ii
soobin i beomgyu leżeli na łóżku starszego, mieli iść zaraz spać, obydwoje byli bardzo zmęczeni. udało im się namówić mamę młodszego choi na nocowanie, dlatego wykorzystali cały dzień na zabawę.
— o której godzinie jutro wracasz do siebie? — zapytał się wyższy, i popatrzył na przyjaciela. promienie księżyca, wchodzące przez nie zasłoniętą roletę, lekko muskały jego twarz, wyglądał teraz uroczo.
— mój ojciec powinien przyjechać około dziesiątej — wymruczał po cichu i zamknął oczy. leżeli chwilę w ciszy, dopóki beomgyu się nie odezwał.
— powiedz, że mnie lubisz, soo — odwrócił się w jego stronę, i wlepił wzrok w jego oczy. po dwóch latach przyjaźni, soobin nie uważał tego za dziwne, bo wiedział, że te dwa słowa go uszczęśliwiają. jednak kiedy pytał się czemu chce, by to mówił, młodszy zawsze zmieniał temat albo nie odpowiadał.
— ah... — westchnął — lubię cię. nawet nie wiesz, jak bardzo, gyu — lekko się zaśmiał, a szatyn się w niego wtulił. po chwili oboje zasnęli wtuleni w siebie.
✧
następnego dnia, o godzinie dziewiątej soobin i beomgyu musieli się rozstać, bo po młodszego przyjechał jego tata.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro