Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Say Something《Percico》♡

Rozdział niesprawdzony !!

Percy Pov:

-A więc jakie masz plany glonomóżdzku?-Spytała wesoło Thalia. Miała się już o wiele lepiej i postanowiła odwiedzić nas w Obozie.
Tak więc całą czwórką :Ja, Annabeth, Thalia oraz Grover udaliśmy się na polanę i po prostu rozłożyliśmy się na trawie wystawiając nosy do słońca ciesząc się przyjemnym ciepłem.

Niby takie zwyczajne a daje tyle radości.
Szczerze nie wyobrażam sobie nie widzieć więcej blasku słońca, jego wschódów i zachódów.
Mrok to nie jest dla mnie nic przyjemnego.

"Nico cały czas w nim żyje"-pomyślałem a uśmiech znikł z moich ust.
Martwiłem się o tego chudego, niskiego syna Hadesa.
Może i pokazał podczas bitwy pazurki,ale łatwo go zranić.
"Więcej cierpienia już Nico nie potrzebuje"
Westchnąłem ciężko siadając. Oparłem rękę o kolano wpatrując się przed siebie.
-Glonomóżdżku?-zaczęła niepewnie Annabeth przytulając się do mnie od tyłu-Co męczy twój biedny mały mózg?
-Hahaha-Parsknąłem-Mój chociaż ma miejsce do oddychania. Ne to co twój!
Wszyscy zachichotali a Thalia rzuciła pod nosem:
-Bardzo dużo miejsca ma ten twój mózg Percy
-Spadaj piorunowa ja go chociaż mam!
-Masz coś do mnie wodoroście?
-Zaczyna się-Oświadczyła Annabeth padając z powrotem na trawę. Odwróciłem się w jej stronę i spojrzałem na prawdziwego anioła.
Jej blond loki błyszczały w słońcu, będąc rozsypane wokół głowy, tworząc pewnego rodzaju aureole, burzowe oczy rozjaśniły się a na ustach gościł przepiękny szeroki uśmiech.
Niewiele myśląc pochyliłem się nad nią składając niewinny pocałunek.
Thalia i Grover zaczęli się śmiać przez co i ja mimowolnie się uśmiechnąłem.
-Kocham Cię madralo-szepnąłem w usta mojej dziewczyny.
-Ze wzajemnością głupku.
-Typowe małżeństwo. Dlatego zostałam nieśmiertelna...
-Ehem dziewica ehem-kaszlnąłem w rękę. Thalia spojrzała na mnie gniewnie ręka mnie odpychając przez co upadłem obok Annabeth, która zachichotała.
-Kocham Was troje -oświadczył Grover-No i Kaline, i puszki i...
-Rozumiemy kozłonogu-założyłem ręce na klatce piersiowej. I chciałem przymknąć oczy żeby się odprężyć lecz wtedy poczułem na sobie czyjś wzrok.
Podniosłem się ponownie rozgladając. Dopiero po chwili go ujrzałem, w cieniu ukryty pośród drzew stał młody chłopak. Ubrany był całkiem na czarno, i wszystko było co najmniej raz za duże.
Włosy były w totalnym nie ładzie zupełnie jakby dopiero co wstał z łóżka.
A twarz była smutna.
Oczy lśniły od bólu i smutku.
I pomimo iż widząc jak na niego spoglądam wysłał mi coś na kształt uśmiechu moje serce zamarło. I z bólem patrzyłem na to jak syn Hadesa rozpływa się w mroku.

Nico Pov:

Kolejny dzień, kolejne minuty udawania.
Czy to ma jakiś głębszy sens?
Każdego cholernego dnia gdy tylko wzejdzie słońce dla innych budzi się nowy dzień.
Dla mnie nadal trwa mrok. I nikt nie umie go rozproszyć.
On pochłania mnie całkowicie.
Więc jaki jest sens wychodzenia, sztucznego uśmiechania się i mówienia "Jest okay. Czuję się świetnie?".

Kiedyś miałem Biankę. Ona mnie w pełni akceptowała. Po prostu była przy mnie w chwilach kiedy było źle jak i dobrze.
A teraz jej nie ma.I nie ma nikogo innego.
Chociaż jest, ale on o tym nie wie.
I nigdy się nie dowie.
Zarzuciłem kaptur na głowę po czym złapałem za klamkę.
"Dasz radę Nico! To tylko kilka minut. Wyjdziesz i od razu pójdziesz do lasu"-pocieszałem siebie w myślach.

Aż kilka minut.
Prawda jest taka, że ja boję się ludzi.
Oni są gorsi niż potwory. Oddasz im swoje zaufanie a oni Cię zniszczą.
Skreślą bo jesteś inny.

Dziwak.

Myślałem, że po bitwie z tytanami znajdę przyjaciół.
Byłem głupi.
Dla kogoś takiego jak ja nie ma tu miejsca.
Tu jest wesoło.
Nie pasuje tu.
Moje miejsce jest w podziemiu.
Dlatego odejdę. I nikt nie będzie tesknił.
Nacisnąłem klamkę, po czym delikatnie uchyliłem drzwi. Kilka promyków słońca wkradło się do środka i pada prosto na moje czarne trampki.
Uchylam je bardziej.
Do moich uszu docierają codzienne rozmowy.
Przełykam ślinę po czym wychodzę.
Blask dnia razi moje przyzwyczajone do ciemności oczy.
Skrzywiam się delikatnie po czym mając spuszczoną głowę kieruje się w stronę lasu.
Czuję na sobie wzrok obozowiczów.
Słyszę ich szepty na mój temat. Gorsze od wymian zdań od dusz z podziemia.
"Czemu on jest taki ponury?"-dociera do mnie cichy dziewczęcy głos. Podnoszę wzrok.
Drew Tanaka. Grupowa domku Afrodyty.

Od śmierci Sileny rozpanoszyła się tam jak jakaś kuropatwa, którą przy okazji jest.

Widząc mój wzrok na sobie odwraca głowę. A ja ponownie ją spuszczam i przyśpieszając krok biegnę do lasu.

Kiedy do niego docieram, opieram się o drzewo i głęboko oddycham ć.
To śmieszne, ale bezpieczniej czuję się z potworami niż ludźmi.
Każda sekunda w ludzkim towarzystwie jest dla mnie walką z wewnętrznymi demonami.
Których niestety nikt nie zaakceptuje.

Przechadzałem się tak po lesie.
Godzinę, może dwie. Wsłuchując się w ciszę.
Która była dla mnie błogosławieństwem.
Czułem się wolny.
I w pewnym momencie usłyszałem coś jeszcze.
Śmiech.
Moje serce zabiło szybciej słysząc go a usta ułożyły się w coś na kształt uśmiechu.
Tylko jedna osoba ma taki ciepły, serdeczny a z drugiej strony drażniący śmiech.
Percy Jackson.
Syn Posejdona, zbawca Olimpu oraz złodziej mego serca.

Stałem w mroku przypatrując się czwórce przyjaciół.
Byli tacy beztroscy. Zupełnie jakby nie było ostatnio wojny a oni byli na spokojnych wakacjach.

Jednym z nich był satyr, który siedział po turecku trzymając swoją piszczałke w dłoni i obracał między palcami jakby zastanawiał się czy zagrać czy może sobie darować.
Kolejną osobą była dziewczyna z krótkimi czarnymi roztrzepanym włosami.
Oraz z srebrną opaską na nich.
Jej oczy są błękitne jak bezchmurne niebo a usta ułożone są w drwiący uśmieszek.
Kolejna dwójka wygląda na szczęśliwą parę.
Dziewczyna-blondynka o blond włosach mieniących się blaskiem w słońcu oraz o szarych oczach, które pewnie teraz błyszczały.

Oraz on...
Chłopak, który wygląda jak Bóg.
Czarne włosy były roztrzepane w prawdziwy artystyczny nie ład jakby dopiero co wstał z łóżka.
Pełne malinowe usta ułożyły się w szeroki, przyjazny uśmiech wysyłany w stronę przyjaciół.
A jego morskie oczy, w które raz się spojrzy i po prostu się utonie błyszczały jak jeszcze nigdy.

Lśniły one niczym prawdziwe...gwiazdy. Były piękniejsze od jakich kolwiek brylantów, szmaragdów czy diamentów.
One lśniły, ale innym blaskiem.
A ich odcień przyciąga na kilometr i sprawia, że nie umiesz odwrócić wzroku. Po prostu spoglądasz tam i wglębiasz się.

One są jak...
Są sercem oceanu.
On nim jest.
Jest jakby nie z tego świata.
Jego wady dodają mu wręcz niezwykłości przez co ciężko się od niego tak po prostu odwrócić.

*******
Jednak ja to zrobiłem. Zrobiłem w momencie kiedy on na mnie spojrzał.
Bo nie mogłem utrzymać z nim kontaktu wzrokowego.
Udusiłbym się.
Zapomniał jak się oddycha.
Liczył by się tylko on.
A z drugiej strony wraz z zetknięciem ust syna Posejdona z ustami córki Ateny moje serce zostało przebite sztyletem po czym rozszarpane na pół słysząc słowa :
-Kocham Cię madralo.

-Nico?-Odwróciłem się na pięcie. Pierwszy raz ktoś krzyczał moje imię.
Tyle, że ja znam właściciela tego g)osu-Hej di Angelo-Syn Posejdona złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę.
-Czego?-starałem się brzmieć opryskliwie.
Wiedziałem, że będzie mi się to udawać pod warunkiem, że nie spojrze mu twarz. Wtedy wszystko się spieprzy.
-Bo jutro wyjeżdżam. I tak sobie pomyślałem..wpadłbyś do mnie?
-Po co?
-Żeby miło spędzić czas.
-Nie ja nie...-urwałem kiedy podniósł moją głowę.
Moje oczy napotkały jego.
Te lśniące morskie cudeńka.
-Nico co ci szkodzi?-Spytał uśmiechając się szeroko.
Motylki w moim brzuchu zafalowały-zaczęły łaskotać mój brzuch a serce zaczęło bić szybciej.
-Tak właściwie...nie mogę ja..
-Nico nie daj się prosić-Żartobliwie klepnął mnie ręką w ramię.
Wystarczyła chwila.
Moim ciałem wstrząsnął dreszcz.
-Okay.
Syn Pana mórz uśmiechnął się na to, przytulił mnie do siebie i powiedział:
-Do jutra.

Percy Pov:

Dwa tygodnie później :

Niebezpieczeństwo jest ciche. Nadchodzi w najmniej oczekiwanym momencie.
Atakuje nas kiedy my jesteśmy rozkojarzeni i nie przygotowani do bitwy.
Tak i było tym razem.
~~~~☆☆☆☆~~~~~

W czarnych oczach Nica lśniły łzy, spływające teraz także po jego bladych policzkach. Patrzył na mnie, trzymając mnie za rękę. Sam nie wiedziałem czy jego ręka drży z przerażenia czy po prostu to trzęse się jak galaretka i wprawiam jego rękę w ruch.

Czułem jak śmierć się do mnie zbliża, nie było szans żebym przeżył. Kery zadały mi śmiertelny cios. Z którego nie umiałbym się podnieść. Już raz mi się udało, wtedy to było ostrzeżenie. Tylko nadal nie wiem skąd znała mój jedyny słaby punkt, miejsce, które łączyło mnie ze śmiertelnością.

-Dlaczego?-wychrypiał syn Hadesa przełykając ślinę. Dolna warga mu drża0a więc przygryzł ja. Nie wiem czy kiedyś widziałem go w takim stanie.

-Obiecałem Ciebie chronić-każde słowo wypowiadałem z trudem. Czułem jak moje serce bije coraz to wolniej. Mimo to zacząłem mówić dalej -....nie pozwolić Cię skrzywdzić.
-Dlatego oddajesz za mnie życie?-W jego głosie brzmiała jednocześnie wdzięczność jak i żal. Gorycz, która chyba wywiercała go od środka- To nie może się tak skończyć. To ja powinienem umrzeć.-Warknął przez zaciśnięte zęby. Słyszałem jak w jego głosie pojawia się gniew, żal i strach.

Patrzyłem na niego uświadamiając sobie jak bardzo się zmienił od wojny tytanów. Mimo iż było to nie całe dwa tygodnie temu m zrobił się jakiś pogodniejszy. Czasami zdarzało się nam nawet iść razem do McDonald'a i przez całą drogę żartować. Myśląc o tych chwilach mimowolnie się usmiechnąłem.

Kiedy odeszła Bianka przysięgałem sobie, że go ochronie, że sprawie iż znowu będzie tym radosnym chłopakiem.

Nawet Annabeth twierdziła, że to nie możliwe a ja się uparłem.

Posejdonie...Annabeth.

-Przepraszam-wyszeptałem-Naprawdę chciałem ochronić Biankę.-Nico zacisnął usta w wąską linię.-I wybacz, że Cię proszę, ale nie zdąrzę się z nimi pożegnać...i...powiedz Tysonowi i Groverowi, że było wspaniali. Byłem z nich taki i nadal jestem taki dumny! Tak samo Thalia wkurzała mnie, ale jak się nie wywyższa jest spoko.-Przełknąłem z trudem ślinę-Mojej mamie, że ją przepraszam. I bardzo...-urwałem przygryzając wargę.
-Percy tak wiem, nic nie musisz mówić.
-Muszę.
-Czy ty nawet podczas śmierci musisz być taki...wkurzający-Uśmiechnąłem się słabo.
-Taki mój urok a więc-Nico wywrócił oczami mocno ją kocham. A Annabeth...on...-urwałem czując okropny ból rozchodzący się po moim ciele. Doszły do tego okropne dreszcze. Warknąłem cicho zaciskając powieki i zęby.-Przeproś ją...Powiedz, że ją...

-Powiem
-Nico? Powiedz mi teraz, ale tak szczerze. Co czujesz?- zakrył usta ręką po czym pierwszy raz naprawdę usłyszałem jak jego ciałem wstrząsnął szloch
-Percy proszę nie umieraj-nie wytrzymał i położył głowę na mojej klatce piersiowej. -Nie mogę stracić także Ciebie. Nie rób mi tego proszę...Błagam Cię. Na wszystkich bogów olimpijskich. Błagam.
-Nico..
-Nie nie próbuj się żegnać. Tato? Hadesie? Nie zabieraj go. Weź mnie! Błagam -Nico tulił się do mojej klatki piersiowej głośno szlochając.
-Do zobaczenia kiedyś w Elizjum Nico-Szepnąłem czując jak odpływam. Widziałem jak obraz się pomału zamazuje i wszystkie dźwięki stają się niemal niedosłyszalne.

I kiedy byłem na granicy poczułem się tak jakby ktoś oblał mnie zimną wodą. Przez chwilę świat stał się wyrazisty a dokładniej w momencie gdy wargi syna Hadesa dotknęły moich z bólem i nienasyconą tęsknotą.
Ostatnie słowa, które usłyszałem brzmiały :

-...Kocham Cię Percy Jacksonie.

Następnie z wrzaskiem spadłem w otchłań.

Hej pysie <3
Oto i napisałam miniaturkę o Percy'm Jacksonie i o moim braciszku z 13 Nicuxd
Ta...Percico.
Założyłam się z koleżanką ze napiszę całe opowiadanie o tej dwójce a ze chcę wygrać...zrobię to ! Więc jeśli są tu fani Percico będą mieli co czytać. A to jest taki wstęp do tej mojej przygody z nimi.
Oczywiście w miniaturce też był fragment dla fanów Percabeth !
Dobra ja może się już nie rozpisue bo godzina (1:17 mi nie służy xD)

Pozdrawiam xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro