Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

To wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. Gdyby tylko on rozegrał to inaczej. Gdyby mnie kochał. Albo gdyby nigdy nie spojrzał w moją stronę. Byłabym sama... ale nie wiedziałabym czego nie mam. Czułabym tylko brak. Ale teraz, gdy stoję w ciemności, czuję pustkę. Określoną pustkę. Wiem co zostało mi zabrane. 

Ale nie żałuję. Tego, że się mną bawił. Że każdego dnia pozbawiał mnie tlenu. Że powoli obdzierał mnie ze skóry. Gdyby ktoś dał mi dzisiaj wybór, pozwolił cofnąć czas - nie chciałabym tego. Poprosiłabym tylko o litość dla mojego serca, bo wiedziałabym już co je czeka. 

Robię krok do przodu. Mam ochotę krzyczeć. Wołać go. Ale wiem, że nie przyjdzie. Jestem sama - już na zawsze. Przez całe swoje życie nie nauczyłam się tylko jednego - zmieniania biegu czasu. Pewnego dnia pochowają mnie pod tym chodnikiem, nie daleko kościała, w którym on wziął ślub z kobietą, która dostała cały mój świat. Póki co przysługuje mi tylko prawy zemsty. Za brutalność, zabawę i brak litości. 

Czy to nie paradoks, że chcę mścić się za coś czego nie żałuję?


05.11.1893r.

W panice wybiegłam z budynku. Jaspara nigdzie nie było. Po kilku dniach sielanki po prostu wyszedł w środku nocy, zostawiając niemal wszystkie ubrania w domu, w tym buty.

- Jaspar! - krzyknęłam. Odpowiedziała mi cisza.

Przebiegłam kilka ulic, zaglądając w każdy możliwy zaułek, by sprawdzić czy gdzieś nie znajdę półnagiego mężczyzny. Ale to na nic. Nie było go.

Nie wiedziałam gdzie go szukać. Czułam tylko coraz większą panikę. Kto może wiedzieć? Kto może znać go na tyle dobrze by...

Zmroziło mnie.

Była tylko jedna taka osoba.

Kobieta, która z pewnością teraz mnie nienawidziła.

Ale przecież ona też go kocha. 

Więc powinna to zrobić. 

Nie dla mnie.

Dla niego.

Niemal na ślepo przebrnęłam przez kolejne ulice i zaczęłam walić w drzwi.

- Państwo Kingsley nie przyjmują gości o tej porze... - powiedział lokaj, gdy w końcu otworzył drzwi.

- To sprawa życia i śmierci! - warknęłam, przepychając się obok niego. - Marie! Marie, rozkazuję Ci! Przyjdź tutaj! - ryknęłam na cały głos. To nie była pora na uprzejmości.

Nie musiałam długo czekać, by Marie się pojawiła. Biegiem pokonała schody i niemal upadła skręcając. Byle jak najszybciej wykonać rozkaz. Po raz pierwszy nie dało mi to satysfakcji.

- Musisz znaleźć Jaspera! Wyszedł w środku nocy, mamrocząc od rzeczy. Znajdź go!

Oczy dziewczyny rozszerzyły się w niemym przerażeniu, ale nic nie powiedziała. Złapała płaszcz i wybiegła w noc. 

- Co się dzieje?

- Co to za hałasy?

Najwyraźniej przez przypadek obudziłam też rodziców Marie.

- Do łóżek! - poleciłam i ruszyłam za Marie.

Nie zamierzałam sprawdzać czy wykonali polecenie. Wiedziałam, że to zrobią. W tamtej chwili nie miał tyle siły by mi się przeciwstawić.

Przez kilka następnych godzin wędrówałam od domu Marie do swojego i z powrotem. Gdy zaczęło jaśnieć zza zakrętu wyszedł Jaspar, bosy i bez koszuli, ale cały i zdrowy. Wspierał się na Marie. Ona też była niemal nieubrana. W innych okolicznościach ta dwójka arystokratów, paradująca po Londynie niemal nago przyprawiła by mnie o wybuch śmiechu. 

Ale nie wtedy.

Biegiem pokonałam dzielącą nas odległość.

- Jaspar, kochany! Co się stało? - przytuliłam go.

Odepchnął mnie i skinął w kierunku Marie. Dziewczyna rzuciła mi chłodne spojrzenia i weszła do domu.

Zostaliśmy sami.

- Joanie, to był błąd - powiedział sztywno. 

- Wychodzenie bez ubrań w środku nocy nigdy nie jest dobrym pomysłem - zgodziłam się.

Staliśmy w odległości jednego kroku, ale miałam wrażenie, że oddziela nas o wiele więcej.

- Nie... to było głupie z mojej strony, zostawić Marie. Zaręczyliśmy się w wieku siedemnastu lat. Nie mogę jej zostawić. Ja... wciąż ją kocham. Zawsze ją kochałem.

Czułam łzy zbierające się pod powiekami. Zamrugałam by nie stracić go z oczu.

- Romans z tobą... to był kaprys. Od czasu do czasu wpadam na jakiś głupi pomysł i go realizuję. Wybacz mi.

Nie byłam w stanie się ruszyć. Po raz pierwszy czułam jakbym to ja otrzymała bezwzględny rozkaz. Jakbym to ja była bezwolną marionetką.

- Zapomnij o mnie, Joanie. I trzymaj się od nas z daleko - minął mnie i wszedł do domu Marie.

Przez kilka chwil stałam na chodniku, ze łzami w oczach, wokół rozjaśniającej się ciemności. Ale wewnątrz mnie nic się nie rozjaśniało. Wręcz przeciwnie, dla mnie robiło się coraz ciemniej. 

Ruszyłam przed siebie. Możliwe, że uszkodziłam kilka rzeczy po drodze, nie jestem pewna, bo wszystko co się działo od tamtej chwili do wejścia do domu pamiętam jak przez mgłę.

W głowie tłukła mi się tylko jedna myśl.

Już nikt nigdy mnie nie zostawi.

- Gabriel! - wykrzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam. - Victor! Jacquel! Mirabell!


05.11.2016r.

- Gabriel! - wparowałam do kolejnego pokoju.

Na moje szczęście, Gabriel wreszcie się znalazł.

- Co się stało? - jak zwykle siedział pochylony nad biurkiem.

- To dzisiaj.

- Możesz wyrażać się jaśniej? - odłożył długopis i na kilka chwil zyskałam jego pełną uwagę.

- Dzisiaj zginie ostatni Dębski.

- Tylko tyle? Od ponad stu lat mówisz tylko o nich. Żadna nowość.

- Tego zabijesz ty - gdy na twarzy Gabriela pojawiło się zainteresowanie, wiedziałam, że trafiłam.

- Przez to że nigdy po 1893 nie spotkaliśmy Jaspara nie pomściłeś mnie, co mi obiecałeś - położyłam mu dłoń na ramieniu. Kontakt fizyczny to coś na co nie zdobyłam się od dawna. - Zrób to dla mnie. Zabij Krystiana Dębskiego. Jeśli Jaspar się nie pojawi, dam sobie spokój. Uznam, że nie żyje. Ruszę dalej. Wszyscy ruszymy.

Wyraz twarzy Gabriela złagodniał. Oczy spojrzały na mnie z politowaniem.

Nie wierzył, że tak po prostu przyjmę, że Jaspar nie żyje.

- Nie masz pojęcia o czym mówisz, Asiu.

Drgnęłam. Nie nazywał mnie tak odkąd pierwszy raz zabiłam.

- Wiem doskonale. Przysięga krwi... przestanie was wiązać. Wszystkich. O ile zrobicie to razem.


Plan był prosty. I w swojej prostocie bolesny. Victor, Gabriel, Mirabell i Jacquel są związani przysięgą krwi. Nie opuszczą mnie póki nie uznam, że krzywda jaką wyrządził mi Jaspar, została pomszczona. Jaspar i Marie zniknęli i już nigdy ich nie spotkaliśmy, choć przeszukaliśmy cały świat. Zaczęłam więc mścić się na własną rękę. W sposób nie przynoszący satysfakcji, choć rozpraszający nudę. Ale jeśli to oni zabiją Krystiana, a ja uznam, że wywiązali się z przysięgi, nastąpi koniec. Będą wolni.

A ja sama.

Bardziej niż kiedykolwiek przedtem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro