwoliły mi o wszystkim zapomnieć. Nie musiałam się martwić tym, czy Sam kiedyś sobie wszystko ze mną wyjaśni i czy Kayden wybaczy mi mój błąd.
Długo nie zajęło nam szukanie odpowiedniej kreacji. Dziewczyny z chęcią mi pomagały w wyborze, choć miałyśmy nieco odmienne gusta.
Wybrałam jasno różową sukienkę, która sięgała do kolan. Górna część była koronkowa, a rękawy były obcięte. Na dole była rozkloszowana. Od razu wpadła mi w oko. Idealnie pasowała do szpilek, które kupiłam tego samego koloru.
Po zakupach wybrałyśmy się do McDonald'sa, bo byłyśmy głodne.
- Pogodziłaś się z Sam? - niespodziewanie spytała Veronica, czekająca na swoje zamówienie.
Zaciekawiona Amanda spojrzała na mnie, a ja byłam pewna, że czerwonowłosa o wszystkim jej powiedziała.
- Nie. Już sama nie wiem czy zależy mi na tej przyjaźni.
Dziewczyny nie odezwały się. Na tablicy wyświetlił się nasz numerek z zamówieniem. Amanda poszła po tackę z jedzeniem, a ja zostałam przy stoliku z Veronicą.
- Sam ci coś zrobiła, prawda? Inaczej nie powiedziałabyś tak.
- Ohh... To długa historia.
Nie chciałam drążyć tematu o tym jak Sam skłóciła mnie z Kayden'em.
Prędzej czy później brunet i tak by się dowiedział o tym, że na początku go wykorzystywałam. Nie sądziłam jednak, że dowie się o tym od mojej przyjaciółki.
Byłej przyjaciółki.
***
- Kochanie, Evan przyjechał! - krzyknęła mama, a ja niemal potknęłam się o dywan, na tych długich szpilkach.
Spojrzałam jeszcze do lustra w moim pokoju, poprawiłam swoje blond włosy i poszłam na dół.
Byłam mocniej pomalowana niż zazwyczaj, włosy rozpuściłam i wyprostowałam. Założyłam jeszcze srebrną bransoletkę, którą dostałam od Sam i taki sam naszyjnik. Chyba pierwszy raz od długiego czasu czułam, że nie wyglądam źle.
Na dole ujrzałam elegancko ubranego Evan'a. Gdy mnie zobaczył, promiennie się uśmiechnął i skomplementował mnie.
- Możemy wychodzić - powiedziałam i ruszyliśmy w stronę drzwi wyjściowych.
Nie spodziewałam się osoby stojącej na podwórku.
Sam.
Nawet nie przywitała się, tylko od razu powiedziała, że musimy pogadać. Dobrze wiedziała, że nie miałam czasu, więc nie rozumiałam po co tu przyszła. Może miała mi do powiedzenia coś ważnego?
- Evan, poczekasz chwilę? To nam zajmie jakieś dwie minuty - rzekłam, a on od razu przytaknął i powiedział, że poczeka w samochodzie.
Moja mama z tatą już pojechali swoim autem, a ja miałam jechać z Evan'em.
- Wiem, że nie masz teraz zbyt wiele czasu, ale to ważne - powiedziała, a ja miałam ochotę przewrócić oczami.
- Przejdź do rzeczy Sam.
Dziewczyna spojrzała na moją dłoń i od razu wiedziałam, że zauważyła bransoletkę. Po jej twarzy nie mogłam rozszyfrować co takiego sobie o tym pomyślała, ale miałam wrażenie, że patrzy na to z tęsknotą. Tak jakby jeszcze zależało jej na naszej przyjaźni.
Może jeszcze opłaca się walczyć?
- Kayden pobił Dylan'a.
Wszystkiego się spodziewałam, ale nie tego.
Wzięłam głęboki wdech i starałam się sensownie pomyśleć. Nie miałam pojęcia co mam z tym zrobić. Zadzwonić do Kayden'a? Iść do niego? Przeprosić go?
Wszystkie opcje odpadały.
Lea
- Halo?
- W końcu odebrałaś. - usłyszałam w słuchawce głos Paul'a. - Pamiętaj o dzisiejszych zajęciach.
- Pamiętam. - odparłam. - Cały czas mi o nich przypominasz, więc nie mogłabym zapomnieć.
Paul wybuchnął śmiechem.
- Nie martw się. Dzisiaj na pewno przyjdę.
- Mam taką nadzieję. Do poźniej, Lea. - odpowiedział szybko i rozłączył się przez co nie zdążyłam nawet nic odpowiedzieć.
Wsunęłam telefon do kieszeni moich ulubionych, grafitowych spodni i postanowiłam nie czekać dłużej na autobus, który się spóźniał. Całkiem dobrze zrobi mi dłuższy spacer do domu. Przynajmniej nie będę musiała sztucznie uśmiechać się do osób w autobusie, które są rownież sztucznie miłe dla mnie i udają, że mamy dużo tematów do rozmów. Zresztą ostatnio bardziej polubiłam spędzać czas tylko w swoim towarzystwie. Kiedyś uwielbiałam spędzać czas ze znajomymi, lubiałam wychodzić z nimi po szkole, imprezować. Nawet nie wiem, kiedy zdążyłam się tak zmienić albo po prostu tylko mi wydaje się, że się zmieniłam, a w oczach innych jestem postrzegana tak jak wcześniej.
***
Stałam przy dużym, przestrzennym oknie w salonie przez które był doskonały widok na podjazd pod nasz dom na którym zaraz miała zjawić się moja mama, żeby zawieźć mnie na trening. Tylko, że jak zwykle się spóźniała, a ja z coraz większa niecierpilowością wypatrywałam jej. Mogłabym do niej zadzwonić, ale wiedziałam, że to tylko pogorszy sprawę, bo ona szczerze nienawidzi, gdy się ją pośpiesza.
- Muszę w końcu zrobić prawo jazdy. - wymamrotałam z niezadowoleniem pod nosem.
Odblokowałam telefon i weszłam w wiadomości, żeby napisać do Paul'a, że najprawdopodniej trochę się spóźnię, ale właśnie wtedy usłyszałam jak moja mama zatrąbiła co oznaczało, że mogę już wychodzić i wcale się nie spóźnię. Chwyciłam za torbę w której miałam rzeczy na przebranie i wybiegłam z domu.
Pod akademię i tak podjechałyśmy z opóźnieniem, bo na mieście jak zwykle były korki, ale ważne, że w ogóle tu dotarłam. Szybko zatrzasnęłam za sobą drzwi od samochodu i wbiegłam do budynku, kierując się po schodach do szatni, a następnie w stronę wielkich, niebieskich drzwi, które prowadziły do sali w której mamy treningi.
- Jestem! - krzyknęłam, gdy weszłam do sali, a Paul tylko szeroko uśmiechnął się na sam mój widok.
- Powtórzcie to ćwiczenia jeszcze raz. - wydał polecenie innym po czym podszedł do mnie. - Myślałem, że już nie przyjdziesz. Masz szczęście. - zaśmiał się i uścisnął mnie na powitanie.
- Obiecałam ci, że przyjdę, a zwykle nie łamie obietnic. - odparłam, a potem zauważyłam, że wszyscy nas obserwują. Po chwili brunet też to zauważył. - Dlaczego oni tak się gapią?
- Nie wiem. - wzruszył ramionami i jeszcze raz obejrzał się za siebie. - Dobra, wracajcie do ćwiczeń. Ty też, Nelson. - powiedział surowo, wskazując na mnie palcem, ale po chwili uśmiechnął się uroczo i puścił mi oczko.
Stanęłam pomiędzy Kim i Ashley. Przez chwile jeszcze rozglądałam się po sali. Nigdzie nie widziałam Jack'a. I jak najbadziej cieszyłam się z tego powodu.
- Dlaczego tak długo nie było cię na treningach? - zapytała Kim, gdy w międzyczasie wykonywała ćwiczenie, które demonstrował Paul.
- W sumie przez nic ważnego.
- Możecie nie rozmawiać? - usłyszałyśmy głos Paul'a, który skierował to zdanie do nas i zmroził nas wzrokiem.
Był dużo bardziej zestresowany i nerwowy niż na wcześniejszych zajęciach, ale pewnie to wszystko przez te przedstawienie, które niedługo ma się odbyć. Wkładał w te treningi dużo serca i pewnie chce, żeby wszystko było idealne i dopięte na ostatni guzik.
Razem z Kim wymieniłyśmy się spojrzeniami i cicho zachichotałyśmy tak żeby Paul tego nie zauważył.
- W porządku, teraz musicie się skupić. Pamiętajcie, że nie zostało nam wiele prób, a do przedstawienia zostało coraz mniej dni. Zaraz puszczę piosenkę, a wy zatańczcie tak jakby miałby to być wasz ostatni raz, rozumiecie? Wyobraźcie sobie, że jesteście tu sami. Może zamknijcie na chwilę oczy. - zasugerował Paul, a wszyscy bez wyjątku wykonali jego polecenie. - Pomyślcie o czymś co sprawia wam przyjemność albo wyobraźcie sobie, że stoi przed wami osoba, której od dawna chcieliście pokazać czego się tu nauczyliście i jak doskonale tańczycie.
Przez kilka sekund na sali panowała cisza. Jedyne co słyszeliśmy to ciche głosy innych, które dobiegły z sali z naprzeciwka.
- Okej, gotowi? Teraz dajcie z siebie wszystko.
Brunet włączył piosenkę, a ja nigdy wcześniej nie byłam bardziej gotowa, żeby zatańczyć najlepiej jak umiem choreografię, którą Paul nas nauczył, ale właśnie wtedy drzwi od sali otworzyły się i zobaczyłam w nich Jack'a.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro