Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Say "I Love You"

Razem z Louise znajdowałyśmy się na parkingu szkolnym rozkoszując się promieniami słonecznymi. Chwilę temu lekcje się skończyły, a ja czekałam razem z nią na jej chłopaka. Zostało półtorej miesiąca do wakacji, a temperatury w Los Angeles z dnia na dzień, rosły. Uwielbiam taką pogodę, ale nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu przestanę tu przychodzić.

- Basen u Ciebie aktualny? – zapytała. Spojrzałam w dół na szatynkę, która stała opierając się o murek, na którym ja siedziałam.

- Jasne.

- Muszę odebrać młodą z przedszkola, więc byłabym gdzieś tak za godzinę, może trochę dłużej – powiedziała. – Jakby moja matka nie mogła tego zrobić – mruknęła.

- Czego? – usłyszałyśmy. Obie spojrzałyśmy w stronę skąd dochodził męski głos. Luke uśmiechnął się szeroko podchodząc do nas.

- Odebrać Niny – odpowiedziałam.

- Znowu po nią jedziemy? – zapytał pochylając się i złożył pocałunek na ustach swojej dziewczyny, po czym stanął za nią obejmując ją ramionami wokół brzucha. Dziewczyna przytaknęła niechętnie na jego słowa.

- Naprawdę nie rozumiem, jakim cudem mała uwielbia twojego chłopaka, a Ciebie nienawidzi – zaśmiałam się. – To zabawne, że kiedy on przychodzi do Ciebie, ona się go czepia i przez dobre pół godziny nie możesz zostać sama z Luke'iem.

- To nie jest zabawne, to tragedia. Wiesz co ostatnio wymyśliła? Że wyjdzie za niego, jak będzie starsza – zaczęłam się śmiać. – Zaczęła wymyślać nawet jak będzie wyglądać ich ślub.

- Poważne plany jak na pięciolatkę. Woli starszych, to dobrze jej wróży – starałam się zachować, choć przez chwilę, powagę. Blondyn wyglądał na rozbawionego narzekaniem Lou. – Dobrze, że mu się jeszcze nie oświadczyła – zrobiłam zastanawiającą minę. – Chyba podrzucę jej ten pomysł jak będę u Ciebie. W XXI wieku kobiety przejmują pałeczkę.

- To oznacza, że zamierzasz mi się oświadczyć? – o mój Boże... Dlaczego mi to robisz? Czy ja zrobiłam coś złego, że stawiasz mi na drodze Hooda? Ja się pytam dlaczego?

- Słyszeliście coś? Chyba mi się zdawało...

- Oh daj spokój skarbie – brunet stanął naprzeciwko mnie tak, że udami opierał się o moje kolana, a dłonie ułożył na betonie po obu stronach moich bioder, pochylając się lekko w moją stronę. – Kocham tę twoją zadziorność.

- Nienawidzę tej twojej głupoty – odpowiedziałam wymuszając słodki uśmiech. – Serio? Musiałeś to tu przyprowadzić? – spojrzałam na blondyna. – I odsuń się ode mnie – przyłożyłam dłoń do jego klatki piersiowej i odepchnęłam go.

- Nie tak ostro kocie, zostaw takie zabawy na później – puścił mi oczko.

- Jezu Chryste... czy głupota jest zaraźliwa? – zmarszczyłam brwi. Nikt nie był w stanie zirytować mnie samą swoją obecnością oprócz niego. Był arogancki, zbyt pewny siebie, dobrze wyglądał temu akurat nie mogłam zaprzeczyć i na to narzekać, choćbym chciała, ale charakter, o z grozo, to zmora dla wszystkich ponadprzeciętnie inteligentnych kobiet. Ma mózg tam, gdzie teoretycznie nie powinien mieć, czyli między nogami.

Sięgnęłam po buteleczkę z jogurtem, który ledwo co upiłam, a już została mi zabrana. Spojrzałam z chęcią mordu w oczach na bruneta, który opróżnił ją kilkoma sprawnymi łykami.

- Okay, skoro pocałunek, co prawda pośredni, mamy za sobą przejdźmy od razu do konkretów, po co to przeciągać. U Ciebie czy u mnie? – poruszył znacząco brwiami.

- Calum, słońce choćbyś był ostatnim samcem na ziemi, wolałabym zginąć niż przedłużyć z tobą gatunek ludzki – usłyszałam tłumiony chichot.

- Pamiętasz w ogóle, jak to się zaczęło? – Louise spojrzała na swojego chłopaka. – Bo ja nie.

- Nie wiem – wzruszył ramionami. – Na początku nawet jakoś się dogadywali. Obecny stan rzeczy trwa jakieś dwa lata? – odchrząknęłam.

- Ja tu jestem i was słyszę. Obgadujcie mnie tak żebym o tym nie wiedziała, co?

- Kochanie, nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi – mój wzrok spotkał się z jego brązowymi tęczówkami. – Oh kochanie... powiedz w końcu, że mnie kochasz – przewróciłam oczami odwracając wzrok i starając się go ignorować, kiedy usilnie starał się złapać za moją dłoń, którą wyrywałam z jego, przy okazji szczerząc się jak głupi. Doskonale wiedział, że działa mi na nerwy i robił to specjalnie. Zeskoczyłam z murku i zabrałam swoją torbę, zawieszając ją na ramieniu.

- Wracam do domu. Do zobaczenia później Lou, pa Luke.

- A ja? – zignorowałam bruneta odwracając się i skierowałam się w stronę swojego samochodu. Usłyszałam za sobą gwizd, w odpowiedzi uniosłam pięść do góry i wystawiłam środkowy palec. – Kocham Cię! – prychnęłam.



Wylegiwałam się na leżaku przed basenem i łapałam promienie słońca. Miałam na sobie tylko dół od stroju kąpielowego, ale nie przejmowałam się tym za bardzo. Nikogo nie było w domu, a prawdopodobieństwo, że ktoś mnie tak zobaczy było znikome, jedyna osoba jaką miała tu przyjść była Lou, a takie opalanie się było dla nas normą.

Wystukiwałam palcami rytm o podłokietniki do muzyki leżącej w słuchawkach. Miałam wyśmienity humor. Był piątek, słoneczne popołudnie, początek weekendu, zero szkoły i ...

Zmarszczyłam brwi, kiedy źródło światła zostało zasłonięte. Otworzyłam oczy dostrzegając Hooda wpatrującego się w moje piersi. Spojrzałam na niego oburzona, od razu je zasłaniając.

- Co do chuja tu robisz?! - krzyknęła.

- Wiedziałem, że są niezłe, ale że aż tak - uśmiechał się przygryzając dolna wargę. - Oh nie zakrywaj ich. Ten widok był niezły – uśmiechał się w ten swój irytujący sposób. – Wstydzisz się? – wstałam szybko mierząc go surowym wzrokiem.

- Nie dla psa kiełbasa, możesz pomarzyć - sięgnęłam po górę od stroju i nie za bardzo przejmując się jego obecnością, założyłam ją. Przez cały ten czas czułam na sobie jego wzrok. - Co ty tu do cholery robisz? - powtórzyłam pytanie.

- Przyjechał z nami - usłyszałam szatynkę. Od razu na nią spojrzałam. Miałam ochotę ją zamordować, a jak doszłoby co do czego zginęłaby cała trójka.

- Żartujesz sobie że mnie?

- Nie, był z nami i tak jakoś wyszło – wzruszyła obojętnie ramionami. Może i jej nie przeszkadzała jego obecność, ale mi tak i to bardzo! Nie wspominając już o tym, że miała przyjechać sama, a nie z facetem i jego wkurzającym koleżką.

- Czy ja wyglądam Ci na żart?

- Jeden, wielki – burknęłam.

- Wielki to ja mogę być za twoja sprawką kochanie - fuknęłam z obrzydzeniem.

- Jesteś żałosny Hood.

- I tak Cię kocham.

- A ja Cię nienawidzę.

- Już, już spokojnie – dziewczyna stanęła obok nas. – Mam dla nas martini więc ciii – powiedziała patrząc na mnie.

- Zniszcz coś, a Cię wykastruję – zagroziłam.

- No i w końcu dobierzesz się do mojego rozporka. Ile można czekać? – przewróciłam oczami.

- Masz szorty na gumkę – szatynka prychnęła, a ja z powrotem zajęłam miejsce na leżaku, sięgając do niskiego stolika, gdzie leżały moje okulary przeciwsłoneczne, które założyłam. – Gdzie druga połowa Louke? – zapytałam patrząc na dziewczynę, która usiadła na drugim leżaku.

- Właśnie idzie – odpowiedział, a ja spojrzałam w kierunku domu, na blondyna, który niósł w jednej dłoni dwie butelki alkoholu, a w drugiej cztery szklaneczki. Rozgościł się. Nie miałam nic przeciwko, ale na moje nieszczęście, oznaczało to, że obecność Hooda tutaj się przedłuży.

- May, uśmiech – powiedział i gdyby nie moje okulary, zauważyłby jak przewracam oczami. Usiadł na leżaku swojej dziewczyny, a brunet usiadł na moim, przy moich nogach. Syknęłam cicho. Jak już tu musi być, to niech się chociaż trzyma z dala ode mnie. Ale spokojnie, zaraz się napiję i powinno być choć trochę lepiej. Ewentualnie go utopię. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu cisnącego się na moje usta. We trójkę spojrzeli na mnie dziwnie.

- Co Ci jest skarbie?

- Wyobraziłam sobie jak się topisz – odpowiedziałam całkiem poważnie, nie ukrywając uśmiechu. Nikt tego nie skomentował. Ta myśl poprawiła mi trochę humor. Dostałam szklaneczkę z martini i od razu ją opróżniłam.

- Nie wiem jak wy, ale ja idę do wody – powiedział Luke wstając. Ściągnął swoją koszulkę i odszedł w stronę basenu. Obie spojrzałyśmy wyczekująco na bruneta.

- Okay, też pójdę. Tylko nie plotkujcie o mnie – wstał. Złapał za krańce koszulki i powoli ją z siebie ściągnął. Cholera. Wcale nie lustrowałam wzrokiem jego klatki piersiowej, wcale. Nie moja wina, że był dobrze zbudowany! I miał tatuaże, które ogółem rzecz biorąc, uwielbiam.

- Możesz dotknąć – prychnęłam.

- Jeszcze się czymś zarażę – odwrócił się i wskoczył do basenu, przy okazji nas ochlapując. - Co za bachor – burknęłam.

- Gapiłaś się na niego.

- Nie na niego, tylko na jego ciało, a to różnica. Ciało jest niezłe, gorszy właściciel – odpowiedziałam. – Dlaczego twój chłopak musi się z nim zadawać?

- Znają się od małego.

- Aż dziwne, że nie zaraził się głupotą.

- A wiesz, co ja myślę? – spojrzałam na nią zdejmując okulary z nosa.

- Oświeć mnie.

- Że tak naprawdę go lubisz – spojrzałam na nią starając się nie roześmiać.

- Oh, oczywiście – prychnęłam.

- A nie? Widać, że was do siebie ciągnie. Wy po prostu lubicie robić sobie na złość.

- Jeśli kiedykolwiek do czegoś miedzy nami by doszło musiałabym być naćpana.

- Tak – mruknęła. – Przypominam Ci, że się z nim całowałaś – skrzywiłam się z obrzydzeniem.

- Nie przypominaj mi. Byłam pijana, bardzo pijana, to się nie liczy. Zresztą to było w drugiej klasie? Kiedy jeszcze nie znałam go od tej wkurwiającej strony. Gdyby tak zmienić mu charakter o sto osiemdziesiąt stopni...

- Tłumacz to sobie jak chcesz. I tak wiem, że na niego lecisz – prychnęłam.

Stałam przy barku przeglądając butelki z alkoholem. Nasza impreza nad basenem znacznie się przedłużyła, a było już po dziesiątej wieczorem, co z tym szło Hood wciąż tu był i wciąż mnie irytował, ale na szczęście alkohol robi swoje i nie zwracam tak na to uwagi.

Poczułam obejmujące mnie ramiona wokół brzucha i głowę opierającą się o moje prawe ramię. Westchnęłam głośno. Poprawka, nie zwracałam.

- Łapy przy sobie – burknęłam sięgając po butelkę z ginem. Jak na złość objął mnie jeszcze bardziej.

- Wiem, że tego chcesz skarbie – szepnął.

- Oh, rozgryzłeś mnie – powiedziałam odstawiając butelkę. Rozluźnił trochę uścisk, a ja odwróciłam się w jego stronę i objęłam jednym ramieniem jego kark, a jego dłonie znalazły się na moich biodrach.

- Od początku wiedziałem.

- Co wiedziałeś? – szepnęłam przybliżając się do niego. Stanęłam na palcach, a nasze nosy niemal się stykały. Wolną dłoń położyłam na jego nagim torsie i powoli kierowałam nią w dół, wzdłuż jego ciała.

- Że na mnie lecisz – złapałam go w kroku, przez co jęknął. Uśmiechnęłam się oblizując usta.

- Naprawdę? – znów zacisnęłam dłoń. Przeklął pod nosem, a ja mogłam poczuć jak twardnieje. Rezultat osiągnięty z taką łatwością. – Niestety, jesteś zbyt głupi Hood – odsunęłam się od niego. – Ew, musze zdezynfekować rękę.

- May – westchnął. Spojrzałam na niego.

- Oh, radź z tym sobie sam – wskazałam na jego krocze. – Ale nie w moim domu.

- Nie ważne jak bardzo będziesz dla mnie oschła, i tak Cię kocham.

- Lecz się – burknęłam. Zabrałam butelkę i skierowałam się do tylnego wyjścia. Opuściłam dom od razu dostrzegając Louise siedzącą okrakiem na kolanach Luke'a, którzy nie szczędzili sobie czułości. – Sorry nie wzięłam kamery, możecie poczekać z tym darmowym porno? – zapytałam, kiedy byłam już przy nich, przez co w końcu się od siebie odsunęli. Dziewczyna zachichotała.

- Gdzie Cal? – zapytał.

- Pewnie walczy ze wzwodem – wzruszyłam ramionami siadając na swoim leżaku i odkręciłam butelkę. Czułam na sobie ich wzrok. – No co? Nic nie zrobiłam.

- Macała mnie! – odwróciłam głowę aby spojrzeć na bruneta, który dopiero co wyszedł z domu.

- Dotknęłam twojego chuja przez gacie, a Ci stanął. Tego nawet nie można nazwać macaniem, kretynie.



Weszłam do sali od angielskiego i od razu skierowałam się do swojej ławki. To była druga lekcja, a ja jeszcze nie natknęłam się na Hooda, co było dziwnie. Zwykle nie zdążałam przekroczyć progu szkoły, a już się na niego natykałam i słuchałam kolejnej śpiewki na temat tego, jak bardzo mnie kocha. Nie wspominając już o tym, że potrafił napastować mnie SMSami, a nawet nie wiem skąd ma mój numer!

Westchnęłam z irytacją. Dlaczego ja się nim przejmuję? Przecież to kretyn. Po szkole rozniósł się dźwięk dzwonka, a do klasy wpadł zdyszany brunet. Rozejrzał się i napotykając mój wzrok uśmiechnął się szeroko. Podszedł do mnie i zajął miejsce obok.

- Chyba kpisz – burknęłam.

- Ciebie też miło widzieć kochanie. Tak bardzo marzyłem o tobie w nocy, że aż zaspałem – skrzywiłam się na jego słowa.

- Jesteś obrzydliwy. Nie musisz mnie informować o tym, że waliłeś w skarpetę – pochylił się w moją stronę i oparł brodę o moje ramię.

- Chcesz wiedzieć o czym myślałem? – zapytał.

- Nie – poruszyłam gwałtownie barkiem, przez co mu się oberwało.

- Okay, pani Smith nie ma – powiedział starszy mężczyzna wchodząc do klasy. Z tego co pamiętam uczy biologii, chyba. – Ale dała mi wytyczne dla was – rozejrzał się po sali. – Macie napisać rozprawkę na następne zajęcia – zaczął podawać jakieś kartki. – W parach, tak jak siedzicie w ławkach.

- Co? – spojrzałam z niedowierzaniem na nauczyciela, a później na bruneta.

- To u Ciebie czy u mnie kochanie? – puścił mi oczko.

- Zabijcie mnie – burknęłam, po czym walnęłam czołem o ławkę.

- Nie przejmuj się skarbie, to będzie czysta przyjemność.

- Raczej tortura.

- Torturą było czekanie aż ten dzień nadejdzie – spojrzałam na niego jak na idiotę. Co ten kretyn sobie wyobraża? Spojrzałam na kartkę z tematami.

- Bierzemy piątkę – powiedziałam.

- Pięć numerków, okay słońce. Dla Ciebie wszystko – podniosłam rękę.

- Tak? – nauczyciel spojrzał w moją stronę.

- Mogę zmienić partnera? – zapytałam.

- Jeśli ktoś jeszcze chciałby się zamienić.

- Oddam za darmo i nawet coś dorzucę – po klasie rozeszły się śmiechy.

- Ale ja nie chce – zaprotestował.

- Nikt Cię o zdanie nie pytał.

- Skarbie, mogłaś mi powiedzieć, że masz okres i mam się z tobą nie drażnić, chociaż wiem, że to uwielbiasz. Zmieniłaś już tampon czy Ci pomóc? – zamrugałam kilkukrotnie. To się nie skończy dobrze.

Kopnęłam w drzwiczki od szafki, które znów się zacięły. Szarpnęłam nimi, ale to też nic nie dało. Wszystko jest przeciwko mnie. Czy ja kogoś zabiłam i tego nie pamiętam, że wszechświat się na mnie teraz mści?! Jęknęłam podirytowana i znów kopnęłam metalowa powłokę.

- Ej, ej księżniczko, bo coś sobie zrobisz – spojrzałam zła w bok.

- Zaraz tobie coś zrobię – warknęłam.

- Już, już spokojnie – złapał mnie za biodra i odsunął na bok. Podszedł do mojej szafki i jednym szarpnięciem otworzył ją.

- Jak?

- Praktyka, moja droga.

- Dzięki – podeszłam do szafki i sięgnęłam po torbę aby wyjąć z niej lunch.

- O mój Boże, chyba się rozpłaczę – otworzył szafkę oddaloną od mojej o trzy. No tak, prawie zapomniałam, że świat jest przeciwko mnie. – Podziękowałaś mi, to duży krok ku naszej wspólnej przyszłości kochanie.

- Czego? – prychnęłam. – Przestań ćpać.

- Jestem naćpany miłością do Ciebie skarbie – puścił mi oczko. Dobijcie mnie.

- Skończ z tym w końcu Hood.

- Z czym? Moja miłość jest prawdziwa kochanie. Nie rozumiesz jak bardzo Cię kocham?

- Długo jeszcze będziesz w to pogrywał?

- Nie pogrywam i nie przestanę, dopóki nie powiesz kocham Cię.

- Marz dalej – zatrzasnęłam drzwiczki szafeczki i odeszłam kierując się na dół, aby wyjść na zewnątrz, gdzie pewnie czekała już na mnie Louise. Skierowałam się w stronę schodów.

- Ej, ale musimy się umówić – dogonił mnie i zrównał ze mną kroku. – Zresztą jemy razem lunch.

- Nie przypominaj mi. Dobra. – zatrzymałam się i spojrzałam na niego. – Dzisiaj, u mnie, o piątej. I przestań w końcu gadać.

- Dzisiaj? Szybka jesteś skarbie – posłałam mu mordercze spojrzenie. – Okay, okay. Już jestem cicho. Kochanie.



Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc powoli, nie spiesząc się, zeszłam na dół. Miałam złe przeczucia co do tego. Sięgnęłam do klamki i otworzyłam je. Brunet uśmiechał się od ucha do ucha. Jednak trafił, liczyłam na jakiś nieszczęśliwy wypadek po jego drodze tutaj czy coś. Odsunęłam się robiąc mu przejście i zamknęłam z nim drzwi.

- Są twoi rodzice?

- Nie – odpowiedziałam obserwując jak ściąga buty.

- To świetnie.

- Nie wątpię – mruknęłam bez przekonania. Wiecznie ich nie ma. – Chcesz coś do picia? Na górze mam sok, więc jeśli chcesz coś innego to...

- Nie, w porządku – wzruszyłam ramionami i skierowałam się na schody.

- Nie gap się.

- Ja się nie gapię – cmoknął ustami.

- Oh, gapisz się. Czuje twój wzrok na tyłku.

- Masz bardzo ładne szorty, ale bez nich byłoby Ci lepiej – stanęłam u szczytu schodów i spojrzałam na niego z góry.

- A co, chcesz przymierzyć?

- Przebieranie w babskie ciuchy mnie nie kręci skarbie – pokonał kilka schodów, aż stanął na ostatnim. Nasze ciała niemal się stykały, a wzrok był prawie że na tym samym poziomie. Jego był nieznacznie wyżej. O nie, nie odpuszczę tak łatwo. Spojrzałam pewnie w jego oczy. Czułam jego oddech na swoich ustach. – Za to ty bez, bardzo – szepnął. Wzdłuż mojego kręgosłupa przeszedł dreszcz. Uśmiechnęłam się słodko.

- Niestety skarbie, jesteś tu po to aby napisać pracę na angielski.

- Mamy cały tydzień, jeszcze zdążymy się nią zająć. Nie można marnować takiej okazji – na jego usta wstąpił kąśliwy uśmieszek.

- Chyba się nie zrozumieliśmy – strzepnęłam jego dłoń ze swojego ciała, zaraz po tym jak położył ją na moim biodrze. – Spotykamy się ten jeden, jedyny raz żeby odrobić pracę domową. Więcej takich okazji, jak to nazwałeś, nie będzie – odwróciłam się na pięcie i byłam pewna, że oberwał moimi włosami po twarzy. Skierowałam się do swojego pokoju, którego drzwi były otwarte. Pisnęłam przerażona, kiedy moje nogi oderwały się od podłogi, a ten wziął mnie na ręce. – Co ty odpierdalasz Hood?!

- Skoro to jedyna okazja – wszedł do odpowiedniego pomieszczenia i chwilę później leżałam na łóżku, a ten usiadł na mnie okrakiem.

- Nawet nie próbuj nic... - zatkał mi usta swoimi, a jego język sprawnie dostał się do mojego. Cholera jasna, całował tak dobrze, że trudno było się oprzeć. Zaczęłam oddawać pocałunki i czułam jak się uśmiecha. – Ani... słowa – szepnęłam między pocałunkami. Zszedł nimi na szyję, a ja westchnęłam głośno kiedy przygryzł skórę na niej.

- Odnoszę wrażenie, że ci się podoba – wyprostował się i spojrzał na mnie.

- Tobie również – zerknęłam na jego krocze. – Więc może się zamknij i działaj, zanim zmienię zdanie – burknęłam, łapiąc za jego koszule i podciągając się, ściągnęłam ją rzucając na bok.

- Oh, kocham cię kocie – mruknął i złączył nasze usta.

- A ja cię nienawidzę – zaśmiał się. Rozpiął zamek mojego topu znajdujący się na plecach i ściągnął go, odsuwając się trochę. Opadłam z powrotem na łóżko.

- Wow – jego dłonie znalazły się na moich piersiach, które zacisnął lekko, a kciukami potarł sutki, przez co westchnęłam. – Wow – powtórzył.

- Zachowujesz się jakbyś pierwszy raz cycki macał.

- Twoje, tak. Daj mi się nacieszyć - pochylił się i zacząć składać na nich pocałunki, by po chwili wziąć lewy sutek do ust. Z mojego gardła wydobył się jęk kiedy zaczął je ssać. Sięgnęłam dłońmi do zapięcia jego spodni i rozpięłam je, po czym wsunęłam dłoń pod jego bokserki. Już był twardy. Jęknął, kiedy moja dłoń znalazła się na jego członku. – Cholera. – ponownie złączył nasze usta, oddychające szybko. Rozpiął moje szorty i odsunął się ode mnie. Ściągnął je wraz z bielizną, tak samo jak i swoje. – Jesteś taka piękna, skarbie – jego dłoń znalazła się na najczulszym punkcie w moim ciele, który zaczął pocierać. Zacisnęłam dłonie na pościeli.

- Masz prezerwatywę? - zapytałam.

- Kurwa, nie sądziłem, że mi na to pozwolisz - przewróciła oczami.

- Szuflada – wskazałam na tę w szafeczce nocnej obok łóżka. Sięgnął do niej otwierając ją i wyją foliową paczuszkę. Spojrzał na mnie pytająco. - Spokojnie, to nie z myślą o tobie - mruknęłam. - Ahh - z moich ust wydostał się dość głośny jęk, kiedy wsadził we mnie jednego palca.

- Robiłaś to już?

- Tylko w marzeniach możesz być moim pierwszym.

- Czy ty choć przez chwilę potrafisz być milsza? - rozerwał zębami paczuszkę i założył prezerwatywę.

- Nie dla ciebie.

- I tak wiem, że mnie kochasz.

- Raczej nienawi... ahhh - wszedł we mnie jednym sprawnym ruchem. - Mógłbyś ostrzegać.

- Dla twoich jęków, nie ma mowy - wycofał się powoli i ponownie, gwałtownie we mnie wszedł. Oparł się jedną dłonią o zagłówek łóżka, a drugą ułożył na moim biodrze. Drażnił się ze mną obserwując mnie uważnie. Najgorsze było to, że sprawiało mi to wiele przyjemności.

- Calum...

- Postępy, użyłaś mojego imienia.

- Nienawidzę cię - pchnął mocniej, a ja westchnęłam wciskając głowę w poduszkę.

- Oh czyżby? - wyciągnęłam w jego stronę ręce, na co uśmiechnął się z satysfakcja. Pochylił się, a ja objęłam jego kark i wplotłam dłonie w jego włosy. Złączył nasze usta w pocałunku, przyspieszając ruchy biodrami. - Cholera... - palcami jednej z dłoni zaczął znów pocierać najczulszy punkt w moim ciele. Jęknęłam wprost w jego usta czując niesamowitą przyjemność rozchodzącą się po całym moim ciele. - May - wszedł we mnie mocnym pchnięciem i opadł na mnie. Czułam jego rozgrzany, przyspieszony oddech na mojej szyi. Cholera, to było dobre. Za dobre. Powoli wysunął się ze mnie, wypuściłam głośniej powietrze z ust, kiedy już go nie było. Ściągnął prezerwatywę, zawinął w chusteczkę, która leżała na stoliku nocnym i rzucił to na podłogę. Opadł na łóżko obok mnie i objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie.

- Jak było? - zapytał, składając pocałunek na moim ramieniu.

- W miarę - przecież nie powiem mu prawdy. Prychnął tylko.

- Wiedziałem.

- Co?

- Że twoje nienawidzę, to tak naprawdę kocham.

- Uderzyłam Cię w głowę podczas seksu?

- Przyznaj to, powiedz kocham Cię.

- Nigdy.





To by było na tyle :D Mam nadzieję, że wytrwaliście do końca (chociaż wcale takie długie nie było) i że się podobało :)

Cay Rules! ♥

Lov U ♥





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro