22
Kylie
Sala przeważnie była pusta. Może kiedyś, gdy chciałam sobie poćwiczyć, spotkałam dziewczynę, która akurat na niej ćwiczyła. Odkąd przyprowadziłam tu Kayden'a to i on zaczął tutaj chodzić.
Brunet odwrócił się w stronę lustra i znów zaczął tańczyć, nie zwracając na mnie uwagi. Zirytowało mnie to. Nie wiedziałam co zrobić i tak po prostu stałam w jednym miejscu, patrząc na ruchy chłopaka. Podobało mi się to jak się poruszał. Miał wielki talent. Chciałam do niego podejść i z nim zatańczyć, ale coś mi nie pozwalało. Nie miałam takiej odwagi. Czekałam na to, aż to on jakoś zareaguje. Może dziwnie wyglądało to, że obserwowałam jego, ale on się nie odzywał. On po prostu z jakiegoś powodu nie chciał ze mną rozmawiać.
Westchnęłam. Podeszłam do ławki koło okno, na której usiadłam. Ściągnęłam trampki i znów spojrzałam na Kayden'a. Tym razem i on popatrzył na mnie, ale wciąż poruszał się w rytm piosenki.
- Jak to jest? – zaczął, a ja uniosłam brwi. – Niby zarywasz do Dylan'a, a całujesz się z Paul'em.
Zaśmiał się nerwowo.
Teraz zdałam sobie sprawę z tego, że on jest dokładnie taki sam jak Lea. Niczym się nie różnią. Nie rozumiałam tylko, czego jakaś głupia sytuacja z pocałunkiem, musiała zepsuć całą naszą relację. Na początku nie zachowywał się jak jakiś dupek. Był miły, a teraz? Teraz był po prostu wredny i bezczelny.
- Nie zarywam do Dylan'a – wytłumaczyłam.
W sumie nie wiem czemu to powiedziałam, przecież nie musiał wiedzieć o tym jak jest naprawdę. Co go to interesowało?
Nie odpowiedział, lecz znów się zaśmiał. Nie rozumiałam co w tym było takiego śmiesznego.
- Ty jesteś po prostu zazdrosny – powiedziałam i sama siebie zadziwiłam moimi słowami.
Nie chciałam mówić tego na głos. Po prostu nie podobało mi się to, że mnie tak wyśmiewał, więc musiałam mu coś odpowiedzieć. Jednak jakaś część mnie chciała, żeby to potwierdził.
- Czy ja się przesłyszałem? – Podszedł do mnie i wyciągnął rękę. Podałam mu swoją i tym sposobem znów razem tańczyliśmy, a ja poczułam przyjemne ciepło. – O ciebie miałbym być zazdrosny?
I znów ten chamski śmiech. Chciałam go kopnąć, ale taniec skutecznie mnie uspokajał.
- Może ty byś chciała, żebym był o ciebie zazdrosny, co?
- Lepiej zajmij się tą swoją Ashley – odparłam bez namysłu.
- Kochanie, czy ty jesteś o mnie zazdrosna? – Nagle przerwał nasz taniec i lekko się ode mnie odsunął. Słyszałam ten sarkazm w jego głosie.
Po moim ciele przebiegły ciarki. I to wszystko przez to jak mnie nazwał i powiedział to z tak cholernie cudowną chrypą.
- Chyba zwariowałeś – zaczęłam się jąkać, ale po chwili odchrząknęłam. – Nigdy nie byłabym o ciebie zazdrosna.
Kayden oblizał swoje spierzchnięte usta. Nie potrafiłam nawet skupić się na tańcu. Strasznie mnie rozpraszał. Nawet jego ręce na mojej talii mi przeszkadzały.
- Taa – odparł. – W sumie to myślałem, że jesteś fajniejsza, ale Lea miała rację co do ciebie.
Nie byłam wkurzona na Lea'ę. Ona nigdy mnie nie lubiła i mogła mówić o mnie co chce. Nie interesowała mnie jej opinia na mój temat. Zresztą ja też nie pałałam do niej sympatią. Ja po prostu myliłam się co do Kayden'a. Z początku chodziło mi tylko żeby zrobić na złość jego przyjaciółce, ale z czasem naprawdę go polubiłam. Kiedy powiedział mi to, byłam zawiedziona. Dlaczego on nagle zrobił się taki wredny? Co się z nim stało? On nie był tym chłopakiem, którego poznałam.
Poczułam się dużo gorzej niż wcześniej.
- Wiesz co? – Wzięłam głęboki wdech. – Jesteś kompletnym dupkiem. Nie rozumiem czemu teraz się tak zachowujesz.
- Ja się zachowuję jak dupek? – Odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie jak na wariatkę. – Nie myśl, że wtedy w samochodzie chciałem cię pocałować. To był taki impuls.
Jego słowa mocno mnie zabolały. Czułam łzę, która poleciała po moim policzku. Nie chciałam przy nim płakać. Chciałam mu pokazać, że jestem silna i jego słowa na mnie nie działają, ale nie potrafiłam. Pękłam.
- Nie myśl, że ja nie chciałam cię wtedy pocałować Kayden – wyznałam.
Chłopak spojrzał na mnie totalnie zszokowany. Sama byłam zaskoczona, że to powiedziałam, ale nie umiałam już ukrywać tego, że nic do niego nie czuję. Pierwszy raz przyznałam to przed samą sobą.
- Chyba za mocno cię polubiłam – przegryzłam wargę aby jakoś powstrzymać płacz.
Brunet chciał do mnie podejść, ale odsunęłam się. Niespodziewanie do sali weszła Ashley. Szybko przetarłam oczy, żeby nie było widać mojego rozmazanego makijażu, ale zapewne nic to nie dało.
- Kylie? Myślałam, że będziemy tutaj sami – powiedziała.
Zabrałam swoje trampki i nawet ich nie ubierając wyszłam z pomieszczenia. Słyszałam za sobą głos dziewczyny i pytanie do Kayden'a „czemu ona płakała?". Wtedy to mnie najmniej interesowało.
Usiadłam na schodach, które prowadziły do wyjścia. Szybko ubrałam buty, po czym wyciągnęłam telefon. Miałam nieodebrane połączenie od Dylan'a, ale nie miałam ochoty na to, żeby z nim rozmawiać. Zadzwoniłam do Sam. Odebrała po kilku sygnałach.
- Hej. – Słyszałam po jej głosie, że coś się stało.
- Przyjedziesz do mnie? – zapytałam, w między czasie pociągając nosem.
- Daj mi spokój Kylie – warknęła. To nie było do niej podobne. – Nie spodziewałam się po tobie tego wszystkiego.
I po prostu się rozłączyła. Nie wiedziałam o co jej chodzi. Oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy. Chciałam, żeby ten koszmar się skończył.
Lea
Miałam wrażenie, że na dzisiejszej lekcji historii byłam jedyną osobą, która zapisywała notatki w zeszycie i słuchała, co mówił do nas nauczyciel. Lubię historię i cieszę się, że przynajmniej z tym przedmiotem nie mam problemu.
- Zostało pięć minut do końca lekcji - poinformowała mnie Amy, która od początku zajęć przeglądała coś na telefonie, nie skupiając się na tym, co mówił nauczyciel. Pokiwałam głową i zaczęłam rozwiązywać jakieś zadanie z podręcznika.
***
Wyszłam z sali i zobaczyłam Kayden'a, który stał przy tablicy ogłoszeń i pewnie sprawdzał, czy jakieś zajęcia nie zostały odwołane. Chciałam pójść do niego, żeby się przywitać, ale zobaczyłam Kylie. Stała sama, dlatego postanowiłam do niej podejść.
- Kylie! - zawołałam, idąc w jej stronę i fałszywie się uśmiechnęłam, na co blondynka tylko przewróciła oczami. - Nie wiem, czy wiesz, ale Kayden jest teraz z Ashley, więc najlepiej będzie jak w końcu dasz mu spokój - skłamałam, ale widziałam, że dziewczynę zaskoczyło to co powiedziałam. Byłam na nią zła za to, że bawi się uczuciami Kayden'a, dlatego musiałam jej to powiedzieć.
Kylie uśmiechnęła się nerwowo.
- Wiem, że robiłaś to wszytko, żeby zrobić mi na złość - powiedziałam, krzyżując ręce na piersi. - Nie jesteś w nim zakochana.
- Ty nic nie wiesz - odparła, przecierając rękawem po twarzy, jakby ścierała łzę i szybkim krokiem odeszła.
Okej.
Teraz nie wiem, czy dobrze zrobiłam, mówiąc jej to, ale powiedziałam prawdę. Chyba.
***
Dzisiaj skończyliśmy trening szybciej, niż zazwyczaj.
- Więc, jedziemy do ciebie czy idziemy gdzieś? - zapytał Jack, trzymając rękę wokół mojej tali.
Jack i ja zachowujemy się jak para, ale przecież nią nie jesteśmy, ale nie jesteśmy też przyjaciółmi, bo w końcu przyjaciele nie całują się, nie chodzą za rękę i nie patrzą się na siebie w taki sposób. Więc, kim my w ogóle jesteśmy?
- Możemy pojechać do mnie - powiedziałam, poprawiając kosmyk włosów, który opadł mi na twarz. - Tylko pożegnajmy się jeszcze z Kayden'em i Ashely - dopowiedziałam, gdy zobaczyłam, że wychodzą razem z budynku.
Nie ukrywam się, że ucieszyłam się na widok tej dwójki razem.
- Oh, idziecie gdzieś jeszcze razem?
- Um, nie. Mam trening z piłki. Może innym razem gdzieś wyjdziemy - odpowiedział Kayden, puszczając oczko do dziewczyny, a ja przewróciłam oczami, bo czy on właśnie próbował się jakoś wykręcić?
- Ashley może iść z tobą na trening, prawda? - zapytałam blondynki, która od razu uśmiechnęła się i potwierdziła, kiwając głową.
- No to okej - odpowiedział uśmiechając się lekko, ale czułam, że jest na mnie wkurzony.
***
- Co to było? - zapytał Jack, gdy wsiedliśmy do samochodu.
- Co?
- To przed chwilą.
- Ah, to - odpowiedziałam, udając, że dopiero teraz zrozumiałam o co mu chodziło. - Ashley podoba się Kayden. Chciałam tylko pomóc.
- Kayden nie wyglądał na zadowolonego, gdy powiedziałaś, żeby Ashley poszła na trening - powiedział blondyn, włączając jakąś piosenkę w radiu.
- Wydaje ci się.
Jack wzruszył ramionami i skupił się na jeździe, a ja jak zwykle patrzyłam na niego. Uwielbiałam patrzeć na jego dołeczki, gdy się uśmiechał, czy obserwować go, gdy jest poważny i skupiony.
Kiedy Jack nagle popatrzył na mnie od razu odwróciłam wzrok, bo nie chciałam, żeby pomyślał, że cały czas się na niego gapię. Chociaż chyba i tak się już domyślił, bo od razu zaczął się śmiać, a ja zaczerwieniłam się. Tak, to było niezręczne. Jak najszybciej chciałam odwrócić jego uwagę od siebie i zmienić temat, dlatego impulsywnie sięgnęłam po plastikową kartę, która leżała na desce rozdzielczej samochodu.
- To ty? - zapytałam, wskazując na zdjęcie, gdy zobaczyłam, że jest to dowód.
- O boże, tak - powiedział nerwowo. - Ale nie patrz na to.
- Czemu? - zapytałam i zaśmiałam się, przeglądając dowód. - Um, dlaczego tu jest napisane Jackson McCall? - spytałam po chwili.
- Właśnie dlatego - wymamrotał. - Nienawidzę tego imienia.
- To twoje prawdziwe imię? - starałam się nie roześmiać z tego, że Jack ukrywa to jak naprawdę się nazywa. - Jest urocze.
- Proszę obiecaj mi, że nie będziesz tak do mnie mówić.
Zaśmiałam się i odłożyłam dowód na miejsce.
Po jakimś czasie znowu złapałam się na tym, że się na niego gapiłam. Dlaczego cały czas to robię?
Dlaczego tak bardzo chcę, żeby Jack był moim chłopakiem? I dlaczego potrzebuję tego, żeby powiedział mi, że mnie kocha?
Tym razem patrzyłam przez okno na ludzi, budynki i inne samochody, które rozmazywały się, bo jechaliśmy szybko. Wtedy poczułam jak Jack położył dłoń na moim kolanie, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz, ale po tym od razu ją zabrał i podgłośnił piosenkę w radiu. Kojarzyłam ją, ale nigdy nie wsłuchiwałam się w tekst.
''No powiedz, że mnie kochasz, tylko dzisiaj
I nie dawaj mi czasu, ponieważ to nie to samo''
Po tych słowach w piosence czułam potrzebę zapytania chłopaka, czy jesteśmy kimś więcej, niż tylko przyjaciółmi.
- Jack.
Chłopak popatrzył na mnie z pytającym spojrzeniem.
- Coś się stało?
- Mogę zadać ci pytanie? - spytałam, na co blondyn pokiwał głową i kazał mi zacząć mówić.
Prawie wypowiedziałam pierwsze słowo, ale nagle stchórzyłam.
- O co chodziło z tym zakładem? - spytałam, bo było to pierwsze pytanie, które wpadło mi do głowy. Byłam na siebie zła i czułam się okropnie, ale nie potrafiłam go o to zapytać, bo bałam się jego odpowiedzi.
- Jakim zakładem?
- Twoim i Paul'a - odparłam. - Mówiliście wtedy o tym pod domem Paul'a, gdy wysiedliście z samochodu.
- Nic ważnego. Chodziło o jakiś mecz.
- Okej - westchnęłam zrezygnowana, bo właśnie straciłam szansę, żeby dowiedzieć się, czegoś naprawdę ważnego dla mnie.
- Dlaczego pytasz?
- Po prostu byłam ciekawa.
- Myślałem, że wtedy spałaś i nic nie słyszałaś.
- Nie spałam - odparłam. - Zresztą już nieważne.
***
- Co chcesz robić? - zapytałam, gdy weszliśmy do mojego domu.
- Możemy pooglądać jakiś film.
- Okej, ale ja wybieram.
Chłopak przewrócił oczami, ale zgodził się i poszedł do salonu, żeby włączyć telewizor, a ja udałam się do kuchni, by zrobić nam coś do jedzenia. Moich rodziców nie było w domu, więc byliśmy sami.
- Lubisz sushi?
- Jasne.
Wyciągnęłam jedzenie z lodówki i przygotowałam pałeczki.
To będzie zdecydowanie jeden z lepszych wieczorów jakie w życiu spędziłam.
- Ktoś puka do drzwi - poinformował mnie chłopak, a ja miałam tylko nadzieję, że to nie moi rodzice, którzy wrócili wcześniej.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam osobę, której w ogóle się nie spodziewałam.
Moja kuzynka.
Louise.
- Hej! - krzyknęła, rzucając się na mnie, żeby przytulić mnie na powitanie.
- Co ty tu robisz? - zapytałam, gdy w końcu mnie puściła.
- Przyleciałam wczoraj z Birmingham i zostanę u was na kilka dni - odpowiedziała z entuzjazmem. - Bardzo cię cieszę.
Ostatni raz widziałyśmy się w wakacje dwa lata temu. Kiedyś byłyśmy ze sobą bardzo blisko, ale później pogorszył nam się kontakt, bo rodzice Lou postanowili wyprowadzić się do Anglii.
- Dawno się nie widziałyśmy.
- To prawda. Zmieniałaś się - powiedziałam uśmiechając się, a dziewczyna tylko pokiwała głową.
Louise miała jasną karnację, błękitne oczy i długie, blond włosy, który naturalnie były kręcone, ale dziewczyna je prostowała. Mimo wszytko nie miała przeciętnej urody. Wszyscy zawsze mówili jej, że jest bardzo ładna, dlatego dziewczyna od zawsze była pewna siebie.
- Gdzie są twoi rodzice?
- Są jeszcze w pracy i wrócą późnym wieczorem.
- Czyli jesteśmy same?
- Nie do końca - odpowiedziałam i wskazałam na Jack'a.
Gdy dziewczyna zobaczyła chłopaka, poprawiała włosy i popatrzyła na mnie z pretensjonalnym spojrzeniem, które mogłam odczytać jako 'dlaczego nie powiedziałaś mi, że jest tu jeszcze chłopak?'
- Jack - powiedział chłopak, wystawiając rękę na przywitanie.
- Louise.
^^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro